recenzje / ESEJE

Working Class Hero albo piąty członek The Beatles

Maciej Robert

Recenzja Macieja Roberta z książki Teraz będziemy spać, leżeć bez ruchu lub ubierzemy się na powrót Briana Pattena.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Brian Pat­ten? Na począ­tek pro­po­nu­ję wyko­nać pewien eks­pe­ry­ment – bie­rze­my do ręki „Anto­lo­gię nowej poezji bry­tyj­skiej” Pio­tra Som­me­ra (Czy­tel­nik, War­sza­wa 1983) i prze­glą­da­my zdję­cia pre­zen­to­wa­nych w tej książ­ce poetów. Co może­my zauwa­żyć? Sami męż­czyź­ni (kwe­stia domi­na­cji płci męskiej w anto­lo­gii pre­zen­tu­ją­cej poezję bry­tyj­ską doma­ga się osob­ne­go omó­wie­nia) o wyglą­dzie aka­de­mic­ko-inte­lek­tu­al­nym. Twe­ed i sztruks mary­na­rek, kra­wa­ty, koł­nie­rzy­ki koszul nie­śmia­ło wyglą­da­ją­ce spod swe­trów, sza­li­ki prze­rzu­co­ne przez szy­ję (tyl­ko Cia­ran Car­son w nie­co roz­cheł­sta­nej koszu­li fla­ne­lo­wej wybi­ja się ponad tę odzie­żo­wą uni­for­mi­ty). Oku­la­ry w rogo­wych opra­wach, poważ­ne spoj­rze­nia, namysł nad maszy­ną do pisa­nia. Aż tu nagle poja­wia się w tym sza­cow­nym gro­nie Brian Pat­ten w zwy­czaj­nym t‑shircie, uśmiech­nię­ty od ucha do ucha, z tą swo­ją szo­pą krę­co­nych wło­sów. Alfa­be­tycz­ny układ wci­snął go dodat­ko­wo mię­dzy Fran­ka Orms­by­’e­go w obo­wiąz­ko­wym gol­fie i oku­la­ra­mi o szkłach gru­bo­ści denek od sło­ików a Toma Pau­li­na, któ­ry – wraz z nastę­pu­ją­cym po nim Wil­lia­mem Pesket­tem – sta­no­wi ucie­le­śnie­nie bycia strict, jeśli cho­dzi o poetyc­ki ima­ge. Oczy­wi­ście wygląd nie jest w poezji żad­nym wyznacz­ni­kiem odręb­no­ści, ale inność Pat­te­na dopeł­nia się tak­że (a raczej przede wszyst­kim) w jego tek­stach.

Angiel­skie śro­do­wi­sko lat sześć­dzie­sią­tych i sie­dem­dzie­sią­tych ubie­głe­go wie­ku nie było przy­go­to­wa­ne na to, co zapro­po­no­wał Pat­ten (oraz jego mniej zna­ni kole­dzy – Roger McGo­ugh i Adrian Hen­ri). Tym czymś była poezja pozba­wio­na pato­su, poezja ogól­nie zro­zu­mia­ła, poezja będą­ca roz­ryw­ką, a nie wyłącz­nie kar­tą prze­tar­go­wą w inte­lek­tu­al­nych dys­pu­tach. Pat­ten uczy­nił z poezji fun, chciał spra­wić (spra­wił?), żeby sta­ła się popu­lar­na, tak popu­lar­na jak choć­by muzy­ka Beatle­sów (teza o wpły­wie liver­po­ol­skie­go pocho­dze­nia Pat­te­na i całej szko­ły pop-poetry na cha­rak­ter ich twór­czo­ści doma­ga się osob­ne­go omó­wie­nia). Wier­sze Pat­te­na, podob­nie jak muzy­ka wiel­kiej czwór­ki, były prze­zna­czo­ne dla ludzi zwy­kłych. Dla mło­dych robot­ni­ków, któ­rzy po pra­cy wpa­da­li do pubu, żeby poga­dać ze zna­jo­my­mi i zaba­wić się.

