recenzje / IMPRESJE

Wspólnota niebywała

Joanna Orska

Recenzja Joanny Orskiej z książki Dni i noce Piotra Sommera.

„Este­tycz­na licho­ta wyni­ka z lichej este­ty­ki, z myle­nia poety, u któ­re­go praw­da zapo­śred­ni­czo­na jest w ułu­dzie, z tym, któ­ry ‘usta­na­wia’, a więc rze­ko­mo inge­ru­je w samo Bycie (…) Każ­da inter­pre­ta­cja utwo­rów poetyc­kich, redu­ku­ją­ca je do owej ‘wymo­wy’ (Aus­sa­ge – cho­dzi tu o prze­sła­nie, ideę, praw­dę dzie­ła), jest pogwał­ce­niem spe­cy­ficz­nej praw­dy poezji, któ­ra filo­zo­fią nie jest (…) i łączy się koniec koń­ców z ide­olo­gicz­ną wia­rą, że zło i poni­że­nie, doświad­cza­ne w real­nym świe­cie, moż­na odwró­cić dzię­ki sztu­ce – sko­ro dro­ga do rze­czy­wi­stych zmian jest zamknię­ta”.

T.W. Ador­no, „Para­tak­sa. O póź­nej liry­ce Höl­der­li­na”

Zła nie moż­na odwró­cić dzię­ki sztu­ce. Z per­spek­ty­wy lirycz­nych lat dzie­więć­dzie­sią­tych, u począt­ku któ­rych stoi moc­no przy­swo­jo­ne prze­ko­na­nie o sła­bo­ści wiel­kich pro­jek­tów filo­zo­ficz­nych, to być może praw­da aż nad­to banal­na. Wyda­je się jed­nak, że jej naj­istot­niej­szy sens – doty­czą­cy sztu­ki – został w pew­nym sen­sie prze­oczo­ny przez kry­ty­ków usi­łu­ją­cych doszu­kać się nowych korze­ni poetyc­kiej wspól­no­ty czy to w pry­wat­no­ści, czy jed­nost­ko­wo­ści, osob­no­ści czy auto­bio­gra­fi­zmie. Wymie­nio­ne tu prze­ze mnie okre­śle­nia skła­da­ją się w zasa­dzie na kom­plet haseł, za pomo­cą któ­rych naj­czę­ściej cha­rak­te­ry­zo­wa­no poezję Pio­tra Som­me­ra. Wła­śnie dla­te­go, jak sądzę, jego lirycz­na stra­te­gia, obok poetyc­kie­go dys­kur­su Boh­da­na Zadu­ry, była naj­czę­ściej przy­wo­ły­wa­na jako zna­czą­ca dla naj­waż­niej­szych poprze­ło­mo­wych debiu­tów, któ­re wyróż­niać się mia­ły taki­mi wła­śnie cecha­mi. A jed­nak pisząc o auto­bio­gra­fi­zmie, pry­wat­no­ści czy jed­nost­ko­wo­ści poję­tej w tra­dy­cyj­nie pod­mio­to­wy spo­sób, nie ucie­ka­my od pro­ble­mów, na któ­re w swo­im ese­ju o Höl­der­li­nie wska­zu­je Ador­no. Dopó­ki bowiem trak­tu­je­my poetyc­kie medium w kate­go­riach odbi­cia, repre­zen­ta­cji czy też powie­le­nia tego, co wobec poezji zewnętrz­ne, odda­je­my poetyc­kość filo­zo­fii; myli­my więc poetę, „któ­re­go praw­da zapo­śred­ni­czo­na jest w ułu­dzie”, z tym, któ­ry coś „usta­na­wia”.

Cie­ka­we, że obie te moż­li­wo­ści funk­cjo­no­wa­nia poezji są dla sze­ro­ko poję­tej, tak­że póź­nej nowo­cze­sno­ści jed­na­ko­wo oczy­wi­ste. Poezja, któ­ra pra­gnie cokol­wiek „usta­na­wiać”, posia­da nie­wąt­pli­we moc­niej­szy głos niż taka, któ­ra nie­roz­sąd­nie wska­zy­wać będzie na wła­sną ułud­ność – szcze­gól­nie w per­spek­ty­wie deba­ty publicz­nej, nie­za­leż­nie od tego, w jaki spo­sób mie­li­by­śmy ją poj­mo­wać. Z dru­giej stro­ny praw­da o ułu­dzie poezji jest na forum publicz­nych debat powszech­nie roz­po­zna­wa­na. Dopó­ki punk­tem odnie­sie­nia dla poezji pozo­sta­je filo­zo­fia, dopó­ki roz­ma­wia­my o jej filo­zo­ficz­no­ści – więc prze­kła­dal­no­ści war­to­ści poetyc­kich tak, by sta­wa­ły się zna­czą­ce w per­spek­ty­wie ago­ry – pozo­sta­je ona wobec tego, co dla spo­łe­czeń­stwa posia­da cen­tral­ne zna­cze­nie, w podwój­nie nie­ko­rzyst­nej sytu­acji. Spo­dzie­wa­my się po niej gło­su moc­ne­go, cho­ciaż roz­dy­spo­no­wa­li­śmy sła­by, któ­ry bywa tyl­ko cza­sem sztucz­nie wzmac­nia­ny – cho­ciaż­by poprzez pod­ję­cie odpo­wied­nio poli­tycz­ne­go tema­tu. Poezja prze­ma­wia więc z mar­gi­ne­su, któ­ry wyzna­czy­ło jej spo­łe­czeń­stwo – a raczej jego ukształ­to­wa­ny przez myśl filo­zo­ficz­ną „symu­lakr”. Nawet jeśli więc usta­na­wiać coś w koń­cu pró­bu­je – na tym bowiem pole­ga jej zada­nie wobec współ­cze­sno­ści – to jed­nak nie do koń­ca usta­na­wiać może, sko­ro dla cen­tral­nych zagad­nień deba­ty publicz­nej jej spra­wa pozo­sta­je zawsze spra­wą dru­go­rzęd­ną. W tej per­spek­ty­wie poezja jest może pięk­niej­szą, ale zawsze gor­szą i – nie­ste­ty – głup­szą sio­strą filo­zo­fii. Este­tycz­na licho­ta… tak zapew­ne powie­dział­by nie­miec­ko-żydow­ski filo­zof. Som­mer w jed­nym ze swo­ich wcze­snych wier­szy w podob­nym guście, choć nie tak sro­gim tonie pisze: „Żona mówi, że wszyst­ko jest rezul­ta­tem epoki:/ sło­wa, ilość słów, ich porzą­dek, dłuższe/ lub krót­sze dni; zresz­tą nie pamiętam,/ może to ja tak jej powie­dzia­łem; jak gdyby/ wiatr histo­rii sma­gał, to znów szczypał/ twarz.// Wła­ści­wie cze­mu „nie moż­na” pisać o poezji?/ Poezja to prze­cież nie słowa./ I trud­no sobie wyobra­zić, żeby epoka/ była rezul­ta­tem słów, a jed­nak! Ponadto,/ jeśli mówi to żona, słu­cham jej/ uważ­niej niż paru panów wyrywających/ wło­sy z pew­nej potęż­nej dzie­więt­na­sto-/ wiecz­nej bro­dy, któ­ra wkrótce/ wyły­sie­je doszczęt­nie? (…)” („Oddech Maja­kow­skie­go”, w tomie Pamiąt­ki po nas; cytu­ję za Rano na zie­mi).

