Konceptualizm podwójnie fizyczny
recenzje / ESEJE Joanna OrskaRecenzja Joanny Orskiej, towarzysząca premierze książki Bagaż Jerzego Jarniewicza, wydanej w Biurze Literackim 6 marca 2023 roku.
WięcejRecenzja Joanny Orskiej z książki Dni i noce Piotra Sommera.
„Estetyczna lichota wynika z lichej estetyki, z mylenia poety, u którego prawda zapośredniczona jest w ułudzie, z tym, który ‘ustanawia’, a więc rzekomo ingeruje w samo Bycie (…) Każda interpretacja utworów poetyckich, redukująca je do owej ‘wymowy’ (Aussage – chodzi tu o przesłanie, ideę, prawdę dzieła), jest pogwałceniem specyficznej prawdy poezji, która filozofią nie jest (…) i łączy się koniec końców z ideologiczną wiarą, że zło i poniżenie, doświadczane w realnym świecie, można odwrócić dzięki sztuce – skoro droga do rzeczywistych zmian jest zamknięta”.
T.W. Adorno, „Parataksa. O późnej liryce Hölderlina”
Zła nie można odwrócić dzięki sztuce. Z perspektywy lirycznych lat dziewięćdziesiątych, u początku których stoi mocno przyswojone przekonanie o słabości wielkich projektów filozoficznych, to być może prawda aż nadto banalna. Wydaje się jednak, że jej najistotniejszy sens – dotyczący sztuki – został w pewnym sensie przeoczony przez krytyków usiłujących doszukać się nowych korzeni poetyckiej wspólnoty czy to w prywatności, czy jednostkowości, osobności czy autobiografizmie. Wymienione tu przeze mnie określenia składają się w zasadzie na komplet haseł, za pomocą których najczęściej charakteryzowano poezję Piotra Sommera. Właśnie dlatego, jak sądzę, jego liryczna strategia, obok poetyckiego dyskursu Bohdana Zadury, była najczęściej przywoływana jako znacząca dla najważniejszych poprzełomowych debiutów, które wyróżniać się miały takimi właśnie cechami. A jednak pisząc o autobiografizmie, prywatności czy jednostkowości pojętej w tradycyjnie podmiotowy sposób, nie uciekamy od problemów, na które w swoim eseju o Hölderlinie wskazuje Adorno. Dopóki bowiem traktujemy poetyckie medium w kategoriach odbicia, reprezentacji czy też powielenia tego, co wobec poezji zewnętrzne, oddajemy poetyckość filozofii; mylimy więc poetę, „którego prawda zapośredniczona jest w ułudzie”, z tym, który coś „ustanawia”.
Ciekawe, że obie te możliwości funkcjonowania poezji są dla szeroko pojętej, także późnej nowoczesności jednakowo oczywiste. Poezja, która pragnie cokolwiek „ustanawiać”, posiada niewątpliwe mocniejszy głos niż taka, która nierozsądnie wskazywać będzie na własną ułudność – szczególnie w perspektywie debaty publicznej, niezależnie od tego, w jaki sposób mielibyśmy ją pojmować. Z drugiej strony prawda o ułudzie poezji jest na forum publicznych debat powszechnie rozpoznawana. Dopóki punktem odniesienia dla poezji pozostaje filozofia, dopóki rozmawiamy o jej filozoficzności – więc przekładalności wartości poetyckich tak, by stawały się znaczące w perspektywie agory – pozostaje ona wobec tego, co dla społeczeństwa posiada centralne znaczenie, w podwójnie niekorzystnej sytuacji. Spodziewamy się po niej głosu mocnego, chociaż rozdysponowaliśmy słaby, który bywa tylko czasem sztucznie wzmacniany – chociażby poprzez podjęcie odpowiednio politycznego tematu. Poezja przemawia więc z marginesu, który wyznaczyło jej społeczeństwo – a raczej jego ukształtowany przez myśl filozoficzną „symulakr”. Nawet jeśli więc ustanawiać coś w końcu próbuje – na tym bowiem polega jej zadanie wobec współczesności – to jednak nie do końca ustanawiać może, skoro dla centralnych zagadnień debaty publicznej jej sprawa pozostaje zawsze sprawą drugorzędną. W tej perspektywie poezja jest może piękniejszą, ale zawsze gorszą i – niestety – głupszą siostrą filozofii. Estetyczna lichota… tak zapewne powiedziałby niemiecko-żydowski filozof. Sommer w jednym ze swoich wczesnych wierszy w podobnym guście, choć nie tak srogim tonie pisze: „Żona mówi, że wszystko jest rezultatem epoki:/ słowa, ilość słów, ich porządek, dłuższe/ lub krótsze dni; zresztą nie pamiętam,/ może to ja tak jej powiedziałem; jak gdyby/ wiatr historii smagał, to znów szczypał/ twarz.// Właściwie czemu „nie można” pisać o poezji?/ Poezja to przecież nie słowa./ I trudno sobie wyobrazić, żeby epoka/ była rezultatem słów, a jednak! Ponadto,/ jeśli mówi to żona, słucham jej/ uważniej niż paru panów wyrywających/ włosy z pewnej potężnej dziewiętnasto-/ wiecznej brody, która wkrótce/ wyłysieje doszczętnie? (…)” („Oddech Majakowskiego”, w tomie Pamiątki po nas; cytuję za Rano na ziemi).
