Malowane nie działa
wywiady / o książce Marcin Orliński Szymon SłomczyńskiRozmowa Marcina Orlińskiego z Szymonem Słomczyńskim, towarzysząca premierze książki Latakia, wydanej w Biurze Literackim 12 grudnia 2016 roku.
WięcejRecenzja Jacka Gutorowa z książki Po tęczy Andrzeja Sosnowskiego.
„Konkretna nadrealina”, właśnie to, tyle. To, co oderwane, rozproszone, pomnożone, osamotnione (cofnij), zaczyna przemawiać, wir domaga się uwagi, język raz jeszcze zwija się, wywala (cofnij) i zostajemy sami. Słowem, nowy Sosnowski z jednej strony nie przestaje faszerować nas dożylnie swoją nadrealiną, z drugiej – i to u niego ostatnio nowość – kieruje naszą uwagę wprost na materię pisma. Ach, materia, mowa kształtu, struktura dźwięku, trzask gruchotanej kości, popiół, popiołek, ale przede wszystkim niepamięć języka, niepamięć już nie (li) tylko o pozajęzykowych systemach odniesienia, lecz także o samym sobie. Cofnij: w najnowszym tomie wierszy Andrzeja Sosnowskiego obserwujemy pochód rozumu nadrealnego absolutnie skupionego na trzaskach synaps.
Dotychczas autora Po tęczy znaliśmy głównie z barwnych przedstawień i wielotorowych wyścigów ze słowem, w których lokalne, niezależne prawa semantyczne okazywały się ważniejsze niż jakakolwiek nadrzędna ustawa. Sosnowski to przecież Mistrz Fraktalu. Ale w tomie Po tęczy trudno oprzeć się wrażeniu, że nawet głos, ostatni bastion sensu, zostaje oblężony przez graficzną formę słowa. Być może dlatego książkę otwiera cytat z Flauberta, opis kamieniołomów, które reprezentują pogmatwanie, spiętrzenie, chaos. Dlaczego Flaubert? Ze względu na chirurgiczną precyzję, z jaką podchodził do języka? Czy też przez zwykłe widzimisię poety, który jeszcze nie wie, czy woli się stać Fryderykiem czy Rozanetą, opowiadać o wieczności czy iść „zrywać wrzosy”? A może Sosnowski próbuje dokonać w ten sposób pewnej autodiagnozy, sugerując, że jego poezja jest rodzajem jakiegoś ponowoczesnego naturalizmu?
Sposób, w jaki Sosnowski buduje swoje teksty, przypomina ruchy pamięci. Widać to już w poprzednich tomikach. Pamięć rządzi się swoimi prawami, jej reguły wyznaczane są ad hoc i zależą jedynie od swojego przedmiotu, czyli od tego, co pamiętane. Sposób zapamiętywania staje się z kolei sposobem zapisu, czego efektem jest m.in. fragmentaryczność i nielinearność wiersza. Czyja to pamięć? W tomiku Po tęczy język obejmuje nie tylko indywidualną egzystencję autora, ale także wyświetla struktury przypadkowe: refren ballady, komunikat z portalu internetowego, recenzję, przypis tłumacza do bliżej nieokreślonych ustępów z Adorna i Celana, rytm przyśpiewki harcerskiej, ogłoszenie z rubryki towarzyskiej, a nawet rockowy krzyk. Ta jednoczesność wielu czasów (wieloczesność, współczesność) raczej nie jest charakterystyczna dla ludzkiej świadomości, która przecież dokonuje selekcji informacji. Bardziej przypomina rzeczywistość snu albo powierzchnię ekranu telewizora lub komputera.
Jakie ruchy pamięci pokazuje nam w kolejnych wierszach Sosnowski? Bardzo różne. Solmizacje z jednego utworu stają się sosolmizacjami w innym („gremialnie zaczęliśmy kląć i ryć/ do re mi fa sol si do da sosolmizacje”). Powtarzają się pojedyncze słowa, powtarzają się całe motywy, np. sformułowanie „w jednym stali (/stały) domu”. Kto? Najpierw nimfetki Vivian, potem Mihi i Tibi, generał i ten drugi, Fryderyk i Rozaneta, performatyw „Przepraszam” i normatyw „w porządku”. Z drugiej strony język potrafi się jednocześnie zapędzić w ślepy zaułek, zaciąć jak system komputerowy: „kultowe kruczki towaru/ paciorki sygnaturki seks/ o marchti rombi aungbli/ o szalej tojad szczwół”. Nie przez przypadek jednym z narratorów tego tomu jest Paul Celan, mistrz gramatycznej nierozstrzygalności. I nie wiadomo (bo ma nie być wiadomo), czy malinowy chruśniak jest miejscem uprawiania miłości czy sporządzania drinków o nazwie wściekły pies.
