Słowo „zbiór” oddaje istotę rzeczy – książka jest bowiem niejednorodna, złożona z autonomicznych tekstów różnego rodzaju, poświęconych odrębnym twórcom i gatunkom literackim; tekstów, w których Kopacki przemawia z odmiennych perspektyw. Ta mozaikowość paradoksalnie jednak w ostatecznym rozrachunku nadaje jej spójność, bo różne punkty widzenia współtworzą pewną całość. W Muszlach w kapeluszu spotykają się poezja z prozą, szkic i recenzja z rozmową, a Kopacki – krytyk z Kopackim – tłumaczem, Kopackim – akademikiem i Kopackim – redaktorem.
Wielbicielom i czytelnikom współczesnej literatury niemieckiej prawdopodobnie Andrzeja Kopackiego nie trzeba przedstawiać, ale dla porządku przypomnijmy, że jest pracownikiem naukowym germanistyki Uniwersytetu Warszawskiego, poetą, eseistą, członkiem redakcji „Literatury na Świecie” (tam też większość zamieszczonych w tomie tekstów miała swój pierwodruk), a także tłumaczem, mogącym się poszczycić przekładami utworów Hansa Magnusa Enzensbergera, Waltera Benjamina, Hannah Arendt, Martina Pollacka, Gottfrieda Benna, Bertolta Brechta, Maxa Webera czy Michaela Krügera.
Teksty w Muszlach w kapeluszu ułożone są według klucza gatunkowego. Część pierwsza zawiera nie tylko eseje o poezji, ale i samą poezję, bo wszystkie szkice ilustrowane są tłumaczeniami. Kopacki sięga zarówno po twórczość klasyków, jak i poetów nowszych: Goethego, Hugo von Hofmannsthala, Rainera Marii Rilkego, Georga Trakla, Ilse Aichinger, Ingeborg Bachmann, Ernsta Jandla, Dursa Grünbeina. Utworów poetyckich jest tu nieraz więcej, niż byłoby konieczne dla zrozumienia towarzyszącego im eseju, wiec niejako przy okazji książka może również służyć jako mała antologia niemieckojęzycznej poezji. Nie mogło być zresztą inaczej, bo bardzo często tematem danego eseju jest nie tyle (czy nie tylko) sam wiersz, także jego przekład na język polski. Kopacki pisze we wstępie, że nie ma filologii bez przekładu, i rzeczywiście swoją działalność translatorską, poza jej funkcjami czysto użytkowymi – czyli zaprezentowaniem literatury niemieckojęzycznej polskim czytelnikom nieznającym niemieckiego – traktuje również jako element pracy badawczej. Być może nie będzie przesadą twierdzenie, że dopiero tłumacząc wiersz, zaczyna się go rozumieć, dopiero wtedy prawdziwie się go czyta.
Część poetycka jest prawdopodobnie najbardziej wartościowa, bo niewielu współcześnie w Polsce autorów pisze o obcojęzycznej poezji i jej przekładzie z taką wiedzą, zręcznością, dogłębnością i lekkością zarazem. To tutaj spotykają się najpełniej wszystkie role Kopackiego: jest on zarazem tłumaczem, jak i krytykiem przekładu (siłą rzeczy staje się niekiedy krytykiem własnego przekładu). Krytyka przekładu jest dziś u nas niemal w zaniku i gdyby nie działalność autora Muszli w kapeluszu i innych redaktorów i współpracowników „Literatury na Świecie”, właściwie w ogóle by nie istniała, Kopacki zaprasza czytelnika do swojego translatorskiego warsztatu, pozwala ujrzeć, jak z niemieckiego wiersza rodzi się wiersz polski. A chociaż autor bywa drobiazgowy, to nigdy nie przesadnie. Nawet gdy koncentruje się na jednym wyrażeniu, czy wręcz jednym słowie, potrafi przekonać nas, że rozmawiamy o rzeczy dla odbioru wiersza fundamentalnej, a nie o jakimś interesującym tylko fachowców szczególe. Przy całej swej akademickiej skrupulatności Kopacki nie traci bowiem z oczu powinności redaktorskich, czyli przede wszystkim popularyzatorstwa i zachowania pełnej przystępności. Z pewnością nie jest to książka wyłącznie dla germanistów czy wyłącznie dla tłumaczy – nawet w tej najbardziej „warsztatowej” części poetyckiej.
Szkice poświecone prozie niesłusznie moim zdaniem oddzielono od recenzji. Kryteria rozdziału są tu niejasne (sam Kopacki nazywa je we wstępie „intuicyjnymi”). Czy decydowała tylko długość? Rozdzielenie dłuższych artykułów o W.G. Sebaldzie, Wolfgangu Hilbigu czy Peterze Handke od tych krótszych, poświęconych książkom Patricka Suskinda, Herthy Müller, Hermanna Hessego, Elfriede Jelinek czy Wilhelma Genazino, w pewien sposób deprecjonuje te ostatnie. Tymczasem w tekstach krótszych, zdefiniowanych tu jako recenzje, Kopacki nie jest ani trochę bardziej powierzchowny czy „gazetowy”, ani odrobinę mniej przenikliwy. Właściwie każdy tekst zachęca do sięgnięcia po omawiane książki (nawet jeśli nie jest wyłącznie pochwalny), bo pozwala dostrzec, jak fascynującym procesem może być uważna lektura, jak wiele dla siebie można z niej „wyciągnąć”. Z największym zaciekawieniem czytelnik śledzi oczywiście refleksje o książkach, które sam czytał – i ileż razy trzeba przyznać, że Kopacki doszukał się w nich zaskakujących dla nas znaczeń!
Tom uzupełniają rozmowy między innymi z Josefem Haslingerem, Matthiasem Göritzem oraz Michaelem Krügerem – i słusznie użyto tu słowa „rozmowa”, a nie na przykład „wywiad”, bo rzeczywiście są to niespieszne spotkania dwóch umysłów, uwolnione od prasowej powierzchowności, w których Kopacki odgrywa rolę równorzędną, choć jego wypowiedzi służą zawsze temu, aby myśli rozmówcy oświetlić, a nie przyćmić.
Powiedziano już, że ta znakomita i różnorodna książka nie jest przeznaczona wyłącznie dla specjalistów. Przede wszystkim rozbudza ona apetyty czytelnicze, zarazem pogłębia nasze wcześniejsze lektury, jak i silnie zachęca do dalszych. Czytelnik może w Muszlach w kapeluszu znaleźć rozważania o autorach, których już zna, jak też o tych, których za sprawą Andrzeja Kopackiego zapragnie poznać.
Tekst opublikowany na łamach „Nowych Książek” (10/2012). Dziękujemy Redakcji za udostępnienie materiału.