Dziwadełko
i cała ziemia na łyżeczce:
To see a World in a Grain of Sand
tak blisko jedni drugich
Początek i Koniec
jak ciasno zwinięty kłębek kolorowej włóczki
młody liść paproci
skompresowane sny
Lew obok jagnięcia a obok Buddowie
nic do powiedzenia
nic
nic nic
nic mężczyzny i nic kobiety
nic dziecka nic drzewa nic tlenu
kropla plazmy
w gęstym sercu gwiazdy
Dziwadełko to hipotetyczne ciało fizyczne zbudowane z „cząstek dziwnych”, czyli elementów składających się na tak zwaną „materię dziwną”. Materia dziwna wchodzi w skład plazmy kwarkowo-gluonowej. Kropla materii dziwnej, o ile istnieje, jest olbrzymim hadronem (hadrony to cząstki złożone z kwarków). W ostatnich miesiącach dużo mówiono w mediach o Wielkim Zderzaczu Hadronów, który doprowadzić ma do odkrycia Bozonu Higgsa, rzekomo odpowiedzialnego za nadawanie mas cząstkom elementarnym, albo, zgodnie z popularną fantazją, do powstania czarnej dziury, która nas wszystkich pochłonie.
Co czuje tak zwany przeciętny człowiek, kiedy staje w obliczu odkryć współczesnej fizyki? Wymiary wszechświata, od najmniejszego (kwarki) do największego (gwiazdy), jego plastyczność, możliwość spontanicznej przemiany jednej formy materii w inną, to kwestie, których właściwie nie można oswoić, zasymilować, zrozumieć. Dlatego wydaje mi się, że można tu mówić o doświadczeniu wzniosłości, w którym zawiera się i zachwyt, i trwoga. Wiersz „Dziwadełko” jest próbą ujęcia tego doświadczenia poprzez odniesienie do pewnej tradycji poetyckiej. Wierzę, ze poeci romantyczni składając hołd Naturze i badając jej związki z Duchem, przeczuwali odkrycia dwudziestowiecznej, post-Einsteinowskiej nauki.
Czy dla poetów romantycznych Natura (piszę z wielkiej litery, żeby nawiązać do pewnej tradycji w myśleniu o tym, co nie zostało wyprodukowane przez ludzi) była metaforą? Myślę, że nie zawsze, chociaż tak z pewnością było w przypadku tak zwanej tradycji pastoralnej, od której odcinam się z całą stanowczością. Piszę o Naturze i naturze, o naturach istot żywych i materii nieożywionej, o płynnym przechodzeniu od tego, co dane, do tego, co zmodyfikowane – wszystkie te dynamiczne formy istnienia są po prostu tym, czym są, nic nie znaczą, nie odnoszą się do jakiegoś innego poziomu rzeczywistości. Brak możliwości symbolicznej reprezentacji, nieobecność sensu, to ważne składniki doświadczenia wzniosłości, którego echa znajduję u Blake’a, Wordswortha, Colleridge’a, a nawet u poetów dwudziestowiecznych, takich jak Ezra Pound, Laura Riding czy John Ashbery. Oni wszyscy towarzyszyli mi podczas pracy nad książką.
Wiersz
pogubione sny dotyczyły przyszłości ze szkła
bezwonnej stali kolorowych świateł
w tym wariancie idę do ciebie przez las
przez świeżą zieleń doliny
wody wielkie nie zdołają ugasić miłości
w tym wariancie idę do ciebie przez śmietnik
och, gdyby to było na serio
reklamówki, plastikowe butelki, stare samochodowe fotele
drzewo figowe wydało zawiązki owoców
to oni by już coś z tym zrobili
świeża zieleń doliny
pogubione sny dotyczyły prostych konturów zwycięstwa
to wszystko
żadnych niuansów
teraz tylko żyjmy potem się zobaczy
w tej wersji idę do ciebie przez miasto
szarość pełna mokrych świateł ja je tobie niosę
kuleczki ze srebra
pogubione sny dotyczyły znakomitych miast
mój miły jest mój a ja jestem jego
mamy psa lodówkę plazmę oraz buddę
miłość jest higieniczna dla zdrowia
i długowieczności
w tej wersji idę do ciebie przez wodę i tonę
zanim się spotkamy
Miłosne wyznania pary kochanków z „Pieśni nad pieśniami” pełne są obrazów i porównań zaczerpniętych ze świata naturalnego. Oblubienica przyrównuje swego ukochanego do „gazeli” i „młodego jelenia”, ona sama z kolei jest „lilią pośród cierni”. Tłem dla ich miłości jest nieskażona, tętniąca życiem i naładowana erotyzmem przyroda („Drzewo figowe wydało zawiązki owoców/ i winne krzewy już pachną”, 2:13). Tę biblijną scenerię skontrastowałam z krajobrazem nadnarwiańskich lasów, nie po to jednak, aby po raz kolejny opowiedzieć o eko-upadku, zakładam bowiem, że odkąd istnieje kultura, człowiek pozostawał w konflikcie z naturą (także z „naturą ludzką”), zmieniały się jedynie parametry tego konfliktu. Chodziło mi raczej o to, żeby zestawić pewną wizję idealną – „świeżą zieleń doliny” – z rzeczywistością.
Ta ostatnia nigdy nie była doskonała (Salomon zapewne też produkował jakieś odpadki), jednak od czasów biblijnych przeszliśmy, jako cywilizacja, bardzo długą drogę. Jakie tło wybrałby autor „Pieśni nad pieśniami”, gdyby pisał ją dzisiaj? Czy byłby to las, czy raczej supernowoczesne wnętrze ze stali i szkła? Jaki jest związek pomiędzy wyidealizowaną, sielankową wizją natury, a technologicznym snem o sterylnie czystym, geometrycznie doskonałym świecie? Gdzie podziewają się odpady, brud, wszystkie te niechciane skutki uboczne życia? Czy nie jest przypadkiem tak, że obydwie wizje, sielankowa i technologiczna, stanowią dwie strony tego samego marzenia? Piszę zatem o różnych „wersjach” tego samego snu, zastanawiając się, czy jest tak, że niektóre wersje są lepsze, mniej destrukcyjne, bardziej twórcze od innych. Sprawa jest pilna.