Podróż
Mariusz Ogryzko
Głos Mariusz Ogryzki w debacie "Kwiatki i czekoladki".
strona debaty
Kwiatki i czekoladkiZ Białegostoku wyruszyłem w piątek około godziny szóstej. Pożegnał mnie przeraźliwy chłód i sroki, które zawzięcie skrzecząc, wyprowadzały z gniazd młode. Z każdym kilometrem, z każdą mijaną stacją, utwierdzałem się w przekonaniu, że nic i nikt nie jest w stanie zawrócić mnie z drogi, którą wybrałem już dawno temu, nic i nikt nie ma takiej siły przekonywania, by wpłynąć na decyzje już dawno przeze mnie podjęte. Potrzebowałem jedynie obiektywnego zdania na temat kierunku w jakim przyszło mi podążać.
Czy to co robię ma wartość nie tylko dla mnie, nie tylko dla rodziny i przyjaciół i nie dla garstki internetowych Czytelników ale może dla kogoś jeszcze?
Podróż była długa i męcząca, za to Wrocław przywitał mnie słonecznym blaskiem.
Nie znałem wcześniej żadnego wydawcy.
Nie znałem wcześniej żadnego wydawcy osobiście toteż pan Artur Burszta nie zrobił na mnie specjalnego wrażenia, nie rozbił w pył wyobrażeń bo takich nie posiadałem, nie pogrzebał stereotypów bo trudno znaleźć jakikolwiek stereotyp wydawcy poezji jeśli chodzi, rzecz jasna, o wygląd zewnętrzny. Wysoki, uśmiechnięty, z delikatnym brzuszkiem zarysowanym pod koszulą równie dobrze mógłby pełnić rolę urzędnika, nauczyciela biologii, kierowcy czy tramwajarza. Zastanowił mnie jednak jego upór. Nie jeżeli chodzi o pasję wydawania dobrej poezji. Był to upór w dążeniu do uświadomienia nam, młodym twórcom, że poezją nie warto się parać. Nie warto, bo ludzie nie czytają. Nie warto, bo jak czytają to akurat nie twoją. Nie warto, bo pieniądze z tego żadne. Nie warto, bo jak pieniądze się znajdą to należy pogrzebać i honor i dumę.
W tym swoim konsekwentnym działaniu miał pan Burszta jeszcze dwójkę pomocników – panią Martę Podgórnik i pana Jerzego Jarniewicza…
Kiedy pada pytanie co dał mi udział w Warsztatach Literackich? mógłbym opisywać w nieskończoność chwile spędzone wśród, podobnych sobie, ludzi z pasją, choć różnych pod względem charakterów i wieku. Mógłbym przywoływać niezapomniane dyskusje na temat roli poezji w życiu, na temat stereotypów, poezji klasycznej czy współczesnej, kobiecej czy męskiej. Mógłbym przypomnieć niezwykle twórcze odkrywanie poezji angielskiej, irlandzkiej czy interesujące interpretacje i analizy utworów uczestników Warsztatów. Mógłbym wspomnieć wieczorek poetycki Marty Podgórnik i Jerzego Jarniewicza w klimatycznych podziemiach „Mediateki”. Wieczorek przesycony z jednej strony niezwykłą emocjonalnością pani Marty, z drugiej spokojną, stonowaną i wyważoną prezentacją utworów pana Jerzego. Mógłbym z równym zaangażowaniem opisywać „godziny powarsztatowe” kiedy poznawaliśmy się nawzajem, choć może czasu było mało i nie zdążyło się zawrzeć naprawdę bliskich znajomości. Może innym razem. I może nie przy papierosach i wódce, może przy piwie, coli z rumem bądź kawie choć ta ostatnia, warsztatowa, trzeba przyznać, pozostawiała wiele do życzenia. Ale nic to.
Z Wrocławia wyjechałem w poniedziałek rano. Żegnał mnie deszcz.
Jeszcze nie wróciłem.
Bilet, który ściskam w dłoni, nie ma daty ważności.