debaty / ankiety i podsumowania

Kto o poezji rozmawia?

Witold Witkowski

Głos Witolda Witkowskiego w debacie "Jak rozmawiać o poezji".

strona debaty

Kto o poezji roz­ma­wia? Komu chce się o niej gadać? Że co niby? Co powie­dzieć? Że wiersz jakiś taki czy inny? O tym moż­na gadać przy czy­ta­niu wier­sza! Tyl­ko kto spo­ty­ka się, żeby wier­sze poczy­tać? No, chy­ba nie ma co uda­wać, że odpo­wiedź jest budu­ją­ca. Zno­wu wycho­dzi na to, że o ile wier­sze czy­ta­ją jacyś ludzie, to roz­ma­wia­ją o nich tyl­ko ucznio­wie i nauczy­cie­le, poeci i jesz­cze kry­ty­cy. Ze współ­cze­sną poezją spra­wa ma się tak, że w isto­cie roz­ma­wia­ją o niej tyl­ko poeci i kry­ty­cy (a tych dru­gich chy­ba jest sto­sun­ko­wo mało, jeśli odno­sić ich licz­bę do licz­by piszą­cych). Jest jed­nak wyją­tek – jed­no miej­sce, gdzie roz­ma­wia się nawet o wier­szach, choć­by o poezji. Gdzie poglą­dy swo­je wygła­sza­ją rów­nież ci, co poezję poczy­tu­ją za sła­bość, za dome­nę mamin­syn­ków, lalu­siów i peda­łów. To oczy­wi­ście Inter­net.

Jeśli prze­cięt­ny, sta­ty­stycz­ny inter­nau­ta zabie­ra głos w tej spra­wie, to raczej w spo­sób ogól­ny, na przy­kład o tym, czy czy­tać wier­sze, czy nie czy­tać. Jest to pyta­nie zawsze war­te posta­wie­nia i mało kto, nawet w tej oazie ano­ni­mo­wo­ści, jest goto­wy przy­znać, że poezji nie war­to czy­tać. A wier­sze? Cóż, wier­sze to wier­sze, kto tam je rozu­mie od począt­ku do koń­ca, chy­ba że o miło­ści, sta­re wier­sze o miło­ści i jakieś cyta­ty z wier­szy, to tak!

„Czy uwa­ża­cie, że poezja jest potrzeb­na?” posta­wio­no na jed­nym z Inter­ne­to­wych forów takie oto pyta­nie. Dobrze je sobie posta­wić, zanim pad­ną odpo­wie­dzi o tym, jak o niej roz­ma­wiać. Gdy­by oka­za­ło się, że poezja nie jest już niko­mu potrzeb­na, że nie pasu­je do współ­cze­sno­ści, że jej for­mu­ła się wyczer­pa­ła, to dal­sze o niej roz­mo­wy nie mia­ły­by sen­su. Na szczę­ście pierw­sza odpo­wiedź była na tak, poja­wi­ła się następ­ne­go dnia. Kolej­na war­ta jest zacy­to­wa­nia: „Cza­sa­mi mi się zda­rza czy­tać. Kie­dyś lubi­łam sobie recy­to­wać, ale prze­szło mi.” – „prze­szło”, minę­ło jak cho­ro­ba, z któ­rej dało się wyle­czyć. Potem wpis o kry­zy­sie poezji, o tym, że nie nadą­ża za nowo­cze­sno­ścią. No i wresz­cie o trud­no­ściach z jej zro­zu­mie­niem. Kil­ku Inter­nau­tów sty­li­zu­je swo­je wypo­wie­dzi na wier­sze czy pro­zę poetyc­ką, inni przy­zna­ją, że każ­dy pra­wie w mło­do­ści wier­sze pisał, kie­dy w nim coś „buzo­wa­ło”.

Poezja to nuda, jed­nak to czyn­ność roz­wi­ja­ją­ca wyobraź­nię, źró­dło cyta­tów, pokarm duszy i jej owoc, poru­sza wyobraź­nię; ale i stra­ta cza­su, naj­gor­sza udrę­ka. Jeden z Inter­nau­tów przy­po­mniał o nie­ba­ga­tel­nie waż­nej misji poezji: „Poezja koja­rzy mi się z roman­ty­kiem… a to dzia­ła na kobie­ty hmm czy­li jest potrzeb­na”, czy­li że „na poezję” bar­dzo dobrze wyry­wa się laski.

Powszech­ny dys­kurs o wier­szach odby­wa się na łamach lite­rac­kich por­ta­li inter­ne­to­wych, któ­re stwo­rzo­ne zosta­ły po to, żeby prak­tycz­nie każ­dy piszą­cy mógł zamie­ścić swój tekst, a każ­dy czy­ta­ją­cy ten tekst mógł zamie­ścić swój komen­tarz o nim.

