debaty / książki i autorzy

Dał się nabrać?

Bogusław Kierc

Głos Bogusława Kierca w debacie "Po co nam Dzieła zebrane Karpowicza".

strona debaty

Po co nam „Dzieła zebrane” Karpowicza?

Zda­je się, że Tymo­te­usz Kar­po­wicz – bar­dziej niż jego har­dy Uczeń – dał się nabrać na język, któ­re­go nie było. Dosłow­nie.

Trud­ny las był obja­wie­niem nowych moż­li­wo­ści mówie­nia poetyc­kie­go i – wypro­wa­dza­jąc rady­kal­nie twór­cze wnio­ski z doświad­czeń Peipe­ra i Przy­bo­sia – wska­zy­wał kie­ru­nek, w któ­rym podą­żać mia­ła nie tyl­ko poezja Kar­po­wi­cza, ale tak­że wie­lu innych (samo­swo­ich) poetów. Ten rodzaj budo­wa­nia „wie­lo­pię­tro­wych” zna­czeń w związ­kach słów wytrą­ca­nych z oczy­wi­ste­go uzu­su oka­zał się nader atrak­cyj­ny zarów­no jako śro­dek wyra­zu jak też – jako wyraz środ­ka, czy­li myśle­nia i odczu­wa­nia.

Odno­si­ło się (czy: odno­si­li­śmy) wów­czas wra­że­nie, że oto odsło­nię­ta zosta­ła zasa­da samo-wypo­wia­da­nia się rze­czy i zja­wisk, to zna­czy – zosta­li­śmy prze­ko­na­ni, że w rze­czach i zja­wi­skach ta moż­li­wość uję­cia ich przez akt poetyc­ki tkwi imma­nent­nie. Już Zna­ki rów­na­nia iW imię zna­cze­nia prze­ko­ny­wa­ły nas o tym olśnie­wa­ją­co. W tej egzal­ta­cji zgod­ni byli i kry­ty­cy i poeci. Julian Przy­boś pisał: Kar­po­wicz stwo­rzył więc liry­kę doznań gra­nicz­nych, tj. dostęp­nych tyl­ko dla naj­czul­szych zmy­słów, bar­dzo żywej wyobraź­ni i bar­dzo czyn­nej uwa­gi, wyćwi­czo­nej w chwy­ta­niu napo­mknień do wie­lo­znacz­nych myśli, wie­lo­znacz­nych, a więc „poetyc­kich”, ale czy tyl­ko poetyc­kich?

Trud­ny las wyda­wał się ente­le­chią dążeń Mistrza Mowy Pol­skiej. Ale był prze­waż­nie inter­pre­to­wa­ny jako „eks­pe­ry­ment lin­gwi­stycz­ny”, nie­kie­dy jako zaba­wa języ­ko­wa. Kie­dy Kar­po­wi­czo­wi było cał­kiem nie do zaba­wy. A jed­nak wyda­je się, że wię­cej uwa­gi poświę­ca­no temu, „jak to jest zro­bio­ne” niż temu, co dzię­ki „tak zro­bio­ne­mu” dawa­ło się pojąć.

Odwró­co­ne świa­tło pogłę­bi­ło ten roz­ziew mię­dzy poetą a jego inter­pre­ta­to­ra­mi. Bywa­ło, że zło­śli­wy­mi. Mówi­ło języ­kiem, któ­re­go nie było. Dotąd nie było. Tym samym zna­la­zło się w „świe­cie bez języ­ka” (jak okre­ślał to Andrzej Fal­kie­wicz). Ale prze­cież ten język (któ­re­go nie było), został przez Kar­po­wi­cza wydo­by­ty (wy-sły­sza­ny, wy-widzia­ny) z tego świa­ta.

Dzi­siaj, kie­dy wraż­li­wość na te nie­do-sły­sze­nia, nie­do-widze­nia, na owe – jak je nazwał Przy­boś – dozna­nia gra­nicz­ne jest więk­sza i powszech­niej­sza niż w latach sie­dem­dzie­sią­tych,Odwró­co­ne świa­tło może przy­wo­łać swo­ich nowych ako­li­tów i wyznaw­ców. Przy­pusz­czam, że szcze­gól­nie tych, któ­rzy swój słuch poetyc­ki wykształ­ci­li na lek­tu­rze wier­szy Sosnow­skie­go, Sen­dec­kie­go czy Siw­czy­ka z ostat­nich ksią­żek.

Jeden z naj­bar­dziej prze­ni­kli­wych egze­ge­tów onto­lo­gii i sztu­ki poetyc­kiej Tymo­te­usza Kar­po­wi­cza napi­sał: Mil­cze­nie jest hory­zon­tem Kar­po­wi­czow­skich wier­szy; nie­osią­gal­nym, ale osta­tecz­nym punk­tem odnie­sie­nia (…). Jest ono zwia­stu­nem języ­ka nie­skoń­cze­nie inne­go. I dalej rewe­la­cyj­nie kon­sta­tu­je Jacek Guto­row, komen­tu­jąc mot­to Odwró­co­ne­go świa­tła:Kar­po­wicz daje nam wier­sze, któ­re jed­no­cze­śnie pru­ją się i zszy­wa­ją. (…) żad­na lek­tu­ra nie wyczer­pie bogac­twa tej poezji, któ­ra wciąż zaczy­na się od nowa.

Te zda­nia odpo­wia­da­ją na pyta­nie, po co nam Dzie­ła zebra­ne Kar­po­wi­cza. Choć­by po to, żeby uchwy­cić te wszyst­kie sta­ny pru­cia i zszy­wa­nia. Przy­po­mi­na mi się reflek­sja Wit­t­gen­ste­ina: Jak wszech­ogar­nia­ją­ca, odzwier­cie­dla­ją­ca świat logi­ka może się ucie­kać do tak spe­cjal­nych zabie­gów i krucz­ków? Tyl­ko tak, że wszyst­kie one spla­ta­ją się w nie­skoń­cze­nie drob­ną sieć – w wiel­kie zwier­cia­dło. War­to zoba­czyć to wiel­kie zwier­cia­dło..

Pozo­sta­je mi jesz­cze powie­dzieć o nabra­niu. Otóż uży­wam tu tego sło­wa tak, jak­bym mówił o nabie­ra­niu na łyż­kę. Dając się tak nabrać na język, któ­re­go nie było, Kar­po­wicz powie­rza się temu, co jest już pośmiert­ne a wyglą­da jak­by sprzed życia bo coś wie­dzie go za język za sąd.

Może war­to przy­jąć suge­stię Jac­ka Guto­ro­wa, któ­ry uwa­ża, że Dzie­ła zebra­ne mogły­by się zaczy­nać wier­szem, któ­ry koń­czy Sło­je zadrzew­neTo wiersz pod tytu­łem „Spo­za” – docho­dzą­cy jak­by spo­za dzie­ła, sprzed począt­ku i zza kre­su, obej­mu­ją­cy dzie­ło poetyc­kim nawia­sem.