wywiady / o książce

Tajemnicze zaułki Williamsa

Julia Fiedorczuk

Julia Hartwig

Rozmowa Julii Fiedorczuk z Julią Hartwig, towarzysząca ukazaniu się książki Spóźniony śpiewak Williama Carlosa Williamsa w przekładzie Julii Hartwig, wydanej w Biurze Literackim w 5 stycznia 2009 roku, a w wersji elektronicznej 10 kwietnia 2019 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Julia Fie­dor­czuk: Jest Pani autor­ką bar­dzo wie­lu cenio­nych prze­kła­dów poetyc­kich. Udo­stęp­ni­ła Pani pol­skim czy­tel­ni­kom wier­sze auto­rów takich, jak Apol­li­na­ire, Cen­drars, Jacob, Moore, Gins­berg, Plath i wie­lu innych. W jaki spo­sób opi­sa­ła­by Pani pra­cę tłu­ma­cza i zwią­za­ne z nią wyzwa­nia?

Julia Har­twig: Choć lista prze­ło­żo­nych prze­ze mnie utwo­rów, zarów­no pro­za­tor­skich, jak i poetyc­kich, jest sto­sun­ko­wo obszer­na, nigdy nie uwa­ża­łam się za tłu­ma­cza zawo­do­we­go. Zawsze, aż do dzi­siaj, czu­ję się tłu­ma­czem-ama­to­rem, tłu­ma­czą­cym nie­ja­ko na mar­gi­ne­sie twór­czo­ści wła­snej.

Od tłu­ma­czeń poetyc­kich odcho­dzę i powra­cam do nich. Nie pamię­tam, żebym robi­ła je kie­dy­kol­wiek na zamó­wie­nie, choć taki cha­rak­ter miał mój debiut w wyda­nej przez Ada­ma Waży­ka w roku 1947 Anto­lo­gii Poezji Fran­cu­skiej, w któ­rej zna­lazł się mój prze­kład poema­tu W ser­cu świa­ta Bla­ise Cen­drar­sa, poety, z któ­rym od tam­tej chwi­li już się nie roz­sta­wa­łam.

Od zamó­wień była pro­za, ese­isty­ka, listy lub roz­pra­wy. Myślę tu o pro­zach Apol­li­na­ire­’a, o jego Poecie zamor­do­wa­nym i o Listach do Made­le­ine, o pisa­nych po fran­cu­sku Listach Cho­pi­na, o Dzien­ni­ku Dela­cro­ix, o Listach Rim­bau­da, o wstę­pie do Ency­klo­pe­dii D’A­lem­ber­ta i Liście o Ślep­cach Dide­ro­ta.

Wszyst­kie wymie­nio­ne tu książ­ki, któ­re zali­czam, naj­sze­rzej bio­rąc, do pro­zy, miesz­czą się w krę­gu bli­skich mi obsza­rów kul­tu­ry, toteż nad ich prze­kła­da­mi pra­co­wa­łam bez przy­mu­su. Naj­chęt­niej jed­nak i z naj­więk­szym zaan­ga­żo­wa­niem podej­mo­wa­łam zawsze tłu­ma­cze­nia wybra­nych poetów, bli­skich mi, lub szcze­gól­nie mnie inte­re­su­ją­cych… Wśród nazwisk, któ­re Pani wymie­ni­ła, znaj­du­ją się poeci fran­cu­scy i ame­ry­kań­scy. Z jed­nej stro­ny Apol­li­na­ire, Max Jacob, Cen­drars i Pier­re Rever­dy, z dru­giej Marian­ne Moore, Wil­liam Car­los Wil­liams, Sylvia Plath, Eli­za­beth Bishop. Są to nazwi­ska twór­ców wybit­nych i zna­czą­cych, ufor­mo­wa­nych na kształt epo­ki, w któ­rej żyją, a zara­zem współ­two­rzą­cych jej obraz.