Julia Fiedorczuk pisała kiedyś, że mimo wewnętrznych różnic książki Andrzeja Sosnowskiego stanowią „niesłychaną całość”. Tę spójność miały gwarantować powtarzające się motywy lub frazy, nieskończona niemal ilość odniesień do innych wierszy lub książek. Tak jest i tutaj. Nie bez przyczyny Sosnowski w jednym z nowych wierszy zwraca uwagę na podobieństwo brzmieniowe słów „twór” i „wtór”. Akt tworzenia zawiera zawsze elementy wtórne, a wtórność może być twórcza. Czas odtwarza się sam i jednocześnie uczestniczy w kreowaniu czegoś poza sobą. Winny-niewinny rym, a takich rymów (mniej lub bardziej przypadkowych) jest w tym tomiku sporo, to jedna z oznak formalnej kontynuacji wydeptanych niegdyś ścieżek.
Być może właśnie za sprawą owego (po)wtórzenia przy omawianiu twórczości Sosnowskiego często sięga się do poststrukturalistów. Rzeczywiście, jedyne, co wydaje się słuszne w przypadku lektury takiej poezji, to quasi-teoretyczna spekulacja, gra, która nie wybiega poza dyskurs, nawet jeśli uprzywilejowanego miejsca co i rusz domagają się te lub inne instytucje. Skoro Jakub Momro („Tygodnik Powszechny”) przywołuje Foucaulta1, a Tomasz Szewczyk („Twórczość”) Derridę2, to ja, z zastrzeżeniem, że robię to jedynie przez pewną krytyczną uprzejmość, posłużę się Barthesem: „każdy tekst jest intertekstem (…). W jego obręb przenikają strzępy kodów, figury retoryczne, wzorce rytmiczne, elementy języków społeczno-środowiskowych itp. (…) Intertekstualność jako warunek istnienia tekstu nie daje się, rzecz jasna, sprowadzić do problemu źródła czy wpływu: intertekst to ogólny obszar występowania anonimowych figur, których genezę rzadko daje się ustalić, nieuświadomionych czy automatycznych przytoczeń bez cudzysłowu„3. Sam Sosnowski w swoim dawnym „Eseju o chmurach” pisał zresztą: „Wszystko to cytat, obłok cudzej mowy”.
Jak zatem czytać Sosnowskiego? Przede wszystkim wybierając sobie jedną lub kilka ścieżek, która (które) najbardziej odpowiada (odpowiadają), również w sensie dialogicznym, naszej własnej pamięci, tym i innym mapom, z których się sami składamy: Mihi i Tibi, podróż z Algierii do Francji, nimfetki Vivian, impreza poetycka w SDK‑u, urodziny Magi, pies, psy, wściekły pies, warszawska Kinoteka, dziwna szafa w pokoju babci, zacinający się zamek, zepsuta klawiatura, forward, zwiedzanie Zamku Krzyżackiego, farsz. Nie próbujmy niszczyć tych obłędnych ścieżek jakąkolwiek metanarracją. Od obiektywizmu odwodzi nas zresztą sam Sosnowski, który poprzez wielokrotne cytowanie samego siebie, obnaża polityczne intencje instytucji komentarza. Jeżeli możliwe są więc jakiekolwiek strategie lektury, to wynikają one ze struktury samego tekstu i nie istnieją w formie innej niż ta, która w danej chwili pojawia się między wierszami.
