
Preparaty, Ekran, Widmo
dzwieki / WYDARZENIA Różni autorzyZapis całego spotkania autorskiego z udziałem Jacka Dehnela, Agnieszki Mirahiny i Przemysława Witkowskiego podczas festiwalu Port Wrocław 2010.
WięcejRecenzja Przemysława Witkowskiego z książki Artykuły pochodzenia zwierzęcego Bartosza Sadulskiego.
Na przykładzie debiutu Sadulskiego młoda wrocławska poezja ukazuje się nam po raz kolejny jako środowisko płodne, różnorodne, pełne ciekawych indywidualności. Obok Konrada Góry, Julii Szychowiak i innych autorów z tego miasta, wyrasta kolejna indywidualność, która twórczo korzystając z dorobku poprzedników, buduje swój własny i wyraźnie samodzielny głos. Karol Maliszewski pisze w swojej notce o arkuszu Sadulskiego o jego „korzeniach” i trudno się z nim nie zgodzić, choć warto zaznaczyć też i różnice względem twórczości poprzedników, pokazać samodzielność głosu autora Artykułów pochodzenia zwierzęcego. Owszem dają się wyczuć wpływy Honeta, Dyckiego, Różyckiego czy szkoły ośmielonej wyobraźni, bo Sadulski kontynuuje te linie, wzbogacając je o swoiście popowe rekwizytorium (Scarlett Johanson, Benicio del Toro), ale jest to kontynuacja świadoma i udana. Sadulski porusza się po ścieżkach, które wyznaczyli poprzednicy, ale jego klasycyzm i imaginaryzm to samodzielna droga, bez remaków, coverów czy zbędnych roboczych kopii. To podobne narzędzia, ale operujące na nieco innej materii.
U Sadulskiego to utrata jest kategorią porządkującą. Przez gęste jak sycąca zupa wersy, ciemne drżenia i gnostyckie zakola, przebija smutek; przez dojrzewającą lepkość świata przedstawionego widoczna jest wyraźnie tęsknota. Jest utrata i jest wszechobecna śmierć i smugi nostalgii w gęstym jak przed burzą powietrzu. Smugi trwałe, ale to trwanie w znikaniu, bo u Sadulskiego wszyscy umieramy (w sensie Sylvii Plath i Tybetańskiej Księgi umarłych). Śmierć u Sadulskiego przenika życie i wciąga w liczne gry i zabawy, dzieje się pomiędzy nami i dzieli na ułamki, rozmienia na drobne; utrata naznacza podmiot bardziej niż cokolwiek innego, zwielokrotnia się, jest mocna i chłodna, ścina krew, która przecież jest z grupy śmierci; i mamy tę stratę wszyscy w posiłkach, w codziennych dawkach, w znikaniu dziewczyny w pośpiesznym pociągu (należy żegnać się długo czule wymieniać ciepło), w naszym pociągu do tego, czego mieć nie możemy (niezaspokojony głód/egzotycznych zwierząt – porzuconych za młodu/samic i wrażliwych samców), w blaszkach liści i w soku dojrzałych czereśni.
Jest wieczny powrót tego co odeszło, znika ciało, którego się dotykało, znika między tymi ciałami ciepło; chwile zbliżenia są zwierzęce (ciepło jest ze zwierząt i szybko się traci) i za chwile ostre cięcie, bóle fantomowe po tym, co zostaje już tylko w naszej pamięci; rzeczywistość jest nietrwałą konstrukcją, chwilowym porządkiem w lepkim jak pajęczyna powietrzu, jest oczekiwaniem na burze, która niewątpliwie nadejdzie i wywróci porządek, który autor chwycił, żeby nie zapomnieć. To, co jest, jest tylko na chwilę i nie ma innego wyjścia – wypada opanować stratę, bo to świat heraklitejski, w ciągłym ruchu ku entropii, ciągłym rozkładzie tego, co dla nas najważniejsze.
Nie ma porozumienia, bliskości i happy endów, są tylko momenty zbliżenia i ciepła, które się traci z każdym wystawieniem na warunki atmosferyczne, bo podmiotu u Sadulskiego dotyka wszytko jakbym nie miał naskórka i składał się/ z tkanki ciepłej i cichej, a serce to miejsce w którym nie goi się rana. Stąd jeśli miłość to głownie cielesna, jeśli spokój, to zaraz nadejdą wyładowania atmosferyczne, jeśli szczęście to chwilowe i naznaczone utratą i śmiercią. Wszytko podane bez zbędnego patosu, ironia staje się kamuflażem który pozwala przetrwać – w końcu nostalgia i lapsus to jego ulubione przypadłości.
Czasem są próby wyjścia, otwarcia się na drugą osobę, ale nie ma zbytniej wiary w powodzenie tych momentów bliskości (powiedz dziewczynko jakie zwierzęta/ trzymasz pod łóżkiem: pszczoły czy szerszenie?). Pewna jest tylko niemożność porozumienia, cielesna bliskość, która nie zamieni się nic więcej poza seksem. Są religijna symbolika i metafizyczne poszukiwania, ale w pejzażu gdzie zużyte znaki nie są w stanie zapełnić metafizycznej pustki i podmiot to wie, bo sposób w jaki patrzę w lustro sugeruje chorobę/ albo pewien brak i wychodzi smutne i wiemy skąd bierze się utrata. Owszem, jest nadzieja że będziemy mieli kobiety/jasne i ciepłe jak maj ale to smutek ostatecznie zwycięża. Choć Sadulski przecież obiecuje odbierać telefony/tłumaczyć cierpliwie swoją nieobecność; jak na razie tłumaczy w trzynastu wierszach i robi to świetnie.
Urodzony we Wrocławiu. Absolwent stosunków międzynarodowych na Uniwersytecie Wrocławskim, doktor nauk humanistycznych w zakresie nauk o polityce. Jego teksty publikowały m.in. „Odra”, „Tygodnik Powszechny”, „Tygiel Kultury”, „Krytyka Polityczna”, „Gazeta Wyborcza” i „Twórczość”. W 2008 roku finalista Konkursu im. Jacka Bierezina, a w 2009 r. nominowany do nagrody kulturalnej "Gazety Wyborczej" wARTo. Stale współpracuje z czasopismem literacko-artystycznym „Rita Baum”, magazynem „Ha!art” i „Krytyką Polityczną”. Od 2008 r. współredaguje "młodoliteracki" dział miesięcznika „Odra” (8. Arkusz Odry). Mieszka we Wrocławiu.