Czy naprawdę istnieje jednak jakaś „sprawa poezji”? A jeśli tak, to na czym miałaby polegać? Spróbuję odpowiedzieć na to pytanie odnosząc się do dwóch najnowszych tomów Piotra Sommera – wyboru Rano na ziemi, będącego niemal wierszami zebranymi tego autora, i jego nowej książki Dni i noce. Sądzę bowiem, że lektura właśnie tych tekstów – ze względu na właściwą im liryczną wrażliwość, pewien rodzaj poetyckiego nieprzejednania, któremu towarzyszy głębokie poczucie komunikacyjnej etyki – pokazuje doskonale, czym mogłaby być zanurzona we współczesności poezja. Dzieje się tak – jak sądzę – między innymi dlatego, że całości konsekwentnego Sommerowego projektu towarzyszy przekonanie, iż wiersz, który próbuje cokolwiek „ustanawiać”, strzela sobie de facto w swoją piękną liryczną stopę. „Wiersz musi być tym, czym jest./ Nie powinien udawać poematu/ ani zastępcy naczelnika powiatu/ ani sklepowej, która ma okres” – pisze poeta. To właśnie przekonanie powoduje, że przedstawione przez Adorna warunki poetyckości, zyskują w twórczości Sommera dodatkową, bardzo przekonującą wykładnię.
Ustanawianie Bytu albo bytów, ingerowanie w realność, odwracanie zła – w perspektywie Adornowskiej – nie jest więc sprawą poezji, ale także i sprawą filozofii; droga do rzeczywistych zmian pozostaje wszak dla nich obu zamknięta. Być może stąd pochodzi filozoficzny akt wiary w magiczną moc słów; w poetyckie „niech się stanie”, które w momentach politycznych radykalizacji życia społecznego znajduje najdobitniejszy wyraz w propagandzie i cenzurze – karykaturalnych odpowiednikach literatury i krytyki. Nie od rzeczy będzie tu zacytować jeden z dawniejszych wierszy Piotra Sommera. Chodzi o „Rozmowność” z Czynnika lirycznego, wiersz, który w najnowszym wyborze Sommera nie znalazł się zapewne ze względu na swoją bliskość wobec doraźnej publicystyki. Warto go przypomnieć, bowiem stanowi on szczególnie radykalną odmowę „ustanawiania” czegokolwiek, która – w wypadku Sommera – łączy się zazwyczaj z niechęcią do „bycia ustawianym”:
Ale obywatel powinien być uczciwy
i powinien mówić wszystko,
w końcu włączyło się z powrotem
telefony, żeby mógł się
porozumieć z przyjaciółmi,
czy z kim tam chce,
i byłoby wysoce niemoralne,
a mówiąc wprost, wręcz nieuczciwe
dzwonić do przyjaciela
i nie mówić wszystkiego
przez telefon, i w dodatku
dawać mu do zrozumienia
że wie się o wiele więcej
Jeżeli wiersz „Rozmowność” będziemy interpretować w kontekście polityki, pewną uderzającą cechą stanie się jego „nie-nowofalowość”. Można się co prawda dosłuchać w nim Barańczakowskich pogłosów, jednak brakuje mu patosu i heroiczności właściwej poetyckiej kontestacji politycznej przełomu lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Jeżeli przypomnimy chociażby jeden z wierszy autora Tryptyku ze zmęczenia, betonu i śniegu, rozpoczynający się od słów: „I nikt mnie nie uprzedził, że wolność/ może polegać także na tym”, w którym doniosłą rolę pełnią nawet „puszka groszku” i „nogawka zimowej bielizny”, będziemy musieli uznać, że trudno byłoby którykolwiek tekst Sommera uznać za bezpośrednio kontestatorski w takim właśnie sensie. Jeżeli w „Rozmowności” pojawiają się przy tym jakieś „emocje przedstawione”, to mówić należałoby tu raczej o całkiem prywatnym zniecierpliwieniu i irytacji głupotą systemu. W rzeczywistości jednak utwór posiada pewien rys, który powoduje, że polityczność, polityczny temat, pozostają w nim sprawą drugorzędną i to wcale nie dlatego, że odrzucenie tego, co systemowe, zachodzi tu w przestrzeni całkowicie uprywatnionej. Jeśli nie potraktujemy tego tekstu wprost jako historiograficznej ilustracji, będzie on znaczył po prostu dalej, więcej i inaczej, choć niewątpliwie kontekst historycznego doświadczenia pozostanie dla niego istotny. Główną rolę w „Rozmowności” odegrają wówczas komunikacyjne uwarunkowania, którym negatywnie przeciwstawiona zostaje przestrzeń przyjacielskiego dialogu.
