recenzje / ESEJE

Warto mówić, co się wie

Marcin Baran

Recenzja Marcina Barana z książki Niepojęte: Jest Mariana Stali.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Nie­po­ję­te: Jest. Uryw­ki nie napi­sa­nej książ­ki o poezji i kry­ty­ce to czwar­ta książ­ka Maria­na Sta­li, wybit­ne­go kry­ty­ka poezji i histo­ry­ka lite­ra­tu­ry, doty­czą­ca poezji naj­współ­cze­śniej­szej (choć nie tyl­ko jej). Książ­ka podob­na nie­co w swej kon­struk­cji do poprzed­nich, w któ­rych obszar dzieł kla­sycz­nych (choć nie­ko­niecz­nie w swej kla­sycz­no­ści oczy­wi­stych) jest tłem i kon­tra­punk­tem dla wier­szy powsta­ją­cych tu i teraz. W Nie­po­ję­te: Jest wszyst­ko zaczy­na się od Mic­kie­wi­czow­skich liry­ków lozań­skich, by poprzez szki­ce o Miło­szu, Szym­bor­skiej, Kry­nic­kim i Polkow­skim, dojść do uwag o Świe­tlic­kim, Bono­wi­czu, Hone­cie czy Biel­skiej. Kodą są zaś wspo­mnie­nia, lau­da­cje i pole­mi­ki mają­ce za boha­te­rów współ­cze­snych kry­ty­ków piszą­cych o poezji – Błoń­skie­go, Śli­wiń­skie­go, Fra­nasz­ka. Tek­sty Sta­li mia­ły pier­wo­dru­ki mię­dzy rokiem 2004 a 2010, co czy­ni z jego książ­ki swo­istą kro­ni­kę poezji pol­skiej począt­ków XXI wie­ku, ale i nie czy­ni, ponie­waż obo­wiąz­ki spra­woz­daw­cze są Sta­li naj­zu­peł­niej i głę­bo­ko obce, a i chę­ci do czy­nie­nia pod­su­mo­wań czy uogól­nień nie ma w nim za grosz.

Już na wstę­pie for­mu­łu­je Sta­la swo­je bar­dzo wyra­zi­ste cre­do: „Lubię brać do ręki kil­ku­set­stro­ni­co­we książ­ki, zazdrosz­czę auto­rom fun­da­men­tal­nych syn­tez, sam jed­nak wolę pisać szki­ce, notat­ki, inter­pre­ta­cyj­ne dro­bia­zgi. Co wię­cej: sądzę, że nie war­to mówić wszyst­kie­go, co się wie… Zara­zem jed­nak: nie tra­cę nadziei, iż spo­za frag­men­tów, okru­chów, nie­do­po­wie­dzeń – prze­świ­tu­je od cza­su do cza­su jakiś głęb­szy zamysł, namysł, sens”. W dodat­ku czy­ni Sta­la pełen wdzię­ku unik, stwier­dza­jąc, że jeśli o pew­nych zja­wi­skach nowych i naj­now­szych nie mówi, to „czy­ni tak w prze­świad­cze­niu, że lepiej zro­bią to inni kry­ty­cy”. A zatem wymow­na frag­men­ta­rycz­ność i wymow­ne mil­cze­nie. Uzna­ję oczy­wi­ście pra­wo kry­ty­ka do przy­ję­cia takich zało­żeń, cie­szę się tymi prze­my­śle­nia­mi, któ­ry­mi posta­no­wił jed­nak podzie­lić się z czy­ta­ją­cą publicz­no­ścią, ale zara­zem budzi się we mnie dość gwał­tow­ny sprze­ciw (cokol­wiek jało­wy, jako że nie sądzę, by kto­kol­wiek zdo­łał prze­ko­nać Sta­lę do zmia­ny powzię­tych posta­no­wień), że oto kry­tyk tak inten­syw­nie oczy­ta­ny w poezji współ­cze­snej, dys­po­nu­ją­cy boga­tą wie­dzą histo­rycz­no­li­te­rac­ką, obda­rzo­ny nie­zgor­szą intu­icją inter­pre­ta­cyj­ną i zna­ko­mi­cie wła­da­ją­cy pol­sz­czy­zną, odma­wia stwo­rze­nia obra­zu cało­ścio­we­go współ­cze­sne­go gospo­dar­stwa poezji pol­skiej. Znaj­du­je zresz­tą Sta­la sojusz­ni­ka w swo­im wiel­kim mistrzu, Janie Błoń­skim, o któ­rym mówi tak: „książ­ka o Pro­uście (…) przy­po­mi­na, że Błoń­skie­mu zazwy­czaj nie zale­ża­ło na wyczer­pa­niu tema­tu, tyl­ko na zary­so­wa­niu go oraz na prze­ka­za­niu wła­sne­go zachwy­tu”. Cóż, zachwyt – zachwy­tem, a cie­ka­wość jak też wiel­ki kry­tyk (myślę tu już nie tyl­ko o Błoń­skim) poka­zał­by cało­ścio­wy obraz pisa­rza, sty­lu, epo­ki – pozo­sta­je. I męczy, nie­przy­jem­nie ćmi, a pró­by wycią­gnię­cia ogól­nych wnio­sków wła­snych z cudzych prze­my­śleń cząst­ko­wych – koń­czą się nader czę­sto kata­stro­fą, w któ­rej ucier­pieć mogą wszy­scy.

