debaty / ankiety i podsumowania

Nieuchwytność pewnych rodzajów

Zuzanna Witkowska

Głos Zuzanny Witkowskiej w debacie "Jak rozmawiać o poezji".

strona debaty

Nie­uchwyt­ność pew­nych rodza­jów arty­zmu dosko­na­le ujął Frank Zap­pa: „Mówie­nie o muzy­ce jest jak tań­cze­nie o archi­tek­tu­rze”. Tak samo spra­wy mają się z poezją, mimo iż wła­śnie sło­wa są jej nośni­kiem. A może to jesz­cze pogar­sza spra­wę? Nie­mniej jed­nak nasza nie­po­rad­ność w roz­ma­wia­niu o poezji – nie tyl­ko roz­ma­wia­niu, rów­nież w pisa­niu o niej – jest fak­tem. Nie roz­ma­wiać zatem?

Roz­ma­wiać, tym bar­dziej. Nie kwi­to­wać, ale szu­kać roz­wią­zań. To waż­ne, bo brak dys­ku­sji otwie­ra furt­kę dla igno­ran­cji i fuszer­ki. Świa­do­mość spo­tka­nia się z kry­ty­ką (jakość tej kry­ty­ki to zupeł­nie inna kwe­stia, o któ­rej za chwi­lę) sta­no­wi sku­tecz­ny, zwy­kle, hamu­lec dla popę­dli­wych roman­ty­ków. Jed­no­cze­śnie per­spek­ty­wa otrzy­ma­nia zna­ko­mi­tej recen­zji kusi tych, któ­rzy cho­wa­ją swo­je tek­sty do szu­fla­dy. Gdy­by nie dys­ku­sje, nie mogli­by­śmy mówić o jakiej­kol­wiek kla­sy­fi­ka­cji, nur­tach, tren­dach. Nie­ustan­na ewo­lu­cja poetyc­kie­go języ­ka rodzi coraz to nowe pyta­nie o „dobrą poezję” i „gra­fo­ma­nię” – w koń­cu róża nie zawsze była cli­ché. Musi­my zatem sta­wić czo­ła naszej nie­zgrab­no­ści języ­ko­wej, nie­śmia­ło­ści, ryzy­ku nara­że­nia się na śmiesz­ność i roz­ma­wiać.

Ostat­nie 15 lat to dla owej dys­ku­sji nie­wy­obra­żal­ne wręcz moż­li­wo­ści: wol­ność wypo­wie­dzi dla każ­de­go i jed­no­cze­śnie moż­li­wość dotar­cia do każ­de­go. Medium, któ­re to umoż­li­wia, to Inter­net, któ­ry nie tyl­ko bije na gło­wę wyna­la­zek radia i tele­wi­zji, ale rów­nież papie­ru i to we wszel­kich aspek­tach. Swo­bo­da dostę­pu, brak (przy­znaj­my to) jakiej­kol­wiek cen­zu­ry i, co chy­ba naj­bar­dziej zna­mien­ne w skut­kach, wyjąt­ko­wo czę­sta ano­ni­mo­wość, pozwa­la odpu­ścić sobie kry­go­wa­nie się i popraw­ność poli­tycz­ną. Jeśli tekst jest gra­fo­mań­ski, a czy­tel­nik oce­nia swo­ją wie­dzę na tyle wyso­ko, że czu­je się upraw­nio­ny do roz­strzy­ga­nia o gra­fo­ma­nii lub jej bra­ku – bez skru­pu­łów może tekst, mówiąc kolo­kwial­nie, zje­chać. W zasa­dzie może być to jaz­da dowol­na – poza tym, cze­go, zwy­kle acz nie zawsze, zabra­nia pra­wo. Powsta­je zatem pyta­nie: czy to dobrze, czy tak moż­na i w ogó­le po co to komu.

Nic nie zda­rza się bez powo­du: jestem skłon­na twier­dzić, że ple­nią­ce się w Inter­ne­cie cham­stwo i pycha, igno­ran­cja i kla­kie­ro­wa­nie mają mię­dzy inny­mi przy­czy­nę w zale­wa­ją­cej nas złej lite­ra­tu­rze. Na popu­lar­nych forach i w ser­wi­sach nie ma prze­cież redak­to­rów, któ­rzy dopusz­cza­li­by tek­sty do ewen­tu­al­nej publi­ka­cji. Nie taka zresz­tą rola owych por­ta­li, ich celem wła­śnie była swo­bo­da umiesz­cza­nia tek­stów i umoż­li­wie­nie czy­tel­ni­kom wyła­wia­nia pere­łek. Na moich oczach w „Nie­szu­fla­dzie” wie­lu uzna­nych dzi­siaj auto­rów zdo­by­wa­ło wier­nych czy­tel­ni­ków. Zadzi­wia­ją­ce, jak traf­ne były to wybo­ry. Dia­log zaowo­co­wał, choć czę­sto był to dia­log nie­gar­dzą­cy moc­ny­mi sło­wa­mi i nie­prze­my­śla­ny­mi wyro­ka­mi. Mimo tak wie­lu, ujmę to wprost, publi­ku­ją­cych tek­sty gra­fo­ma­nów oraz użyt­kow­ni­ków, któ­rzy gustu­ją w gra­fo­ma­nii – koniec koń­ców lau­ry zbie­ra dobra lite­ra­tu­ra. Może nie aku­rat moja ulu­bio­na, ale na pew­no nie moż­na jej uznać za kiep­ską.