Czy napraw­dę ist­nie­je jed­nak jakaś „spra­wa poezji”? A jeśli tak, to na czym mia­ła­by pole­gać? Spró­bu­ję odpo­wie­dzieć na to pyta­nie odno­sząc się do dwóch naj­now­szych tomów Pio­tra Som­me­ra – wybo­ru Rano na zie­mi, będą­ce­go nie­mal wier­sza­mi zebra­ny­mi tego auto­ra, i jego nowej książ­ki Dni i noce. Sądzę bowiem, że lek­tu­ra wła­śnie tych tek­stów – ze wzglę­du na wła­ści­wą im lirycz­ną wraż­li­wość, pewien rodzaj poetyc­kie­go nie­prze­jed­na­nia, któ­re­mu towa­rzy­szy głę­bo­kie poczu­cie komu­ni­ka­cyj­nej ety­ki – poka­zu­je dosko­na­le, czym mogła­by być zanu­rzo­na we współ­cze­sno­ści poezja. Dzie­je się tak – jak sądzę – mię­dzy inny­mi dla­te­go, że cało­ści kon­se­kwent­ne­go Som­me­ro­we­go pro­jek­tu towa­rzy­szy prze­ko­na­nie, iż wiersz, któ­ry pró­bu­je cokol­wiek „usta­na­wiać”, strze­la sobie de fac­to w swo­ją pięk­ną lirycz­ną sto­pę. „Wiersz musi być tym, czym jest./ Nie powi­nien uda­wać poematu/ ani zastęp­cy naczel­ni­ka powiatu/ ani skle­po­wej, któ­ra ma okres” – pisze poeta. To wła­śnie prze­ko­na­nie powo­du­je, że przed­sta­wio­ne przez Ador­na warun­ki poetyc­ko­ści, zysku­ją w twór­czo­ści Som­me­ra dodat­ko­wą, bar­dzo prze­ko­nu­ją­cą wykład­nię.

Usta­na­wia­nie Bytu albo bytów, inge­ro­wa­nie w real­ność, odwra­ca­nie zła – w per­spek­ty­wie Ador­now­skiej – nie jest więc spra­wą poezji, ale tak­że i spra­wą filo­zo­fii; dro­ga do rze­czy­wi­stych zmian pozo­sta­je wszak dla nich obu zamknię­ta. Być może stąd pocho­dzi filo­zo­ficz­ny akt wia­ry w magicz­ną moc słów; w poetyc­kie „niech się sta­nie”, któ­re w momen­tach poli­tycz­nych rady­ka­li­za­cji życia spo­łecz­ne­go znaj­du­je naj­do­bit­niej­szy wyraz w pro­pa­gan­dzie i cen­zu­rze – kary­ka­tu­ral­nych odpo­wied­ni­kach lite­ra­tu­ry i kry­ty­ki. Nie od rze­czy będzie tu zacy­to­wać jeden z daw­niej­szych wier­szy Pio­tra Som­me­ra. Cho­dzi o „Roz­mow­ność” z Czyn­ni­ka lirycz­ne­go, wiersz, któ­ry w naj­now­szym wybo­rze Som­me­ra nie zna­lazł się zapew­ne ze wzglę­du na swo­ją bli­skość wobec doraź­nej publi­cy­sty­ki. War­to go przy­po­mnieć, bowiem sta­no­wi on szcze­gól­nie rady­kal­ną odmo­wę „usta­na­wia­nia” cze­go­kol­wiek, któ­ra – w wypad­ku Som­me­ra – łączy się zazwy­czaj z nie­chę­cią do „bycia usta­wia­nym”:

Ale oby­wa­tel powi­nien być uczci­wy
i powi­nien mówić wszyst­ko,
w koń­cu włą­czy­ło się z powro­tem
tele­fo­ny, żeby mógł się
poro­zu­mieć z przy­ja­ciół­mi,
czy z kim tam chce,
i było­by wyso­ce nie­mo­ral­ne,
a mówiąc wprost, wręcz nie­uczci­we
dzwo­nić do przy­ja­cie­la
i nie mówić wszyst­kie­go
przez tele­fon, i w dodat­ku
dawać mu do zro­zu­mie­nia
że wie się o wie­le wię­cej

Jeże­li wiersz „Roz­mow­ność” będzie­my inter­pre­to­wać w kon­tek­ście poli­ty­ki, pew­ną ude­rza­ją­cą cechą sta­nie się jego „nie-nowo­fa­lo­wość”. Moż­na się co praw­da dosłu­chać w nim Barań­cza­kow­skich pogło­sów, jed­nak bra­ku­je mu pato­su i hero­icz­no­ści wła­ści­wej poetyc­kiej kon­te­sta­cji poli­tycz­nej prze­ło­mu lat sie­dem­dzie­sią­tych i osiem­dzie­sią­tych. Jeże­li przy­po­mni­my cho­ciaż­by jeden z wier­szy auto­ra Tryp­ty­ku ze zmę­cze­nia, beto­nu i śnie­gu, roz­po­czy­na­ją­cy się od słów: „I nikt mnie nie uprze­dził, że wolność/ może pole­gać tak­że na tym”, w któ­rym donio­słą rolę peł­nią nawet „pusz­ka grosz­ku” i „nogaw­ka zimo­wej bie­li­zny”, będzie­my musie­li uznać, że trud­no było­by któ­ry­kol­wiek tekst Som­me­ra uznać za bez­po­śred­nio kon­te­sta­tor­ski w takim wła­śnie sen­sie. Jeże­li w „Roz­mow­no­ści” poja­wia­ją się przy tym jakieś „emo­cje przed­sta­wio­ne”, to mówić nale­ża­ło­by tu raczej o cał­kiem pry­wat­nym znie­cier­pli­wie­niu i iry­ta­cji głu­po­tą sys­te­mu. W rze­czy­wi­sto­ści jed­nak utwór posia­da pewien rys, któ­ry powo­du­je, że poli­tycz­ność, poli­tycz­ny temat, pozo­sta­ją w nim spra­wą dru­go­rzęd­ną i to wca­le nie dla­te­go, że odrzu­ce­nie tego, co sys­te­mo­we, zacho­dzi tu w prze­strze­ni cał­ko­wi­cie upry­wat­nio­nej. Jeśli nie potrak­tu­je­my tego tek­stu wprost jako histo­rio­gra­ficz­nej ilu­stra­cji, będzie on zna­czył po pro­stu dalej, wię­cej i ina­czej, choć nie­wąt­pli­wie kon­tekst histo­rycz­ne­go doświad­cze­nia pozo­sta­nie dla nie­go istot­ny. Głów­ną rolę w „Roz­mow­no­ści” ode­gra­ją wów­czas komu­ni­ka­cyj­ne uwa­run­ko­wa­nia, któ­rym nega­tyw­nie prze­ciw­sta­wio­na zosta­je prze­strzeń przy­ja­ciel­skie­go dia­lo­gu.