Zwróćmy jeszcze uwagę, że powtórzenie, jedyny być może trwały element formalny w poezji Sosnowskiego, to także łacińska repetycja, re-petitio, powtórne roszczenie, ponowne ubieganie się o, nowa próba zbrojna. Również Jacek Gutorow zdaje się sugerować, że nie chodzi tu jedynie o zabawę: „Narracje się skompromitowały, to prawda. Ale w ich obrębie toczy się gra o życie, choćby miało to być tylko „jakieś życie” w „jakimś tekście„4. No właśnie, gra o życie jest grą dziwną, grą, której reguł nie znamy, bo przecież to język jest aktywną stroną w wierszu. Narracja mogłaby mieć zupełnie inny kształt, gdyby w tekst nie wdarła się w określonym momencie taka a taka fraza. Bo przecież „Na końcu światła jest tunel”, jak przekonywał nas niegdyś Sosnowski („Szerokość poetycka zero”), zapisane słowo to nie koniec, a ledwie początek drogi – sens tego, co zapisane, jeszcze nie został ogłoszony. Motyw światła i tunelu powraca zresztą w tytułowym wierszu najnowszej książki: „Ktoś/ szarpie mnie za rękaw,/ zaprasza do lustra, kto// ściele lustro i wiesza/ światło jak most, biel czasu na wprost w tu-// nel jesieni”.
Obcowanie z poezją Sosnowskiego przypomina coś jeszcze: czytelnik jest trochę jak początkujący uczeń szkoły językowej. Do jego uszu docierają tylko pojedyncze słowa lub fragmenty wypowiedzi, natomiast całości nie potrafi zrozumieć. Obcość języka, albo szerzej: obcość reguł splatania rzeczywistości, wydaje się tropem tym bardziej interesującym, że Sosnowski sam jest tłumaczem, a w jego tekstach nierzadko pojawiają się wtręty obcojęzyczne. Czy swoimi wierszami Sosnowski pragnie napiętnować zatem reguły projekcji, które ujawniają się dopiero podczas zestawiania różnych języków? A może przeciwnie – chodzi tu o strategię odbudowy świata, rewaloryzację tego, co pozajęzykowe, na jakimś innym, wyższym poziomie? W rachubę wchodzi też bardziej osobliwe rozwiązanie: skoro radykalne tłumaczenie z jednego języka na drugi nie jest możliwe (język polski źle przystaje do angielskiego, niemieckiego czy francuskiego), to w akcie desperacji należy użyć wobec niego siły.
Pytanie o poezję, być może najważniejsze w tym tomie, pojawia się na stronie 33. Na górze strony – wojna oddzielonych od siebie sylab, które czekają na ostateczne starcie. Niżej – batalia dziwnych znaków diakrytycznych (Czy te symbole występują w jakimkolwiek języku? Bo na pewno ani w polskim, ani w niemieckim, ani we francuskim). Na samym dole – dyskusja między pułkownikiem i porucznikiem o stosowaniu uników i ukrywaniu się w schronach. Co wygrywa? Głos czy pismo, écriture? A może przesunięcie akcentu to wyraz pragnienia wyrażenia niewyrażalnego? Niemożliwy apostrof jak rozpaczliwa próba nadania nowego brzmienia temu, co znane. Nowy, fonetyczny rodzaj neologizmu?
Na koniec nie pozostaje nic innego, jak się puścić. Rzucić w wir niezarchiwizowanych rejestrów, oddać swe ciało na pastwę tekstu. Oddać wir, rzucić ciało, puścić, pu-ścić, puś-cić. Na nowo zakodować to, co znane. Przesunąć krzesło. Pogrzebać wiosłem w tunelu. Pogrzebać światło. Odkleić język.
Urodzony w 1980 roku. Poeta, krytyk literacki, publicysta. Absolwent filozofii na Uniwersytecie Warszawskim i studiów doktoranckich w Instytucie Badań Literackich PAN. Redagował rubrykę „Wiersz Przekroju” w tygodniku „Przekrój” i serię wydawniczą „Biblioteka Debiutów” przy „Zeszytach Poetyckich”. Mieszka w Warszawie.
Rozmowa Marcina Orlińskiego z Szymonem Słomczyńskim, towarzysząca premierze książki Latakia, wydanej w Biurze Literackim 12 grudnia 2016 roku.
WięcejRecenzja Marcina Orlińskiego, towarzyszące premierze książki Naraz Julii Szychowiak, wydanej w Biurze Literackim 4 kwietnia 2016 roku.