Chy­ba że (pod­su­wa zło­śli­wa wyobraź­nia) mil­cze­nie Sta­li nie jest tak napraw­dę ukło­nem w stro­nę tych, któ­rzy „lepiej” opi­szą to, o czym on mil­czy, lecz jed­na­ko­woż gestem świad­czą­cym o odtrą­ce­niu, zlek­ce­wa­że­niu, prze­kre­śle­niu, uzna­niu za nie­istot­ne zna­czą­cej czę­ści pol­skiej poezji naj­now­szej. Bowiem wytłu­ma­cze­nie, że na opi­sa­nie wszyst­kie­go cza­su i sił brak – choć głę­bo­ko po ludz­ku zro­zu­mia­łe – w prze­strze­ni obo­wiąz­ków wobec lite­ra­tu­ry jakoś nie prze­ma­wia mi do prze­ko­na­nia. Być może kry­tyk narzu­ca sam sobie tak wyśru­bo­wa­ne kry­te­ria jako­ści reflek­sji i sty­lu, że trud­no mu im spro­stać, ale sądzę, pod­pie­ra­jąc się zna­jo­mo­ścią tak­że mówio­nych a vista wystą­pień Sta­li, że powi­nien jed­nak spró­bo­wać napi­sać coś o sze­ro­kim zakro­ju, wyko­rzy­stu­jąc mak­sy­mal­nie dużo z tego, „co się wie”. Bo z jed­nej stro­ny „są praw­dy któ­rych [mędrzec] odkryć nie może niko­mu”, ale już z dru­giej – „jedy­nie praw­da jest cie­ka­wa”, i to cała praw­da – przy­naj­mniej cała ta, któ­ra da się wypo­wie­dzieć.

Bez tego nie da się uczci­wie odpo­wie­dzieć mię­dzy inny­mi na posta­wio­ne przez same­go Sta­lę pyta­nie „jakie będzie samo­po­czu­cie pol­skiej poezji bez Miło­sza i po Miło­szu”. Oczy­wi­ście, zawsze moż­na skon­sta­to­wać krót­ko, okrut­nie i nie­czu­le, że odpo­wiedź na takie pyta­nie naj­praw­do­po­dob­niej dla pol­skiej poezji współ­cze­snej nie jest szcze­gól­nie istot­na, choć może mieć nie­ja­kie zna­cze­nie dla pol­skie­go życia lite­rac­kie­go. Ale to odpo­wiedź-greps. I chy­ba lepiej było­by dłu­żej, uważ­niej i czu­lej posnuć na ten temat sen­sow­ne roz­wa­ża­nia. Przy któ­rych bar­dzo pomoc­na może się oka­zać taka oto myśl Sta­li: „Wie­rzę w indy­wi­du­al­ne spo­tka­nie z dzie­łem bez ocze­ki­wa­nia, że poka­że ono od razu coś waż­ne­go w per­spek­ty­wie spo­łecz­nej”. Tak jak – przy wszyst­kich moich marud­nych zastrze­że­niach – pomoc­na jest w grun­cie rze­czy (dzię­ki temu, co wywo­łu­je pod­czas jej lek­tu­ry aplauz i dzię­ki temu, co wywo­łu­je głę­bo­ka nie­zgo­dę) cała nowa książ­ka Maria­na Sta­li.

O autorze

Marcin Baran

Urodzony w roku 1963 w Krakowie. Poeta, eseista, dziennikarz. Studiował filologię polską na Uniwersytecie Jagiellońskim. W latach 80. i 90. związany z „bruLionem”, w latach 2000-2003 z tygodnikiem „Przekrój”, ostatnio z „Dziennikiem Polskim”. Pracował w Instytucie Książki oraz TVP Kultura. Laureat Poetyckiej Nagrody Silesius (2013). Mieszka w Krakowie.

Powiązania