Zmie­ni­ła się zatem for­mu­ła. O tym, jak fatal­nie poezja wypa­da w tele­wi­zji i radiu, nie muszę chy­ba prze­ko­ny­wać. Ani poezja w mediach, ani roz­ma­wia­nie o poezji za ich pośred­nic­twem, nie dają rady żyją­ce­mu w pędzie odbior­cy. Jestem zain­te­re­so­wa­na poezją w naj­wyż­szym stop­niu, a jed­nak sama prze­łą­czam, wyłą­czam, wycho­dzę. Strasz­li­wie nudzi mnie styl, w jakim pre­zen­tu­je się ten temat. Gaze­ta, pismo, publi­ka­cja – jak naj­bar­dziej. Pro­blem poja­wia się jed­nak w tym, że tra­cę nawyk kupo­wa­nia perio­dycz­ne­go sło­wa dru­ko­wa­ne­go, a nie jestem wyjąt­kiem w tym wzglę­dzie. Lecz dobrze, sko­ro lubię prze­czy­tać, jak już mam coś w ręku, niech będzie, że jest to dobry nośnik.

W tym wszyst­kim, co mamy do dys­po­zy­cji, chy­ba jed­nak nic nie pobi­je potrze­by bez­po­śred­nie­go kon­tak­tu czy­tel­ni­ka i piszą­ce­go ze znaw­cą, debat kry­ty­ków, rów­nież debat poetów. To jest szan­sa na praw­dzi­wy dia­log, na moc­ne sło­wa, na argu­men­ty, na odważ­ne wypo­wie­dzi. Jestem bez­gra­nicz­nie zawie­dzio­na deba­tą „Poezja na nowy wiek” pod­czas tego­rocz­ne­go Por­tu. Jak to moż­li­we, że ludzie, któ­rzy są uwa­ża­ni za kry­ty­ków lite­rac­kich, uży­wa­ją sfor­mu­ło­wań typu: „Może nie będę wymie­niać z nazwi­ska…”? Bez nazwisk, bez przy­kła­dów, bez wysu­wa­nia swo­ich fawo­ry­tów popar­tych kon­kre­ta­mi? Bez, w koń­cu, k r y t y k o w a n i a? Ogól­nie mogą w swo­im gro­nie poroz­ma­wiać ci, któ­rzy się zale­d­wie orien­tu­ją w tema­cie. Ci, któ­rzy są spe­cja­li­sta­mi i zasia­da­ją przed publicz­no­ścią, mają obo­wią­zek mówić o kon­kre­tach. Po co tra­cić swój czas na słu­cha­nie ogól­ni­ków, któ­re więk­szość zain­te­re­so­wa­nych festi­wa­lem poetyc­kim uwa­ża za płyt­kie i oczy­wi­ste? A jed­no­cze­śnie skąd prze­cięt­ny czło­wiek cie­ka­wy kul­tu­ry jako takiej ma czer­pać inspi­ra­cję do zain­te­re­so­wa­nia poezją, sko­ro na naj­wyż­szym szcze­blu roz­ma­wia się o niej tak bar­dzo nie­kon­kret­nie i nija­ko? Skąd wyni­ka strach przez odważ­ny­mi wypo­wie­dzia­mi i poda­wa­niem choć­by nazwisk poetów, przy­kła­dów tek­stów, tomów? Minę­ło kil­ka mie­się­cy od Festi­wa­lu i nadal nie wiem.

Potrze­ba dys­ku­sji jed­nak pozo­sta­je. Jak się odna­leźć, wyro­bić sobie zda­nie, pomy­śleć: muszę się­gnąć po tę książ­kę? Sko­ro nie radio, nie tele­wi­zja, z rzad­ka gaze­ta czy pismo, a z dru­giej stro­ny wypo­ci­ny rze­szy przy­pad­ko­wych inter­nau­tów – może jed­nak zło­tym środ­kiem były­by deba­ty? Pod warun­kiem odej­ścia od nija­ko­ści wypo­wie­dzi, pozo­sta­wia­nia sobie fur­tek bez­pie­czeń­stwa, pod warun­kiem sta­nię­cia na wyso­ko­ści swo­jej pro­fe­sji kry­ty­ka lite­rac­kie­go, może to być dobry spo­sób na uda­ny dia­log. Pyta­nie, czy znaj­dą się spe­cja­li­ści, któ­rzy spro­sta­ją zada­niu. Jeśli nie, być może zosta­li­śmy pozo­sta­wie­ni sami sobie.