To wyplujcie. O krytyce poezji zaangażowanej
debaty / ankiety i podsumowania Maciej TopolskiGłos Macieja Topolskiego w debacie „Na scenie czy w polu?”.
WięcejRecenzja Macieja Topolskiego z książki Kronika zakłóceń Mariusza Grzebalskiego.
„Nagle przyszedł lęk. Pomyślałem: stop, finito! Pieprzę to, dalej tak się nie da. Zwierzę wyczuło zagrożenie, zaczęło wierzgać.
Pociłem się ze strachu – malutki przestraszony skurwysynio.”
Mariusz Grzebalski, „Tablo-łapanka”
1.
Stawiam trzeci punkt na mapie Kroniki zakłóceń. Trzeci punkt oznaczony jest literą C. W wydanym przez Centrum Sztuki w Legnicy (seria „Barbarzyńcy i nie”) w 1998 roku zbiorze Widoki Mariusza Grzebalskiego zamieszczono, obok tytułowego „nad-wiersza”, dwa utwory: „Piątek”, „czarno” (nie znajdziemy go w książce opublikowanej przez Biuro Literackie) oraz „Lekcja anielskiego” (włączony do Drugiego dotknięcia). Z tego też względu zajmę się tutaj jedynie poematem, albo – jak to ujął Maliszewski w eseju „W kierunku jak najbardziej mi odpowiadającym. Siedem posunięć” – „wielookim stworem lirycznym”.
2.
Edward Pasewicz w felietonie dla „Czasu Kultury” (1999, nr 4/5) snując porównania między symfoniami Mahlera a poezją Grzebalskiego, określił autora Negatywu mianem multinstrumentalisty, zauważył także, że w wierszach urodzonego w Łodzi poety: „Bohaterowie i mówiące ‘ja’ pojawiają się i znikają jak głosy instrumentów w orkiestrze. […] te wszystkie role, maski i gesty służą nie do pokazania świata, tylko do jego opowiedzenia…”.
Joanna Orska w pobieżnym i posługującym się dość mglistą argumentacją szkicu „Jak może wyglądać we współczesnej poezji rozpowiadanie tajemnic” („Studium” 2004, nr 4/5) wskazała na „migawkowość” prezentowanych w poezji Grzebalskiego obrazów-historii, jak również na ruch w bezruchu jego wierszy oraz ich – w nawiązaniu do „Statku pijanego” Rimbauda – „autotematyczne nakierowanie – siebie unieruchomionego we śnie, w piśmie, w ‘ja’, na sobie miotanego niekończącą się narracją”.
Wantuch w „Kresach” (1995, nr 5) pisząc o pejzażu duchowego i fizycznego wydziedziczenia w poezji Grzebalskiego, wskazywała, że jedyną (złudną?) „gwarancją zachowania integralności i tożsamości własnego ‘ja’ ” jest w tych wierszach akt dystansowania się do wszystkiego. Natomiast Jan Wolski we „Frazie” (1995, nr 5) w króciutkim, ponad stronicowym, ale jakże celnym tekście pisał, że poetyka Grzebalskiego przypomina technikę fotograficzną, uzyskaną za sprawą „niezależności widzenia” i „umiejętności dostrzegania wszystkiego poprzez własną miarę” – technikę, która zapewnia „swoistą drobiazgowość opisu”, jak również „częste zacieranie jego czytelności”. Zachwyca intuicja Wolskiego, gdy mówi o płynącym pod skórą tej poezji nurcie, o organizującej ją w pewną kompozycyjną i pojęciową całość „opozycji między realnym życiem, a tym jak objawia się ono w słowach, jak się w nich realizuje”.
Cytaty te przytaczam nie bez powodu – wypowiedzi krytyków (choć najczęściej nie dotyczą bezpośrednio omawianego przeze mnie poematu) pomogły wyznaczyć mi najwrażliwszy punkt na ponad czterostronicowym cielsku Widoków, a więc miejsce spotkania dzieła i jego twórcy.
3.
