Niewiedza, dyletanctwo i tchórzostwo
Urszula Gałązka
Głos Urszuli Gałązki w debacie "Z Fortu do Portu".
strona debaty
Z Fortu do PortuNic dla mnie nie jest oczywiste. Przenosiny z legnickiego FORTU do wrocławskiego PORTU? Coś słyszałam… W radiu chyba. Ale gdzieżby tam o samej zmianie! Kiedy zaczęłam słyszeć o PORCIE, zamiast o FORCIE, pomyślałam, że albo któryś z radiowców nie wykazał się najlepszą dykcją, albo mnie się pokręciło. Później długo radia nie słuchałam. Pisywałam coś sporadycznie.
Reminiscencja: w klasie maturalnej bywałam w miejscu zwanym przez Karola Maliszewskiego „grajdołkiem literackim”. Pamiętam pewną poetkę z Wrocławia, której śmiech przywodził na myśl stary traktor. Tylko ten śmiech zapamiętałam. Chyba kontrastował z jakąś formą dydaktyzmu(?) i wielce mnie to bawiło. Pamiętam, że było sporo szumu wokół spotkania z Hugo Klausem. Język niderlandzki zawsze robi na mnie (nie szkodzi, że specyficzne) wrażenie. Mówił chyba niegłupio. Wiersze też czytało się raczej nieźle. Gdzie ja podziałam ten tomik? Żebym choć tytuł pamiętała!
Spotkania w Muzeum Kłodzkim moja pamięć się nie pozbyła. Wchodząc z M. do jednej z sal, trafiłyśmy na pewien niezwykły „żywy obraz”. Scena jak z „Rejtana”: „To się pogryzie z tymi ścianami!” – jęknął donośnie poeta w okularach. Jego przejęcie zabarwione było delikatną nutką rozpaczy. Zrazu pomyślałam, że to happening. Później doszłam do wniosku, że jednak nie. Mnie się i tak spodobało. Lubię barwne zdarzenia. To zresztą skierowało na poetę w okularach spory snop mojej uwagi podczas prezentacji wierszy. Poezja jego nie tylko z niczym się nie „gryzła”, ale sprawiła, że ściany w ogóle zniknęły. Najbardziej przemówił do mnie utwór przesiąknięty symboliką, jaka mnie kojarzyła się z Cortazarem.
Bodajże na trzecim roku studiów ktoś wymyślił, abyśmy prześledzili DROGĘ ARTYSTYCZNĄ wybranego TWÓRCY. Zdobyłam od kolegów z Kłodzka adres poety w okularach i napisałam do niego z prośbą o swego rodzaju wywiad. Odpowiedź znalazłam na wewnętrznej stronie okładki przysłanego mi tomiku (to był taki, który już miałam). Słowa były miłe i generalnie oznaczały zgodę na nasze spotkanie w domu poety, choć nie obyło się bez (słusznych moim zdaniem) wątpliwości: „czy mam być wypchaną jaszczurką na zajęcia?”. Już wtedy dotarło do mnie, jak niemądre są założenia pana magistra, który polecił nam wykonać tę, pożałowania godną, analizę na zasadzie: JEŚLI ODNAJDZIESZ W ŻYCIORYSIE TWÓRCY TAKIE TO A TAKIE PUNKTY, TO TWÓRCĄ JEST, JEŚLI NIE ODNAJDZIESZ – TWÓRCA TWÓRCĄ NIE JEST. Hochsztapler pewno – nasuwa się przewrotna myśl. Pożałowałam mojej decyzji, ale odwrotu nie było. Pojechałam chętnie, ale nie ze względu na nieszczęsne „zaliczenie”. Nie miałam dyktafonu i trudno mi było zanotować wszystko, ale to mnie nawet ucieszyło – mniej do wypreparowania. Zresztą nie życiorys poety zrobił na mnie kolosalne wrażenie, lecz dzieci jego, które zastałam na szafie. Były cudne! Były poezją! Chyba średnia dziewczynka wręczyła mi swoje zdjęcie. Na odwrocie napisała dla mnie dedykację, w której (błyskawicznie trzeba przyznać) uznała mnie za swoja nową przyjaciółkę. Więcej się nie widziałyśmy. Jednakże ilekroć przypomnę sobie tamto spotkanie, zastanawiam się jakimi ścieżkami kroczą przez życie dzieci poety?
Zaczęłam na powrót słuchać radia i napisałam ze cztery miniaturki prozatorskie oraz trochę tekstów do piosenek. Chyba z plakatu dowiedziałam się o rocznej hegemonii Maliszewskiego w porcie. Na portowej stronie nie znalazłam miejsca dla wspomnianego „urobku”, wysłałam więc jakieś wierszydła (sama wątpiąc w ich jakość) i zaczęłam od czasu do czasu przychodzić na środowe spotkania. Przedtem Port wydawał mi się miejscem zarezerwowanym dla prawdziwych poetów. W pewnym sensie tak jest rzeczywiście. Mnie wystarczało, że bywa ciekawie – czy to pod względem literackim, czy socjologicznym.
Punk(t) liryczny
Chorobliwa bezczelność
Lirycznego punka
Bardziej mnie przyciąga niż odstręcza.
Jak obiektyw.
Przeglądam się w obiektywie
Z odrazą dziewicy
(ona się boi zapachu mężczyzny)
Widzę w soczewce skostnienie
I sztywność.
Widzę nijakość, romantyczne bzdury.
Klatka po klatce
Utrwala się obraz,
Z którego wczoraj byłam taka dumna.
Chorobliwa przeciętność
Kondycji sprzątaczki
Kiedy patrzę z zewnątrz…
To nawet ciekawe.