„Pry­wat­nie” rzecz bio­rąc cho­dzi­ło­by tu o pew­ną intym­ną roz­mo­wę z przy­ja­cie­lem, czy „z kim tam się chce” i o poli­tycz­ne powo­dy, w związ­ku z któ­ry­mi nie może ona dojść do skut­ku. Z per­spek­ty­wy warun­ków komu­ni­ka­cji w „Roz­mow­no­ści”, a więc i z punk­tu widze­nia wła­dzy, przed­sta­wio­ny zosta­je jako nagan­ny sam – poli­tycz­ny lub nie – fakt posia­da­nia tajem­nic. Posia­da­nie tajem­nic pomię­dzy dwój­ką przy­ja­ciół świad­czy zazwy­czaj o bra­ku lojal­no­ści – tak gło­szą nie­pi­sa­ne zasa­dy komu­ni­ka­cyj­nej prak­ty­ki. W tek­ście infor­mu­je nas o nich – poetyc­ko, este­tycz­nie – nad­da­ny oma­wia­nej roz­mo­wie „naj­więk­szy przy­ja­ciel czło­wie­ka”: sys­tem spo­łecz­ne­go funk­cjo­no­wa­nia, któ­ry zawsze pozo­sta­je tak­że obo­wią­zu­ją­cym sys­te­mem komu­ni­ka­cji, cho­ciaż­by tele­fo­nicz­nej. Wszyst­ko jed­no czy zasa­da obo­wią­zu­ją­ca w roz­mo­wie – nawet pomię­dzy przy­ja­ciół­mi – zosta­ła przez ów sys­tem wytwo­rzo­na, czy tyl­ko wyko­rzy­sta­na. Waż­ne jest, że funk­cjo­nu­je tu ona jako pew­na odrzu­ca­na w utwo­rze nor­ma czy nakaz jaw­no­ści. Nor­ma kul­tu­ry, któ­ra prze­kła­da się tak­że na nor­mę języ­ko­wą.

Upo­li­tycz­nio­ny sys­tem komu­ni­ka­cji w wier­szu „Roz­mow­ność”, choć wyab­stra­ho­wa­ny, dys­po­nu­je wła­snym, oso­bo­wym gło­sem – w wier­szu Som­me­ra odda­nym mu ponie­kąd przez sam pod­miot utwo­ru. Sta­re porze­ka­dło gło­si jed­nak: „strzeż­cie się Dana­ów, zwłasz­cza kie­dy nio­są dary”. Język zaś to szcze­gól­ny dar – zwłasz­cza kie­dy pocho­dzi od poety. Tak więc w wier­szu „Roz­mow­ność” to nie sama „roz­mow­ność” oka­zu­je się rękoj­mią przy­jaź­ni – ale mało­mów­ność; nie otwar­tość jest jej naj­szczer­szym zadat­kiem – ale prze­ciw­nie: „dawa­nie do zro­zu­mie­nia, że wie się o wie­le wię­cej”. Dawa­nie do zro­zu­mie­nia pozo­sta­je tu tak­że obiet­ni­cą; obiet­ni­cą spo­tka­nia w mitycz­no-praw­dzi­wej przy­szło­ści, tete a tete – poza obo­wią­zu­ją­cym komu­ni­ka­cyj­nym sys­te­mem. Iry­ta­cja pod­mio­tu utwo­ru – któ­ry, jak się zda­je, wyko­rzy­stu­jąc ponow­ną moż­li­wość połą­cze­nia się z przy­ja­ciół­mi, naj­chęt­niej prze­kor­nie by pomil­czał – sta­nie się przy tym odczu­wal­na, jeśli całość tek­stu włą­czy­my w nawias iro­nii. To dopie­ro umoż­li­wi nam być może dotar­cie do pew­nej „praw­dy” tek­stu, zapo­śred­ni­czo­nej tu oczy­wi­ście poprzez jego ułu­dę. Praw­da ta – jeże­li w tym wypad­ku moż­na w ogó­le o praw­dzie mówić – była­by praw­dą o bra­ku jakich­kol­wiek zobo­wią­zań komu­ni­ka­cyj­nych ze stro­ny twór­cze­go pod­mio­tu. War­to zauwa­żyć, że nie sta­je się on w związ­ku z odmo­wą komu­ni­ko­wa­nia ani odro­bi­nę mniej przy­ja­zny, nie­mo­ral­ny czy też nie­uczci­wy – jak wyda­je się mu zarzu­cać sys­tem. Wręcz prze­ciw­nie.

Poezja Som­me­ra nicze­go więc nie usta­na­wia. Tak­że dla­te­go, że nawet jeśli kon­stru­uje pew­ne repre­zen­ta­cje „prawd”, to pozo­sta­ją one ści­śle nega­tyw­ne. Sama moż­li­wość praw­dzi­wej, lecz nie­moż­li­wej w obec­nych bądź ówcze­snych warun­kach „roz­mo­wy” jest prze­ciw­sta­wio­na w wier­szu szcze­rej, być może nad­mier­nie wylew­nej „roz­mow­no­ści”. Całość istot­nej wymia­ny infor­ma­cji odby­wa się tu nie­ja­ko poza komu­ni­ka­tem, poza tek­stem wier­sza i pole­ga w dużej mie­rze na knu­ciu prze­ciw­ko mówią­ce­mu sys­te­mo­wi, prze­ciw­ko warun­kom poro­zu­mie­nia, w jakich posta­wi­ła przy­ja­ciół sytu­acja komu­ni­ka­cyj­na. Wspól­no­ta zary­so­wa­na w wier­szu tak­że speł­nia się nega­tyw­nie; jej pod­sta­wy ufun­do­wa­ne zosta­ły przez pra­wo do skry­to­ści i pra­wo do posia­da­nia tajem­nic; do bycia do-okre­ślo­nym przez tajem­ni­cę. A to prze­cież pod­sta­wo­we pra­wa języ­ka poetyc­kie­go. Zakoń­czę tę część roz­wa­żań cyta­tem z póź­niej­sze­go już tek­stu, sta­no­wią­cej jed­ną z wie­lu wykład­ni Som­me­ro­wej ars poeti­ca, „Pio­sen­ki paster­skiej”: „Czy­taj te parę zdań, jak­bym był/ obcym, innym/ języ­kiem, któ­rym może wciąż jestem/ (choć mówię two­imi sło­wa­mi, posłu­gu­ję się/ two­imi sło­wa­mi); (…) Czy­taj, jak­byś miał słuchać,/ nie rozu­mieć”.

Przy­po­mnia­łam wiersz „Roz­mow­ność” nie bez powo­du. Wier­sze Som­me­ra zawsze zwra­ca­ją się ku dru­giej oso­bie; albo przy­po­mi­na­ją roz­mo­wy, albo są prze­pro­wa­dza­ny­mi w obec­no­ści innych, czy pomi­mo tej obec­no­ści, roz­mo­wa­mi. Dia­lo­gicz­ność poezji auto­ra Czyn­ni­ka lirycz­ne­go pod­no­szo­no wie­lo­krot­nie, nie ma więc powo­du, by jakoś szcze­gól­nie się nad nią roz­wo­dzić. Pod­miot wier­szy Som­me­ra zazwy­czaj roz­ma­wia wła­śnie z przy­ja­ciół­mi, z żoną, dziec­kiem, sło­wem z oso­ba­mi, któ­re uzna­je­my za naj­bliż­sze; tak­że czę­sto ze sobą samym. Zno­wu jed­nak – jak sądzę – nie­ko­niecz­nie cho­dzi tu o akt usta­no­wie­nia jakie­goś wła­sne­go świa­ta, wła­snej osob­no­ści. Poło­ży­ła­bym raczej akcent na sam fakt roz­ma­wia­nia, poetyc­ką roz­mo­wę in actu; na sło­wa, w jakich reali­zo­wać się ma poro­zu­mie­nie, a któ­re bywa­ją obiek­tem roz­ma­itych eks­pe­ry­men­tów. Owe języ­ko­we pró­by naj­czę­ściej podej­mo­wa­ne są przy tym w celu spraw­dze­nia warun­ków języ­ko­wej gry: po to, by zmie­rzyć zasad­ność reguł, zapy­tać o ich czy­stość, wej­rzeć w spo­sób, w jaki… to one usta­na­wia­ją nas i usta­wia­ją. Zoba­czyć w związ­ku z tym, gdzie może­my – nie­dy­skret­nie – zmie­ścić się my, z naszą całą osła­wio­ną pry­wat­no­ścią: „Gdzie jeste­śmy? W ironiach/ któ­rych nikt nie chwy­ci, krótkotrwałych/ i nie­ak­cen­to­wa­nych, w try­wial­nych pointach/ któ­re kwi­tu­ją meta­fi­zy­kę niedorzecznym/ deta­lem (…)// W tych mię­dzy­sen­sach zawie­ra się cały człowiek,/ wła­zi tam, gdzie widzi tro­chę miej­sca” („Nie­dy­skre­cje”, w tomie Czyn­nik lirycz­ny).

