recenzje / ESEJE

Twarze Różewicza

Marcin Sierszyński

Recenzja Marcina Sierszyńskiego z książki Wbrew sobie Tadeusza Różewicza.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Z Tade­uszem Róże­wi­czem poroz­ma­wiać nigdy nie było łatwo. Uma­wia­nie się na wywiad może trwać lata­mi. „Na pro­ble­my i pyta­nia z 1948 roku zamie­rzam odpo­wie­dzieć w 1968 roku, a na te z 1964 w 1974” – przy­znał w roz­mo­wie z Kry­sty­ną Nastu­lan­ką, któ­ra okrą­głe dwa lata dopra­sza­ła się o poświę­ce­nie jej tro­chę cza­su; osta­tecz­nie czas zna­lazł się w 1965 roku. Takie kurio­zum jest dziś nie do pomy­śle­nia, wszak nie­mal każ­dy pisarz chce jak naj­szyb­ciej zła­pać oka­zję, móc poka­zać się w mediach, wypo­wie­dzieć kil­ka ogól­nych uwag o swo­jej twór­czo­ści, ale tak­że o spra­wach zupeł­nie nie­zwią­za­nych z lite­ra­tu­rą. Środ­ki rów­nież mamy inne: jeże­li nie spo­tka­my się we Wrocławiu/Krakowie/Warszawie na roz­mo­wie, to zawsze moż­na wysłać pyta­nia listem elek­tro­nicz­nym.

Tak nie­wiel­ka obec­ność Róże­wi­cza – jako takie­go – w mediach jest zwią­za­na z wia­rą w moc sło­wa, a więc rów­nież bra­niem za nie odpo­wie­dzial­no­ści. Nie na wszyst­kie pyta­nia chce odpo­wia­dać; nie­któ­re spe­cjal­nie pomi­ja, bo nie czu­je się kom­pe­tent­ny, albo zby­wa je, stwier­dza­jąc że musiał­by dłu­go mówić, a mate­ria­łu star­czy­ło­by na całą książ­kę. I raczej nie lubi opo­wia­dać o swo­jej twór­czo­ści, prócz wymie­nie­nia kil­ku suchych fak­tów, ale co spraw­niej­si dzien­ni­ka­rze spryt­nie wycią­ga­li od poety wszel­kiej maści sma­ko­wi­te kąski.

Zebra­ne w książ­ce Wbrew sobie roz­mo­wy odby­wa­ły się na prze­strze­ni ponad pięć­dzie­się­ciu lat. Zaczy­na­my „wędrów­kę” w 1955 roku wraz z „Try­bu­ną Ludo­wą”, a koń­czy­my w 2011 „Magiem Sło­wa” i roz­mo­wa­mi Róże­wi­cza z Cze­sła­wem Miło­szem mode­ro­wa­ny­mi przez Rena­tę Gor­czyń­ską. Kon­stan­ty Puzy­na, Kira Gał­czyń­ska, Mie­czy­sław Orski, Sta­ni­sław Bereś, Hen­ryk Toma­szew­ski… to nie­wiel­ka, ale war­to­ścio­wa część publi­ka­cji. Mno­gość dys­ku­tan­tów wycho­dzi in plus, bowiem mamy moż­li­wość przy­pa­trze­nia się, jak pisarz radzi sobie w „kon­fron­ta­cji” z róż­ny­mi oso­bi­sto­ścia­mi.

Nie każ­de­mu roz­mów­cy łatwo było uzy­skać odpo­wie­dzi. Gdy zadać Róże­wi­czo­wi odpo­wied­nie pyta­nie, potra­fi opo­wia­dać na dany temat z wie­lo­ma szcze­gó­ła­mi, w spo­sób świad­czą­cy o jego eru­dy­cji i skrom­nym cha­rak­te­rze. Bar­dzo chęt­nie wypo­wia­da się o swo­ich inspi­ra­cjach poetyc­kich – Staf­fie, Przy­bo­siu, Cze­cho­wi­czu – oraz o malar­stwie, sil­nie zwią­za­nym z jego poczu­ciem este­ty­ki. Naj­bar­dziej jed­nak bywał sko­ry do roz­mo­wy o teatrze – dra­ma­tur­gii, reży­se­ro­wa­niu. Ści­śle wią­że się to z jego bra­tem, Sta­ni­sła­wem Róże­wi­czem, ale tak­że z pry­wat­ny­mi doświad­cze­nia­mi na tym polu. Bar­dzo ubo­le­wał, że kry­ty­ka chcia­ła go zawsze spro­wa­dzić tyl­ko do roli poety, cho­ciaż reali­zo­wał się w róż­nych dzie­dzi­nach lite­rac­kich. Dowia­du­je­my się tak­że, od kie­dy żywił zain­te­re­so­wa­nie deska­mi teatral­ny­mi, co dodat­ko­wo wzmac­nia wydźwięk jego twór­czo­ści. Jed­ny­mi z naj­moc­niej­szych wywia­dów były te prze­pro­wa­dzo­ne przez Puzy­nę, z któ­rym szcze­gól­nie dużo opo­wia­dał o tego typu dzia­łal­no­ści arty­stycz­nej.

Twa­rze Róże­wi­cza onie­śmie­la­ją. Raz wyda­je się bar­dzo zmę­czo­ny roz­mo­wą (dość zabaw­ny wywiad prze­pro­wa­dzo­ny przez Hali­nę Murzę-Stan­kie­wicz), innym razem ocho­czo opo­wia­da o sobie („Jestem tu, pod ręką”). Dla­te­go też każ­dy wywiad zamiesz­czo­ny we Wbrew sobie jest uni­ka­to­wy, poka­zu­je auto­ra Wyciecz­ki do muzeum z wie­lu, nie­raz skraj­nych, stron. Książ­ka posze­rza naszą wie­dzę o Róże­wi­czu jako o czło­wie­ku i pisa­rzu. Sam o sobie mówi, że jest inną oso­bą, niż przed trzy­dzie­sto­ma lata­mi, cze­go świa­dec­two moż­na tu odna­leźć.

Dla mnie naj­moc­niej­szy­mi punk­ta­mi książ­ki były roz­mo­wy z Miło­szem. W nich naj­le­piej było widać, jak wie­le łączy­ło go z nobli­stą. Sza­cu­nek, jaki sobie oka­zy­wa­li, oraz wspól­ne nie­kie­dy inspi­ra­cje świad­czy­ły o ich zależ­no­ści od sie­bie – nie­wąt­pli­we sta­no­wi­li dla sie­bie nawza­jem punkt odnie­sie­nia. A ponie­waż cenię sobie dobry żart na pozio­mie, inny wywiad spra­wił mi dużo przy­jem­no­ści: „Tak i Nie”, któ­ry prze­pro­wa­dzał Witold Zalew­ski. Jeże­li ktoś nie zna jesz­cze szcze­gó­łów, zachę­cam do zaj­rze­nia. Wbrew sobie zawie­ra wie­le zapa­da­ją­cych w pamięć momen­tów, któ­re zebra­ne w jed­nym tomie two­rzą całą Róże­wi­czow­ską twarz.

O autorze

Marcin Sierszyński

Urodzony w 1990 roku w Legnicy. Poeta, recenzent literacki. Redaktor prowadzący Wywrota.pl, aktywista wrocławskiego Klubu Krytyki Politycznej. Mieszka we Wrocławiu.

Powiązania