Kil­ka z por­ta­li ma już swo­ją reno­mę, wyro­bio­ną mar­kę, potwier­dzo­ną licz­bą wizyt, wpi­sów, auto­rów i wier­szy. Fabri­ca Libro­rum, Nie­szu­fla­da, Poema, Poezja pol­ska, Gru­pa auto­rów wier­szy Bej, Poezja – oto nie­któ­re z nich. Dla przy­kła­du – por­tal Poezja odno­to­wał na dzień jed­ne­go z ostat­nich dni czerw­ca br.: 78459 zare­je­stro­wa­nych użyt­kow­ni­ków, 85536 wier­szy i 639230 komen­ta­rzy.

Cza­sem ktoś na forum zapro­po­nu­je jakiś temat do dys­ku­sji… Mało kto dys­po­nu­je odpo­wied­nim przy­go­to­wa­niem kry­tycz­no-lite­rac­kim, mało kto posia­da wie­dzę o lite­ra­tu­rze i poezji. Tu wystar­czy mieć jedy­nie dobre chę­ci. Nawet naiw­ne wypo­wie­dzi są sza­no­wa­ne, a jedy­ną zapo­rą wyda­je się być cen­zu­ra oby­cza­jo­wa.

Pod wier­sza­mi poja­wia­ją się róż­ne opi­nie, na ogół pro­ste, war­to­ściu­ją­ce, o tym, że poprzed­ni wiersz był lep­szy, albo, że środ­ko­wa zwrot­ka naj­lep­sza. Kobie­tom piszą­cym oka­zu­je się sza­cu­nek, nie­mal jak cię­żar­nym (prze­cież akt twór­czy i akt płcio­wy to szla­chet­ne wysił­ki ukie­run­ko­wa­ne na powsta­nie samo­dziel­ne­go bytu), i mało kto odwa­ży się nazwać ich pro­duk­cje poetyc­kie: gniot, dno…

Gdy­by nie Inter­net, to roz­mo­wy o poezji wyglą­da­ły­by z pew­no­ścią ina­czej. Wypo­wia­da­ją­cych się było­by też znacz­niej mniej. Jakość i tem­pe­ra­tu­ra roz­mów były­by też pew­nie inne.

Zatem pew­ne oko­licz­no­ści zawsze deter­mi­nu­ją odpo­wiedź na pyta­nie: „Jak roz­ma­wiać o poezji?”.

O poezji w każ­dym cza­sie i we wszyst­kich oko­licz­no­ściach trze­ba roz­ma­wiać tak, jak o wszyst­kim: uczci­wie, mery­to­rycz­nie i z dobrą emo­cją. Poko­ny­wać lęki i fobie, odrzu­cać ste­reo­ty­py. Dopa­so­wy­wać się do moż­li­wo­ści, któ­re do roz­mo­wy o niej samej daje współ­cze­sna poezja i dalej naprzód. Inna spra­wa, że chęt­nych do takiej roz­mo­wy może bra­ko­wać. Kto zechce o poezji roz­ma­wiać? Kto oprócz zawo­dow­ców i adep­tów? Nikt nie powie, że poezja jest nie­po­trzeb­na, ale zbyt wie­lu o jej nie­po­trzeb­no­ści codzien­nie zaświad­cza.

Roz­mo­wy o poezji są uza­leż­nio­ne od jej roli w życiu, a ta zmie­nia się w cza­sie.

Kie­dyś poezja peł­ni­ła w życiu spo­łecz­nym inną funk­cję. Była czymś wznio­słym, patrio­tycz­nym, była pró­bą oca­le­nia języ­ka, była szko­łą przed­sta­wia­nia świa­ta praw­dzi­we­go. Teraz, kie­dy poezja doty­ka codzien­no­ści, kie­dy zstą­pi­ła z Par­na­su, sta­ła się czę­ścią rów­nież popkul­tu­ry, a ta wybie­ra to, co łatwiej­sze w odbio­rze. Stąd trud­na, her­me­tycz­na poezja nie jest już na pie­de­sta­le, prze­sta­ła być reli­kwią.

„Gra­fo­mań­skie gnio­ty” (cytat z inter­ne­tu) – gdy­by użyć okre­śle­nia war­to­ściu­ją­ce­go, czy­li wier­sze wie­lu „począt­ku­ją­cych auto­rów”, żeby nikt nie poczuł się ura­żo­ny, sta­no­wią­ce znacz­ną część zawar­to­ści Inter­ne­to­wych por­ta­li poetyc­kich, są czę­sto o niczym, ale to łatwo wytro­pić. Prak­tycz­nie każ­dy czy­ta­ją­cy poezję ze zro­zu­mie­niem i posia­da­ją­cy prze­cięt­ny słuch i wraż­li­wość jest w sta­nie taki pro­dukt ziden­ty­fi­ko­wać, on się nie obro­ni, bo jego nie­do­sko­na­łość jest wyni­kiem bra­ku zna­jo­mo­ści ele­men­tar­nych reguł two­rze­nia poezji i naiw­nym prze­ko­na­niem, że pisa­nie o spra­wach egzy­sten­cjal­nych, jeśli tekst napi­sa­ny jest krót­ki­mi „zda­nia­mi” umiesz­czo­ny­mi jed­no pod dru­gim, jest wier­szem. Sam wypro­du­ko­wa­łem kil­ka gnio­tów, więc wiem na czym rzecz pole­ga.

