recenzje / ESEJE

Szpilki zdań

Justyna Sobolewska

Recenzja Justyny Sobolewskiej z książki Poranek Marii i inne opowiadania Julii Fiedorczuk.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Trud­no uwie­rzyć, że Pora­nek Marii to debiut pro­za­tor­ski Julii Fie­dor­czuk – tak doj­rza­le i przej­mu­ją­co brzmią te opo­wia­da­nia. Tutaj wszyst­kie sło­wa wyda­ją się koniecz­ne, na wła­ści­wym miej­scu, a zda­nia, ide­al­nie skro­jo­ne – potra­fią kłuć jak szpil­ki. Cza­sem doty­ka­ją jesz­cze moc­niej dzię­ki temu, cze­go nie mówią.

Są tu za to rze­czy, któ­rych nie znaj­dzie­my we współ­cze­snej pol­skiej pro­zie. Choć­by spo­sób w jaki Fie­dor­czuk pisze o przy­ro­dzie. W kil­ku opo­wia­da­niach los posta­ci sil­nie spla­ta się z natu­rą. Tak bywa­ło u Iwasz­kie­wi­cza czy też w pro­zie ame­ry­kań­skiej, ale dziś, w naszej lite­ra­tu­rze, taki spo­sób pisa­nia zda­rza się rzad­ko. Fie­dor­czuk opo­wia­da o krzyw­dzie, o bólu, prze­mo­cy sek­su­al­nej, poka­zu­je moment, kie­dy życie boha­te­rek (naj­wię­cej jest tu kobie­cych por­tre­tów) nagle wypa­da ze swo­jej osi. Zda­rza się to Marii z tyło­we­go opo­wia­da­nia „Pora­nek Marii”, Zetce, czy pew­nej nasto­lat­ce. Maria, czy­li Ryś­ka, w brud­nych adi­da­sach i opię­tym far­tu­chu jest pośmie­wi­skiem szkol­nym. Od rana ćwi­czy, jak obro­nić się przed docin­ka­mi chło­pa­ków. Pew­ne­go ran­ka zamiast do szko­ły tra­fia na gór­kę. Tam są już kole­dzy Łyse­go i tanie wino. Ryś­ka chce, żeby się z nią dobrze bawi­li i rze­czy­wi­ście jest weso­ło, ale do cza­su. Kie­dy zaś prze­sta­je być miło, Ryś­ka odkry­wa, że jedy­ny spo­sób prze­trwa­nia to uciec ze swo­je­go cia­ła, czuć je jako coś obce­go. Mówi sobie, że nic się wła­ści­wie nie zda­rzy­ło. Na koń­cu, jako puen­tę, widzi­my obra­zek z porzu­co­ną w lesie, lśnią­cą w słoń­cu butel­ką piwa, któ­ra wyglą­da jak „podłuż­ny bursz­tyn”.

Uciecz­ka z cia­ła zda­rza się też pew­nej trzy­na­sto­lat­ce, któ­ra pierw­szy raz zakła­da sta­nik. Czu­je się lek­ka jak motyl, do cza­su aż chło­pa­ki nie przy­ci­sną jej do ścia­ny. Dziew­czyn­ka rozu­mie wte­dy nagle, żeby musi pozbyć się cia­ła, wte­dy prze­trwa. I jej cia­ło sta­je się rze­czy­wi­ście jak obce, zosta­je jej tyl­ko oddech. Kie­dy usy­pia wie­czo­rem wyobra­ża sobie, że jest mar­twa i szczu­pła. A wszy­scy żału­ją, że była tak pięk­na. Zetka, boha­ter­ka naj­bar­dziej przej­mu­ją­ce­go opo­wia­da­nia z tego zbio­ru, nie ma pra­cy, zbie­ra chrust i śmie­ci. Coś tam znaj­dzie do jedze­nia i cza­sem ma na tanie wino. Pew­ne­go dnia znaj­du­je prze­je­cha­ną wie­wiór­kę. Jej los spla­ta się i z wie­wiór­ką i psem, wyle­nia­łym kun­dlem, któ­ry nie odstę­pu­je jej na krok. Dla­cze­go Zetka jest taka jaka jest? Kie­dyś cho­dzi­ła do szko­ły i uczy­ła się na kraw­co­wą. W pew­nym momen­cie prze­sta­ła chcieć być kobie­tą, zaczę­ła nosić szma­ty. A to dla­te­go, że „coś tam się jed­nak sta­ło, w szko­le, po szko­le, za szko­łą, w lasku za szko­łą, coś się sta­ło, że Zetka pogwiz­du­je gło­śniej i masze­ru­je szyb­ciej, i nie będzie, nie będzie o tym myśla­ła”. To mistrzow­skie zda­nie jed­no­cze­śnie zakry­wa i odkry­wa sens, nie mówiąc wie­le – mówi wszyst­ko. W tam­tym momen­cie życie Zetki wypa­dło z osi. Tak powsta­ła Zetka, któ­ra lepiej się czu­je w lesie niż wśród ludzi, któ­ra nie będzie myśla­ła o innych przy­krych rze­czach, któ­re ją spo­tka­ły.