Człowiek w utworze Grzebalskiego – nazwijmy ten utwór balladą dyletanta, poematem laika – kiedy dociera do granicy, kiedy wkracza w nowe i przekracza siebie, nagle postanawia się wycofać. Stawia krok w tył i zaczyna nagle uciekać – jak gdyby fragment świata, który zobaczył za przełamaniem muru, był czymś nie-do-ogarnięcia, czymś, co potwierdziło jego znikomość, czymś, co zmusza go do powrotu – do ciasnej przestrzeni, między stół a lodówkę.
„Rozumiesz?” – zadaje pytanie człowiek z poematu Grzebalskiego.
Michał Paweł Markowski w eseju „Żywe dotknięcie obecności” pisał, że rozumienie w tej najgłębszej warstwie, w której rozstrzygają się ludzkie losy, „jest gestem afirmacji innego świata, świata, który nie jest naszym światem, nie daje się sprowadzić do naszych kategorii, lecz domaga się pełnej akceptacji”. Pytanie o rozumienie „ciśnie się na usta”, nie zostaje jednak wypowiedziane. Nie należy bowiem do sfery dźwięków, a do narracji, do opowieści. Jest bytem językowym. Dlatego też bohater Widoków nieustannie musi podejmować opowieść, ujmuje ona bowiem jedynie fragment prawdziwego świata, jest próbą uchwycenia rzeczywistości, przypomina zdjęcie. „Rozbudza istnienie, ożywia jego naoczność. Bo czy nie jest tak, że błysk flesza wyjawia jawę, wyostrzą ją, budzi ze snów poruszonych kształtów […], wywabia z widzialnej materii świata – wyłuskuje na moment liczony w ułamkach sekund – coś, czego na pierwszy rzut oka nie widać. Coś, co jest rzeczywiste”. Fragment ten – ze szkicu „Puste mary, cisza” Próchniaka – ukazuje dramat opowieści, jej bezsilność i nieadekwatność wobec doświadczenia, jest wyrazem absurdalnego wysiłku mężczyzny, usiłującego na deskorolce „wjechać na szczyt/ asfaltowego pagórka”. Mężczyzna jest dorosły, owszem, ale zachowuje się jak dzieciak, który woli raczej batony niż papierosy; ubiera „sweterek/ po młodszej siostrze”; lata po bunkrach i wymierza kuksańce; w muzeum ogląda „film dla dzieci”; z ulgą wraca do „brzucha matki”; łapczywie je chleb (nie wiem, jak Państwu, ale mi powroty do domu po całodziennym kopaniu piłki czy łażeniu po wąwozach, kojarzą się z ciepłym, chrupiącym chlebem posmarowanym grubo masłem). Jest dzieckiem-mężczyzną, który musi nauczyć się, jak pisał Camus w Filozofii i powieści, że jest z góry pokonany, że „Podbój albo gra, miłość niewymierna, absurdalny bunt są hołdami, jakie człowiek składa własnej godności”.
W poemacie Grzebalskiego nie chodzi tylko o moment przejścia z młodości w dorosłość, jak pisał w przywołanym wcześniej (przyznajmy – pobieżnym) eseju Maliszewski. Widoki to przede wszystkim poemat o literaturze, o człowieku, który tę literaturę z niepokojem, z niepewnością, ze zwątpieniem tworzy. Jest to powieść liryczna o człowieku, dla którego język jest jednocześnie orężem walki i próbą ucieczki „bez siły w ramionach,/ bez tchu w płucach”. Jest balladą o człowieku, którego język nie jest w stanie objąć wielości gestów, zachowań, dźwięków i który – w tym hołdzie składanym własnej godności – nieustannie wtacza się na „asfaltowy pagórek”, pragnąc przekroczyć język, zmierzyć się z samym sobą i usłyszeć słowa mówiące o znikomości i absurdalności jego poczynań, o okrutnym i ograniczonym świecie.
4.
Widoki są kolejną z cyklu (pomijam oczywiste powiązania z Negatywem i Ulicą Gnostycką) niekończących się podróży w nieznane, w zaciemnione uliczki miasta, by doświadczyć, by poznać. Przyjrzyjmy się dwóm wersjom fragmentu poematu Grzebalskiego. Pierwszy pochodzi z książki wydanej w 1998 roku:
używając dużo masła. Potem opowieści.
Wyobrażasz sobie? Nie? No jasne.
