recenzje / KOMENTARZE

Fort-Da

Julia Fiedorczuk

Autorski komentarz Julii Fiedorczuk do wiersza „Fort-Da” z książki tuż-tuż.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Fort-Da

Sen­dec­kie­mu

śni­ło mi się, że byłam złym star­cem, mówi
moja cór­ka w piżam­ce kolo­ru lobe­lii, kie­dy
sie­dzi­my przy sto­le jak por­tre­ty w sepii
poran­ka. kurz w moich oczach, a w jej

lśnią­cych oczach puszy­ste anio­ły,
mino­tau­ry: „w życia wędrów­ce, na poło­wie
cza­su” nie wiem, co dziec­ku powie­dzieć
o krwi. w dro­dze do przed­szko­la

bawi­my się, że jed­na z nas nie żyje.

War­sza­wa, marzec 2009


Tytuł wier­sza nawią­zu­je do naj­słyn­niej­sze­go frag­men­tu roz­pra­wy Poza zasa­dą przy­jem­no­ści Zyg­mun­ta Freu­da. Wie­deń­ski dok­tor opi­su­je tam zaba­wę pew­ne­go „dziel­ne­go chłop­ca”, w któ­rym roz­po­zna­je­my jego pół­to­ra­rocz­ne­go wnu­ka, syn­ka uko­cha­nej cór­ki – Zofii. Chłop­czyk miał pew­ne uciąż­li­we przy­zwy­cza­je­nie: wszyst­kie drob­ne przed­mio­ty, jakie zna­la­zły się w jego rącz­kach, odrzu­cał dale­ko od sie­bie, wyda­jąc przy tym prze­cią­gły dźwięk: „o‑o-o”. Pręd­ko dało się zaob­ser­wo­wać, że dźwięk ten miał odpo­wia­dać nie­miec­kie­mu sło­wu „fort”, czy­li – „precz”. W ten spo­sób dziec­ko bawi­ło się z przed­mio­ta­mi w odej­ście.

Pew­ne­go dnia chłop­czyk dostał do zaba­wy szpul­kę prze­wią­za­ną sznur­kiem. Natych­miast zaczął wrzu­cać ją do wnę­trza swo­je­go zasło­nię­te­go łóżecz­ka („o‑o-o”), a potem wycią­gać, wita­jąc ponow­ne poja­wie­nie się szpul­ki rado­snym „da!” (tutaj!). Freud zro­zu­miał, że zaba­wa chłop­ca jest wyra­zem jego „kul­tu­ro­we­go osią­gnię­cia”: w ten spo­sób dziec­ko uczy­ło się akcep­to­wać nie­obec­ność rze­czy, ludzi, a w koń­cu – tak­że poten­cjal­ną nie­obec­ność same­go sie­bie. „Fort-Da” to opo­wieść o wycho­dze­niu z dzie­ciń­stwa i zamiesz­ki­wa­niu – na dobre i gor­sze – w języ­ku.

W moim wier­szu tak­że wystę­pu­je dziec­ko – dziew­czyn­ka. Ma na sobie piżam­kę kolo­ru tru­ją­ce­go kwia­tu, któ­ry poja­wiał się cza­sem u Sło­wac­kie­go, a ostat­nio – u Mar­ci­na Sen­dec­kie­go. Jest wcze­sny ranek, dziec­ko budzi się do życia w świe­cie ska­za­nym na zagła­dę – bo jak dłu­go jesz­cze uda się wypeł­niać jej dzie­cin­ny pokój puszy­sty­mi anio­ła­mi?

Sfor­mu­ło­wa­nie „w życia wędrów­ce, na poło­wie cza­su” pocho­dzi oczy­wi­ście od Dan­te­go, tu odno­si się do wie­ku mat­ki dziew­czyn­ki. Dziec­ku trze­ba opo­wie­dzieć o krwi, tak­że tej men­stru­acyj­nej, i trze­ba jej opo­wie­dzieć o śmier­ci – ale nikt nie jest nigdy wystar­cza­ją­co doro­sły, żeby spro­stać tym zada­niom. Mat­ka chcia­ła­by, żeby dziec­ko się nie bało.

Mat­ka będzie więc uda­wa­ła, że wszyst­ko jest w porząd­ku.

O autorze

Julia Fiedorczuk

Urodzona w Warszawie. Prozaiczka, poetka, tłumaczka. Na Uniwersytecie Warszawskim prowadzi zajęcia z literatury amerykańskiej, teorii literatury i ekokrytyki. Nagrodzona przez Polskie Towarzystwo Wydawców Książek za najlepszy debiut (2002). Laureatka austriackiej nagrody Huberta Burdy (2005). Członkini ASLE (Association for the Study of Literature and the Environment). Mieszka w Warszawie.

Powiązania