recenzje / ESEJE

Dzieci dorosły

Tomasz Cieślak-Sokołowski

Recenzja Tomasza Cieślaka-Sokołowskiego z książki Od pieśni do skowytu. Szkice o poetach amerykańskich Jerzego Jarniewicza.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Naj­now­sza książ­ka kry­tycz­na Jerze­go Jar­niew­cza jest waż­na z kil­ku zasad­ni­czych powo­dów. I o nich wła­śnie – mając świa­do­mość, że nie uda mi się wyczer­pać w ten spo­sób w żad­nej mie­rze jej skom­pli­ko­wa­nej mate­rii – chciał­bym tutaj powie­dzieć.

Zacznę od rze­czy sto­sun­ko­wo naj­mniej istot­nej. Książ­ka Od pie­śni do sko­wy­tu wyda­na zosta­ła jako pią­ty tom serii „Szki­ce” Biu­ra Lite­rac­kie­go. To infor­ma­cja o tyle jed­nak waż­na, że w tej wła­śnie serii wcze­śniej opu­bli­ko­wa­ne zosta­ły książ­ki, któ­re uznać moż­na za istot­ny krok w budo­wa­niu odno­wio­ne­go języ­ka rodzi­mej kry­ty­ki lite­rac­kiej; myślę oczy­wi­ście o Urwa­nym śla­dzie Jac­ka Guto­ro­wa i Naj­ry­zy­kow­niej Andrze­ja Sosnow­skie­go. Obie te książ­ki sta­no­wią pod­sta­wo­we ele­men­ty pro­ce­su – któ­re­go cha­rak­te­ry­sty­ce poświę­co­ny był jeden z zeszło­rocz­nych nume­rów „Deka­dy Lite­rac­kiej” (2–3/2008) – ujaw­nia­nia „innych tra­dy­cji” naj­now­szej poezji oraz zmie­nia­ją­cych się try­bów lek­tu­ry tych­że tra­dy­cji. Książ­ka Jar­nie­wi­cza zna­la­zła się więc w dobrym towa­rzy­stwie, ale i – co posta­ram się wyka­zać w kolej­nych aka­pi­tach – odważ­nie dopo­wia­da kry­tycz­ną linię, na któ­rą sta­ram się tu wska­zy­wać.

Mówiąc naj­kró­cej, nie wyda­je mi się, by zbiór szki­ców w więk­szo­ści już wcze­śniej dru­ko­wa­nych – bo z tego typu książ­ką mamy tu do czy­nie­nia (pomiesz­czo­ne zosta­ły w niej tek­sty o Ste­ven­sie, Wil­liam­sie, Poun­dzie, Elio­cie, E.E. Cum­ming­sie, Cage­’u, Bukow­skim, Gins­ber­gu, Mer­ril­lu, Sexton, Plath, Mathew­sie, Komu­ny­aku oraz szki­ce o poezji kon­kret­nej i sla­mie) – uznać było moż­na za książ­kę oka­zjo­nal­ną, przy­pad­ko­wą. Od pie­śni do sko­wy­tu – i decy­du­je o tym w dużej mie­rze, jak mi się wyda­je, trud prze­pra­co­wa­nia poszcze­gól­nych szki­ców w porów­na­niu z ich pier­wo­dru­ka­mi – ukła­da się w peł­ni kon­se­kwent­ną, wyra­zi­stą pro­po­zy­cję czy, jak kto woli – lek­tu­ro­wy pro­jekt.

Pierw­szy roz­dział tej cało­ści („Roz­pię­tość przy­im­ków, czy­li o tytu­le tytu­łem wstę­pu”) sta­no­wi pró­bę wytłu­ma­cze­nia stra­te­gii pre­zen­ta­cji sze­ro­kie­go zja­wi­ska, jakim nie­wąt­pli­wie jest poezja ame­ry­kań­ska XX i XXI wie­ku. War­to bli­żej przyj­rzeć się tym (pro­gra­mo­wym) pro­kla­ma­cjom.