Bo jak? Dlaczego. Chciałem inaczej,
„na wskroś” i żeby słowa były… jak łodzie…
Cóż, nie wyszło. Za dużo tego proszku.
A tak przedstawia się ten sam fragment w Kronice zakłóceń, w roku 2010:
używając dużo masła. Wyobrażasz
sobie? Nie? No, jasne, bo jak,
dlaczego? Chciałem inaczej,
na wskroś, i żeby słowa były
jak łodzie. Cóż, nie wyszło.
Za dużo tego proszku.
W „Człowiek, który biegnie przez las” – opowiadaniu zamieszczonym w debiucie prozatorskim Grzebalskiego – jedna ze scen ma miejsce u kochanki głównego bohatera. Robert (tak ma na imię bohater) mówi, że w dzieciństwie najbardziej lubił patrzeć. „Reszta była tylko dodatkiem. Potrafiłem cały dzień przesiedzieć na parapecie, patrząc przez okno. Nie nudziłem się nawet przez sekundę. A teraz… Teraz nie chce mi się już udawać. Poza tym napatrzyłem się”. I za chwilę: „To bez sensu. Codziennie wstaję i gonię za czymś, co nie ma ze mną nic wspólnego”. Opowieść wyjawia swoją niewspółmierność do życia, albowiem w trakcie pisania, jak mówił Rimbaud, „Ja to ktoś inny”, inny niż ten – przy biurku, z długopisem w ręku. W Widokach kolejne obrazy, kolejne zdarzenia wypierane są przez zdarzenia następne („Za dużo tego proszku”), gesty i zachowania ustawiają/ujawniają się w opozycji względem siebie, zacierając jednocześnie granicę pomiędzy tym, co prawdziwe, a tym, co ” się wydaje”:
Ale oto wesoły buldog Happy,
zażywszy kąpieli w stawie,
łasi się u moich stóp.
Czy jest tym, czym jest,
Czy raczej tym, na co wygląda?
Te i inne pytania, oraz my, dyletanci.
Można więc powiedzieć, że poemat ten zasadza się na niewspółmierności, jest próbą poszukiwania siebie, swojej prawdziwej twarzy – poprzez słowa, role, gesty, maski – z dziecięcą wiarą, że powiedzie się i że uda się przeniknąć, dotknąć, znaleźć odpowiedź.
5.
Bohater „nad-wiersza” Grzebalskiego zanurza się w życie („Czas się zbierać, koniecznie”), żeby stawić czoło nicości, żeby „być”, a nie „bywać niekiedy”. Kiedy jednak dostrzega w „muzeum pop-artu” swoją „prawdziwą twarz” (czym jest i kim jest, gdzie się znajduje i co go otacza), musi wyjść. Ale czy na pewno jest to jego prawdziwa twarz? A może jest to tylko odbicie, tak samo jak słowa są odbiciem rzeczywistości, odbiciem, które próbuje być, być prawdziwe i które „nie wyobraża sobie”? „No, jasne, bo jak”.
Spotyka się tutaj to, co jest odzwierciedleniem i to, co jest prawdziwe. Bohater Widoków staje sam wobec siebie i swojego dzieła, które jest jednocześnie jego i jest mu obce. Zakaz mówi jednak: „DOTKNIĘCIE GROZI ŚMIERCIĄ”, gdyż w tym miejscu znika nadzieja, absurd i wiara. Kończy się sztuka. Dzieło staje przed życiem, życie staje przed dziełem. Bez załamań i bez kłamstwa – na równych prawach.
Tutaj też zaczyna się świat za załamaniem muru, gdzie „Język out”, gdzie wszystko jest tym, czym jest i na co wygląda. Tutaj przebiega granica, za którą nie stawia się już pytań i nie oczekuje odpowiedzi, gdzie strach i śmiech stają się tym samym. Tutaj zaczyna się także powrót, schodzenie: „znów jesteśmy w brzuchu matki”, „coś poniżej damskiej szyi”, „dyskusja schodzi do stóp”. I znika „my”, zostaję ja, „jak dziecko,/ któremu policja zwinęła matkę”. Bohater zostaje sam. Niesiony „jak tuńczyk w puszce przez ocean”, zanurzony jednocześnie w opowieści i życiu, jest – jak mówi jedna z postaci Persony Bergmana – jedynie krzykiem „wiary i zwątpienia w obliczu ciemności i ciszy”, jest jednym „z najstraszniejszych dowodów naszego żalu i naszej walczącej świadomości”, jest wreszcie ratunkiem, który nie przynosi ulgi.