Cia­ło sta­je się obce nie tyl­ko wte­dy, kie­dy jest pod­da­ne prze­mo­cy. W opo­wia­da­niu „Ima­go” boha­ter­ka tęsk­ni za praw­dzi­wym bytem – bez­cie­le­snym, czy­stym. I uda­je się jej osią­gnąć ten stan. „Wro­ga nisz­czę w ten spo­sób, że nie daję mu jeść”. Kie­dy pierw­szy raz zwy­mio­to­wa­ła mro­żon­kę warzyw­ną, zoba­czy­ła świa­tło. I zro­zu­mia­ła, że wróg, któ­ry nie pozwa­la jej być sobą, jest w niej – to mię­so. Jej cia­ło sta­je się prze­zro­czy­ste, czu­je się jak Kró­lo­wa Śnie­gu zro­bio­na z lodu. Kie­dy reszt­ka cia­ła znik­nie, zamie­ni się w świe­tli­sta tęczę. Odla­tu­jąc powie „to nie był mój świat”. Fie­dor­czuk jed­no­cze­śnie opo­wia­da o ano­rek­tycz­ce, o współ­cze­snej (gno­styc­kiej) nie­na­wi­ści do mate­rii, ale i o uciecz­ce od języ­ka. Nie­przy­pad­ko­wo poja­wia się tu język jako wirus – nawią­za­nie do słyn­ne­go zda­nia Wil­lia­ma S. Bur­ro­ugh­sa. „Bo ten wasz język jest jak wirus. Bru­dzi usta jak mię­so. Kur­wa, piz­da, pasz­tet”. Pasz­tet – to ona sama przed utra­tą cia­ła. Chce się wyzwo­lić też z brud­ne­go języ­ka, on też jest wro­giem, któ­re­go musi poko­nać.

Język jest nie­wy­star­cza­ją­cy, a pisarz mu pod­le­ga. O tym mię­dzy inny­mi mówi „Orga­spa­ce”, utwór cał­kiem odmien­ny od innych z tego zbio­ru. To sty­li­za­cja przy­po­mi­na­ją­ca kli­ma­tem opo­wia­da­nia o ini­cja­cji i śmier­ci Iwasz­kie­wi­cza czy Man­na. Nar­ra­to­rem jest tutaj po raz pierw­szy męż­czy­zna – pisarz szu­ka­ją­cy natchnie­nia na wyspie. Wszyst­ko, co two­rzył prze­sta­je być waż­ne wobec tajem­ni­czej kobie­ty w bur­gun­do­wej suk­ni. Pew­nej nocy scho­dzi za nią do pod­zie­mi, w sen­sie dosłow­nym i meta­fo­rycz­nym. Jest świad­kiem prze­mo­cy, ktoś się nad nią znę­ca – w ten spo­sób powra­ca sta­ły motyw tych opo­wia­dań. Widzi też ster­tę musz­li, „połą­cze­nie struk­tu­ry i śmier­ci”, któ­ra wyda­je mu się naj­do­sko­nal­szym utwo­rem, jakie­go on sam nigdy nie napi­sał i już nie napi­sze. Jak opo­wie­dzieć o śmier­ci? Zasta­na­wia się nad tym Olu­sia w jed­nym z opo­wia­dań. Fie­dor­czuk wie, jak opo­wia­dać. Wie też, jak sło­wem i zda­niem przy­szpi­lić to, co pra­wie nie­wy­ra­żal­ne: zepchnię­ty na dno pamię­ci ból i tęsk­no­tę za życiem.

O autorze

Justyna Sobolewska

Urodziła się w 1972 roku. Krytyk literacki, dziennikarka. Pracuje w tygodniku „Polityka”. Publikowała szkice o literaturze, wywiady, felietony i recenzje książkowe m.in. w „Odrze”, „Kresach”, „Res Publice Nowej”, „Gazecie Wyborczej”, „Nowych Książkach” i „Przeglądzie Politycznym”. Współpracuje z programem „Tygodnik Kulturalny” w TVP Kultura. Zasiada w jury Środkowoeuropejskiej Nagrody Literackiej Angelus i Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej Silesius. Współautorka książki Jestem mamą (2004) i antologii opowiadań Projekt mężczyzna (2009) oraz autorka Książki o czytaniu (2012). Mieszka w Warszawie.

Powiązania