„Prywatnie” rzecz biorąc chodziłoby tu o pewną intymną rozmowę z przyjacielem, czy „z kim tam się chce” i o polityczne powody, w związku z którymi nie może ona dojść do skutku. Z perspektywy warunków komunikacji w „Rozmowności”, a więc i z punktu widzenia władzy, przedstawiony zostaje jako naganny sam – polityczny lub nie – fakt posiadania tajemnic. Posiadanie tajemnic pomiędzy dwójką przyjaciół świadczy zazwyczaj o braku lojalności – tak głoszą niepisane zasady komunikacyjnej praktyki. W tekście informuje nas o nich – poetycko, estetycznie – naddany omawianej rozmowie „największy przyjaciel człowieka”: system społecznego funkcjonowania, który zawsze pozostaje także obowiązującym systemem komunikacji, chociażby telefonicznej. Wszystko jedno czy zasada obowiązująca w rozmowie – nawet pomiędzy przyjaciółmi – została przez ów system wytworzona, czy tylko wykorzystana. Ważne jest, że funkcjonuje tu ona jako pewna odrzucana w utworze norma czy nakaz jawności. Norma kultury, która przekłada się także na normę językową.
Upolityczniony system komunikacji w wierszu „Rozmowność”, choć wyabstrahowany, dysponuje własnym, osobowym głosem – w wierszu Sommera oddanym mu poniekąd przez sam podmiot utworu. Stare porzekadło głosi jednak: „strzeżcie się Danaów, zwłaszcza kiedy niosą dary”. Język zaś to szczególny dar – zwłaszcza kiedy pochodzi od poety. Tak więc w wierszu „Rozmowność” to nie sama „rozmowność” okazuje się rękojmią przyjaźni – ale małomówność; nie otwartość jest jej najszczerszym zadatkiem – ale przeciwnie: „dawanie do zrozumienia, że wie się o wiele więcej”. Dawanie do zrozumienia pozostaje tu także obietnicą; obietnicą spotkania w mityczno-prawdziwej przyszłości, tete a tete – poza obowiązującym komunikacyjnym systemem. Irytacja podmiotu utworu – który, jak się zdaje, wykorzystując ponowną możliwość połączenia się z przyjaciółmi, najchętniej przekornie by pomilczał – stanie się przy tym odczuwalna, jeśli całość tekstu włączymy w nawias ironii. To dopiero umożliwi nam być może dotarcie do pewnej „prawdy” tekstu, zapośredniczonej tu oczywiście poprzez jego ułudę. Prawda ta – jeżeli w tym wypadku można w ogóle o prawdzie mówić – byłaby prawdą o braku jakichkolwiek zobowiązań komunikacyjnych ze strony twórczego podmiotu. Warto zauważyć, że nie staje się on w związku z odmową komunikowania ani odrobinę mniej przyjazny, niemoralny czy też nieuczciwy – jak wydaje się mu zarzucać system. Wręcz przeciwnie.
Poezja Sommera niczego więc nie ustanawia. Także dlatego, że nawet jeśli konstruuje pewne reprezentacje „prawd”, to pozostają one ściśle negatywne. Sama możliwość prawdziwej, lecz niemożliwej w obecnych bądź ówczesnych warunkach „rozmowy” jest przeciwstawiona w wierszu szczerej, być może nadmiernie wylewnej „rozmowności”. Całość istotnej wymiany informacji odbywa się tu niejako poza komunikatem, poza tekstem wiersza i polega w dużej mierze na knuciu przeciwko mówiącemu systemowi, przeciwko warunkom porozumienia, w jakich postawiła przyjaciół sytuacja komunikacyjna. Wspólnota zarysowana w wierszu także spełnia się negatywnie; jej podstawy ufundowane zostały przez prawo do skrytości i prawo do posiadania tajemnic; do bycia do-określonym przez tajemnicę. A to przecież podstawowe prawa języka poetyckiego. Zakończę tę część rozważań cytatem z późniejszego już tekstu, stanowiącej jedną z wielu wykładni Sommerowej ars poetica, „Piosenki pasterskiej”: „Czytaj te parę zdań, jakbym był/ obcym, innym/ językiem, którym może wciąż jestem/ (choć mówię twoimi słowami, posługuję się/ twoimi słowami); (…) Czytaj, jakbyś miał słuchać,/ nie rozumieć”.
Przypomniałam wiersz „Rozmowność” nie bez powodu. Wiersze Sommera zawsze zwracają się ku drugiej osobie; albo przypominają rozmowy, albo są przeprowadzanymi w obecności innych, czy pomimo tej obecności, rozmowami. Dialogiczność poezji autora Czynnika lirycznego podnoszono wielokrotnie, nie ma więc powodu, by jakoś szczególnie się nad nią rozwodzić. Podmiot wierszy Sommera zazwyczaj rozmawia właśnie z przyjaciółmi, z żoną, dzieckiem, słowem z osobami, które uznajemy za najbliższe; także często ze sobą samym. Znowu jednak – jak sądzę – niekoniecznie chodzi tu o akt ustanowienia jakiegoś własnego świata, własnej osobności. Położyłabym raczej akcent na sam fakt rozmawiania, poetycką rozmowę in actu; na słowa, w jakich realizować się ma porozumienie, a które bywają obiektem rozmaitych eksperymentów. Owe językowe próby najczęściej podejmowane są przy tym w celu sprawdzenia warunków językowej gry: po to, by zmierzyć zasadność reguł, zapytać o ich czystość, wejrzeć w sposób, w jaki… to one ustanawiają nas i ustawiają. Zobaczyć w związku z tym, gdzie możemy – niedyskretnie – zmieścić się my, z naszą całą osławioną prywatnością: „Gdzie jesteśmy? W ironiach/ których nikt nie chwyci, krótkotrwałych/ i nieakcentowanych, w trywialnych pointach/ które kwitują metafizykę niedorzecznym/ detalem (…)// W tych międzysensach zawiera się cały człowiek,/ włazi tam, gdzie widzi trochę miejsca” („Niedyskrecje”, w tomie Czynnik liryczny).