Andrzej Sosnowski w Rozbiórce pisał: „Słowa pociągają za sobą inne słowa i otwierają kolejne obszary. Dzięki takim słownym przebiegom mam wrażenie, że coś ‘wydaje się’ lub ‘wydaje siebie’ na świat, tak jakby kolejne odsłony nie pojawiały się za sprawą naszej inicjatywy, lecz za sprawą obdarzonej wolą całości, które ku czemuś samodzielnie ciąży”. Idąc za tym fragmentem, bohater Widoków przejmuje – najwrażliwszy punkt – funkcję całości, która może dążyć jedynie „ku czemuś”, nie ku śmierci, nie ku tajemnicy, nie ku złudnej doskonałości. Staje się jednocześnie inicjatywą i dziełem. A więc brakiem dzieła i inicjatywy. Całością.
„Rozumiesz?” – zadaje pytanie bohater Widoków, wie jednak, że wyjaśnianie jest bezużyteczne, że tutaj nie można już wykonać gestu otwarcia na inny świat, gestu wobec drugiego człowieka (by wskazać mu „drogę bez wyjścia, którą idą wszyscy”), że tutaj, aby ocalić siebie, absurdalnego, spragnionego chłodu i ciepła, aby ocalić swoje niedoskonałe słowa, swój strach i śmiech – musi odwrócić się i uciec.
6.
Widoki Mariusza Grzebalskiego mówią o wzajemnym przenikaniu życia i literatury, o niewspółmierności życia względem dzieła, które w ledwo dostrzegalnym mgnieniu, w błysku, w załamaniu światła odsłania coś rzeczywistego. Coś – jednak nie całość, względem której człowiek staje bezradny i bezsilny, niepewny i absurdalny, jak opowieść podejmowana ciągle na nowo.
Śmiech, który rozbrzmiewa pod koniec poematu, spojrzenie rzucone swojej podobiźnie, rozpaczliwa ucieczka do mieszkania – w każdej sekundzie tej ucieczki, tego spojrzenia i śmiechu Grzebalski przyznaje, że dodatek, jakim jest niechybnie literatura, staje się ostatecznie doświadczeniem okrutnego i ograniczonego świata. A prawdziwa twarz to zawsze twarz dziecka, które wierzy, że następnym razem musi się udać, dziecka, które jeszcze nie wie, że ta wiara, złudzenie, błysk jest warunkiem jego życia.
Urodzony w 1989 roku, eseista, tłumacz, redaktor. Mieszka w Krakowie.
Głos Macieja Topolskiego w debacie „Na scenie czy w polu?”.
WięcejPremierowy zestaw wierszy Macieja Topolskiego.
WięcejEsej Macieja Topolskiego towarzyszący premierze almanachu Połów. Poetyckie debiuty 2011.
WięcejRecenzja Macieja Topolskiego towarzysząca premierze drugiego wydania książki Justyny Bargielskiej Bach for my baby.
WięcejGłos Macieja Topolskiego w debacie „Jak rozmawiać o poezji”.
WięcejRecenzja Macieja Topolskiego z książki Ulica Gnostycka Mariusza Grzebalskiego.
WięcejRecenzja Macieja Topolskiego z książki Negatyw Mariusza Grzebalskiego.
WięcejRecenzja Macieja Topolskiego z książki Mimikra Łukasza Jarosza.
WięcejGłos Macieja Topolskiego w debacie „Poezja na nowy wiek”.
WięcejZdobywca I nagrody w III edycji konkursu „Nakręć wiersz”. Zespół w składzie: Joanna Gondek, Andrzej Grodkiewicz.
WięcejRecenzja Macieja Topolskiego z książki Ulica Gnostycka Mariusza Grzebalskiego.
WięcejRecenzja Michała Piętniewicza z książki Kronika zakłóceń Mariusza Grzebalskiego.
WięcejAutorski komentarz Mariusza Grzebalskiego do wiersza z książki Kronika zakłóceń.
Więcej