Wła­śnie w związ­ku z wier­szem „Nie­dy­skre­cje” trze­ba jed­nak zapy­tać, co z per­spek­ty­wy poezji Som­me­ra ozna­cza w zasa­dzie Ador­now­ska sen­ten­cja o „praw­dzie zapo­śred­ni­czo­nej przez ułu­dę”. Jak­kol­wiek Som­mer zde­cy­do­wa­nie nie jest poetą, któ­ry zdra­dził­by poezję na rzecz filo­zo­fii, czy­niąc z poezji powol­ne narzę­dzie pozna­nia, to w żad­ne szcze­gól­ne „słów obco­wa­nie”, któ­re wyra­ża­ło­by się jako „praw­da”, też nie wyda­je się wie­rzyć. W „Roz­mow­no­ści” prze­cież od tego, co wypo­wie­dzia­ne – a więc od całe­go wier­sza – waż­niej­sze pozo­sta­je w koń­cu to, co nie może być usły­sza­ne przez niko­go, a szcze­gól­nie już przez przy­ja­cie­la. Być może więc poezja Som­me­ra to nie tyl­ko nega­tyw­na odpo­wiedź na pró­by „usta­na­wia­nia” cze­goś w języ­ku; może to tak­że nega­tyw­na odpo­wiedź na „zapo­śred­ni­cze­nie praw­dy w ułu­dzie”, któ­re prze­cież – jak się wyda­je – nie jest niczym innym jak osła­bio­ną tyl­ko pró­bą usta­na­wia­nia praw­dy? Spójrz­my na wiersz tytu­ło­wy z Dni i nocy, ostat­niej książ­ki Som­me­ra:

Jedzie­my odwie­dzić Staś­ków, ale umów­my się -
w ping-pon­ga też chce­my pograć, bo nie ma tak
żeby było tyl­ko jakoś i czło­wiek mówi w licz­bie mno­giej
odru­cho­wo, nie myśląc o tym zbyt­nio

albo zabez­pie­cza­jąc się? Bo chcieć coś robić
w poje­dyn­kę, to jed­nak cien­ko brzmi
a nawet zna­czy. Co nas ponie­kąd napro­wa­dza
na jed­no czu­łe miej­sce (powiedz­my, że to miej­sce)

u boku dni, bo zawsze miło się roz­ma­wia
o tym bez­kar­nym pomniej­sza­niu
odle­gło­ści mię­dzy brzmie­niem a zna­cze­niem,

praw­da? Bo cza­sem w tym jest sęk, nawet
jeże­li wyjazd ma być tyl­ko jed­no­dnio­wy,
bez noc­le­gu, i przed­tem trze­ba się umó­wić.

Tak się skła­da, że ten aku­rat wiersz nie tyl­ko sta­no­wi odmo­wę usta­na­wia­nia cze­go­kol­wiek; jest dodat­ko­wo wyzna­niem nie­moż­no­ści usta­le­nia naj­prost­szych spraw. Zacznij­my od tego, że war­stwa aneg­do­tycz­na, war­stwa wyda­rzeń, sta­no­wi w tym utwo­rze – jak w wie­lu tek­stach Som­me­ra – bar­dzo nie­wiel­ki uła­mek cało­ści. Mamy tu do czy­nie­nia z ersat­zem pew­nej histo­rii, któ­ra się jesz­cze nie dopeł­ni­ła, cho­ciaż to dopeł­nie­nie pozo­sta­je bar­dzo pożą­da­ne: „ale umów­my się -/ w ping-pon­ga też chce­my pograć”. Całość wier­sza, wła­śnie w związ­ku z obec­ną tu tyl­ko poten­cjal­no­ścią zaist­nie­nia zda­rzeń, moż­na by rozu­mieć jako gest nega­tyw­ny pod adre­sem magicz­nych pre­ro­ga­tyw lite­ra­tu­ry. Wiersz funk­cjo­nu­je w per­spek­ty­wie pla­nu, jakie­goś „umó­wie­nia się” i to „jed­no­dnio­we­go”, w dodat­ku „bez noc­le­gu”. Defi­ni­tyw­nie samo pra­gnie­nie – zagra­nia w ping-pon­ga – zno­wu pozo­sta­je, podob­nie jak iry­ta­cja z „Roz­mow­no­ści”, naj­bar­dziej praw­dzi­wie przed­sta­wio­ne. Jest sto­kroć bar­dziej usta­no­wio­ne niż real­ność, do któ­rej się odno­si, choć prze­cież nie sta­no­wi w „Dniach i nocach” głów­nej spra­wy. Pozo­sta­je raczej pre­tek­stem; zachcian­ką umoż­li­wia­ją­cą spo­tka­nie ze „Staś­ka­mi” i inte­re­sow­nie idą­cą o lep­sze z samą moż­li­wo­ścią takie­go spo­tka­nia.

Więk­szą część wier­sza wypeł­nia­ją inne­go typu gry. Są one przy tym jesz­cze bar­dziej praw­dzi­we niż mogły­by stać się w sfe­rze (lite­rac­ko tyl­ko) zre­ali­zo­wa­ne­go, ping-pon­go­we­go wyda­rze­nia. Ze wzglę­du na auto­te­ma­tycz­ny poten­cjał gier języ­ko­wych mogą się one wypeł­niać w lite­rac­kim „tu i teraz” naszej lek­tu­ry. Mogli­by­śmy je okre­ślić jako „praw­dę ułu­dy” – szcze­gól­nie przy zało­że­niu, że praw­da wyróż­nia się zawsze jakąś koniecz­ną spój­no­ścią, któ­rą tytu­ło­wy wiersz ostat­nie­go tomu Som­me­ra posia­da wła­śnie w per­spek­ty­wie gry lite­rac­kiej w stop­niu bar­dzo wyso­kim. W „Dniach i nocach” odnaj­du­je­my więc sfra­ze­olo­gi­zo­wa­ne, poetyc­ko zna­czą­ce frag­men­ty mowy. „Umów­my się” zosta­ło uży­te tu w potrój­nym zna­cze­niu – fra­ze­olo­gicz­nym („umów­my się”), pery­fra­stycz­nym („czło­wiek mówi w licz­bie mno­giej”) i dosłow­nym („przed­tem się trze­ba umó­wić”); „jakoś to będzie” – zaprze­czo­ne („bo nie ma tak żeby było tyl­ko jakoś”) i roz­sze­rzo­ne poprzez kolo­kwia­lizm „nie ma tak żeby… „; w koń­cu „w tym sęk” („bo cza­sem w tym jest sęk”). To jed­nak nie jedy­ne zabie­gi słu­żą­ce temu, by wiersz zło­żył się w koniecz­ną całość: docho­dzą do tego róż­ne­go rodza­ju współ­brz­mie­nia, w tym i] gra­ma­tycz­ne rymy – nie­na­pię­te, wpi­sa­ne nie­ja­ko w porzą­dek mowy, wpro­wa­dza­ją­ce dodat­ko­we podzia­ły w wer­so­wy układ wier­sza: odru­cho­wo – zbyt­nio; umów­my się – zabez­pie­cza­jąc się; cien­ko brzmi – a nawet zna­czy – u boku dni; napro­wa­dza – roz­ma­wia – praw­da; pomię­dzy brzmie­niem – a zna­cze­niem – cza­sem. Mamy tak­że dwa imie­sło­wy „zabez­pie­cza­jąc się” i „nie myśląc”, któ­re być może sta­no­wi sekret­ne mru­gnię­cie w kie­run­ku Som­me­ro­we­go mistrza – Bia­ło­szew­skie­go. Choć rów­nie dobrze mogą one sta­no­wić jedy­nie przy­pa­dek. „Zabez­pie­cza­jąc się” oddzie­la przy tym od sie­bie dwie czę­ści tek­stu: tę któ­ra z zawią­za­nia aneg­do­ty bez­po­śred­nio wypły­wa i tę któ­ra się nie­ja­ko ponad nią – w sfe­rze języ­ko­wej gry – chce się roze­grać (czy też „ode­grać”), by potem, poprzez poin­tę, do punk­tu wyj­ścia powró­cić. Swo­istą klam­rę „Dni i nocy” sta­no­wi potro­jo­ne zna­cze­nio­wo sfor­mu­ło­wa­nie „umó­wić się” – na począt­ku i koń­cu tek­stu. W rze­czy­wi­sto­ści wszyst­kie rymy peł­nią w nim funk­cję klamr, śród-wier­szo­wych łącz­ni­ków. Klam­rą naj­bar­dziej zna­czą­cą zaś pozo­sta­je ostat­nia, mówią­ca o „bez­kar­nym pomniej­sza­niu odległości/ mię­dzy brzmie­niem a znaczeniem/, praw­da? Bo cza­sem w tym jest sęk”. Klam­rę tę chcia­ła­bym nazwać sękiem wier­sza „Dni i noce”; pro­blem pole­ga jed­nak na tym, że mogę to życze­nie zre­ali­zo­wać jedy­nie jako wła­sną zachcian­kę, bowiem – jak­kol­wiek ist­nie­ją pew­ne prze­słan­ki, by pomniej­sza­nie odle­gło­ści pomię­dzy brzmieniem/planem a znaczeniem/realizacją koja­rzy­ło się z cza­sem – to są to prze­słan­ki jedy­nie rymo­po­chod­ne.