Jakie cele sta­wia­ła sobie Pani spo­lsz­cza­jąc utwo­ry fran­cu­skich i ame­ry­kań­skich poetów?

Nasze dzia­ła­nie w sztu­ce nie zawsze, a nawet powie­dzia­ła­bym – rzad­ko wyni­ka z pobu­dek racjo­nal­nych. Czy tłu­ma­cząc pró­bu­ję swój wła­sny podziw dla wybra­ne­go poety prze­ka­zać innym? Nie­ja­ko podzie­lić się nim? Z pew­no­ścią sil­na jest w nas i taka potrze­ba, ale nie sądzę, by była ona decy­du­ją­ca. Przy­czy­na głęb­sza bie­rze się z potrze­by prze­zwy­cię­że­nia barie­ry obco­ści języ­ko­wej, dzie­lą­cej nas od prze­ży­cia, jakie budzi wiersz, nad­ro­bie­nie wia­ry­god­no­ści odbio­ru w języ­ku, któ­ry nie jest naszym wła­snym. Chce­my nie­ja­ko to prze­ży­cie zawłasz­czyć, doko­nu­jąc na nim aktu, któ­ry nazwać by moż­na gwał­tem języ­ko­wym.

Jaskra­we porów­na­nie, jakie­go tu uży­wam, pozwa­la spoj­rzeć na tłu­ma­cza od innej stro­ny, czę­sto prze­mil­cza­nej. Myślę o prze­wi­dy­wal­nej i nie­unik­nio­nej klę­sce, któ­ra sta­je się udzia­łem tłu­ma­cza, nigdy bowiem nie osią­gnie­my dosko­na­ło­ści poetyc­kie­go wzo­ru, nie zbli­ży­my się do jego iden­tycz­no­ści. Jedy­ną pocie­chą jest pró­ba zmniej­sze­nia roz­mia­rów klę­ski. W tym tkwi nadzie­ja tłu­ma­cza. I kto wie, czy nie ta trud­ność wła­śnie popy­cha nas do tłu­ma­cze­nia. Trud ten bowiem jest tak absur­dal­ny, że aż kuszą­cy.

Czy mogła­by Pani opo­wie­dzieć nie­co wię­cej o tej trud­no­ści? Czy bywa­ło, że musia­ła Pani porzu­cić raz roz­po­czę­tą pra­cę, ponie­waż prze­tłu­ma­cze­nie jakie­goś utwo­ru oka­zy­wa­ło się nie­moż­li­we?

Dużą rolę odgry­wa­ła tu spe­cy­fi­ka i odręb­ność poezji fran­cu­skiej o sta­rym rodo­wo­dzie i mło­dej poezji ame­ry­kań­skiej. To oczy­wi­ste. Bywa, że wiersz opie­ra się tłu­ma­czo­wi z powo­du wyszu­ka­nej meta­fo­ry­ki i trud­nej sym­bo­li­ki, sta­no­wią­cej o jego powa­bie i wiel­ko­ści. Takim szczy­tem nie do zdo­by­cia jest dla mnie słyn­ny nerva­low­ski sonet zaty­tu­ło­wa­ny „El Des­di­cha­do”, któ­re­go prze­kład, doko­na­ny przez Ada­ma Waży­ka, nie przez wszyst­kich miło­śni­ków Nerva­la został zaak­cep­to­wa­ny.

Ale bywa też, że naj­więk­szą trud­no­ścią jest odda­nie wła­śnie pro­sto­ty tek­stu. Wil­liam Car­los Wil­liams, któ­re­go wier­sze w moim tłu­ma­cze­niu wła­śnie się uka­zu­ją, jest poetą, któ­ry tych wspa­nia­łych co praw­da, ale kło­po­tli­wych dla tłu­ma­cza raf nam oszczę­dza. I on jed­nak, przy świa­do­mym dąże­niu do pro­sto­ty, zapę­dza się cza­sem w zauł­ki bar­dziej tajem­ni­cze.