WięcejRecenzja Marcina Orlińskiego z książki Zawsze Marty Podgórnik.
WięcejRecenzja Marcina Orlińskiego z książki Jerzego Jarniewicza Na dzień dzisiejszy i chwilę obecną, która ukazała się na stronie marcinorlinski.pl.
WięcejRecenzja Marcina Orlińskiego z książki Dariusza Sośnickiego Państwo P., która ukazała się na stronie marcinorliński.pl
WięcejRecenzja Marcina Orlińskiego z książki Krzysztofa Jaworskiego Do szpiku kości, która ukazała się na stronie marcinorlinski.pl.
WięcejRecenzja Marcina Orlińskiego z książek Zima w małym mieście na granicy i Przygody przyrody, która ukazała się na stronie marcinorlinski.pl.
WięcejRecenzja Marcina Orlińskiego z książki Wszystko Bohdana Zadury, która ukazała się na stronie marcinorlinski.pl.
WięcejRecenzja Marcina Orlińskiego z książki moja Romana Honeta, która ukazała się na stronie marcinorlinski.pl.
WięcejRecenzja Marcina Orlińskiego z książki Rezydencja surykatek Marty Podgórnik, która ukazała na stronie marcinorlinski.pl.
WięcejGłos Marcina Orlińskiego w debacie „Krytyka krytyki”.
WięcejEsej Marcina Orlińskiego towarzyszący premierze książki Gdybym wiedział. Rozmowy z Ryszardem Krynickim Ryszarda Krynickiego, która ukazała się nakładem Biura Literackiego.
WięcejGłos Marcina Orlińskiego w debacie „10 lat Portu i Biura we Wrocławiu”.
WięcejGłos Marcina Orlińskiego w debacie „44. Poezja polska od nowa”.
WięcejRecenzja Marcina Orlińskiego z książki Preparaty Przemysława Witkowskiego.
WięcejRecenzja Marcina Orlińskiego z książki zbierane Krystyny Miłobędzkiej.
WięcejRecenzja Marcina Orlińskiego z książki Po sobie Julii Szychowiak, która ukazała się w „Tygodniku Powszechnym”.
WięcejRecenzja Marcina Orlińskiego z książki Soma Łukasza Jarosza.
WięcejRecenzja Marcina Orlińskiego z książki Poeci na nowy wiek
WięcejRecenzja Marcina Orlińskiego towarzyszące premierze książki Jacka Dehnela Ekran kontrolny, wydaje w Biurze Literackim 19 października 2009 roku.
WięcejRecenzja Marcina Orlińskiego z książki Wieża myśliwych Mariusza Partyki.
WięcejRecenzja Marcina Orlińskiego z książki Tomasz Mroczny. Szaleństwo dnia Maurice’a Blanchota.
WięcejRecenzja Marcina Orlińskiego z książki Kup kota w worku Tadeusza Różewicza.
WięcejGłos Marcina Orlińskiego w debacie „Książka 2008”.
WięcejKomentarze Bohdana Zadury, Agnieszki Wolny-Hamkało, Ingi Iwasiów, Pawła Lekszyckiego, Mariusza Grzebalskiego, Macieja Roberta, Marcina Orlińskiego, Artura Nowaczewskiego, Grzegorza Tomickiego, Piotra Kępińskiego.
WięcejRecenzja Jacka Gutorowa towarzysząca premierze książki Po tęczy Andrzeja Sosnowskiego, która ukazała się nakładem Biura Literackiego 17 września 2007 roku, a w wersji elektronicznej 12 lutego 2018 roku.
WięcejWiersz z tomu Po tęczy, zarejestrowany podczas spotkania „Samochód na babilońskich numerach” na festiwalu Port Wrocław 2008.
WięcejWiersze z książki Po tęczy. Fragment spotkania autorskiego w ramach 13. festiwalu literackiego Port Wrocław 2008.
WięcejAutorski komentarz Andrzeja Sosnowskiego do wierszy z książki Po tęczy.
WięcejKomentarze Jacka Gutorowa, Pawła Mackiewicza, Kuby Mikurdy, Igi Noszczyk, Grzegorza Jankowicza.
Więcej