recenzje / ESEJE

Niechęć wobec dźwigów

Paweł Kozioł

Recenzja Pawła Kozioła z pierwszego tomu Dzieł zebranych Tymoteusza Karpowicza.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Biu­ro Lite­rac­kie wyda­ło pierw­szy tom Dzieł zebra­nych Tymo­te­usza Kar­po­wi­cza. Pierw­sze tomy dzieł zebra­nych mają zaś do sie­bie to, że z regu­ły zawie­ra­ją tek­sty bar­dzo wcze­sne. Darzę je za to swo­istym sen­ty­men­tem. Nie­ba­ga­tel­ną przy­jem­no­ścią jest bowiem odkry­wa­nie, co powsta­ło przed tymi wier­sza­mi, z powo­du któ­rych Kar­po­wicz stał się poetą, któ­re­go nale­ży wzna­wiać, a tak­że – jaki w ogó­le zacho­dzi zwią­zek mię­dzy tek­sta­mi kano­nicz­ny­mi a (że brzyd­kie­go slo­ga­nu uży­ję) tak zwa­ny­mi począt­ka­mi dro­gi twór­czej.

Wydaw­nic­two, któ­re zde­cy­do­wa­ło się dzie­ła zebra­ne wyda­wać stop­nio­wo, nie może oczy­wi­ście liczyć wyłącz­nie na taki sen­ty­ment. Dla­te­go też tom koń­czy się prze­dru­kiem utwo­rów z książ­ki Trud­ny las, to zna­czy Kar­po­wi­czem już „kano­nicz­nym”. Mnie tutaj jed­nak będą inte­re­so­wać głów­nie tek­sty chro­no­lo­gicz­nie naj­wcze­śniej­sze.

Wie­le z nich ma war­tość jedy­nie histo­rycz­no­li­te­rac­ką, jak choć­by debiu­tanc­kie Żywe wymia­ry (1948). Jest to ksią­żecz­ka wpi­sa­na w geo­gra­fię Ziem Odzy­ska­nych i rów­nie odzy­ska­ne­go morza, zawie­ra­ją­ca fra­zy takie, jak: „Haru­ję – budow­ni­czy łanów, bo peł­ny kłos w dło­ni / jest teraz zło­ci­stą kiel­nią. Myśli pro­ste, jak mie­dze, żyt­nie”. albo „Mknie nie­wi­dzial­ny pociąg po gło­sie – ochry­płym torze – / noc cięż­ką wio­ząc na grzbie­cie i cięż­szy od nocy węgiel”.

Waż­niej­sze od poczy­nio­nej dość dys­kret­nie dekla­ra­cji poli­tycz­nej jest jed­nak co inne­go. Nie­spo­dzie­wa­nie zwra­ca uwa­gę fakt, jak bar­dzo mło­dy Kar­po­wicz zależ­ny był od innych gło­sów poetyc­kich. W tych wier­szach sły­chać nie­kie­dy Cze­cho­wi­cza, nie­kie­dy Przy­bo­sia, cza­sem zaś echa popu­lar­nej w tam­tych latach fan­ta­zji o połą­cze­niu poezji wyso­kiej z moty­wa­mi ludo­wy­mi oraz gwał­tow­nej meta­fo­ry­ki koja­rzą­cej się raczej z wier­sza­mi poetów wojen­nych. Jeśli cokol­wiek odróż­nia ten tomik od innych przy­kła­dów ówcze­snej pro­duk­cji poetyc­kiej, jest to bar­dzo inten­syw­ne sku­pie­nie na przed­mio­cie, rekwi­zy­cie, a zara­zem kon­se­kwent­ne odczło­wie­cza­nie i utech­nicz­nie­nie posta­ci ludz­kich.

