Flamastrem na ścianie
Głos Joanny Dziwak w debacie "Książka 2008".
strona debaty
Książka 2008Wskazanie: Bohdan ZADURA Wszystko
Rzecz jasna: nie czytam wszystkich książek poetyckich, które w danym roku się ukazują, ani nawet nie mam takich ambicji. Kategoria tak zwanych autorów sprawdzonych i ulubionych jest wystarczająco szeroka. Do takich autorów zaliczam niewątpliwie Bohdana Zadurę, z którym oprócz miasta (Puławy) i wykształcenia (filozoficzne, choć w moim przypadku wciąż jeszcze niepełne) łączy mnie upodobanie do pewnego typu poezji: (auto)ironicznej, pozbawionej bezsensownych, a mających na celu uwodzenie czytelnika ozdobników, poezji mówiącej dokładnie tyle, ile powinna powiedzieć. Ani słowa mniej, ani przecinka więcej. W zasadzie przecinków Zadura nie używa w ogóle.
Wiersze ze zbioru Wszystko czytałam koledze w kawiarni, wcześniej przez mniej więcej tydzień nosiłam je ze sobą wszędzie tak, że połowę znałam już pewnie na pamięć. Oboje zgodziliśmy się, że Zadurze udało się to, co nie udaje się większości zarówno młodszych jak i strasznych poetów: pisząc mianowicie o współczesności ze wszystkimi jej absurdami, nie przyjmuje tonu grzmiącego z ambony starca (upadek wartości! telewizja, Internet! koniec świata!), ani nie kryje się za wyrastającym z poczucia wyższości, a w gruncie rzeczy, bezwartościowym i szkodliwym sarkazmem (ten zarzut można postawić choćby niektórym z nowszych utworów Różewicza). Nawet w bardzo współczesnym wierszu „Outlook express”, gdzie pojawia się m.in. nazwa portalu Pudelek, a sam podmiot liryczny pada ofiarą spamu („zadura, enlarge your penis”), próżno szukać taniej ironii czy wdzięcznego zrzędzenia – jest mądrość człowieka, który doskonale zdaje sobie sprawę w jakim świecie żyje, a jednocześnie ma świadomość, że nie musi brać w tym udziału, że może wyjść.
Większość z bardzo krótkich wierszy (często tylko jedno- lub dwuwersowych) chętnie napisałabym sobie flamastrem na ścianie celem codziennego, zintensyfikowanego kontaktu. Zadura łapie rzeczywistość za słowa i demaskuje ich, nierzadko kłopotliwą, wieloznaczność. W tej poezji mamy wreszcie do czynienia z bardzo subtelnym, bo niebiorącym się z karykatury poczuciem humoru. Komiczność nie jest tu nachalna i nie jest celem samym w sobie; stanowi ledwie jedną z warstw. Jeżeli nawet wiersze te miejscami bawią, dzieje się to jakby mimochodem; żadnego testowania zaawansowanych technik uwodzenia i puszczania oka do odbiorcy.
Wszystko czytałam niemal równolegle z tomikiem Kup kota w worku Różewicza. Ten drugi bardzo szybko znalazł się na półce z książkami, do których się raczej nie wraca, zbiór Zadury do dziś nie znajduje się na żadnej półce. Nabiera śladów codziennego użytkowania.