Jeśli będzie­my pró­bo­wa­li odbu­do­wy­wać przede wszyst­kim plan aneg­do­ty „Dni i nocy”, wiersz Som­me­ra zacznie zna­czyć ze wzglę­du na pre­tek­sto­wo wybra­ny temat; będzie też pozo­sta­wać nie­kon­se­kwent­ny – roz­pad­nie się na dwie, nie­przy­sta­ją­ce do sie­bie poło­wy. W takim porząd­ku współ­brz­mie­nia będą jedy­nie przy­pad­ko­wy­mi, gra­ma­tycz­ny­mi ryma­mi. Jed­nak z punk­tu widze­nia porząd­ków poetyc­kiej i języ­ko­wej gry mamy tu do czy­nie­nia z bar­dzo mister­ną kon­struk­cją, na któ­rą war­to zwró­cić uwa­gę następ­nym razem, kie­dy będzie­my mie­li ocho­tę nazwać coś „Som­me­ro­wym gada­niem”. Odle­głe, nie­do­kład­ne rymy to tyl­ko jeden, naj­prost­szy z tro­pów. Pod­sta­wo­wą cią­głość wyra­ża tu bowiem fakt, że każ­de kolej­ne zda­nie sta­no­wi jak­by kry­ty­kę zda­nia poprzed­nie­go, któ­ra zosta­je na nim na-budo­wa­na. W każ­dym zda­niu doko­nu­je się też rady­kal­na reduk­cja refe­ren­cji, któ­re pier­wot­nie odwo­ły­wa­ły się do jakichś roz­po­zna­wal­nych, cho­ciaż­by bio­gra­ficz­nie, fak­tów. Wiersz więc ponie­kąd nara­sta poprzez uszcze­gó­ło­wia­nie warun­ków dzia­nia się i mówie­nia; fra­ze­olo­gi­zmy napię­trza­ją się i powo­du­ją kumu­lo­wa­nie się abs­trak­cji. Chce­my odwie­dzić przy­ja­ciół tak­że dla­te­go, że chce­my z nimi pograć; chce­my z nimi pograć, tak­że dla­te­go, żeby wia­do­mo było, po co w zasa­dzie chce­my ich odwie­dzić; „chce­my ich odwie­dzić”, ale „my” poja­wia się tu tak­że dla­te­go, że tak się tyl­ko „mówi” czło­wie­ko­wi „w licz­bie mno­giej odru­cho­wo”; mówi się „odru­cho­wo”, ale tak­że dla­te­go, że „chcieć coś robić/ w poje­dyn­kę, to jed­nak cien­ko brzmi/ a nawet zna­czy”. W efek­cie, nawet jeśli począt­ko­we „umów­my się” nabie­ra zna­czeń, dzię­ki któ­rym moż­na by dopa­trzyć się w wier­szu Som­me­ra pró­by usta­no­wie­nia wspól­no­ty, pró­ba ta wyra­ża się poprzez umow­ne uży­cie licz­by mno­giej, a nara­sta­ją­ca poprzez uszcze­gó­ło­wia­nie sen­sów abs­trak­cyj­ność powo­du­je nie­uchron­ne odda­la­nie się „brzmie­nia” i „zna­cze­nia”; tego, co zapla­no­wa­ne i tego, co ma – czy też mogło­by – się wyda­rzyć. Z tak zary­so­wa­nej per­spek­ty­wy wiersz „Dni i noce” trak­tu­je o nie­moż­li­wo­ści jakich­kol­wiek spo­tkań, cho­ciaż­by ze wzglę­du na to, że nie jest pew­ne, czy wszy­scy chcą zagrać w ping-pon­ga i czy będą gra­li z taką samą namięt­no­ścią. Ułu­da języ­ka to w poezji Som­me­ra nie tyle coś, co zapo­śred­ni­cza praw­dę; to raczej pod­sta­wo­wy i deter­mi­nu­ją­cy wszel­kie spo­tka­nia i roz­mo­wy waru­nek.