Dla­cze­go Wil­liams? Czy zechcia­ła­by Pani powie­dzieć kil­ka słów o tej jego tajem­ni­czej pro­sto­cie?

Postu­lat „nie idee, ale rze­czy”, jaki for­mu­łu­je Wil­liams, był w tam­tym cza­sie odpo­wie­dzią na poezję sym­bo­li­zmu. Spór mię­dzy piew­ca­mi idei i piew­ca­mi rze­czy jest spo­rem odwiecz­nym i trwa do dziś, w posta­ciach zastęp­czych. Odnaj­du­je­my go u nas, choć­by w kore­spon­den­cji Miło­sza z Her­ber­tem: po uka­za­niu się wier­sza Her­ber­ta ze słyn­nym wer­sem „naj­pięk­niej­sze są rze­czy, któ­re nie ist­nie­ją”, z cze­go Her­bert bar­dzo się Miło­szo­wi tłu­ma­czy. A to tyl­ko jeden z przy­kła­dów aktu­al­no­ści tego spo­ru. W Wil­liam­sie naj­pięk­niej­sze jest zresz­tą to, że na rze­czach jego ogląd świa­ta się nie koń­czy. Poka­zu­je on, jak dale­ka jest per­spek­ty­wa tego, co widzial­ne, i jakie są w nim zaso­by poezji.

Czy pra­ca nad prze­kła­da­mi wpły­nę­ła na Pani twór­czość poetyc­ką?

Nie mogło być ina­czej. Obcu­jąc tak bli­sko z ulu­bio­ny­mi poeta­mi, uczest­ni­czy­my w spo­sób intym­ny z ich słow­nic­twem, obra­zo­wa­niem, z tokiem wier­szo­wa­nia. Posze­rza to nasze doświad­cze­nie, uka­zu­jąc wciąż nowe spo­so­by patrze­nia i for­mu­ło­wa­nia, co zamiast onie­śmie­lać – ośmie­la… Myślę, że pisa­ła­bym dziś ina­czej, gdy­by nie wie­lo­let­nia pra­ca nad wier­sza­mi innych poetów, choć nigdy nie szu­ka­łam wśród nich jed­ne­go mistrza, podzi­wia­jąc wie­lu.

Bar­dzo dzię­ku­ję za roz­mo­wę.

Sty­czeń 2009

O autorach i autorkach

Julia Fiedorczuk

Urodzona w Warszawie. Prozaiczka, poetka, tłumaczka. Na Uniwersytecie Warszawskim prowadzi zajęcia z literatury amerykańskiej, teorii literatury i ekokrytyki. Nagrodzona przez Polskie Towarzystwo Wydawców Książek za najlepszy debiut (2002). Laureatka austriackiej nagrody Huberta Burdy (2005). Członkini ASLE (Association for the Study of Literature and the Environment). Mieszka w Warszawie.

Julia Hartwig

Urodzona 14 sierpnia 1921 roku w Lublinie, zmarła 14 lipca 2017 roku w Gouldsboro w Pensylwanii. Poetka, eseistka, tłumaczka. Podczas wojny łączniczka AK. Absolwentka konspiracyjnego Uniwersytetu Warszawskiego, gdzie studiowała filologię polską. W latach 1947-1950 przebywała we Francji jako stypendystka Rządu Francuskiego, studiując poezję francuską XIX i XX wieku. Otrzymała wiele nagród, m.in.: Francuskiej Fundacji Hautvilliers (wraz z Arturem Międzyrzeckim, 1978), Nagrodę austriacką im. Georga Trakla (1992), Nagrodę PEN Clubu (1996), Nagrodę Ministra Kultury i Sztuki (2002), Nagrodę Wielką Fundacji Kultury (2003), Nagrodę Nelli i Władysława Turzańskich (2004), Nagrodę im. Władysława Reymonta (2007). Czterokrotnie nominowana do nagrody literackiej Nike.

Powiązania