Wyda­wać by się mogło, że tytu­ło­we kate­go­rie naj­now­szej książ­ki Jar­nie­wi­cza wyzna­cza­ją jakieś istot­ne przej­ście, sta­no­wią sygnał zerwa­nia – daj­my na to, pomię­dzy moder­ni­stycz­ny­mi pro­jek­ta­mi lite­rac­ki­mi a ich post­mo­der­ni­stycz­ny­mi rewer­sa­mi. Z dru­giej stro­ny spo­dzie­wać by się moż­na, że „pieśń” (Poun­dow­ska) i „sko­wyt” (Gins­ber­gow­ski) wyzna­czą dwie bie­gu­no­we moż­li­wo­ści współ­cze­snej poezji ame­ry­kań­skiej, i na polu wyzna­czo­nym przez tę dyna­mi­kę toczyć się będzie roz­mo­wa o poszcze­gól­nych tych­że moż­li­wo­ści reali­za­cjach. To swo­ją dro­gą dość typo­we spo­so­by opi­sy­wa­nia roz­wo­ju lite­ra­tu­ry współ­cze­snej, szcze­gól­nie gdy poja­wia­ją się w pobli­żu kate­go­rie „moder­ni­zmu” i „post­mo­der­ni­zmu” lite­rac­kie­go. Przy czym momen­tem zało­ży­ciel­skim tego typu opo­wie­ści kry­tycz­nych były w latach 60.: z jed­nej stro­ny pro­kla­ma­cje nowej poezji (np. wpły­wo­wa anto­lo­gia Donal­da M. Alle­na The New Ame­ri­can Poetry, któ­rej tytuł w dru­gim wyda­niu posze­rzo­ny został zna­czą­co o nazwę The Post­mo­derns), z dru­giej zaś taki spo­sób opi­sy­wa­nia sytu­acji poezji w tym cza­sie, któ­ry ujmo­wał te zja­wi­ska w sil­ne mode­le anty­no­micz­ne (by wspo­mnieć w tym miej­scu tyl­ko słyn­ne tabe­le opo­zy­cyj­nych cech moder­ni­zmu i post­mo­der­ni­zmu Iha­ba Has­sa­na).

Żad­na z tych moż­li­wo­ści nie inte­re­su­je Jerze­go Jar­nie­wi­cza. (Co nie­ko­niecz­nie jest fak­tem tak oczy­wi­stym, sko­ro nar­ra­cje opar­te na mode­lach anty­no­micz­nych, pod­le­głych reto­ry­ce zerwa­nia, wciąż sta­no­wią chleb powsze­dni rodzi­mych badań kry­tycz­nych i histo­rycz­no­li­te­rac­kich). Kry­tyk szyb­ko odsu­wa od sie­bie hipo­te­zę bie­gu­nów (już na pierw­szej stro­nie swo­jej książ­ki), by zastą­pić ją inny­mi meta­fo­ra­mi. Autor Od pie­śni do sko­wy­tu mówi o punk­tach orien­ta­cyj­nych, jaki­mi sta­ją się tu dwa tytu­ło­we poema­ty („Can­tos” dodat­ko­wo zosta­ją nazwa­ne punk­tem gra­nicz­nym, zaś Gins­ber­ga punk­tem otwar­cia). I w tym wła­śnie momen­cie Jar­nie­wicz odsu­wa od sie­bie poku­sę – jak ją nazy­wa – jed­no­kie­run­ko­wej tra­sy „od – do”. Punk­ty orien­ta­cyj­ne nie są po to, by wyostrzyć bie­gu­no­we moż­li­wo­ści, ani też by opi­sać zerwa­nia, zmia­nę lite­rac­kich (kul­tu­ro­wych) para­dyg­ma­tów. Ist­nie­ją raczej – przede wszyst­kim w prak­ty­ce lek­tu­ro­wej – jako sygna­ły zasad­ni­czej kry­sta­li­za­cji, a następ­nie koniecz­no­ści ich rewi­zyj­ne­go prze­my­śle­nia. Mówiąc naj­kró­cej, nie sta­tycz­ne (osta­tecz­nie) anty­no­mie inte­re­su­ją Jar­nie­wi­cza, lecz życie lite­ra­tu­ry pomię­dzy nimi, w gene­alo­gicz­nym następ­stwie poko­leń, pro­jek­tów lite­rac­kich, czy­li oscy­la­cyj­nym ruchu kolej­nych utoż­sa­mień – odda­leń – róż­ni­co­wa­nia (Pound i Gins­berg to nie jedy­ne punk­ty na mapie dwu­dzie­sto­wiecz­nej poezji ame­ry­kań­skiej, któ­re zbli­ża­ją się do sie­bie, nie­mal się z sobą utoż­sa­mia­ją, po czym odda­la­ją się i róż­ni­cu­ją, by zno­wu się do sie­bie zbli­żyć). Przy­po­mi­na to oczy­wi­ście dobrze oswo­jo­ny i cza­sem chy­ba dość mecha­nicz­nie przy­wo­ły­wa­ny Blo­omow­ski pro­jekt zabie­gów rewi­zyj­nych, ale tak­że nie­co zapo­mnia­ny (choć pol­skie tłu­ma­cze­nia uka­za­ły się już w latach 70.) gene­alo­gicz­ny spo­sób czy­ta­nia lite­ra­tu­ry nowo­cze­snej Pau­la de Mana (myślę tu przede wszyst­kim o tek­ście Lite­ra­ry Histo­ry and Lite­ra­ry Moder­ni­ty i książ­ce Blind­ness and Insi­ght). Jakie korzy­ści pły­ną z takie­go try­bu lek­tu­ry? Jed­na pod­sta­wo­wa – wyzwo­le­nia prak­ty­ki lek­tu­ro­wej. Sam Jar­nie­wicz tak opi­su­je swo­istą lek­cję, jakiej udzie­la swo­je­mu (wytrwa­łe­mu) czy­tel­ni­ko­wi współ­cze­sna lite­ra­tu­ra ame­ry­kań­ska: […] jest nie­ogar­nię­tym lub nie­ogar­nial­nym obsza­rem nie­ustan­nych dys­lo­ka­cji, wymy­ka­ją­cym się syn­te­zom, defi­ni­cjom i for­mu­łom.