Sło­wa „w poje­dyn­kę, to jed­nak cien­ko brzmi” przy­no­szą więc usta­no­wie­nie wspól­no­ty, ale też – za przy­czy­ną kom­pli­ka­cji, jakie wią­żą się z pre­cy­zyj­no­ścią języ­ko­wych usta­leń – prze­ciw­nie: powo­du­ją odda­la­nie się brzmie­nia i zna­cze­nia. To, co zosta­je zawią­za­ne poprzez koniecz­ność refe­ren­cji, zosta­je więc w języ­ku natych­miast, iro­nicz­nie „ode­gra­ne”: „Wszyst­ko jest ťmyl­neŤ i/ jakoś mówi się cały czas/ nie to, a jednak/ sły­szy, co trzeba.// I już?// To zna­czy tyle, ile prawie/ by star­czy­ło (zależy/ jasna spra­wa komu).// No zobacz, mówisz/ i zaraz gasisz całe zdania/ jak­byś grunt pod­my­wał”. Czy­tam Dni i noce i jestem coraz głę­biej prze­ko­na­na, że w poezji Som­me­ra naj­czę­ściej mamy do czy­nie­nia ze swe­go rodza­ju języ­ko­wym patem. Język tej poezji bowiem z roz­ko­szą się do roz­ma­itych praw i norm sto­su­je, tyl­ko po to, żeby móc je wymi­jać – czę­sto po pro­stu na ów impas wska­zu­jąc, uprzy­tam­nia­jąc go ponie­kąd. Repre­zen­ta­cje owe­go języ­ko­we­go impa­su, widocz­ne w wie­lu wier­szach z Dni i nocy, naj­chęt­niej nazwa­ła­bym tu Som­me­ra podwój­nym nel­so­nem ułu­dy. Poeta rekreu­je błąd nazy­wa­nia cze­go­kol­wiek – cho­ciaż­by koniecz­ną nie­współ­mier­ność cza­su i języ­ka w wier­szu o Staś­kach i ping-pon­gu. Pró­bu­jąc go sko­ry­go­wać, ponie­kąd nie mogąc sobie z nim pora­dzić, brnie w ów błąd coraz głę­biej i dalej, gada­jąc i gada­jąc: „bo zawsze miło się rozmawia/ o tym bez­kar­nym pomniejszaniu/ odle­gło­ści mię­dzy brzmie­niem a znaczeniem,// praw­da?”. A jed­nak – tak się wyda­je – uto­pia zaga­da­nia cze­goś: wyła­ma­nia się z języ­ko­we­go i cza­so­we­go impa­su, to jedy­ny – zawsze u auto­ra Dni i nocy iro­nicz­nie zaprze­cza­ny, ale i kul­ty­wo­wa­ny – spo­sób, by ode­słać czy­tel­ni­ka do jakiejś for­mu­ły komu­ni­ka­cyj­nej wspól­no­ty. Wspól­no­ty nie tyle nawet nega­tyw­nej, w zna­cze­niu nie­moż­li­wej, nie-będą­cej czy ułud­nej, jak musie­li­by­śmy stwier­dzić upie­ra­jąc się przy filo­zo­ficz­nych pyta­niach o praw­dę. Wspól­no­ta w poezji Som­me­ra jest bowiem kwe­stią real­ną i dla­te­go tak­że musi ona pozo­stać – jak real­ność – wspól­no­tą nie­by­wa­łą: „bo zawsze miło się rozmawia/ o tym bez­kar­nym pomniejszaniu/ odle­gło­ści mię­dzy brzmie­niem a znaczeniem,// praw­da? Bo cza­sem w tym jest sęk, nawet/ jeże­li wyjazd ma być tyl­ko jednodniowy,/ bez noc­le­gu, i przed­tem trze­ba się umó­wić”.

Nic dziw­ne­go, że obiekt poetyc­kich zabie­gów i pożą­dań Pio­tra Som­me­ra sta­no­wić będzie zazwy­czaj to, co nie­do­po­wia­dal­ne, nie­do­ty­kal­ne. I nic dziw­ne­go, że uto­pii takiej towa­rzy­szyć będą zawsze iro­nicz­ne napo­mnie­nia, któ­re wszel­kim pró­bom wspól­no­ty real­ne­go zaprze­cza­ją, odno­sząc nas zawsze do teraź­niej­szo­ści jako do spra­wy nie­by­łej – „odgry­wa­jąc”, odwo­łu­jąc zadzierz­gnię­te już wię­zi, jakie wobec mitycz­nej moż­li­wo­ści złą­cze­nia, pozo­sta­ją już tyl­ko związ­ka­mi słów. Jak gło­si koń­ców­ka „Wier­sza przy­miot­ni­ko­we­go”: „Wil­goć wysy­cha albo wsią­ka i słońce/ błysz­czy sobie teraz na pokry­wach śmietników/ i pyskach stud­ni, ale rzecz jasna tyl­ko w dzień./ To nie­po­waż­ne bez ustan­ku mówić, mówić,/ nie mając w grun­cie rze­czy nic do powiedzenia/ a co naj­wy­żej na powierzch­ni, do zobaczenia./ To głu­pie, dać zaga­dać się na śmierć/ (zdu­mie­wa­ją­ce, że to przy­szło ci do gło­wy)”. Cza­sa­mi owo odwo­ły­wa­nie wię­zi przy­bie­ra wymiar wyjąt­ko­wo dra­ma­tycz­ny, jak w „Tak­sów­ce” zwią­za­nej z cho­ro­bą mat­ki, czy „Wier­szu orni­to­lo­gicz­nym” wokół śmier­ci zna­jo­me­go.

Pró­by for­mo­wa­nia roz­ma­ite­go typu nie­by­łych, nie­by­wa­łych wspól­not są w liry­ce Pio­tra Som­me­ra nie­zwy­kle dobit­ne; mogą one nie­ste­ty być powo­ły­wa­ne do życia jedy­nie poprzez kon­tro­wa­nie i kon­tro­lo­wa­nie ułu­dy. Odbla­ski tego, co wobec porząd­ku mowy zewnętrz­ne, zoba­czo­ne na powierzch­ni, wyra­ża­ją się u Som­me­ra naj­czę­ściej jako roz­ma­ite­go typu przy­pad­ki, absur­dy, prze­ła­ma­nia, nie­ko­niecz­nie prze­kła­da­ją­ce się na impas, któ­ry tak skład­nie wyra­ża się w języ­ku. Bar­dzo dobrze spra­wę z tego sta­nu zda­je wiersz „Świa­tła dwor­ca” z Czyn­ni­ka lirycz­ne­go, w któ­rym jedy­nie sen­sow­nym powo­dem „łącze­nia się” pozo­sta­je chy­ba samo sło­wo „łączyć”.

Świa­tła dwor­ca i te nad nimi łączą się,
łączą się dni tygo­dnia,
z odde­chem wiatr -
nie ma nic, co się nie łączy.

Popsu­ta cie­płow­nia na Żera­niu
I moje dziec­ko, i kobie­ta
któ­rą wybra­łem przed laty przez wzgląd
na jej bia­łe pod­ko­la­nów­ki z nie­bie­skim paskiem.

Cie­ka­we, jak świat
połą­czy się jutro i następ­ne­go dnia.
Jeśli w czym innym rzecz,
może mi powiesz, w czym.

Pod­sta­wo­wym warun­kiem bycia we wspól­no­cie pozo­sta­je roz­po­zna­nie życze­nio­wo­ści połą­czeń. To, co wyda­je się łączyć natu­ral­nie – świat – łączy się czę­sto na dość abs­trak­cyj­nych zasa­dach. W poezji Som­me­ra skła­da­ją się one na świa­do­mość nie­współ­mier­no­ści snów, świa­tów, cza­sów i prze­strze­ni. A jed­nak czę­sto nega­tyw­nie wyzna­cza­na przez nie prze­strzeń wspól­no­ty oka­zu­je się para­dok­sal­nie intym­na – gwa­ran­tem tej intym­no­ści są cho­ciaż­by zapa­mię­ta­ne paski na pod­ko­la­nów­kach. Tak też pod­sta­wo­wy­mi wykład­ni­ka­mi nie­by­wa­ło­ści pozo­sta­ją u Som­me­ra naj­czę­ściej deta­le, przed­mio­ty lub zda­rze­nia: krost­ka zoba­czo­na nagle w uchu dziec­ka, kosme­ty­ki spa­da­ją­ce raz po raz z łazien­ko­wej pół­ki, skó­ra cytry­ny, któ­ra poma­ga na kaszel czy też ów „kawa­łek kory, ale tro­chę cho­ry”. Jak pisał poeta w Czyn­ni­ku lirycz­nym: „Całą pamięć zawdzię­cza­my przedmiotom/ co przy­gar­nia­ją nas na życie i/ oswa­ja­ją doty­kiem, zapachem/ i sze­le­stem” („Pew­ne drze­wo na Powąz­kach”). Na podob­nej zasa­dzie waż­ne jest tu brzmie­nie: „Czy mówi się po to, żeby coś powiedzieć/ czy też usły­szeć wła­sny głos./ Bo jeśli czło­wiek sły­szy siebie/ to chy­ba jest (…) No ale mówić/ jak cię mogę, nie jak trzeba?// Co nie wykła­da się na tak, jak leci,/ choć bez wąt­pie­nia wie­le jest sposobów/ łącze­nia z przed­mio­ta­mi słów i z imionami/ ludzi, któ­rzy do słów się garną/ albo się ucie­ka­ją do nich/ niby do życia” („Bo tyl­ko zważ­my” z tomu Dni i noce). Przed­mio­ty, cia­ła, wyda­rze­nia, dźwię­ki nie zagwa­ran­tu­ją prze­cież żad­nej wspól­no­ty w sen­sie „złą­cze­nia” – ozna­cza­ją one raczej nie­by­łość: prze­sy­co­ną intym­ną zaży­ło­ścią nie­by­wa­łość. Połą­cze­nia to swe­go rodza­ju ilu­zja, ułu­da – naj­czę­ściej poetyc­ka. Jak pisze poeta w wier­szu „Przed snem”: „Bo i co to ma opi­sać: stan świadomości/ w danym momen­cie życia?/ Bez dane­go momentu?/ Posto­je, rozwój,/ jak się nazywam?// Czy pomoc­ny będzie opis mego ciała?/ Opis cia­ła moje­go dziec­ka, jego podobieństwo/ do mnie, opis jego podo­bień­stwa do mnie?/ Jego słowa?/ Czy opi­sać, to zna­czy cyto­wać?”