Gdzie jed­nak zaczy­na się Kar­po­wicz, któ­re­go zna­my? Zary­zy­ko­wał­bym stwier­dze­nie, że pierw­sze, nie­śmia­łe jesz­cze zapo­wie­dzi poezji, któ­ra mia­ła powstać dużo póź­niej, dają się odkryć w nie­wiel­kim, asce­tycz­nym tomi­ku Gorz­kie źró­dła. Tam meta­fo­ra powo­li prze­sta­je być ilu­stra­cją, a sta­je się tre­ścią. Tam wresz­cie pada pierw­sza wyraź­na dekla­ra­cja poetyc­kie­go mak­sy­ma­li­zmu, od razu sprzę­żo­na z obra­zem lasu: „Leż cicho. / Leż niby liść tego lasu, / Niby nasio­no wszyst­kich drzew”. To też histo­ria lite­ra­tu­ry – taka, któ­ra nie wyczer­pu­je się w stwier­dze­niu „zosta­ło napi­sa­ne”, lecz wyzna­cza kie­ru­nek w przy­szłość.

Ta się zaczy­na mate­ria­li­zo­wać w pierw­szym wier­szu tomu Kamien­na muzy­ka (1958). Pro­ces jest bole­sny, sam autor opi­su­je go jako pogrą­ża­nie się w sztucz­no­ści, a sie­bie w tytu­le wier­sza nazy­wa „czło­wie­kiem zmy­ślo­nym”. Pochwa­ła wysił­ku, któ­ry pozwo­lił na osią­gnię­cie tego sta­nu, brzmi nader gorz­ko:

Doko­na­łem nie­zwy­kłe­go czy­nu:
omi­ną­łem język ojczy­sty
W wie­ży Babel
wymie­ni­łem rzecz czar­no­le­ską
na syn­te­zę mowy
Było to trud­niej­sze od lotu bez skrzy­deł

I wła­śnie tutaj dzie­je się chy­ba rzecz dla poezji Kar­po­wi­cza kon­sty­tu­tyw­na. Trud­ność nie znaj­du­je sobie bez­piecz­ne­go miesz­ka­nia w mecha­ni­stycz­nych porów­na­niach z pierw­szej książ­ki, w tych ramio­nach jak kilo­fy, czy – znacz­nie cie­kaw­szych – „uner­wio­nych płat­kach naf­ta­li­ny”, pseu­do­ni­mu­ją­cych ręce kraw­co­wej. Prze­strzeń była już goto­wa, zago­spo­da­ro­wa­na, lecz nowy język nie chciał z niej sko­rzy­stać. I to jest chy­ba naj­cie­kaw­sza lek­cja, jaką może nam dać oma­wia­na książ­ka.

Zobacz­my bowiem, co było póź­niej. W zamy­ka­ją­cym pierw­szy tom dzieł zebra­nych Trud­nym lesie „syn­te­za mowy” cią­gle woli odno­sić się do drzew i rzek. I już zawsze tak było: naraz awan­gar­da i róż­ne od Miło­szo­we­go, a prze­cież podob­ne w inten­syw­no­ści wyko­rzy­sta­nie moty­wów przy­rod­ni­czych, „smo­li­ste list­ki owa­dów / przy­kle­jo­ne do rom­bów powie­trza”, chłop­skie, „boso­no­gie” meta­fo­ry przy­wo­dzą­ce na myśl Przy­bo­sia, spra­wia­ją­ce wra­że­nie, jak gdy­by Kar­po­wicz chciał się zako­rze­nić w poezji chłop­skiej.

Tak, wiem, ryzy­kow­na to teza, i pew­nie trze­ba by całej mono­gra­fii, aby ją udo­wod­nić. Nale­ża­ło­by za jej pomo­cą spraw­dzić, jak w tej poezji funk­cjo­nu­ją moty­wy, któ­re umow­nie zwy­kło się nazy­wać sie­lan­ko­wy­mi, a tak­że w jaki spo­sób mie­sza­ją się i kon­tra­stu­ją z nimi wąt­ki cywi­li­za­cyj­ne, w tym tak­że wąt­ki orga­ni­za­cji spo­łe­czeń­stwa (tu przy­po­mi­na­ją mi się utwo­ry jesz­cze póź­niej­sze – „babi­loń­skie dosta­wy mię­sa” z „Odwró­co­ne­go świa­tła” czy póź­ny poemat o Cze­cze­nii).

Oczy­wi­ście w krót­kim tek­ście nie ma na podob­ne roz­wa­ża­nia miej­sca. Dla­te­go tu zapre­zen­tu­ję tyl­ko upraw­do­po­dab­nia­ją­cy cały pomysł wiersz „anty­cy­wi­li­za­cyj­ny”.

