Maria i Julia (Poranek Marii)
recenzje / ESEJE Anna WajnerRecenzja Anny Wajner z książki Poranek Marii i inne opowiadania Julii Fiedorczuk.
WięcejRecenzja Marty Cuber z książki Poranek Marii i inne opowiadania Julii Fiedorczuk.
Stworzona przeciw odkryciom neoekologii kolekcja ośmiu opowiadań Julii Fiedorczuk w zamyśle nie odsłania nowych problemów. Trudno jednak nazywać narracje, podkreślające intensywniej niż dotąd związki kobiecości z naturą, zupełnie nieodkrywczymi. Mimo wszystko jednak szkoła opowiadań Fiedorczuk to raczej szkoła rozwinięć i dopowiedzeń niż powtórzeń i potwierdzeń. Pewnego dnia, w ramach zaczynania wszystkiego jeszcze raz od początku, J. postanawia, że pójdzie pobiegać (…). Jest chłodny, wiosenny wieczór. Wilgoć. Wszystko żywe, wszystko mocno pachnie. Trawa. Jaśmin („Mamo, moje ciało chce tańczyć”), Kładą się na trawie, w miejscu, gdzie akurat nie ma psich gówien. Zimno. Kleją się do mnie na wpoi zgniłe liście, pokrywają moje ubrania warstwą śliskiej rdzy („Medulla”). W poszukiwaniach naturalnych korzeni i wypuszczaniu pędów bohaterki Poranka Marii i innych opowiadań wracają do przekonania, że w świecie natury nie zajmujemy uprzywilejowanej pozycji, natura bowiem nie akceptuje ludzkiej wyjątkowości, chociaż z obszarem tego, co ludzkie, zacieśnia więź właściwie tylko w języku erotyzmu. Seksualność i erotyzm, przekonują niektórzy filozofowie, łączący prowokacyjnie cywilizowany umysł kobiecy z pierwotną naturą, tworzą „pogmatwaną krzyżówkę” tych dwóch światów – przyrody i człowieka.
Perspektywa Poranka Marii… niuansuje to założenie. Wprawdzie kobiecy podmiot, jaki wypracowała w tych opowieściach Fiedorczuk, osłania się naturą, widząc w niej swoje zbawienie i ucieczkę tylekroć, ilekroć doznaje od świata okrucieństwa. Tak jak w przypadku bohaterki opowiadania tytułowego, przeciętnej nastolatki Ryśki, Maryśki, Marii (jak się ją nazywa), zgwałconej przez bandę chuliganów; dziewczyna tuż po tym wydarzeniu, mającym zresztą miejsce w lesie, siedzi w trawie, próbując ustalić, co się właściwie stało. Jednak znaczącą zmianą w stosunku do naerotyzowanej i tradycjonalistycznej relacji natura-kobieta okazuje się emocjonalny chłód bohaterek – to kobiety, które unikają seksu i być może wskutek tego pojmują ciało całkiem nieszczęśliwie i w niejasnych kategoriach czegoś bolesnego i kłopotliwego. W opowiadaniu „Imago”, będącym złożoną literacką wersją kobiecych zaburzeń odżywiania, o ciele czytamy: Wroga niszczą po prostu w ten sposób, że nie dają mu jeść. Bohaterka praktykuje swoją pątniczą religię ciała w imię znacznie szerszego przeświadczenia niż anoreksja, stając się niekwestionowaną zwyciężczynią jego ciężaru w każdej dyscyplinie. Toteż leżąc nago na łóżku, blada i chuda jak trup, a później okładając piersi lodem, formułuje potrzebę spotkania Kaja – figury męskiego nadęcia, by rozmiękczyć w nim przekonanie, że dobra kobieta to otłuszczona Gerda. W przeciwieństwie do psychologicznie uwikłanej narracji anorektycznej Marty Syrwid z powieści Zaplecze i kulturowo motywującej chorobę prozy Teraz Agnieszki Drotkiewicz Julia Fiedorczuk udziela jej przyzwolenia społecznego, odpierając szkodliwość anoreksji właśnie dlatego, że dzięki niej kobieta pozbywa się ciała i staje imago, dojrzałą, częścią natury.
Tuż obok intensywnych więzi z naturą logo wspomnianych opowieści mogłoby zawierać dziwny i przygodny izolacjonizm podmiotu, który nie związał się dotąd ze światem w żaden żywszy sposób. Natomiast wszelkie relacje, jakie siłą rzeczy wcześniej zdołał zbudować, na naszych oczach zrywa. Jak S., bohaterka „Mamo, moje ciało chce tańczyć”, która tuż po wyjściu z wanny wyrzuca przez okno komórkę z nieodebranymi wiadomościami; albo jak J. z tej samej opowieści, która pod nieobecność dzieci, od dawna uwięziona w obfitym ciele i niewygodnej roli gospodyni domowej, wybiega na spacer przez park po to, by w końcu zasnąć w trawie snem mrówki i kamienia.
Stosunkowo wiele jest w tej debiutanckiej prozie scen łączących kobiecy podmiot z pogonią, chowaniem się i ucieczką. To właśnie te trzy strategie organizują „Medullę”, jedno z ciekawszych opowiadań, poprzedzone zaskakującą frazą: The pleasure is all mine,.. (przyjemność jest po mojej stronie). Irytująca swoją osobnością barmanka, dopiero gdy zostaje zwolniona z pracy, odkrywa w sobie ciekawość świata i wtedy także staje się podmiotem pożądania. Fiedorczuk osiągając urokliwą sprawność w budowaniu scen odzyskiwania tożsamości (wspomniana przyjemność musi stać się częścią dojrzałego podmiotu, by mógł on odbudowywać zdewastowane relacje), gubi niekiedy żelazną konsekwencję włączania ich w następne całości, trwoniąc tym samym energię opowiadania (jak zresztą dzieje się w „Medulli”).
Być może zanikanie kobiecego podmiotu w Poranku Marii… przybrało jednak zbyt tradycyjny obrót i zamiast zostać logo nowej jakości, stało się kolejną wersją znanych przygód Biegnącej z wilkami (taki tytuł nosi terapeutyczna praca Clarissy Pinkoli Estes o archetypach dzikiej kobiety w mitach i legendach). Przygód wprawdzie odwiecznych i niezażegnanych, ale i opowiedzianych językiem nieznacznie zmienionych historii, w których o losie kobiety rozstrzyga po raz kolejny jej rozproszenie. Czyli ten sam stan, o jakim pisała poetka w Planecie rzeczy zagubionych (2006): Taki los: jesteś, ale cię nie ma.
Krytyk literacki. Dyrektorką ośrodka dydaktycznego Uniwersytetu Śląskiego w Rybniku. Mieszka w Katowicach.
Recenzja Anny Wajner z książki Poranek Marii i inne opowiadania Julii Fiedorczuk.
WięcejRecenzja Justyny Sobolewskiej z książki Poranek Marii i inne opowiadania Julii Fiedorczuk.
WięcejAutorski komentarz Julii Fiedorczuk do książki Poranek Marii i inne opowiadania.
Więcej