Lek­cja to więc okrut­na dla czy­tel­ni­ka, któ­ry chciał­by uchwy­cić i mieć, wyzna­czyć bie­gu­ny, punkt zerwa­nia i kla­sy­fi­ko­wać. Lek­cja to jed­nak pasjo­nu­ją­ca – dla tego typu kry­tycz­nych natur, któ­re w spo­tka­niu z siłą poje­dyn­czych, kon­kret­nych tek­stów poetyc­kich i w tro­pie­niu ich osob­nych powi­no­wactw widzą żywot­ną przy­jem­ność lek­tu­ry (a że Jar­nie­wicz zawsze roman­su­je z tek­sta­mi zara­zem facho­wo i czu­le – wytrwa­łych czy­tel­ni­ków jego kolej­nych ksią­żek kry­tycz­nych prze­ko­ny­wać szcze­gól­nie moc­no nie trze­ba).

Czy ten pro­jekt lek­tu­ry – któ­re­go wagę sta­ra­łem się tu wyka­zać – zwy­czaj­nie spraw­dza się kolej­nych roz­dzia­łach, szki­cach Od pie­śni do sko­wy­tu? Odpo­wiedź; naj­prost­sza: tak. By zaś poka­zać, jak Jar­nie­wicz wpro­wa­dza go w (lek­tu­ro­we) życie, wska­żę w tym miej­scu jed­no tyl­ko miej­sce. Jeden z naj­bar­dziej roz­le­głych szki­ców swo­jej książ­ki, tekst poświę­co­ny auto­ro­wi Sko­wy­tu, zamy­ka kry­tyk czę­ścią zaty­tu­ło­wa­ną „Po Gins­ber­gu”. Oto pierw­sze jej zda­nia: Pro­gram poetyc­ki Gins­ber­ga był wyzwa­niem rzu­co­nym ame­ry­kań­skiej orto­dok­sji poetyc­kiej spod zna­ku Elio­ta i jego epi­go­nów. To, co lite­ra­tu­rze pro­po­no­wał Gins­berg, przy całym swo­im sza­cun­ku dla twór­cy Zie­mi jało­wej, sta­ło na prze­ciw­le­głym bie­gu­nie zasad poety­ki wypra­co­wa­nej przez Nową Kry­ty­kę, a pod­nie­sio­nej do ran­gi obo­wią­zu­ją­cej prak­ty­ki twór­czej i usank­cjo­no­wa­nej przez Aka­de­mię. Jar­nie­wicz mówi tu rzecz w sumie dość pro­stą: poezja Gins­ber­ga prze­ciw­sta­wia­ła się zbu­do­wa­ne­mu przez Nową Kry­ty­kę domi­nu­ją­ce­mu wzor­co­wi poezji wyso­ko­mo­der­ni­stycz­nej, wzor­co­wi, któ­ry począw­szy od lat 30. XX wie­ku, zyskał legi­ty­ma­cję uni­wer­sy­tec­ką. Nie pro­wa­dzi to jed­nak auto­ra Od pie­śni do sko­wy­tu do pro­stej kon­sta­ta­cji (oka­zję do tego miał­by już na pierw­szej stro­nie swo­jej książ­ki) – od Gins­ber­ga zaczy­na się post­mo­der­ni­stycz­na rewo­lu­cja w ame­ry­kań­skiej poezji (przy­po­mnę: we wspo­mnia­nej anto­lo­gii Alle­na autor The Howl zaj­mu­je jed­no z naj­waż­niej­szych miejsc). Jerzy Jar­nie­wicz nie budu­je też – pew­nie łatwe­go w tym miej­scu do wypro­wa­dze­nia – anty­no­micz­ne­go mode­lu sta­rej i nowej lite­ra­tu­ry. Swo­je ana­li­zy umiesz­cza raczej w ramach myśle­nia o mecha­ni­zmach two­rze­nia kano­nu. Mówiąc naj­kró­cej, rewo­lu­cja lite­rac­ka nie ozna­cza tu zerwa­nia, lecz twór­czą dys­lo­ka­cję, prze­miesz­cze­nie. I może dla­te­go Jar­nie­wicz nie odwra­ca się od mar­gi­na­li­zo­wa­ne­go w cyto­wa­nym frag­men­cie auto­ra Zie­mi jało­wej, wręcz prze­ciw­nie – poświę­ca lek­tu­rze jego poezji jeden z naj­ob­szer­niej­szych szki­ców swo­jej książ­ki. Gestem rzą­dzą­cym Od pie­śni do sko­wy­tu nie jest bowiem odrzu­ce­nie moder­ni­stycz­nej tra­dy­cji z (jak­kol­wiek poję­tych) pozy­cji post­mo­der­ni­stycz­nych, lecz tryb lek­tu­ry rewi­zyj­nej, wymu­sza­ją­cy nie­ustan­ną rein­ter­pre­ta­cję punk­tów ini­cjal­nych moder­ni­stycz­ne­go kano­nu.

