Tarot poetycki, czyli krytycznoliteracka wróżba na piętnastolecie Biura Literackiego
Agnieszka Jeżyk
Głos Agnieszki Jeżyk w debacie "Poezja na nowy wiek".
strona debaty
Jedną z bodaj najbardziej sugestywnych scen, opisujących proces czytania, jest obraz zatopionego w lekturze Tomasza. Bohater Blanchota coraz namiętniej wsłuchuje się w hipnotyczny szept zdań, ignorując miałki zgiełk świata, który rozciąga się gdzieś poza granicami tego, co napisane. Seans trwa aż do momentu, gdy role w tej grze zaczną się niebezpiecznie odwracać: „Nie odrywając się od tekstu tak pilnie strzeżonego, z całych sił starał się nad sobą zapanować, uporczywie nie odwracał odeń oczu, wciąż jeszcze mając się za wnikliwego czytelnika, kiedy oto słowa zawładnęły nim i zaczęły w nim czytać”. Tam, gdzie dzieje się literatura, do głosu dochodzą tajemnicze, wymykające się próbom racjonalizacji siły. Oto właśnie w tej chwili i na naszych oczach słowa zmieniają się w zaklęcia, tekst staje się polem działania nadnaturalnych mocy.
Skoro zatem – tak, jak chciał Novalis – wiersz jest magią (czy białą, czy czarną to już kwestia sporna), to założenie takie sytuuje krytyka w dość dobrze znanym mu kontekście. Bo czym się właściwie różnią nieustanne spekulacje co do tego, na którego z twórców postawić swoją krytycznoliteracką reputację, który z szeroko omawianych teraz tomów przetrwa kolejne sezony grzewcze i jaki język okaże się martwy (mimo że „historia literatury wchłania wszystko”), od czytania tajemniczych znaków z nieba, fusów, czy szklanej kuli? Powróżyć Państwu? Z racji na znikome doświadczenie, będzie to trudne. Zacznijmy od klasyki. Proponuję najprostszy – a jednocześnie stary jak świat – trójkowy układ, zwany także trzema ścieżkami losu. Proszę sobie wyobrazić: pokój jak tamten w Tomaszu Mrocznym i talia siedemdziesięciu ośmiu kart, z których wybiera się trzy: na przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Tarot powie swoje o tym, co było, jest i będzie w poezji, a cała seria następujących później retorycznych trików, to już sfera interpretacji. Albo inaczej sprawę ujmując – kraina czarów…
Do dzieła zatem! Kartą, która rozpocznie naszą wędrówkę przez zawikłaną historię ostatnich dwudziestu lat z życia wierszy, jest Szóstka Mieczy w pozycji prostej. Jak przewiduje jedna z ekspertek z forum ezoterycznego: „Zbliża się (lub już trwa) okres bardzo sprzyjający dla wszelkiej intelektualnej twórczości. Łatwo teraz wymyślasz jakieś dalekosiężne plany – choć pewnie nie zastanawiasz się, jak je zrealizujesz. Inni ludzie mogą nie do końca cię rozumieć. Ale pod pewnym względem możesz okazać się genialny…”. Brzmi znajomo? A może znajomo i jednocześnie trochę zbyt ogólnie? Tu właśnie przydaje się nieustraszony egzegeta znaków, układów i symboli – krytyk/wróż. Bo w roku 1989 poezja wkracza w nową fazę, fazę radykalnych zmian poetyk i mód, odważnych polemik i deklaracji, odmiennych sieci wpływów i zależności zewnętrznych. Na literackim firmamencie najjaśniej błyszczą inne niż do tej pory gwiazdy, w orbitę masowego zainteresowania trafiają funkcjonujący dawniej w trzecim obiegu twórcy. Nowa poezja ma z początku twarz Świetlickiego i Podsiadły. Później tryby literackiej popularności zagarniają coraz większe terytoria: następnych poetów „bruLionu” (Baran, Bonowicz, Biedrzycki, Sendecki), tych związanych z Nowym Nurtem (Sośnicki, Foks, Wiedemann), wreszcie ostatnich – z kręgu „Literatury na Świecie” (Sosnowski, Pióro).
