1.
Pokaż mi swój warsztat, a powiem, jakim jesteś rzemieślnikiem. Pokaż mi swój wieczór autorski, a powiem, jakim jesteś pisarzem. Nieprzypadkowo zestawiam ze sobą te dwa zdania Krystyna Miłobędzka w znikam jestemnie ukrywa dość bolesnej prawdy: pisanie jest pracą, w każdym razie jej efekty i skutki nie są do końca przewidywalne i bardzo rzadko daje się je ocenić jednoznacznie. Jest to proces dążenia do doskonałości, obciążony wiedzą o tym, że wspomniana doskonałość jest nieosiągalna. „Każdy piszący jest ograniczony sobą.”
2.
Czy o tym jest ta książka? Cztery wieczory autorskie, cztery miniwykłady/szkice/opowieści/poetyckie homilie (potrzebnego nie skreślać; w niniejszym szkicu będę je nazywał „wystąpieniami”), bogato ilustrowane wierszami poetki, zresztą (jak zauważa redaktor tomu Jarosław Borowiec we wstępie dość przewrotnie zatytułowanym „Wierzyć na słowo”), granica między językiem wiersza a językiem opowieści jest tutaj bardzo płynna, umowna i niezobowiązująca: część „wystąpień” Miłobędzka zapisała z podziałem na wersy; część swoich przemyśleń na temat poezji przedstawiła tylko przy pomocy wierszy, nie opatrując ich dodatkowym komentarzem.
3.
Gdzieś w tym wszystkim kryje się osobowość: osobowość autora i jego podmiotów lirycznych. Gdyby podobna książka zbierała „wystąpienia” pisarza z mniejszą samoświadomością, charyzmą, mniejszym dystansem do siebie i wiersza, a przede wszystkim z mniejszą podejrzliwością w stosunku do języka, mogłaby zamienić się w zwykłą naukową rozprawę, może równie mądrą i nie narzucającą się ze swoim dydaktycznym przesłaniem, ale pozbawioną życia. W literaturze często istotne jest zrozumienie nie tyle samego tekstu, co drugiego człowieka.
4.
Poezja i życie. Miłobędzka nie boi się podkreślać tych, wydawałoby się oczywistych, zderzeń i analogii. Poezja ma zapisywać życie, zapis życia jest zapisem ruchu, poczynając od ruchu „wydobywających się i nakładających obrazów”. Na przeszkodzie zapisowi staje język i tutaj rolą poezji może być tylko jego okiełznanie. Takie jego wykorzystanie, żeby zapis był jak najbliższy życiu. Miłobędzka mówi o takiej precyzji języka, która jest zupełnie obca współczesnemu jej rozumieniu. Zapis bliżej życia według poetki siłą rzeczy jest niedoskonały (bo niedoskonałe jest życie). Tutaj chodzi o precyzję samej bliskości zapisu i życia, „każdy piszący jest ograniczony sobą. Ale to rzeczy i działania pozwalają nam się zbliżyć, nie słowa”.
5.
Dlatego też poezja musi być okrutna dla języka, przeciwstawiać się jego ograniczoności? Inaczej to język będzie okrutny dla poezji. Miłobędzka nie ma złudzeń: każdy zapis jest ułomny. Zapisując, więcej tracisz niż zyskujesz, „gubisz po drodze”. Choćbyś nie wiem jak umiejętnie mówił językiem, język i tak będzie kierował, „mówił tobą”.
6.
Wiersz nie tyle ma pozorować mowę (jak np. w przypadku poetów-tłumaczy zainspirowanych poezją amerykańską II połowy XX wieku), co ją naśladować na tyle, na ile to możliwe (Miron Białoszewski). Ma szukać związków piszącego ze światem, ale też piszącego z opisywaną rzeczą, treścią zapisu i jego formą oraz tym, na czym się zapisuje; ma „pokazać dosłownie”. Dla poetki często liczy się sam proces powstawania wiersza, nie efekt finalny tego procesu, „tutejsza nieskończoność”. Z warsztatowego punktu widzenia jest intrygujące obserwowanie tego procesu, od narodzin do śmierci; a raczej do momentu, w którym okaże się, że – rzadziej – wiersz jest wystarczająco niedoskonały lub – częściej – z wierszem nic więcej nie da się zrobić, w zmaganiach z językiem, „nierozdzielnym splątaniu życie-język”.
7.
Jest mała furtka, bardzo szybko zapominana i z niewielkimi wyjątkami (Roman Honet) traktowana nieufnie lub co najwyżej wspomnieniowo-pamiętnikowo – dzieciństwo. „Dzieci wymijają słowa. Nie muszą się nimi posługiwać.” Magia dzieciństwa tkwi w tym, że dzieci umieją parafrazować spontanicznie i nowatorsko. Można to uświadomić sobie dopiero wtedy, gdy się straci tę umiejętność, gdy „poszukiwania słów” dają coraz więcej niedoskonałych, nieruchomych i narzucających się rozwiązań. A więc ruch nie tylko od źródła, ale również w przeciwną stronę, do korzeni. Według Miłobędzkiej „huśtanie jest tylko sposobem utrzymania równowagi”. Dotarcie do istoty rzeczy wymaga wyjścia poza swoje „jest”, poza swoje „niedoskonałe obcowanie z (doskonałym) światem”.
8.
„Doskonała nieobecność?” W ruch wpisuje się też pojawianie się i znikanie jego podmiotu. Jednak w pisaniu, tak samo jak w życiu, bardziej możliwa jest „niedoskonała obecność”, którą gwarantuje niedoskonały język i niedoskonałe milczenie. W treści czterech „wystąpień” (licząc również wykorzystane wiersze i ich fragmenty) słowa „doskonały” i „niedoskonały” pojawiają się ponad dwudziestokrotnie. Ta opozycja jest dla Miłobędzkiej kluczowa. Istotna jest też znacząca nieobecność, brak podmiotu, co rzuca się w oczy i zmusza do myślenia. Poetka idzie tutaj dalej niż np. często bazujący na poetyce przemilczenia i niedopowiedzenia Wojciech Bonowicz – odnosi ten brak do „ja”: „Stracić siebie to zyskać siebie”. Tylko gdzie w takim razie w poezji jest miejsce dla „ja”? Jeśli poezja ma uchwycić szczegóły, każdy z osobna, wręcz szukać drogi w „labiryncie szczegółów”, „ja” również jest jednym z nich. Jak każdy szczegół – według poetki – jest osobne i niepowtarzalne. I jako takie potrzebuje osobnego i niepowtarzalnego „ty”, niezależnie od niemożności i nieumiejętności porozumienia (nie ma wspólnych języków, co podpowiada poetce doświadczenie). „Czy ta bezradność jest w naszych rękach czy w naszym języku?”, pyta retorycznie autorka.
9.
Jest rozwiązanie tego problemu, przynajmniej hipotetyczne. Takie posłużenie się słowem, żeby miało pojemność znaczeniową gestu. „Słowo podane zamiast ręki, ręka – zamiast słowa”. Czy to nie ten rodzaj równowagi, do której dąży Miłobędzka? Ten, że pozwolę sobie na kiczowatą metaforę w nawiązaniu do innej działalności poetki, „teatr życia”? Czy poza sceną ktoś odważyłby się na taki gest?
10.
Swoista ars poetica – „zrównanie siebie z czytającym”. Intrygująca forma. Niepokojąca, niepełna, po części przemilczana, treść. Można nie ufać postawionym diagnozom, ale wobec tak sformułowanych problemów językowych nie da się przejść obojętnie.