Rewizja osobista
Dokonało się.
Już tu nie mieszkam,
ale pamiętam podwórko na Fornalskiej
i okno na parterze,
w którym przesiadywał ten facet.
Częstował nas lizakami.
Był groźniejszy
niż Hupka i Czaja
w tamtej epoce
ulicznych saturatorów,
zmaz nocnych
i wodza Apaczów aus Deutschland.
Hände hoch!
Wszystko widziałem.
Otwórz usta, wystaw język,
opróżnij kieszenie.
Musimy się mieć
na baczności,
wojenne ścieżki
prowadzą do domu.
Dzieciństwo ma swoje upiory. Kiedy byłem dzieckiem, telewizja, radio, szkoła straszyły mnie nazwiskami dwóch zwyrodnialców, którzy lada chwila mieli wtargnąć na moje podwórko, wyłamać drzwi, zatruć studnię, zabrać moje zabawki – byli to Hupka i Czaja, zachodnioniemieccy rewizjoniści. Bałem się ich, śnili mi się po nocach. W tym samym czasie rodzice przestrzegali mnie przed pewnym miłym panem na parterze, który dzieciom rozdawał cukierki. Jakie oczy ma strach? A z której strony świata nadejdzie?
Frutti di mare
Pizza w Ustce z owocami morza,
a za oknem morze, ale bez owoców.
Martwe? Żaden powód do zmartwień.
Przyjemnie popatrzeć
na przyjezdne Polki w wydaniu topless
i otwarty horyzont
w roli tła z metą w Szwecji.
Marne szanse na połów. Konkurencja
komarów i śródlądowych marynarzy
z marskością wątroby, którym marzy się
wszystko, tutti frutti, en bloc. Po co
za horyzont? Wystarczy popatrzeć,
gdy bezowocne morze wynosi nas
fala za falą na brzeg.
piz-za-w-ust-ce to słowa przypominające terkot samochodu, który nie może zapalić – a kiedy już zapali, wyłania się wiersz o jałowych popołudniach, leżakowaniu na plaży, bezradnym oglądactwie i o życiu niemożnością podszytym.
Kronika sportowa
Madonna wisi nad łóżkiem Maradony,
to obrazek z koncertu w drodze do Betlejem.
Jej naga pięta przygniata węża,
w którego skórę oblekł się Latynos.
Idę za tobą, choć to nie twój krok,
kiedy się odwrócisz, będę szukał dalej.
Immaculata, Dolorosa, Assunta -
imiona zmieniają się jak rekordy świata.
Kto rzucił oszczepem 88,54 w Monachium?
Jaki wynik miał El Guerroy w Stuttgarcie?
Kto wie, gdzie dzisiaj mieszka
Louise Veronica Ciccone?
Bożyszcze tłumów schodzi z boiska,
stadiony wyją w chórze anielskim,
a Boniek kseruje Kronikę sportową
dla swoich jedenastu.
Słyszałem kiedyś w telewizji Diego Maradonę, który mówił, że przed każdym meczem myśli o Madonnie. Pogubiłem się: przez chwilę byłem pewien, że mowa jest o amerykańskiej ikonie popkultury, która naprawdę nazywa się Louise Veronica Ciccone, potem dopiero zdałem sobie sprawę, że może jednak chodzi o inną Madonnę, występującą często pod różnymi, łacińskimi imionami. Żyjemy w czasach, w których wszystko dezaktualizuje się tak szybko jak kronika sportowa – kto dziś pamięta wczorajsze rekordy? Kiedy pisałem ten wiersz, Boniek był jeszcze selekcjonerem kadry narodowej.
Martwa kultura z oliwkami
zostałem
bo tu mieszkam
na stole
na pół rozcięte brzoskwinie
pokazują wszystko
bez skórki
obok półmisek
drylowanych hiszpańskich oliwek
otwieracz do konserw
i otwarte konserwy
w powietrzu przesyt po gościach
którzy wyszli na dobre
czeszesz włosy
po raz drugi dziś w nocy
nic nie mówię
mam język bardzo zajęty:
piję colę
przez słomkę
Dawni malarze dostrzegali erotyzm w pudle rezonansowym lutni lub w rozciętych na pół brzoskwiniach. A co z mechanicznie drylowanymi oliwkami, co ze słomką, która nie ze słomy jest, ale z plastiku? Jak ma podniecać, skoro nie podnieca (albo podnieca inaczej)?
Evviva (wiersz trzeci)
W wierszu
jak w krematorium
nic co ludzkie,
kochanie.
Sztuka jest sztuką
spopielania,
po której pozostaje
biały piasek
twojego języka,
zębów, dziąseł,
warg, wiązadeł,
podniebienia.
Czasami mam wrażenie, że wiersz to taka piekielna maszyna, przez którą przechodzi człowiek, po to, by zostało z niego – z jego ciała, z jego głosu, z całego skomplikowanego aparatu mowy – kilka liter na białym papierze.