Z ilustrowaniem wierszy problem polega na tym, że chyba rzeczywiście żadnego wiersza nie da się tak po prostu zilustrować. Pewnie można wykreować szereg obrazów, grafik – można wybudować cały świat linearnych i tonalnych skojarzeń, można je wszystkie pięknie wkomponować w obraz, zgodnie z tym jak odbieramy i wyczuwamy te delikatnie wygrawerowane na papierze słowa, ale za każdym razem będzie to kompozycja nieodtwórcza – czysto autorska: będzie to wariacja na zadany temat, a nie ilustracja tekstu. Nie chcę w żadnym wypadku sugerować, że ilustrowanie prozy nie jest czynnością kreatywną. Chodzi jedynie oto, że mechanika pracy jest w tym przypadku odrobinę inna, niż w przypadku pracy z poezją.
Ilustrowanie książek, powieści, bajek – kojarzy mi się raczej z dwufazowym asekurowaniem czytelnika. W pierwszej pseudo-informacyjnej fazie zapewnieniem go: „Spójrz, o tym będzie mowa, przygotuj się. Rzuć na to okiem i dalej idź sam”. W drugiej, zamykającej fazie (kiedy czytelnik decyduje się po przeczytaniu tekstu powrócić jeszcze raz do ilustracji) potwierdzeniem: „Tak właśnie było, widziałeś? A to pamiętasz?”. Do ilustracji wraca się przede wszystkim w nadziei na przypomnienie sobie klimatu historii, w którą się wcześniej zagłębiliśmy. Chyba odrobinę na tej samej zasadzie, jak podczas przeglądania zdjęć uwieczniających jakieś istotne dla nas chwile. Ilustracje w prozie dzielę (z nieco płytkim podejściem do zagadnienia) na te, które w moim odczuciu są zwyczajnie piękne i na te, które takie nie są. Nie zagłębiam się w nie, nie kwestionuję – zakładam, że mówią mi prawdę, ponieważ właściwie nie mają żadnego powodu, żeby mnie oszukać; zakładam również, że nie rozmijają się z tekstem, bo ich rolą nie jest opowiadanie czegoś innego. Przeglądam je z sentymentu, całościowo lub skupiając się na jakimś detalu, jednak mając w głowie fabułę historii i wszystko co z niej wynikło.
Ilustrowanie, a raczej – może właśnie teraz użyję niezwykle trafnie zasugerowanego mi określenia – rysowanie wierszy, jak już wspomniałam, ma w moim odczuciu charakter kreacyjny. Sądzę, że dzieje się tak, ze względu na niejednoznaczność poezji, jej kalejdoskopowy subiektywizm oraz emocjonalność. Na brak logiki nawet. Na jej wybiórczość! W przeciwieństwie do prozy, wymagającej od naszej wyobraźni „tylko” ubrania wszystkiego po swojemu, pokolorowania linearnego obrazka, którego kształt tak naprawdę został już dawno wyznaczony, dopełnienia akcji jakimś wygenerowanym przez nas drugim planem, poezja zostawia wiele dziur, które czujemy się zobowiązani natychmiast samodzielnie wypełnić.
W rysowaniu wiersza musimy zaufać bardziej sobie niż autorowi tekstu. W tym wypadku tekst i obraz będą działały odrobinę pomimo siebie, mimo iż bezsprzecznie jedno wynika z drugiego.
Rysunek powstały na kanwie wiersza jest przede wszystkim czymś zrodzonym z wrażenia – pierwszego lub tego, które pozostaje ciągle w odbiorcy, pomimo wielu następujących po sobie analiz tekstu. Myślę, że nie warto go zwalczać – przeciwnie, kreacje graficzne, które miałyby oddawać ducha poezji powinny bezpośrednio z tego wrażenia wynikać. W ilustrowaniu prozy nierozważne byłoby skupianie się na pierwszym odczuciu, jako że raczej niefortunne jest wspominanie w grafice o czymś, co powstało tylko na bazie chwili. Natomiast czytając wiersz mogę ułożyć do niego moją własną, prywatną historię. Jej narracja często bywa nielogiczna, jej bohaterami mogą stać się postacie, które nie muszą nawet bezpośrednio występować w tekście – akcja nie potrzebuje początku ani końca. W tym wypadku nie czuję się przesadnie zobowiązana do śledzenia toku akcji ani oddania jej z chirurgiczną dokładnością – ja sama jestem w tym momencie autorem i reżyserem. Poeta wyszeptał mi parę wskazówek, dał scenariusz, nakreślił didaskalia, a na koniec życzył mi szczęścia. Teraz przez chwilę działam sama. Rozkładam eksponaty i gdzieniegdzie staram się umieścić to, co, jak wierzę, może przydać się odbiorcy.
W przypadku grafiki przedstawieniowej największym wyzwaniem jest skorelowanie ze sobą graficznego przesłania wiersza z pewną fabularną poetyką ilustracji, która przecież zwykle nastawiona jest na pchnięcie fabuły do przodu i pełni funkcję niejako informacyjną. Oddanie fabuły wiersza musi odbywać się na nieco innych warunkach, niż działo się to do tej pory. Ilustracje nie są już logicznym przedstawieniem ciągu wydarzeń, godnym zaufania przewodnikiem, który, mimo pięknego rozmachu, zwyczajnie nie ma prawa rozmijać się z tekstem. Różnice między ilustracją prozy a ilustracją liryki można wyłożyć na zasadzie różnic pomiędzy rzeczywistością a snem, gdzie oba te stany wydają nam się jednakowo realne i rzeczywiste. W momencie, kiedy jesteśmy zanurzeni w jednym lub drugim świecie, godzimy się na obowiązujące tam warunki. W sennej fabule poezji pozornie nie złączone ze sobą elementy, które nie przydałyby się być może podczas rysowania grafik ilustrujących powieść czy bajkę, są zrozumiałe i adekwatne. Mają swoje znaczenie symboliczne i zawierają zakodowane informacje, które można odczytać przy pomocy klucza, czyli słów wiersza.