Musimy podkreślić, że Szóstka Mieczy, zwłaszcza gdy pojawi się ona jako pierwsza i najważniejsza karta, to także symbol odcięcia się od przeszłości. Radykalnego, jak nawołująca o odpolitycznienie poezji konstatacja: „Trzeba zatrzasnąć drzwiczki z tektury i otworzyć okno, / otworzyć okno i przewietrzyć pokój”. Wymierzonego w hipokryzję literackiego establishmentu, jak tekst „W odpowiedzi na wiersz ‘Sarajewo’ Czesława Miłosza a także w obronie własnej” Jacka Podsiadły.
Rola magów i szamanów krytyki sprowadzała się wówczas – jak podpowiada wróżba – do pieczołowitego nanoszenia tych zmian, szkicowania nieodkrytych do tej pory układów planetarnych i grupowania ciał niebieskich w nowe konstelacje. Próba dyskursywnego zapanowania nad chaosem, „obcą mową”, czy też „barbarzyńskim okrzykiem trwogi” doprowadziła do kolekcjonerskiej obsesji. Co krytyk – to typologia. Nowa typologia – to nowa terminologia. Nieskończona ilość tekstów pączkowała z innych tekstów. Nastąpił czas podziałów na starych mistrzów i zbuntowanych debiutantów, klasycystów i barbarzyńców, poetów naiwnych i sentymentalnych, oharystów i ashberystów. Wszystko składa się zatem w misterną całość, Szóstka Mieczy symbolizuje przecież z jednej strony „pracę w domu”, z drugiej zaś sugeruje dalekie podróże ze szczególnym naciskiem na te zamorskie. I choć Świetlicki przekornie intonuje: „Ameryko, dałaś mi niewiele. / O całe niebo mniej niż ci się zdaje. / O całe niebo mniej niż poetom śląskim”, to wpływ „szkoły nowojorskiej” na rodzimy krajobraz poetycki w latach dziewięćdziesiątych jest faktem, którego żaden krytyk podważyć nie zdoła.
Błyskotliwe pomysły, nowe rozwiązania, nieograniczone perspektywy – karta, która otwiera naszą wróżbę sprzyja niewątpliwe zjawiskom awangardowym w sztuce. Miejmy się jednak na baczności! Sąsiadujący z Szóstką Mieczy, a zarazem definiujący teraźniejszość pustelnik, radzi postawić raczej na ostrożność, niż na ryzykanctwo i brawurę. Wiadomo bowiem z jaką łatwością opisywane przez poprzednią z kart fenomeny mogą się przy braku rozwagi zmienić w swe przeciwieństwo. Karta Pustelnik pośrodku układu – wedle specjalistycznych publikacji – „będzie sugerowała wróżącemu, że znajdują się koło niego osoby wpływające bardzo negatywnie na jego życie. Poprzez izolację wróżący jest w stanie pokonać przeszkody i z zasobem pozytywnej energii iść do przodu”. Wskazówka okazuje się zatem prosta. Dobry wiersz musi wybrać „drogę nie wybraną”. Nie może iść na smyczy dawnych idiolektów, nie może być echem głosu należącego do innego poety. Nie przetrwa cała estetyczna świta Sosnowskiego, naśladowcy Podsiadły i Świetlickiego przebrzmią sobie szybko. Krytyka literacka ich jeszcze przetrawi, ale historia literatury – bez żalu zwróci. Dla zdolnych i debiutujących tu i teraz – Pasewicza i Konstrata, Witkowskiego i Biesa, czy Pułki, Wolny-Hamkało i Grundwald (wybór intuicyjny – rozliczmy się za kolejne dwie dekady) – najważniejsza będzie uwaga i odwaga w nasłuchiwaniu siebie, w budowaniu własnego języka, lekceważącego literackie trendy, środowiska kulturalno-polityczne i grupy towarzyskie. Tak przynajmniej sugeruje karta Pustelnik. Co przepowie krytykowi?