Rucho­me scho­dy

Wnie­bo­wstę­pu­je­my
rucho­my­mi scho­da­mi
w obłok cywi­li­za­cji

Są tam gwiaz­dy
dla wzro­ku
dziew­czy­ny

ręka­wicz­ki
dla gorą­cych
rąk chłop­ca

Gwiaz­da prze­pa­la
skó­rę
ręka­wicz­ki

Ręce chłop­ca
spa­la­ją
dziew­czy­nę

Bez­błęd­nie
funk­cjo­nu­ją
scho­dy

mię­dzy
popio­ła­mi

Zasad­ni­czym bra­kiem tej książ­ki jest nie­obec­ność porząd­ne­go wpro­wa­dze­nia. Parę uwag o bra­ku dostę­pu do twór­czo­ści Kar­po­wi­cza, o jej wypad­nię­ciu z obie­gu na sku­tek emi­gra­cji auto­ra, wresz­cie na temat popra­wek edy­tor­skich, bar­dziej nie­ste­ty sygna­li­zu­je obec­ność tej luki niż ją zapeł­nia. Wia­do­mo wpraw­dzie, że Biu­ro Lite­rac­kie może się pochwa­lić publi­ka­cją ese­jów o auto­rze Trud­ne­go lasu (mam tu na myśli Pod­ziem­ne wnie­bo­wstą­pie­nie) oraz wywia­du z 1993 roku (Mówi Kar­po­wicz). Wia­do­mo też, że druk Dzieł zebra­nych to ini­cja­ty­wa bar­dzo waż­na i cen­na. Do peł­ni szczę­ścia bra­ku­je mi wstę­pu, autor­stwa – by pozo­stać przy auto­rach współ­pra­cu­ją­cych z Biu­rem – powiedz­my Jac­ka Guto­ro­wa.


Tekst opu­bli­ko­wa­ny na por­ta­lu dwutygodnik.com. Dzię­ku­je­my za udo­stęp­nie­nie mate­ria­łu.

O autorze

Paweł Kozioł

Urodzony w 1979 roku. Poeta, krytyk literacki, badacz literatury i kultury dawnej. Współredaktor kwartalnika literackiego „Wakat”, współpracownik miesięcznika „Lampa”. Opublikował arkusz poetycki Koma (SDK 2002) oraz tomiki Czarne kwiaty dla wszystkich (SDK 2003), Wpław (SDK 2005), Uwaga, nie ma takiej fali (SDK 2008) oraz Metale ciężkie (Wojewódzka Biblioteka Publiczna i Centrum Animacji Kultury, Poznań 2010). Mieszka w Warszawie.

Powiązania

Wielka księga zabaw traumatycznych

recenzje / ESEJE Paweł Kozioł

Recen­zja Paw­ła Kozio­ła z książ­ki baw się Roma­na Hone­ta.

Więcej

Jarosław Iwaszkiewicz, Wielkie, pobrudzone, zachwycone zwierzę

recenzje / ESEJE Paweł Kozioł

Recen­zja Paw­ła Kozio­ła z książ­ki Wiel­kie, pobru­dzo­ne, zachwy­co­ne zwie­rzę Jaro­sła­wa Iwasz­kie­wi­cza w wybo­rze Jac­ka Deh­ne­la, któ­ra uka­za­ła się w mar­cu 2013 roku w dwutygodnik.com.

Więcej

Przyczynek do nauki o liryce dworskiej

recenzje / ESEJE Paweł Kozioł

Recen­zja Paw­ła Kozio­ła towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Rubry­ki strat i zysków Jac­ka Deh­ne­la, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 13 paź­dzier­ni­ka 2011 roku.

Więcej

Karpowicz: zarys encyklopedyczny

recenzje / ESEJE Jakub Momro

Recen­zja Jaku­ba Mom­ro z pierw­sze­go tomu Dzieł zebra­nych Tymo­te­usza Kar­po­wi­cza.

Więcej

We wszystkim będę pana słuchał. O pierwszych kontaktach z Tymoteuszem Karpowiczem

recenzje / IMPRESJE Janusz Styczeń

Esej Janu­sza Stycz­nia towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze pierw­sze­go tomu Dzieł zebra­nych Tymo­te­usza Kar­po­wi­cza.

Więcej