Właśnie w związku z wierszem „Niedyskrecje” trzeba jednak zapytać, co z perspektywy poezji Sommera oznacza w zasadzie Adornowska sentencja o „prawdzie zapośredniczonej przez ułudę”. Jakkolwiek Sommer zdecydowanie nie jest poetą, który zdradziłby poezję na rzecz filozofii, czyniąc z poezji powolne narzędzie poznania, to w żadne szczególne „słów obcowanie”, które wyrażałoby się jako „prawda”, też nie wydaje się wierzyć. W „Rozmowności” przecież od tego, co wypowiedziane – a więc od całego wiersza – ważniejsze pozostaje w końcu to, co nie może być usłyszane przez nikogo, a szczególnie już przez przyjaciela. Być może więc poezja Sommera to nie tylko negatywna odpowiedź na próby „ustanawiania” czegoś w języku; może to także negatywna odpowiedź na „zapośredniczenie prawdy w ułudzie”, które przecież – jak się wydaje – nie jest niczym innym jak osłabioną tylko próbą ustanawiania prawdy? Spójrzmy na wiersz tytułowy z Dni i nocy, ostatniej książki Sommera:
Jedziemy odwiedzić Staśków, ale umówmy się -
w ping-ponga też chcemy pograć, bo nie ma tak
żeby było tylko jakoś i człowiek mówi w liczbie mnogiej
odruchowo, nie myśląc o tym zbytnio
albo zabezpieczając się? Bo chcieć coś robić
w pojedynkę, to jednak cienko brzmi
a nawet znaczy. Co nas poniekąd naprowadza
na jedno czułe miejsce (powiedzmy, że to miejsce)
u boku dni, bo zawsze miło się rozmawia
o tym bezkarnym pomniejszaniu
odległości między brzmieniem a znaczeniem,
prawda? Bo czasem w tym jest sęk, nawet
jeżeli wyjazd ma być tylko jednodniowy,
bez noclegu, i przedtem trzeba się umówić.
Tak się składa, że ten akurat wiersz nie tylko stanowi odmowę ustanawiania czegokolwiek; jest dodatkowo wyznaniem niemożności ustalenia najprostszych spraw. Zacznijmy od tego, że warstwa anegdotyczna, warstwa wydarzeń, stanowi w tym utworze – jak w wielu tekstach Sommera – bardzo niewielki ułamek całości. Mamy tu do czynienia z ersatzem pewnej historii, która się jeszcze nie dopełniła, chociaż to dopełnienie pozostaje bardzo pożądane: „ale umówmy się -/ w ping-ponga też chcemy pograć”. Całość wiersza, właśnie w związku z obecną tu tylko potencjalnością zaistnienia zdarzeń, można by rozumieć jako gest negatywny pod adresem magicznych prerogatyw literatury. Wiersz funkcjonuje w perspektywie planu, jakiegoś „umówienia się” i to „jednodniowego”, w dodatku „bez noclegu”. Definitywnie samo pragnienie – zagrania w ping-ponga – znowu pozostaje, podobnie jak irytacja z „Rozmowności”, najbardziej prawdziwie przedstawione. Jest stokroć bardziej ustanowione niż realność, do której się odnosi, choć przecież nie stanowi w „Dniach i nocach” głównej sprawy. Pozostaje raczej pretekstem; zachcianką umożliwiającą spotkanie ze „Staśkami” i interesownie idącą o lepsze z samą możliwością takiego spotkania.
Większą część wiersza wypełniają innego typu gry. Są one przy tym jeszcze bardziej prawdziwe niż mogłyby stać się w sferze (literacko tylko) zrealizowanego, ping-pongowego wydarzenia. Ze względu na autotematyczny potencjał gier językowych mogą się one wypełniać w literackim „tu i teraz” naszej lektury. Moglibyśmy je określić jako „prawdę ułudy” – szczególnie przy założeniu, że prawda wyróżnia się zawsze jakąś konieczną spójnością, którą tytułowy wiersz ostatniego tomu Sommera posiada właśnie w perspektywie gry literackiej w stopniu bardzo wysokim. W „Dniach i nocach” odnajdujemy więc sfrazeologizowane, poetycko znaczące fragmenty mowy. „Umówmy się” zostało użyte tu w potrójnym znaczeniu – frazeologicznym („umówmy się”), peryfrastycznym („człowiek mówi w liczbie mnogiej”) i dosłownym („przedtem się trzeba umówić”); „jakoś to będzie” – zaprzeczone („bo nie ma tak żeby było tylko jakoś”) i rozszerzone poprzez kolokwializm „nie ma tak żeby… „; w końcu „w tym sęk” („bo czasem w tym jest sęk”). To jednak nie jedyne zabiegi służące temu, by wiersz złożył się w konieczną całość: dochodzą do tego różnego rodzaju współbrzmienia, w tym i] gramatyczne rymy – nienapięte, wpisane niejako w porządek mowy, wprowadzające dodatkowe podziały w wersowy układ wiersza: odruchowo – zbytnio; umówmy się – zabezpieczając się; cienko brzmi – a nawet znaczy – u boku dni; naprowadza – rozmawia – prawda; pomiędzy brzmieniem – a znaczeniem – czasem. Mamy także dwa imiesłowy „zabezpieczając się” i „nie myśląc”, które być może stanowi sekretne mrugnięcie w kierunku Sommerowego mistrza – Białoszewskiego. Choć równie dobrze mogą one stanowić jedynie przypadek. „Zabezpieczając się” oddziela przy tym od siebie dwie części tekstu: tę która z zawiązania anegdoty bezpośrednio wypływa i tę która się niejako ponad nią – w sferze językowej gry – chce się rozegrać (czy też „odegrać”), by potem, poprzez pointę, do punktu wyjścia powrócić. Swoistą klamrę „Dni i nocy” stanowi potrojone znaczeniowo sformułowanie „umówić się” – na początku i końcu tekstu. W rzeczywistości wszystkie rymy pełnią w nim funkcję klamr, śród-wierszowych łączników. Klamrą najbardziej znaczącą zaś pozostaje ostatnia, mówiąca o „bezkarnym pomniejszaniu odległości/ między brzmieniem a znaczeniem/, prawda? Bo czasem w tym jest sęk”. Klamrę tę chciałabym nazwać sękiem wiersza „Dni i noce”; problem polega jednak na tym, że mogę to życzenie zrealizować jedynie jako własną zachciankę, bowiem – jakkolwiek istnieją pewne przesłanki, by pomniejszanie odległości pomiędzy brzmieniem/planem a znaczeniem/realizacją kojarzyło się z czasem – to są to przesłanki jedynie rymopochodne.