Jed­nak cza­sem bywa i tak, że nie­zwy­kłej kon­se­kwen­cji Som­me­ro­wej iro­nii wymy­ka­ją się wyjąt­ki. Wów­czas deta­le, wyda­rze­nia, gło­sy powo­du­ją, że na moment – magicz­nie – przy­wró­co­na zosta­je teraź­niej­szość. W wier­szu „Kosy, drze­wi­na” z Czyn­ni­ka lirycz­ne­go na przy­kład: „Po pię­ciu dniach spo­strze­głem wresz­cie two­je nie­my­te uszy./ Przez cały czas usi­ło­wa­łem nie zapo­mnieć o nich,/ cho­dząc po par­ku, kupu­jąc książ­ki, mówiąc coś, czytając./ Zajrzałem/ i zoba­czy­łem kru­chą siat­kę krwi./ W lewym spo­koj­nie doj­rze­wa­ła mała kro­sta”. Teraź­niej­szość pró­bu­je się przy­naj­mniej poprzez język zama­ni­fe­sto­wać. I dzia­nie się to chy­ba jedy­na bli­ska Som­me­ro­wi praw­da, któ­rej jed­nak w jego poezji w żaden spo­sób się nie zapo­śred­ni­cza; moż­na ją jedy­nie w ułu­dzie i poprzez ułu­dę ode­grać – jako jesz­cze, albo już nie­by­łą, czy też nie­by­wa­łą. W przy­pad­ku „Roz­mow­no­ści” roz­mo­wa z przy­ja­cie­lem ode­sła­na zosta­je w bli­żej nie­zi­den­ty­fi­ko­wa­ną przy­szłość, w teraź­niej­szo­ści pozo­sta­jąc jedy­nie obiet­ni­cą. Wizy­ta u Staś­ków i mecz ping-pon­ga, choć w wier­szu jedy­nie na pra­wach mgli­stych pla­nów, świ­ta­ją prze­cież w zbli­ża­ją­cej się przy­szło­ści pomi­mo wszyst­kich komu­ni­ka­cyj­nych kło­po­tów, jakie powo­du­je pró­ba domó­wie­nia się. To nas ponie­kąd napro­wa­dza na jed­no czu­łe miej­sce, powiedz­my, że to miej­sce, u boku dni; bo zawsze miło się roz­ma­wia o tym bez­kar­nym pomniej­sza­niu odle­gło­ści mię­dzy brzmie­niem a zna­cze­niem, praw­da? Czy też, jak mówi poeta w wier­szu „Oczy­wi­ście”: „bo/ kto powie­dział, że sympatia/ musi się wspie­rać wie­dzą szczegółową.// Nikt, oczy­wi­ście. Pew­nie dla­te­go można/ się nie spie­szyć i moż­na sobie pozwolić/ na mil­cze­nie, na słowa// tyl­ko wte­dy, kie­dy się ma ochotę./ A teraz spró­buj mu zaufać pod tę nieobecność/ słów i zdań i opo­wia­dań”.


 Tekst uka­zał się po raz pierw­szy w mie­sięcz­ni­ku „Twór­czość”, nr 7/2009. Dzię­ku­je­my Autor­ce oraz Redak­cji za zgo­dę na prze­druk.

O autorze

Joanna Orska

Urodzona w 1973 roku. Krytyk i historyk literatury. Recenzje i artykuły publikuje w "Odrze", "Nowych Książkach", "Studium". Autorka książek: Przełom awangardowy w dwudziestowiecznym modernizmie w Polsce, Liryczne narracje. Nowe tendencje w poezji polskiej 1989-2006, Republika poetów. Poetyckość i polityczność w krytycznej praktyce, Performatywy. Składnia/retoryka, gatunki i programy poetyckiego konstruktywizmu oraz wspólnie z Andrzejem Sosnowskim antologii Awangarda jest rewolucyjna albo nie ma jej wcale. Jest pracownikiem naukowym w Instytucie Filologii Polskiej Uniwersytetu Wrocławskiego. Mieszka we Wrocławiu.

Powiązania

Konceptualizm podwójnie fizyczny

recenzje / ESEJE Joanna Orska

Recen­zja Joan­ny Orskiej, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Bagaż Jerze­go Jar­nie­wi­cza, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 6 mar­ca 2023 roku.

Więcej

Bojownicy bez broni, Przełykanie włosa i Pernambuco

nagrania / stacja Literatura Różni autorzy

Spo­tka­nie wokół ksią­żek Bojow­ni­cy bez bro­ni Mor­te­na Nie­lse­na, Prze­ły­ka­nie wło­sa Jána Ondru­ša i Per­nam­bu­co Iva­na Wer­ni­scha z udzia­łem Bogu­sła­wy Sochań­skiej, Zbi­gnie­wa Mache­ja, Lesz­ka Engel­kin­ga, Karo­la Mali­szew­skie­go i Joan­ny Orskiej w ramach festi­wa­lu Sta­cja Lite­ra­tu­ra 26.

Więcej

Zmyślony człowiek, Credo, Prawdziwe życie bohatera

nagrania / stacja Literatura Różni autorzy

Spo­tka­nie wokół ksią­żek Zmy­ślo­ny czło­wiek Tymo­te­usza Kar­po­wi­cza, Cre­do Tade­usza Róże­wi­cza i Praw­dzi­we życie boha­te­ra Rafa­ła Wojacz­ka z udzia­łem Joan­ny Roszak, Jana Sto­lar­czy­ka, Bogu­sła­wa Kier­ca, Joan­ny Orskiej i Karo­la Mali­szew­skie­go w ramach festi­wa­lu Sta­cja Lite­ra­tu­ra 25.

Więcej

Instruktaż zwijania ciała

recenzje / ESEJE Joanna Orska

Recen­zja Joan­ny Orskiej towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Aga­ty Jabłoń­skiej dla moich dziew­czyn, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 8 mar­ca 2021 roku.