Dlatego też, jak sądzę, emocjonalność i pewien chaos stylistyczny poezji daje się przetłumaczyć na abstrakcyjne obrazy, które dopełniają niejasną całość, jaką jest wiersz. Myślę, że wszelkie kreacje graficzno-ilustracyjne, czyli może zwyczajna ilustracja, bądź też komiks czy samodzielnie funkcjonujący obrazek zainspirowany raczej wierszem niż bezpośrednio go oddający, mają o tyle szansę być udane, o ile właśnie zdołamy zarzucić tę sztywność i pominąć pewne zasady, które w jakiś sposób jednak istnieją przy ilustrowaniu prozy.
Należy tylko uważać, aby samolubnie nie zboczyć z wytyczonej ścieżki, nie odejść zbyt daleko od tematu, żeby szanować poetę i mimo tej chwilowej samowoli niezbędnej przy tworzeniu, zdawać sobie sprawę, że na koniec przez cały czas stąpaliśmy po śladach wiersza. Nie można też mieć niepotrzebnych ambicji, aby przyćmić rysunkiem tekst, nadinterpretować go – zresztą wydaje mi się, że wewnętrznie zawsze czujemy, co jest właściwe, a co już sztucznie nadbudowane. Ciężko jest komuś zarzucić, że dokonał nadinterpretacji, że wykreślił coś, czego nigdy w tekście nie było, bo jak możemy to udowodnić? Znowu do głosu dochodzi subiektywność poezji, która sprawia, że ilustrowanie/rysowanie wiersza jest wypadkiem odrobinę losowym. Tej skojarzeniowości nie musimy tłumaczyć ani jej asekurować.
Na okładce zbioru poezji Leopolda Staffa umieściłam ptaka dodo, nakreśliłam kompas oraz schemat konstelacji gwiazd – a wszystko z powodu tytułu zbioru Wyszedłem szukać, który wyjątkowo przypadł mi do gustu. Sprawił on, że od razu nasunęły mi się wymienione elementy, będące dla mnie reprezentacją dalekiej podróży, tej romantycznej, z dawnych czasów, gdzie połowy świata nie można było znaleźć na mapach. Nie upieram się, że jest to zrozumiałe dla wszystkich. Być może pozostała w tej okładce moja poboczna i całkiem prywatna mini-historia. Przy prozie mielibyśmy prawo spodziewać się rzeczywiście jakiejś opowieści o przygodach odkrywców – w poezji nikt nie poczuje się oszukany; każdy przeczuwa, iż jest to tylko czyjś prywatny kod. Zwłaszcza, że w przypadku tej okładki kawałki całości w nagły, mało elegancki sposób od razu pojawiły się w mojej głowie. Czy te asocjacje, które znalazły swój wyraz w rysunku, były zbyt oczywiste lub podjęte na wyrost? Uważam, że wiersze dają prawo do takiej swobody skojarzeń.
Wydaje mi się, że można również spojrzeć na graficzne zilustrowanie wiersza z perspektywy lojalnego dekoratora, który będzie się starał nadać tej kolekcji słów odpowiednią ramę, która wzmocni przekaz. Być może będzie ona ledwie widoczna i filigranowa, bądź też surowa i ascetyczna lub właśnie bogata, złocona – bo w tej wyjątkowej sytuacji najodpowiedniej dopełni całość i wzmocni wrażenie, które, jak przypuszczamy, pragnie wywołać poeta.
Trudność polega na tym, że decyzja należy do nas i właściwie nie ma nikogo, kto doradziłby nam w tej jednej szczególnej chwili. Ale wydaje mi się, że warto próbować, że można się na początku nieco ubezpieczyć, podejmując pewne przygotowania, które trochę ułatwią dialog pomiędzy poetą a rysownikiem, a także pomiędzy nimi a czytelnikiem/odbiorcą. Można zwyczajnie rozejrzeć się dookoła – przeczytać inne wiersze poety. Może w notce biograficznej znajdziemy cenną dla nas informację lub w skrawkach wypowiedzi przytoczonych we wstępie czy w posłowiu. Jakkolwiek chłodno i praktycznie by to nie brzmiało, wydaje mi się, że dobrze jest myśleć o tym, co robimy, na zasadzie zadania, którego dobre wykonanie przyniesie satysfakcję.
Dlatego nie należy się specjalnie niczego obawiać. Poezja nie posiada pretensji do bycia jasną i klarowną, nie jest sztywnym tekstem, przekazem danych o niezmiennych jednostkach. Nie są to fakty. Jest zapisem myśli kogoś żyjącego obok nas, historią, którą pewien człowiek zdecydował się opowiedzieć, wiedząc, że raczej nie będzie miał szansy skorygować naszych czytelniczych wrażeń i przemyśleń. Myślę, że możemy zaryzykować i po prostu dopowiedzieć parę szczegółów lub powtórzyć pewne kwestie – przecież zawsze możemy liczyć, że trafimy na kogoś, kogo zachwyci nasza historia.