Jeśli będziemy próbowali odbudowywać przede wszystkim plan anegdoty „Dni i nocy”, wiersz Sommera zacznie znaczyć ze względu na pretekstowo wybrany temat; będzie też pozostawać niekonsekwentny – rozpadnie się na dwie, nieprzystające do siebie połowy. W takim porządku współbrzmienia będą jedynie przypadkowymi, gramatycznymi rymami. Jednak z punktu widzenia porządków poetyckiej i językowej gry mamy tu do czynienia z bardzo misterną konstrukcją, na którą warto zwrócić uwagę następnym razem, kiedy będziemy mieli ochotę nazwać coś „Sommerowym gadaniem”. Odległe, niedokładne rymy to tylko jeden, najprostszy z tropów. Podstawową ciągłość wyraża tu bowiem fakt, że każde kolejne zdanie stanowi jakby krytykę zdania poprzedniego, która zostaje na nim na-budowana. W każdym zdaniu dokonuje się też radykalna redukcja referencji, które pierwotnie odwoływały się do jakichś rozpoznawalnych, chociażby biograficznie, faktów. Wiersz więc poniekąd narasta poprzez uszczegółowianie warunków dziania się i mówienia; frazeologizmy napiętrzają się i powodują kumulowanie się abstrakcji. Chcemy odwiedzić przyjaciół także dlatego, że chcemy z nimi pograć; chcemy z nimi pograć, także dlatego, żeby wiadomo było, po co w zasadzie chcemy ich odwiedzić; „chcemy ich odwiedzić”, ale „my” pojawia się tu także dlatego, że tak się tylko „mówi” człowiekowi „w liczbie mnogiej odruchowo”; mówi się „odruchowo”, ale także dlatego, że „chcieć coś robić/ w pojedynkę, to jednak cienko brzmi/ a nawet znaczy”. W efekcie, nawet jeśli początkowe „umówmy się” nabiera znaczeń, dzięki którym można by dopatrzyć się w wierszu Sommera próby ustanowienia wspólnoty, próba ta wyraża się poprzez umowne użycie liczby mnogiej, a narastająca poprzez uszczegółowianie sensów abstrakcyjność powoduje nieuchronne oddalanie się „brzmienia” i „znaczenia”; tego, co zaplanowane i tego, co ma – czy też mogłoby – się wydarzyć. Z tak zarysowanej perspektywy wiersz „Dni i noce” traktuje o niemożliwości jakichkolwiek spotkań, chociażby ze względu na to, że nie jest pewne, czy wszyscy chcą zagrać w ping-ponga i czy będą grali z taką samą namiętnością. Ułuda języka to w poezji Sommera nie tyle coś, co zapośrednicza prawdę; to raczej podstawowy i determinujący wszelkie spotkania i rozmowy warunek.