A czy­ta Elio­ta Jar­nie­wicz nie­sły­cha­nie cie­ka­wie. Dzi­wić to nie może – Eliot, jak wspo­mi­na o tym w jed­nym z wywia­dów, był pierw­szym poetą anglo­ję­zycz­nym, któ­re­go czy­tał w ory­gi­na­le, a śla­dy kolej­nych odczy­tań zamy­ka – jak dotąd – obszer­na recen­zja tłu­ma­czeń auto­ra Zie­mi jało­wej przez Ada­ma Pomor­skie­go zamiesz­czo­na w naj­now­szym nume­rze „Lite­ra­tu­ry na świe­cie” (5–6/2009). W tek­ście „Nie­wy­plu­te nie­do­pał­ki, czy­li kło­po­ty z Elio­tem” kry­tyk sku­pia się na doko­nu­ją­cej się w kry­ty­ce anglo­sa­skiej rewi­zji dotych­cza­so­wych postaw wobec jego twór­czo­ści. Mówiąc naj­kró­cej, inte­re­su­je Jar­nie­wi­cza nie tyle Eliot kla­syk (waż­ny dla Przy­byl­skie­go i Rym­kie­wi­cza, ale tak­że dla Koeh­le­ra i Wenc­la), czy­li Eliot wyso­ko­mo­der­ni­stycz­ny, przy­własz­czo­ny przez aka­de­mic­kie inter­pre­ta­cje, Eliot z Czte­rech kwar­te­tów przede wszyst­kim – ale raczej autor Pru­froc­ka i Zie­mi jało­wej, czy­li poeta wciąż aktu­al­nej poety­ki, któ­ra zako­twi­czy­ła [jego] wier­sze wcze­sne w roz­po­zna­wal­nej, wia­ry­god­nej rze­czy­wi­sto­ści pierw­szych dzie­się­cio­le­ci XX wie­ku. Jed­nym sło­wem, z dwóch moż­li­wych Elio­tów wybie­ra kry­tyk tego, któ­ry jest w sta­nie powie­dzieć coś cie­ka­we­go współ­cze­śnie, we wciąż aktu­al­nym poetyc­kim języ­ku.