Odpowiedzi podsuną nam same teksty krytyczne. W świetnym szkicu pod jakże znamiennym tytułem „Na co choruje polska krytyka?” Joanna Mueller i Michał Kasprzak wymieniają szereg zaburzeń i przypadłości, na które cierpią interpretatorzy poezji z profesji i powołania. Jedną z takich chorób jest – jak opisują autorzy – agorafobia, czyli „paniczny lęk przed nowymi i otwartymi przestrzeniami krytycznymi (…). Osoby zaburzone trzymają się kurczowo wypracowanych przez siebie rozwiązań, schematów i struktur, a na każde zetknięcie z nowym dziełem czy nieznaną teorią – reagują atakiem agresji lub strachu, po czym chowają się w jeszcze ciaśniejszych modelach własnej jaźni”. Zainfekowany krytyk nie zauważy nawet, kiedy stworzona w dobrej wierze i ku uciesze przyszłych pokoleń typologia przeistoczy się niezauważalnie w schemat wszystkich schematów, który będzie usilnie wchłaniał zjawiska i idee, dawno już doń niepasujące, mając za nic ewolucje i rewolucje poetyk i języków. Pustelnik w środku układu radzi wróżącemu, żeby zrezygnował ze starych przyzwyczajeń i, żeby zamiast opierać się o zinstytucjonalizowane formy, wejrzał w głąb siebie i tekstu. Czyż nie tym – przynajmniej w założeniu – powinien się zajmować?
Na koniec i na przyszłość – ostatnia z kart: Sąd Ostateczny w pozycji odwrotnej. To sygnał, który ma ostrzegać przed negatywnymi konsekwencjami niewłaściwych decyzji. I jak się tu nie niepokoić o dalsze losy poezji, kiedy wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że powodu do zmartwień może być całkiem sporo? Po pierwsze zatem sam wiersz, a zwłaszcza ten awangardowy, staje się coraz mniej komunikatywny. „Chciałem Ci napisać o wielu rzeczach, ale przeszła mi ochota, a poza tym czuję, że to bezcelowe” – deklaruje podmiot w tomie Andrzeja Sosnowskiego Po tęczy. Czy można w bardziej dosłowny sposób ująć odmowę podtrzymania więzi między autorem a czytelnikiem? Sosnowski nie jest jednak jedynym autorem, pod którego adresem formułowane są tego typu zarzuty. Wielu krytyków wskazuje postępującą elitaryzację jako jeden z głównych problemów dotykających polską poezję współczesną. Symptomatyczna w tym kontekście jest zapewne dyskusja, która toczyła się w 2000 roku na łamach „Tygodnika Powszechnego”, gdzie nawet przez wiernych kibiców literackiej postawangardy liryka wyrastająca z tradycji lingwistycznej określana była jako „hermetyczna” i „niezrozumiała”.
Po drugie – i co jeszcze bardziej niepokojące – wiersz może stawać się narzędziem w rękach ideologów, orężem, po które sięgają niektóre grupy w walce z adwersarzami do innych grup należącymi. Czyż nie na takiej, bezrefleksyjnej często postawie bazują koncepcje różnych, wydawanych ostatnio antologii, w których trybach przestaje się liczyć indywidualny głos danego twórcy, a ważniejsze są przesłanki ideologiczne, które za tym, zmanipulowanym już, głosem stoją? Krytyce literackiej grozi takie samo niebezpieczeństwo. W książce Niepodległość głosuJacek Gutorow podkreśla m.in., że na złą kondycję literatury wpływa kiepska niewątpliwie krytyka literacka, której najgorszymi z grzechów jest socjologizacja, polityzacja i felietonizacja lektury. „Widzenie w literaturze gestu politycznego jest najprostszym i chyba najpłytszym jej odczytaniem. Zazwyczaj jest też efektem swoiście spiskowego widzenia rzeczywistości bądź fałszywie rozumianej przenikliwości”. – pisze autor Innego tempa. Karty nie pozostawiają wątpliwości: wróżącym kierują nierealne oczekiwania i z tego powodu okłamuje on siebie i innych.
Na tym jednak nie koniec problemów… Sąd Ostateczny w odwrotnej pozycji sugeruje utratę materialnego zabezpieczenia i kłopoty finansowe. I gdyby tak przyjrzeć się wnikliwiej – i z szerszej perspektywy – serii niepokojących zjawisk, dotykających nie tylko poezję, czy krytykę, ale kulturę w całej swej rozciągłości, a związanych z radykalnym obcięciem środków przeznaczonych na finansowanie wartościowych inicjatyw, brak dotacji na świetne pisma o ugruntowanej pozycji – to wszystko wydaje się niestety ledwie ponurą zapowiedzią tego, co może wkrótce nadejść… A co, jeśli czarna przyszłość, którą czytamy z tak naprędce ułożonego tarota, to jedynie czarny humor kart? Sobie, a także wszystkim związanym z Biurem Literackim – czyli tym, którzy poezją żyją – życzę, żeby ta wróżba okazała się wyłącznie retoryczną blagą.
To co? Może raz jeszcze? Z fusów tym razem?