Słowa „w pojedynkę, to jednak cienko brzmi” przynoszą więc ustanowienie wspólnoty, ale też – za przyczyną komplikacji, jakie wiążą się z precyzyjnością językowych ustaleń – przeciwnie: powodują oddalanie się brzmienia i znaczenia. To, co zostaje zawiązane poprzez konieczność referencji, zostaje więc w języku natychmiast, ironicznie „odegrane”: „Wszystko jest ťmylneŤ i/ jakoś mówi się cały czas/ nie to, a jednak/ słyszy, co trzeba.// I już?// To znaczy tyle, ile prawie/ by starczyło (zależy/ jasna sprawa komu).// No zobacz, mówisz/ i zaraz gasisz całe zdania/ jakbyś grunt podmywał”. Czytam Dni i noce i jestem coraz głębiej przekonana, że w poezji Sommera najczęściej mamy do czynienia ze swego rodzaju językowym patem. Język tej poezji bowiem z rozkoszą się do rozmaitych praw i norm stosuje, tylko po to, żeby móc je wymijać – często po prostu na ów impas wskazując, uprzytamniając go poniekąd. Reprezentacje owego językowego impasu, widoczne w wielu wierszach z Dni i nocy, najchętniej nazwałabym tu Sommera podwójnym nelsonem ułudy. Poeta rekreuje błąd nazywania czegokolwiek – chociażby konieczną niewspółmierność czasu i języka w wierszu o Staśkach i ping-pongu. Próbując go skorygować, poniekąd nie mogąc sobie z nim poradzić, brnie w ów błąd coraz głębiej i dalej, gadając i gadając: „bo zawsze miło się rozmawia/ o tym bezkarnym pomniejszaniu/ odległości między brzmieniem a znaczeniem,// prawda?”. A jednak – tak się wydaje – utopia zagadania czegoś: wyłamania się z językowego i czasowego impasu, to jedyny – zawsze u autora Dni i nocy ironicznie zaprzeczany, ale i kultywowany – sposób, by odesłać czytelnika do jakiejś formuły komunikacyjnej wspólnoty. Wspólnoty nie tyle nawet negatywnej, w znaczeniu niemożliwej, nie-będącej czy ułudnej, jak musielibyśmy stwierdzić upierając się przy filozoficznych pytaniach o prawdę. Wspólnota w poezji Sommera jest bowiem kwestią realną i dlatego także musi ona pozostać – jak realność – wspólnotą niebywałą: „bo zawsze miło się rozmawia/ o tym bezkarnym pomniejszaniu/ odległości między brzmieniem a znaczeniem,// prawda? Bo czasem w tym jest sęk, nawet/ jeżeli wyjazd ma być tylko jednodniowy,/ bez noclegu, i przedtem trzeba się umówić”.
Nic dziwnego, że obiekt poetyckich zabiegów i pożądań Piotra Sommera stanowić będzie zazwyczaj to, co niedopowiadalne, niedotykalne. I nic dziwnego, że utopii takiej towarzyszyć będą zawsze ironiczne napomnienia, które wszelkim próbom wspólnoty realnego zaprzeczają, odnosząc nas zawsze do teraźniejszości jako do sprawy niebyłej – „odgrywając”, odwołując zadzierzgnięte już więzi, jakie wobec mitycznej możliwości złączenia, pozostają już tylko związkami słów. Jak głosi końcówka „Wiersza przymiotnikowego”: „Wilgoć wysycha albo wsiąka i słońce/ błyszczy sobie teraz na pokrywach śmietników/ i pyskach studni, ale rzecz jasna tylko w dzień./ To niepoważne bez ustanku mówić, mówić,/ nie mając w gruncie rzeczy nic do powiedzenia/ a co najwyżej na powierzchni, do zobaczenia./ To głupie, dać zagadać się na śmierć/ (zdumiewające, że to przyszło ci do głowy)”. Czasami owo odwoływanie więzi przybiera wymiar wyjątkowo dramatyczny, jak w „Taksówce” związanej z chorobą matki, czy „Wierszu ornitologicznym” wokół śmierci znajomego.
Próby formowania rozmaitego typu niebyłych, niebywałych wspólnot są w liryce Piotra Sommera niezwykle dobitne; mogą one niestety być powoływane do życia jedynie poprzez kontrowanie i kontrolowanie ułudy. Odblaski tego, co wobec porządku mowy zewnętrzne, zobaczone na powierzchni, wyrażają się u Sommera najczęściej jako rozmaitego typu przypadki, absurdy, przełamania, niekoniecznie przekładające się na impas, który tak składnie wyraża się w języku. Bardzo dobrze sprawę z tego stanu zdaje wiersz „Światła dworca” z Czynnika lirycznego, w którym jedynie sensownym powodem „łączenia się” pozostaje chyba samo słowo „łączyć”.
Światła dworca i te nad nimi łączą się,
łączą się dni tygodnia,
z oddechem wiatr -
nie ma nic, co się nie łączy.
Popsuta ciepłownia na Żeraniu
I moje dziecko, i kobieta
którą wybrałem przed laty przez wzgląd
na jej białe podkolanówki z niebieskim paskiem.
Ciekawe, jak świat
połączy się jutro i następnego dnia.
Jeśli w czym innym rzecz,
może mi powiesz, w czym.