Na zakoń­cze­nie wspo­mnę już bar­dzo krót­ko o dwóch jesz­cze zasad­ni­czych powo­dach, któ­re prze­są­dza­ją o wadze Od pie­śni do sko­wy­tu. Otwie­ra tę książ­kę mot­to z Joh­na Cage­’a: W Ame­ry­ce kli­mat sprzy­ja eks­pe­ry­men­tom. Oczy­wi­ście, doku­men­tu­je ono istot­ne prze­su­nię­cie na mapie awan­gar­do­wych eks­pe­ry­men­tów poezji XX wie­ku, prze­su­nię­cie, któ­re cza­sem sym­bo­licz­nie wyzna­cza­no na linii Paryż – Nowy Jork. Co jed­nak istot­niej­sze, naj­now­sza książ­ka Jar­nie­wi­cza sta­no­wić może swo­isty prze­wod­nik tej de loka­cji, wpro­wa­dze­nie do jed­ne­go z naj­istot­niej­szych chy­ba zja­wisk w histo­rii naj­now­szej poezji pol­skiej (cze­go sym­bo­licz­nym punk­tem był słyn­ny numer 7/1986 „Lite­ra­tu­ry na świe­cie”). To tak­że – śmiem twier­dzić – sza­le­nie istot­ny ele­ment nie tyl­ko dla kry­tycz­ne­go, ale i poetyc­kie­go pisar­stwa Jerze­go Jar­nie­wi­cza. Doku­men­tu­je ona bowiem stan świa­do­mo­ści współ­cze­sne­go uczest­ni­ka życia lite­rac­kie­go, któ­ry nie może zapo­mi­nać, że gra­ni­ce zosta­ły prze­kro­czo­ne, dzie­ci doro­sły – jak mówi sam kry­tyk – wiek szcze­nię­cy XX wiecz­nych uto­pii, któ­re­go ostat­nią (wspa­nia­łą!) odsło­ną były „ame­ry­kań­skie” lata 60., nale­ży już do prze­szło­ści (tak koń­czy się szkic poświę­co­ny poezji kon­kret­nej, ale i w podob­nym tonie czy­tać moż­na zakoń­cze­nie wspo­mnia­nych ese­jów o Gins­ber­gu i Elio­cie). Co pozo­sta­je? Być może oka­zją do odpo­wie­dzi na tak posta­wio­ne pyta­nie będzie zapo­wia­da­ny już (pre­mie­ra na począt­ku listo­pa­da) naj­now­szy tomik poetyc­ki Jar­nie­wi­cza.


Tekst opu­bli­ko­wa­ny na łamach „Deka­dy Lite­rac­kiej” (4 [236], 2009). Dzię­ku­je­my za udo­stęp­nie­nie mate­ria­łu.

O autorze

Tomasz Cieślak-Sokołowski

historyk i krytyk literatury, w latach 2008‒2011 sekretarz redakcji „Dekady Literackiej”, członek redakcji „Nowej Dekady Krakowskiej” oraz redaktor prowadzący serwis krytycznoliteracki „Nowa Dekada”. Prezes Krakowskiej Fundacji Literatury. Współorganizator licznych konferencji oraz Festiwalu im. Jana Błońskiego. Zajmuje się przede wszystkim historią wczesnego i późnego modernizmu, ze szczególnym naciskiem na inwencyjne, awangardowe poetyki. Autor dwóch książek: Mój wszechświat uczyniony. O poezji Janusza Szubera (2004) oraz Moment lingwistyczny. O wczesnym pisarstwie Ryszarda Krynickiego i Stanisława Barańczaka (2011). Na Uniwersytecie Jagiellońskim prowadzi zajęcia z Literatury polskiej po 1989 roku, Współczesnego życia literackiego, Warsztaty krytyczne oraz wykład Wczesny i późny modernizm.

Powiązania

„bardziej skuteczne przyswajanie”. O kilku tekstach Charlesa Bernsteina

recenzje / ESEJE Tomasz Cieślak-Sokołowski

Recen­zja Toma­sza Cie­śla­ka-Soko­łow­skie­go, towa­rzy­szą­ca wyda­niu książ­ki Char­le­sa Bern­ste­ina Świat w ogniu: wier­sze i prze­mo­wy, w tłu­ma­cze­niu Kac­pra Bart­cza­ka, któ­ra uka­za­ła się w Biu­rze Lite­rac­kim 7 wrze­śnia 2020 roku.

Więcej

Ukartowany koniec. O (początku i) zakończeniu Trawersu

recenzje / ESEJE Tomasz Cieślak-Sokołowski

Recen­zja Toma­sza Cie­śla­ka-Soko­łow­skie­go, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Tra­wers Andrze­ja Sosnow­skie­go, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 6 mar­ca 2017 roku.

Więcej