Nato­miast atrak­cyj­nie napi­sa­ny, zgod­nie z regu­ła­mi, wiersz poety, w któ­rym świat przed­sta­wio­ny komu­ni­ku­je się z oso­bi­stym doświad­cze­niem auto­ra, któ­re­go czy­tel­nik nie zna, jest tro­chę takim wier­szem o niczym, ale znacz­nie trud­niej przez nie­go prze­brnąć, bo racjo­nal­ny czy­ta­ją­cy powi­nien uznać jego wyż­szość i przy­znać się do poraż­ki nie­zro­zu­mie­nia, co jest dla nie­go same­go kło­po­tli­we – świad­czy o jego sła­bych umie­jęt­no­ściach i bra­ku inte­lek­tu­al­ne­go pali­wa. Prze­cież to nie jego wina!

Moż­na się zasta­na­wiać, czy waż­ny jest w ogó­le głos czy­tel­ni­ka naiw­ne­go, czy o poezji moż­na roz­ma­wiać jedy­nie po prze­stu­dio­wa­niu Ary­sto­te­le­sa, Ingar­de­na, de Mana, Ador­no i innych wybit­nych filo­zo­fów i lite­ra­tu­ro­znaw­ców. Sam nie wiem o ile wzbo­ga­ca dys­kurs zna­jo­mość tych ambit­nych tek­stów, bo ich nie stu­dio­wa­łem, ale moja naiw­ność czy­tel­ni­cza doma­ga się sza­cun­ku. Chciał­bym czy­tać i rozu­mieć. Może nie od razu, ale gdy­by ktoś podał mi klucz do rozu­mie­nia, był­bym czy­tel­ni­kiem szczę­śliw­szym.

Myślę sobie, ze powo­dów do roz­pa­czy nie ma. Jeśli tekst poetyc­ki wyma­ga komen­ta­rza, niech ten komen­tarz odau­tor­ski lub kry­tycz­ny będzie obok dzie­ła, tak żeby moż­na było do nie­go się­gnąć i korzy­sta­jąc ze wska­zó­wek osią­gnąć stan abso­lut­ne­go szczę­ścia z powo­du zro­zu­mie­nia her­me­tycz­ne­go prze­cież tek­stu. Oczy­wi­ście cho­dzi nie o pro­sty­tu­owa­nie dzie­ła poetyc­kie­go, tyl­ko o mądrą pod­po­wiedź, daną tam, gdzie czy­tel­nik nie ma szans zro­zu­mieć kodu.

Świa­do­mość her­me­tycz­no­ści zapi­su, a więc ogra­ni­czo­nej moż­li­wo­ści odbio­ru tek­stu poetyc­kie­go z dru­giej stro­ny otwie­ra przed czy­tel­ni­kiem nie­skoń­czo­ne być może nawet pola zna­czeń i warian­ty odczy­tań.

Jest to oddzia­ły­wa­nie przez isto­tę poezji, przez meta­zna­cze­nia. Zatra­ca się jed­nak wte­dy isto­ta komu­ni­ko­wa­nia – dia­log pomię­dzy czy­tel­ni­kiem i auto­rem. Autor mówi, czy­tel­nik sły­szy sie­bie.

Bez gło­sów ludzi z bran­ży, bez gło­sów samych poetów nie było­by wia­do­mo jak moż­na o poezji roz­ma­wiać. Jak moż­na mówić o wier­szu, jak go odczy­tać, skąd się wziął i jaki jest. Bez nich zapa­dło­by mil­cze­nie. Gdy­by tyl­ko jesz­cze chcie­li opo­wia­dać jaśniej, zabie­rać głos w taki spo­sób, aby czy­tel­nik mógł roz­szy­fro­wać ową her­me­tycz­ność. Piszą­cy potra­fią zoba­czyć wię­cej, oni mają inną per­spek­ty­wę patrze­nia. Ja bym sta­wiał nawet na więk­sze ich zaan­ga­żo­wa­nie w roz­ma­wia­niu o poezji i to nie tyl­ko swo­jej. Pew­nie, że wiersz powi­nien prze­ma­wiać samym sobą, dopo­wia­da­nie o co cho­dzi świad­czy tro­chę o nie­udol­no­ści piszą­ce­go, o tym że czy­tel­ni­ko­wi nie dał szan­sy na odczy­ta­nie lub może być ode­bra­ny jako trak­to­wa­nie czy­tel­ni­ka jako oso­by gor­szej, inte­lek­tu­al­nie słab­szej, takiej, co wyma­ga pro­wa­dze­nia za rękę jak dziec­ko.