„Zaba­wa” – to w odnie­sie­niu do poetyc­kich począt­ków Pat­te­na sło­wo-klucz. To wła­śnie zaba­wy potrze­bo­wa­li ci zmę­cze­ni ludzie, zagu­bie­ni pomię­dzy pogrą­ża­ją­cy­mi się w stu­po­rze rodzi­ca­mi, któ­rzy poza tele­wi­zją nie mie­li żad­nych roz­ry­wek, a kom­plet­nie obcym śro­do­wi­skiem uni­wer­sy­tec­kim. Pat­ten wraz z kole­ga­mi zago­spo­da­ro­wa­li tę lukę, pre­zen­tu­jąc zagu­bio­nym mło­dym ludziom roz­ryw­kę inte­li­gent­ną. Wystę­pu­jąc w pubach i klu­bach uczy­ni­li z wier­szy ele­ment kaba­re­to­we­go show. „Poezja powin­na być przy­stęp­na” – mówił Pat­ten w wywia­dzie udzie­lo­nym Pio­tro­wi Som­me­ro­wi. I tak też swo­ją poezję pre­zen­to­wał na sce­nie, czy­niąc z niej wybu­cho­wą mie­szan­kę, w któ­rej humor, popkul­tu­ra, kon­te­sta­cja i anar­chia zle­wa­ły się w jed­no. Poetyc­kie wystę­py Pat­te­na były hap­pe­nin­giem, w któ­rym moż­na upa­try­wać wpły­wu beat­ni­ków (wpływ Gins­ber­ga na tek­sty Pat­te­na doma­ga się osob­ne­go omó­wie­nia). To wła­śnie Pat­ten wpro­wa­dził do poezji bry­tyj­skiej psa Plu­to, Bat­ma­na z Super­ma­nem i całą ple­ja­dę komik­so­wych boha­te­rów. To wła­śnie Pat­ten nie bał się mówić o bom­bie ato­mo­wej w iro­nicz­nym tonie. A mło­dzi ludzie kupo­wa­li to, bo wresz­cie zna­leź­li poezję, któ­ra mówi ich języ­kiem. Rzecz jasna, nie były to tłu­my porów­ny­wal­ne z tymi, któ­re mdla­ły na kon­cer­tach Beatle­sów, acz­kol­wiek suk­ces liver­po­ol­skiej pop-poetry wzbu­dził nie­po­kój wśród kry­ty­ków i poetów bar­dziej kon­ser­wa­tyw­nych.

Kie­dy jed­nak wie­sza­li oni psy na poetach z Liver­po­olu, Pat­ten był już gdzie indziej. Zupeł­nie jak Mały John­ny, boha­ter debiu­tanc­kie­go „Lit­tle John­ny­’s Con­fes­sions”, zdjął krót­kie spoden­ki, wło­żył dłu­gie i wyna­jął pokój bez zasłon. Choć wciąż prze­ja­wia­ją­cy ocho­tę do swo­bod­ne­go tonu, Pat­ten zwró­cił się ku poezji bar­dziej melan­cho­lij­nej, naj­pierw two­rząc cykle ero­ty­ków, a póź­niej, już w latach dzie­więć­dzie­sią­tych, przed­sta­wia­jąc w przej­mu­ją­cym tomie „Arma­da” emo­cje zwią­za­ne ze śmier­cią mat­ki. Wra­ca­my tym samym do Len­no­na i spól­ki, któ­rzy zaczy­na­jąc od refre­nów typu je je je wyewo­lu­owa­li w stro­nę „Abbey Road”. Pat­ten, nie­mal­że rówie­śnik Beatle­sów, prze­szedł podob­ną dro­gę, o czym zaświad­cza jego „Gre­atest Hits”, czy­li wybór wier­szy „Teraz będzie­my spać, leżeć bez ruchu lub ubie­rze­my się na powrót” opra­co­wa­ny przez Jerze­go Jar­nie­wi­cza.

O autorze

Maciej Robert

Urodzony w 1977 roku w Łodzi. Poeta, dziennikarz, krytyk literacki i filmowy. Laureat wielu ogólnopolskich konkursów literackich. Publikował m.in. w „Opcjach”, „Studium”, „Frazie”, „Tyglu Kultury”, „Ha!arcie”, „Toposie” i „Gazecie Wyborczej”. Jego wiersze były tłumaczone na język angielski, chorwacki i serbski. Stypendysta Ministra Kultury. Mieszka w Łodzi.

Powiązania