POETYCKA KSIĄŻKA TRZYDZIESTOLECIA: REKOMENDACJA NR 19
debaty / ankiety i podsumowania Piotr KępińskiGłos Piotra Kępińskiego w debacie „Poetycka książka trzydziestolecia”.
WięcejKomentarze Tadeusza Nyczka, Piotra Kępińskiego, Mariana Stali, Andrzeja Skrendy i Roberta Rybickiego
Różewicz nigdy nie był optymistą, jego czarne widzenie świata datuje się już od pierwszego tomu wierszy. Ale też nigdy nie stracił specyficznego, nieco zjadliwego poczucia humoru, czasem bliskiego wyrafinowanej ironii, czasem ostrego szyderstwa. Kot w worku jest idealnym przykładem równowagi między egzystencjalną rozpaczą, nawet desperacją, a gorzką groteską pastwiącą się nad płytkością i degeneracją naszego współczesnego świata. Różewicz za cel swoich szyderstw obrał sobie trzy naraz kwestie: kulturę masową z jej poznawczym banałem, język zwykłej komunikacji zamieniony w totalny śmietnik, i łatwość, z jaką kreuje się dziś „gwiazdy” kultury i sztuki. Jest to być może najbardziej zwariowany treściowo i gatunkowo zbiór znakomitego poety, świadczący o niespożytej energii twórczej pisarza, który zamiast osiąść na laurach, wciąż dziarsko wojuje z wszechobecnym głupstwem.
Tadeusz Nyczek
Różewicz niczego się boi. Granice ma za nic. Sam je tworzy lub znosi. Ma słuch do świata i do ludzi. W tej poezji przerażenie, ironia i śmiech doskonale się przenikają. I to jest kwintesencja naszej rzeczywistości. Posłuchajcie, jak dzisiaj mówią ludzie. Oni posługują się takim właśnie językiem. I z nich Różewicz trochę sobie błaznuje. Ale ta błazenada, czasami bardzo urocza, jest w istocie gorzką definicją galopującej ignorancji, chamstwa, głupoty i polskich obsesji.
Piotr Kępiński
Najnowsza książka Tadeusza Różewicza jest workiem z różnościami, które poeta wyjmuje z „szuflady wyobraźni” i na naszych oczach układa w zarys nigdy niegotowej, zawsze nieokreślonej całości. Ale też: ów worek, wraz z jego zaskakującą zawartością, jest dziełem w toku (work in progress), fragmentem wielkiego przedsięwzięcia, które Różewicz realizuje od momentu napisania pierwszego wiersza, od siedemdziesięciu lat. Istotą tego przedsięwzięcia jest, jak czytamy w poruszającym poemacie „Credo”, poszukiwanie poezji w świecie pozbawionym prawdy.
Pierwszym, podstawowym żywiołem Kota w worku jest śmiech. Ten Różewiczowski śmiech bywa bezinteresowny i dobroduszny, znacznie częściej jednak jest sarkastyczny, ostry, ciemny w tonacji. Ten śmiech prowadzi nas w sam środek dzisiejszego świata, w sam środek języka kształtowanego przez pozorną rzeczywistość mediów, polityki i sztuki naszych dni. Śmiejący się poeta staje się (raz jeszcze przywołam „Credo”) kimś pochylonym „nad mętną, gnuśną, pełną odchodów rzeką życia”. Staje się przenikliwym analitykiem tej współczesności, która zbyt często wymyka nam się z rąk.
Tego głosu nie można pomylić z żadnym innym. Tej książki nie można ominąć.
Marian Stala
Mowa na skraju bełkotu. Rzeczywistość wydrążona z treści. Śmiech, który zamiera na ustach. Takie wnioski nasuwa lektura najnowszych wierszy Różewicza. Udramatyzowane, satyryczno-groteskowe formy poetyckie zawarte w tej książce przypominają niekiedy „Teatr niekonsekwencji” – i są podobnie odkrywcze. Pozornie to tylko wściekłość (poety) i wrzask (medialnego świata). Ale ile trzeba mieć fascynacji tym, co obrzydza, aby napisać taką książkę!
Andrzej Skrendo
Rozmawiając, pisząc, komentując książkę lub o książce Kup kota w worku (work in progress) wypada pomyśleć o dziele dziejącym się, w przeciwieństwie do kategorii dzieł skończonych, które (jeśli „ontologicznie” mogą) sprawiają wrażenie, jakby prawo do bycia zamkniętym w formie miało swój główny cel w byciu zamkniętym w formie. W wypadku Kup kota… dzianie się dzieła wynika ze świadomości faktu („faktu”), że dzieło jest wynikiem umowy między stronami. Nie: umówiliśmy się o dzieło, ale: że dzieło – poddając w wątpliwość umowę. Przecież dzieło mogłoby nie powstać, a intencja czytelnika nigdy nie zjawiłaby się zmysłom. Chyba, że czytelnicza perspektywa intencjonalna. Co na to ci, co odbierają parodię bluzgoblogu, a zwłaszcza ci nominowani do nikiki nike kiki, którym bliżej do blogu niż rzetelnego monologu? Bo rozpad jezyka, jakim się posługuje Różewicz, rozpad procesu twórczego, staje się czymś cennym badawczo.
Siłą uderzeniową tej książki jest kompozycja: rzekome rozbicie na prozo‑, dramato‑, poezjopodobne kształty – a tak naprawdę próba zatarcia genologicznych granic w obrębie samego zjawiska literatury. W samych „wierszach” załamaniu ulega kadencja i antykadencja; w „prozach” zatarciu ulegają mowy (zależne, niezależne) i narracje. Style przepływają przez siebie nawzajem, warkoczowato się przeplatają; nie jest to strategia, ale poddanie strategii pisarskiej żywiołowi pisma. Można ten tom potraktować jako kolejny efekt pracy nad metodą twórczą. Włączenie parodii prozy Filipowicza jest dopełnieniem – częścią konceptu (można to odebrać jako zderzenie mocy przerobowych języka obecnego i sprzed trzydziestu lat). Może się też przypomnieć figura Proteusza, do którego się porównywał niegdyś niejaki Jan Kochanowski.
Jaki jest tu więc światopogląd podmiotu? Bardziej może dystans jako światopogląd, a nie część światopoglądu? Parodia sama w sobie zakłada przecież dystans do parodiowanego obiektu. W tym momencie tekst parodiowany jest jak jakiś kryl, który wpada w fiszbiny wolno sunącego wieloryba. I krylowi ciężko się z tego otrząsnąć. O ile coś z niego zostanie.
Robert Rybicki
Urodzony 13 września 1952 roku w Tarnobrzegu. Historyk literatury, eseista, krytyk. Profesor na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego, współpracownik „Tygodnika Powszechnego”, juror Literackiej Nagrody Nike (2006-2008). Laureat Nagrody Fundacji im. Kościelskich (1991) oraz im. Kazimierza Wyki (1998). Mieszka w Krakowie.
Urodzony w 1964 roku. Poeta, krytyk literacki. Były szef działu Kultura w „Dzienniku”, kierował redakcją Kultury w „Newsweeku”. Mieszka w Warszawie.
Urodzony w 1946 roku. Krytyk literacki, teatralny i plastyczny. Mieszka w Krakowie.