debaty / ankiety i podsumowania

Kochać i umrzeć. O geniuszu Justyny Bargielskiej

Piotr Mierzwa

Głos Piotra Mierzwy w debacie "Poeci na nowy wiek".

strona debaty

Poeci na nowy wiek

Jeże­li Michel Foucault mógł w napły­wie przy­ja­ciel­skiej wizji twier­dzić, że poprzed­ni wiek będzie zna­ny jako deleu­zjań­ski, to moż­na zde­cy­do­wa­nie powie­dzieć, że nasza era będzie nazy­wa­ła się: Bar­giel­ska. Para­le­lę mię­dzy Gil­le­sem Deleu­zem a Justy­ną Bar­giel­ską zna­czy odle­głość i powierz­chow­ność, szcze­gól­nie, że on jest dwu­dzie­sto­wiecz­nym fran­cu­skim filo­zo­fem, a ona – pol­ską poet­ką następ­ne­go wie­ku (obo­je jed­nak to „dzi­wa­cy”), ale spo­sób, w jaki Deleu­ze czer­pie poję­cia z zaso­bów róż­nych dzie­dzin i prze­mie­nia je w poję­cia filo­zo­ficz­ne przy­po­mi­na łatwość, z jaką Bar­giel­ska łowi meta­fo­ry z róż­nych prze­strze­ni języ­ka. Jed­nak Bar­giel­ska odzna­cza się kunsz­tem, jak słusz­nie na okład­ce jej debiu­tanc­kiej książ­ki Dating ses­sions zauwa­żył Karol Mali­szew­ski, o któ­rym Deleu­ze­’o­wi, nawet w jego meta­fo­rycz­nych wysko­kach z Guat­ta­rim, nigdy nie mogło­by się śnić.

To wła­śnie śnie­nie jako naj­do­tkliw­szy i naj­bar­dziej codzien­ny prze­jaw nie­świa­do­me­go sta­no­wi płasz­czy­znę, na któ­rej Bar­giel­ska roz­pi­su­je swo­je mister­ne, szka­tuł­ko­we wier­sze. Wier­sze, któ­re inte­re­su­ją tyl­ko dwa tema­ty, miłość i śmierć. Powszech­nym jest zachwyt nad śmier­cio­no­śną wizją Tka­czy­szy­na-Dyc­kie­go, ale dopie­ro splot popę­dów sek­su­al­nych i tana­tycz­nych, któ­ry zawią­zu­je dla nas Bar­giel­ska, zdra­dza, jeśli moż­na się tak wyra­zić, „śmierć prze­ży­tą w miło­ści”, z któ­rej pod­miot nie wycho­dzi jako zom­bie, tyl­ko jako poet­ka genial­na, geniusz pisma, któ­re już od zawsze i na zawsze nosi w sobie „drza­zgę”, obcy, nie­uchwyt­ny ele­ment, któ­ry uda­je się Bar­giel­skiej uchwy­cić w zaska­ku­ją­cej sekwen­cji zdań, a tak­że w samej ich zło­żo­nej skład­ni. Nie tutaj miej­sce na dokład­ną ana­li­zę bogac­twa, pre­cy­zji i gięt­ko­ści języ­ko­wej, któ­ra cha­rak­te­ry­zu­je wier­sze Justy­ny Bar­giel­skiej, ale brak dokład­niej­szych inter­pre­ta­cyj­nych poszlak nie powi­nien powstrzy­mać od prze­ko­ny­wa­nia czy­tel­ni­ków, że ta poezja tak dosko­na­le uwew­nętrz­ni­ła czas, że na pew­no prze­trzy­ma jego pró­bę.

Od debiu­tanc­kie­go tomi­ku Dating sess­sions, wyda­ne­go w 2003 roku w Biblio­te­ce „Stu­dium”, otrzy­mu­je­my wybit­ne wier­sze, zna­ki wyjąt­ko­we­go gło­su o nie­zwy­kłej świa­do­mo­ści języ­ko­wej, któ­ra jed­nak nie sta­no­wi celu same­go w sobie, ale pro­wa­dzi do two­rze­nia pięk­na wier­sza. Geniusz tej poezji mie­ści się wła­śnie w „cudow­nym odgry­wa­niu pra­gnie­nia”, któ­re zawsze jest pra­gnie­niem tyle dru­gie­go, co wła­snej śmier­ci. Dru­ga książ­ka poet­ki, Chi­na ship­ping, potwier­dza jesz­cze raz waż­ność tej poet­ki (jak­kol­wiek moż­na mieć poważ­ne wąt­pli­wo­ści co do spo­so­bu pre­zen­ta­cji wizu­al­nej wier­szy w tej książ­ce, któ­ra zwy­czaj­nie psu­je lek­tu­rę).

Z pew­no­ścią Justy­na Bar­giel­ska, mimo że nagra­dza­na i w jakiejś mie­rze roz­po­zna­na, nie zaję­ła jesz­cze miej­sca odpo­wied­nie­go dla staw­ki, o jaką gra w swo­jej poezji, a jest to naj­wyż­sza staw­ka lite­ra­tu­ry, machi­na, w któ­rej to, co naj­bar­dziej idio­syn­kra­tycz­ne prze­mie­nia się w uni­wer­sal­ne i stoi na stra­ży nie war­to­ści, ale inten­syw­no­ści prze­ży­wa­nia. Jest tak zapew­ne dla­te­go, że Bar­giel­ska znaj­du­je się na począt­ku swo­jej dro­gi poetyc­kiej i jest autor­ką (zale­d­wie?) dwóch ksią­żek. Ale czai się tutaj też par­ty­ku­la­ryzm i inte­re­sow­ność pol­skiej lite­ra­tu­ry, któ­ra wyżej sta­wia doraź­ne mody i maso­wo impor­to­wa­ne roz­wią­za­nia nad bez­względ­ny osąd geniu­szu, któ­ry ma za nic tym­cza­so­we prze­py­chan­ki, słow­ne czy spo­łecz­ne. Geniu­szu nie w sen­sie roman­tycz­nym, ale współ­cze­snym, dżi­na z lam­py Ala­dy­na, jaką jest lite­ra­tu­ra, któ­ry speł­nia tyl­ko nasze naj­skryt­sze pra­gnie­nia, by kochać i umrzeć.