debaty / ankiety i podsumowania

O najnowszej poezji polskiej słów kilka

Urszula Gałązka

Głos Urszuli Gałązki w debacie "Poezja na nowy wiek".

strona debaty

Chłop­cy. Nie zawsze wychu­cha­ni. Dziew­czy­ny cza­sem też. Łapią nit­ki meta­fi­zycz­nej uwa­gi. Dla mnie to luk­sus. W stru­mie­niu świa­tła obmy­wa­ją brud­ne kawał­ki potłu­czo­nych szyb okien­nych. Twa­rze. Widzę twa­rze i czas. Dło­nie-mło­de, deli­kat­ne muska­ją paję­czy­nę nie­zna­ne­go sacrum. Bywa, że pęka, uka­zu­jąc świe­tli­ste żył­ki daw­no opa­dłych i zgni­łych już liści. Ini­cja­cja. Co dla mnie? Deszcz pada­ją­cych z dołu do góry prze­czuć. Obmy­wa mnie bez śla­du. Bez jed­nej mokrej nit­ki. Zosta­ło nikłe poru­sze­nie, jak w kadrze nie­uda­ne­go zdję­cia. Ale i ono wysy­cha. Nie pamię­tam ani jed­ne­go nazwi­ska. Odwra­cam się, żeby nie chcieć. Ucie­kam. Cho­wam się w wąt­pli­wym Aba­ka­nie samot­nej mat­ki. Roz­po­ście­ram emo­cje pod szczyp­ca­mi tera­peu­tów. To jest życie. Patrz­cie! Niech jeden z was wyściu­bi nos ze swo­je­go roman­tycz­ne­go napu­sze­nia! Cała ta wasza poezja to led­wie opu­chli­zna słów. A może nie? Prze­cież nie­je­den raz poru­sza, ogar­nia, uno­si mnie jakieś sło­wo-obraz. Czyjś rytm zespa­la się z moim krwio­obie­giem. Przy­spie­szam krok. Wkła­dam ręce w kie­sze­nie. W jed­nej z nich wyczu­wam sło­wo. Draż­ni i intry­gu­je. Im bar­dziej je wci­skam w głąb sza­ro­ści, tym bar­dziej wysta­je z kie­sze­ni! Po co komu kole­je sło­wa?! Wszę­dzie tyl­ko pod­stęp­ne grzyb­nie słów. Nie­po­trzeb­ni niko­mu bani­ci, wygna­ni sami przez sie­bie z kra­jo­bra­zów bez słońc. Pisać się zachcie­wa! Kto ugo­tu­je­po­sprzą­ta­za­ku­py­zro­bi? Kto? Otwie­ram pocz­tę. Nowy e‑mail. Z Por­tu. Gdzie mnie tam! Dys­ku­sja, tekst? Zno­wu tekst. Może by tak zorien­to­wać się we współ­cze­snej poezji. Wczy­tać w sie­bie wer­sy i nazwi­ska? Gdzie szu­kać? Mło­dzi poeci mówi­li, że w super­mar­ke­tach poezja leży w koszy­kach? W biblio­te­ce nie mają, nie wie­dzą: może w innej? Zanim zro­bię cokol­wiek, w domu poja­wia­ją się kło­po­ty. I prze­zię­bie­nie się poja­wia. Reflek­tor uwa­gi odwra­ca swo­je łaska­we świa­tło od poetyc­kie­go podwór­ka. Już wiem, że nie zdą­żę. Zresz­tą praw­dzi­we neu­ro­ny tego efe­me­rycz­ne­go świa­ta może odkryć chy­ba tyl­ko ten, kto jest swo­istą „maszyn­ką do czy­ta­nia poezji”. Olśni­ło mnie. Oczy­wi­ste: poezja jest w Inter­ne­cie. Por­to­wa stro­na: wybie­ram, kli­kam, czy­tam, wybie­ram, kli­kam, czy­tam, wybie­ram dopó­ki wiersz znaj­du­je we mnie prze­strzeń, aby wybrzmieć. Nie ma tu zbyt wie­le miej­sca. Za to nie­któ­re wier­sze uży­cza­ją mi swo­je­go świa­ta. Dobrze mi tam, choć nie wiem dla­cze­go. Naj­trud­niej się prze­nieść w inne oto­cze­nie. Wytrą­ce­nie. Roz­sze­rze­nie źre­nic. Lek­kie oszo­ło­mie­nie. Niech będzie. Niech nie gaśnie tak szyb­ko. Niech będą PORTY, ŻAGLE, PRZYSTANIE I WIATR (He He! – jak w mar­nych szan­tach!). No ale gdzie, jeśli nie w PORCIE? Nawet jeśli obser­wu­ję to wszyst­ko z dale­ka, cza­sem tyl­ko uży­wa­jąc sta­rej lor­net­ki, któ­ra cią­gle mi się gdzieś zawie­ru­sza. Nawet sto­jąc dale­ko, czu­ję zapach gry na wie­lu men­tal­nych recep­to­rach. Wte­dy cza­sem poja­wia się tęsk­no­ta. Roz­draż­nie­nie, któ­re­mu potrzeb­ne jest świa­tło sku­pie­nia. Szyb­ko się kru­szy. Zosta­je sza­ry pro­szek. Łatwiej będzie sza­ry pro­szek zamie­nić w pośmiert­ny proch, niż to samo zro­bić z roze­dr­ga­nym świa­tłem. Komu się to napraw­dę uda?