Podstawowym warunkiem bycia we wspólnocie pozostaje rozpoznanie życzeniowości połączeń. To, co wydaje się łączyć naturalnie – świat – łączy się często na dość abstrakcyjnych zasadach. W poezji Sommera składają się one na świadomość niewspółmierności snów, światów, czasów i przestrzeni. A jednak często negatywnie wyznaczana przez nie przestrzeń wspólnoty okazuje się paradoksalnie intymna – gwarantem tej intymności są chociażby zapamiętane paski na podkolanówkach. Tak też podstawowymi wykładnikami niebywałości pozostają u Sommera najczęściej detale, przedmioty lub zdarzenia: krostka zobaczona nagle w uchu dziecka, kosmetyki spadające raz po raz z łazienkowej półki, skóra cytryny, która pomaga na kaszel czy też ów „kawałek kory, ale trochę chory”. Jak pisał poeta w Czynniku lirycznym: „Całą pamięć zawdzięczamy przedmiotom/ co przygarniają nas na życie i/ oswajają dotykiem, zapachem/ i szelestem” („Pewne drzewo na Powązkach”). Na podobnej zasadzie ważne jest tu brzmienie: „Czy mówi się po to, żeby coś powiedzieć/ czy też usłyszeć własny głos./ Bo jeśli człowiek słyszy siebie/ to chyba jest (…) No ale mówić/ jak cię mogę, nie jak trzeba?// Co nie wykłada się na tak, jak leci,/ choć bez wątpienia wiele jest sposobów/ łączenia z przedmiotami słów i z imionami/ ludzi, którzy do słów się garną/ albo się uciekają do nich/ niby do życia” („Bo tylko zważmy” z tomu Dni i noce). Przedmioty, ciała, wydarzenia, dźwięki nie zagwarantują przecież żadnej wspólnoty w sensie „złączenia” – oznaczają one raczej niebyłość: przesyconą intymną zażyłością niebywałość. Połączenia to swego rodzaju iluzja, ułuda – najczęściej poetycka. Jak pisze poeta w wierszu „Przed snem”: „Bo i co to ma opisać: stan świadomości/ w danym momencie życia?/ Bez danego momentu?/ Postoje, rozwój,/ jak się nazywam?// Czy pomocny będzie opis mego ciała?/ Opis ciała mojego dziecka, jego podobieństwo/ do mnie, opis jego podobieństwa do mnie?/ Jego słowa?/ Czy opisać, to znaczy cytować?”
Jednak czasem bywa i tak, że niezwykłej konsekwencji Sommerowej ironii wymykają się wyjątki. Wówczas detale, wydarzenia, głosy powodują, że na moment – magicznie – przywrócona zostaje teraźniejszość. W wierszu „Kosy, drzewina” z Czynnika lirycznego na przykład: „Po pięciu dniach spostrzegłem wreszcie twoje niemyte uszy./ Przez cały czas usiłowałem nie zapomnieć o nich,/ chodząc po parku, kupując książki, mówiąc coś, czytając./ Zajrzałem/ i zobaczyłem kruchą siatkę krwi./ W lewym spokojnie dojrzewała mała krosta”. Teraźniejszość próbuje się przynajmniej poprzez język zamanifestować. I dzianie się to chyba jedyna bliska Sommerowi prawda, której jednak w jego poezji w żaden sposób się nie zapośrednicza; można ją jedynie w ułudzie i poprzez ułudę odegrać – jako jeszcze, albo już niebyłą, czy też niebywałą. W przypadku „Rozmowności” rozmowa z przyjacielem odesłana zostaje w bliżej niezidentyfikowaną przyszłość, w teraźniejszości pozostając jedynie obietnicą. Wizyta u Staśków i mecz ping-ponga, choć w wierszu jedynie na prawach mglistych planów, świtają przecież w zbliżającej się przyszłości pomimo wszystkich komunikacyjnych kłopotów, jakie powoduje próba domówienia się. To nas poniekąd naprowadza na jedno czułe miejsce, powiedzmy, że to miejsce, u boku dni; bo zawsze miło się rozmawia o tym bezkarnym pomniejszaniu odległości między brzmieniem a znaczeniem, prawda? Czy też, jak mówi poeta w wierszu „Oczywiście”: „bo/ kto powiedział, że sympatia/ musi się wspierać wiedzą szczegółową.// Nikt, oczywiście. Pewnie dlatego można/ się nie spieszyć i można sobie pozwolić/ na milczenie, na słowa// tylko wtedy, kiedy się ma ochotę./ A teraz spróbuj mu zaufać pod tę nieobecność/ słów i zdań i opowiadań”.
Tekst ukazał się po raz pierwszy w miesięczniku „Twórczość”, nr 7/2009. Dziękujemy Autorce oraz Redakcji za zgodę na przedruk.
Urodzona w 1973 roku. Krytyk i historyk literatury. Recenzje i artykuły publikuje w "Odrze", "Nowych Książkach", "Studium". Autorka książek: Przełom awangardowy w dwudziestowiecznym modernizmie w Polsce, Liryczne narracje. Nowe tendencje w poezji polskiej 1989-2006, Republika poetów. Poetyckość i polityczność w krytycznej praktyce, Performatywy. Składnia/retoryka, gatunki i programy poetyckiego konstruktywizmu oraz wspólnie z Andrzejem Sosnowskim antologii Awangarda jest rewolucyjna albo nie ma jej wcale. Jest pracownikiem naukowym w Instytucie Filologii Polskiej Uniwersytetu Wrocławskiego. Mieszka we Wrocławiu.
Recenzja Joanny Orskiej, towarzysząca premierze książki Bagaż Jerzego Jarniewicza, wydanej w Biurze Literackim 6 marca 2023 roku.
WięcejSpotkanie wokół książek Bojownicy bez broni Mortena Nielsena, Przełykanie włosa Jána Ondruša i Pernambuco Ivana Wernischa z udziałem Bogusławy Sochańskiej, Zbigniewa Macheja, Leszka Engelkinga, Karola Maliszewskiego i Joanny Orskiej w ramach festiwalu Stacja Literatura 26.