Więcej

Klasyka europejskiej poezji: Blake, Espriu, Todorović, Župančič

nagrania / stacja Literatura Różni autorzy

Spo­tka­nie wokół ksią­żek Wyspa na Księ­ży­cu Wil­lia­ma Bla­ke­’a, świ­nia jest naj­lep­szym pły­wa­kiem Mir­jo­lu­ba Todo­ro­vi­cia, Kie­lich upo­je­nia Oto­na Župa­nči­ča oraz Skó­ra byka Salva­do­ra Espriu z udzia­łem Tade­usza Sław­ka, Jakub Korn­hau­ser, Miło­sza Bie­drzyc­kie­go, Fili­pa Łobo­dziń­skie­go, Joan­ny Orskiej i Jaku­ba Skur­ty­sa w ramach festi­wa­lu Sta­cja Lite­ra­tu­ra 25.

Więcej

Módl się do zwierząt

recenzje / ESEJE Joanna Orska

Recen­zja Joan­ny Orskiej, towa­rzy­szą­ca wyda­niu książ­ki Kon­ra­da Góry Woj­na (pie­śni lisów), któ­ra uka­za­ła się w Biu­rze Lite­rac­kim 19 paź­dzier­ni­ka 2020 roku.

Więcej

Mordercze ballady

nagrania / stacja Literatura Joanna Orska Karol Maliszewski Marta Podgórnik

Spo­tka­nie wokół książ­ki Mor­der­cze bal­la­dy Mar­ty Pod­gór­nik z udzia­łem Mar­ty Pod­gór­nik, Joan­ny Orskiej i Karo­la Mali­szew­skie­go w ramach festi­wa­lu Sta­cja Lite­ra­tu­ra 24.

Więcej

Poetyckie książki trzydziestolecia

nagrania / stacja Literatura Różni autorzy

Spo­tka­nie z udzia­łem Anny Kału­ży, Karo­la Mali­szew­skie­go, Joan­ny Muel­ler, Joan­ny Orskiej oraz Jaku­ba Skur­ty­sa w ramach festi­wa­lu Sta­cja Lite­ra­tu­ra 24.

Więcej

Co sygnalizuje wąż?

recenzje / ESEJE Joanna Orska

Recen­zja Joan­ny Orskiej, towa­rzy­szą­ca wyda­niu książ­ki Mirol­ju­ba Todo­ro­vi­cia świ­nia jest naj­lep­szym pły­wa­kiem, w tłu­ma­cze­niu Kin­gi Sie­wior i Jaku­ba Korn­hau­se­ra, któ­ra uka­za­ła się nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go 23 mar­ca 2020 roku.

Więcej

Makijaż zaczyna się od demakijażu

wywiady / o książce Jerzy Jarniewicz Joanna Orska

Roz­mo­wa Joan­ny Orskiej z Jerzym Jar­nie­wi­czem, opu­bli­ko­wa­na w cyklu pre­zen­ta­cji naj­cie­kaw­szych archi­wal­nych tek­stów z dwu­dzie­sto­pię­cio­le­cia festi­wa­lu Sta­cja Lite­ra­tu­ra.

Więcej

Poezja może mniej niż serial na Netflixie

recenzje / ESEJE Joanna Orska

Recen­zja Joan­ny Orskiej książ­ki Kalen­darz majów Kon­ra­da Góry, któ­ra uka­za­ła się nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go 14 maja 2019 roku.

Więcej

POETYCKA KSIĄŻKA TRZYDZIESTOLECIA: REKOMENDACJA NR 18

debaty / ankiety i podsumowania Joanna Orska

Głos Joan­ny Orskiej w deba­cie „Poetyc­ka książ­ka trzy­dzie­sto­le­cia”.

Więcej

Pozytywki i marienbadki

nagrania / między wierszami Różni autorzy

O twór­czo­ści Andrze­ja Sosnow­skie­go wypo­wia­da­ją się Woj­ciech Bono­wicz, Jacek Guto­row, Anna Kału­ża, Joan­na Orska, Piotr Śli­wiń­ski, Kamil Zając.

Więcej

O poezji (i krytyce) zaangażowanej

recenzje / ESEJE Joanna Orska

Recen­zja Joan­ny Orskiej, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze anto­lo­gii Zebra­ło się śli­ny. Nowe gło­sy z Pol­ski, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 20 wrze­śnia 2016 roku, a w wer­sji elek­tro­nicz­nej 18 grud­nia 2017 roku.

Więcej

Podróż sentymentalna

recenzje / ESEJE Joanna Orska

Recen­zja Joan­ny Orskiej z książ­ki W Mar­ci­na Sen­dec­kie­go, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim w wer­sji papie­ro­wej 27 grud­nia 2016 roku, a w wer­sji elek­tro­nicz­nej 3 lip­ca 2017 roku.

Więcej

Maszyny Sosnowskiego

recenzje / ESEJE Joanna Orska

Recen­zja Joan­ny Orskiej towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Dom ran Andrze­ja Sosnow­skie­go, któ­ra uka­za­ła się w Biu­rze Lite­rac­kim 9 lute­go 2015 roku.

Więcej

O składnię wiersza polskiego

debaty / ankiety i podsumowania Joanna Orska

Głos Joan­ny Orskiej w deba­cie „For­my zaan­ga­żo­wa­nia”, towa­rzy­szą­cej pre­mie­rze anto­lo­gii Zebra­ło się śli­ny, któ­ra uka­że się w Biu­rze Lite­rac­kim.

Więcej

Poeta uczony

recenzje / IMPRESJE Joanna Orska

Szkic Joan­ny Orskiej towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Ryt­my jesien­ne Jac­ka Łuka­sie­wi­cza, któ­ra uka­za­ła się nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go 21 lip­ca 2014 roku. 

Więcej

Była sobie raz królewna

recenzje / ESEJE Joanna Orska

Recen­zja Joan­ny Orskiej z książ­ki Farsz Mar­ci­na Sen­dec­kie­go.

Więcej

Królowa poezji

recenzje / ESEJE Joanna Orska

Recen­zja Joan­ny Orskiej z książ­ki Rezy­den­cja sury­ka­tek Mar­ty Pod­gór­nik.

Więcej

Próby nowej krytyki

recenzje / IMPRESJE Joanna Orska

Esej Joan­ny Orskiej poświę­co­ny książ­kom Stra­ty­gra­fie Joan­ny Muel­ler i Bume­rang Anny Kału­ży.

Więcej

Czy wiersze mogą być trendy?

recenzje / NOTKI I OPINIE Joanna Orska

Recen­zja Joan­ny Orskiej z arku­sza Arty­ku­ły pocho­dze­nia zwie­rzę­ce­go Bar­to­sza Sadul­skie­go.

Więcej

Negatywność

recenzje / ESEJE Joanna Orska

Recen­zja Joan­ny Orskiej z książ­ki Nie­pio­sen­ki Mariu­sza Grze­bal­skie­go.

Więcej

Czy zaistniał przełom 1989 w literaturze?

debaty / ankiety i podsumowania Joanna Orska

Głos Joan­ny Orskiej w deba­cie „Bar­ba­rzyń­cy czy nie? Dwa­dzie­ścia lat po ‘prze­ło­mie’ ”.

Więcej

Baśń dla znużonych ludzi

recenzje / IMPRESJE Joanna Orska

Recen­zja Joan­ny Orskiej z książ­ki Stu­dium tem­pe­ra­men­tu Ronal­da Fir­ban­ka.

Więcej

Pustka i czułość

recenzje / ESEJE Joanna Orska

Recen­zja Joan­ny Orskiej z książ­ki Tlen Julii Fie­dro­czuk.

Więcej

Jak może wyglądać we współczesnej poezji rozpowiadanie tajemnic

recenzje / ESEJE Joanna Orska

Recen­zja Joan­ny Orskiej z książ­ki Słyn­ne i świet­ne Mariu­sza Grze­bal­skie­go.

Więcej