WięcejSpotkanie wokół książek Zmyślony człowiek Tymoteusza Karpowicza, Credo Tadeusza Różewicza i Prawdziwe życie bohatera Rafała Wojaczka z udziałem Joanny Roszak, Jana Stolarczyka, Bogusława Kierca, Joanny Orskiej i Karola Maliszewskiego w ramach festiwalu Stacja Literatura 25.
WięcejGłos Joanny Orskiej w debacie „Biurowe książki 2020 roku”.
WięcejRecenzja Joanny Orskiej towarzysząca premierze książki Agaty Jabłońskiej dla moich dziewczyn, wydanej w Biurze Literackim 8 marca 2021 roku.
WięcejSpotkanie wokół książek Wyspa na Księżycu Williama Blake’a, świnia jest najlepszym pływakiem Mirjoluba Todorovicia, Kielich upojenia Otona Župančiča oraz Skóra byka Salvadora Espriu z udziałem Tadeusza Sławka, Jakub Kornhauser, Miłosza Biedrzyckiego, Filipa Łobodzińskiego, Joanny Orskiej i Jakuba Skurtysa w ramach festiwalu Stacja Literatura 25.
WięcejGłos Joanny Orskiej w debacie „Nowe języki poezji”.
WięcejRecenzja Joanny Orskiej, towarzysząca wydaniu książki Konrada Góry Wojna (pieśni lisów), która ukazała się w Biurze Literackim 19 października 2020 roku.
WięcejSpotkanie wokół książki Mordercze ballady Marty Podgórnik z udziałem Marty Podgórnik, Joanny Orskiej i Karola Maliszewskiego w ramach festiwalu Stacja Literatura 24.
WięcejSpotkanie z udziałem Anny Kałuży, Karola Maliszewskiego, Joanny Mueller, Joanny Orskiej oraz Jakuba Skurtysa w ramach festiwalu Stacja Literatura 24.
WięcejRecenzja Joanny Orskiej, towarzysząca wydaniu książki Miroljuba Todorovicia świnia jest najlepszym pływakiem, w tłumaczeniu Kingi Siewior i Jakuba Kornhausera, która ukazała się nakładem Biura Literackiego 23 marca 2020 roku.
WięcejGłos Joanny Orskiej w debacie „Biurowe książki 2019 roku”.
WięcejRozmowa Joanny Orskiej z Jerzym Jarniewiczem, opublikowana w cyklu prezentacji najciekawszych archiwalnych tekstów z dwudziestopięciolecia festiwalu Stacja Literatura.
WięcejRecenzja Joanny Orskiej książki Kalendarz majów Konrada Góry, która ukazała się nakładem Biura Literackiego 14 maja 2019 roku.
WięcejGłos Joanny Orskiej w debacie „Poetycka książka trzydziestolecia”.
WięcejO twórczości Andrzeja Sosnowskiego wypowiadają się Wojciech Bonowicz, Jacek Gutorow, Anna Kałuża, Joanna Orska, Piotr Śliwiński, Kamil Zając.
WięcejRecenzja Joanny Orskiej, towarzysząca premierze antologii Zebrało się śliny. Nowe głosy z Polski, wydanej w Biurze Literackim 20 września 2016 roku, a w wersji elektronicznej 18 grudnia 2017 roku.
WięcejRecenzja Joanny Orskiej z książki W Marcina Sendeckiego, wydanej w Biurze Literackim w wersji papierowej 27 grudnia 2016 roku, a w wersji elektronicznej 3 lipca 2017 roku.
WięcejRecenzja Joanny Orskiej towarzysząca premierze książki Dom ran Andrzeja Sosnowskiego, która ukazała się w Biurze Literackim 9 lutego 2015 roku.
WięcejGłos Joanny Orskiej w debacie „Formy zaangażowania”, towarzyszącej premierze antologii Zebrało się śliny, która ukaże się w Biurze Literackim.
WięcejGłos Joanny Orskiej w debacie „Nowy (polski) głos w Europie”
WięcejGłos Joanny Orskiej w debacie „Powiadacie, że chcecie rewolucji”.
WięcejSzkic Joanny Orskiej towarzyszący premierze książki Rytmy jesienne Jacka Łukasiewicza, która ukazała się nakładem Biura Literackiego 21 lipca 2014 roku.
WięcejRecenzja Joanny Orskiej z książki Farsz Marcina Sendeckiego.
WięcejRecenzja Joanny Orskiej z książki Rezydencja surykatek Marty Podgórnik.
WięcejEsej Joanny Orskiej poświęcony książkom Stratygrafie Joanny Mueller i Bumerang Anny Kałuży.
WięcejRecenzja Joanny Orskiej z arkusza Artykuły pochodzenia zwierzęcego Bartosza Sadulskiego.
WięcejRecenzja Joanny Orskiej z książki Niepiosenki Mariusza Grzebalskiego.
WięcejGłos Joanny Orskiej w debacie „Dożynki 2008”.
WięcejGłos Joanny Orskiej w debacie „Barbarzyńcy czy nie? Dwadzieścia lat po ‘przełomie’ ”.
WięcejRecenzja Joanny Orskiej z książki Studium temperamentu Ronalda Firbanka.
WięcejRecenzja Joanny Orskiej z książki Tlen Julii Fiedroczuk.
WięcejGłos Joanny Orskiej w debacie „Książka 2008”.
WięcejRecenzja Joanny Orskiej z książki Słynne i świetne Mariusza Grzebalskiego.
Więcej