debaty / ankiety i podsumowania

Papiery wartościowe

Joanna Żabnicka

Głos Joanny Żabnickiej w debacie "Biurowe książki 2011 roku".

strona debaty

Biurowe książki 2011 roku

Czy war­to pre­pa­ro­wać ogól­nik pod­su­mo­wu­ją­cy z per­spek­ty­wy czy­tel­ni­czej wydat­ki Biu­ra Lite­rac­kie­go? Na insty­tu­cjo­nal­ne hym­ny i peany nikt się nie da nabrać. O wadze walu­ty z tej men­ni­cy wspo­mi­nam jed­nak cał­kiem chcą­cy – zda­je się bowiem, że nie­któ­re z monet wybi­tych oko­licz­no­ścio­wo weszły do obie­gu, przy­naj­mniej na jakiś czas, przy­naj­mniej jako hos­sa na pamię­cio­wej gieł­dzie.

Zwyż­ko­wa­nie lub spa­dek zale­ży zatem od oso­bi­stych pre­fe­ren­cji i tak napraw­dę nie ma makle­rów i papie­rów (prze­róż­nie prze­cież!) war­to­ścio­wych i war­to­ścio­wa­nych w rozu­mie­niu ogól­nym, „obiek­tyw­nym”. Korzy­sta­jąc z tej praw­dy – bądź co bądź subiek­tyw­nej – mogę ze spo­ko­jem wska­zać kil­ka naj­wy­żej poło­żo­nych punk­tów na pry­wat­nych wykre­sach.

Jak co roku cie­szy­ły mnie zwłasz­cza tomy Dożyn­ko­we, któ­re co praw­da uzna­ją pierw­szeń­stwo eko­no­mii przed biblio­fil­stwem, nie jest to jed­nak ujma dla tego typu wydat­ków, a wręcz prze­ciw­nie: wraz z dosłow­ną wagą tych ksią­żek wzra­sta ich war­tość. Może dla­te­go naj­bar­dziej do ser­ca przy­pa­dła pokaź­na Fuga pani Urszu­li Kozioł. Mimo że ini­cja­ty­wa ta to żaden casting na zbio­ry naj­po­kaź­niej­sze, to poka­zy­wać je war­to – w cało­ści.

Z dru­ków uka­zu­ją­cych się bar­dziej na bie­żą­co, wska­zać mi wypa­da przy­naj­mniej trzy tytu­ły. Jed­nym z nich jest Roma­na Hone­ta pią­te kró­le­stwo. Tomik ten, utrzy­ma­ny w kli­ma­cie (czy raczej utrzy­mu­ją­cy kli­mat) wyzie­ra­ją­cej ze wszyst­kie­go, co jesz­cze żyje, mar­two­ty, któ­ra w zasa­dzie jest jedy­nym spo­so­bem na pozo­sta­nie w świe­cie. Ta kon­kret­na garść wier­szy (tak mi się zda­je) o tęsk­no­cie, nadziei i nie­speł­nie­niu, ope­ru­ją­ca nie­zwy­kle suge­styw­nym obra­zem, jest następ­ną po baw się, odsło­ną histo­rii, któ­rej nie ma się dość. Umie­ra­nie i odcho­dze­nie na tyle róż­nych spo­so­bów, to temat na porad­nik – na szczę­ście Roman Honet wyko­rzy­stał go na tomik.

Dru­gim papie­rem war­to­ścio­wym jest Rezy­den­cja sury­ka­tek Mar­ty Pod­gór­nik. Nie­zwy­kle czuj­nie skon­stru­owa­na prze­kor­na opo­wieść (auto?)biograficzna, potra­fią­ca słu­chać wła­sne­go języ­ka, płyn­nie zmie­nia­ją­ca reje­stry, a wresz­cie taka, któ­ra prze­ko­nu­je (i robi to bar­dzo suge­styw­nie), że wul­ga­ry­zmy w poezji to nie­kie­dy nie­za­stą­pio­na funk­cja eks­pre­syj­na.

Wresz­cie na mojej tabli­cy zwyż­ko­wał poemat Świe­tli­ste Andrze­ja Fal­kie­wi­cza, głów­nie z powo­du cał­kiem uda­nej pró­by tłu­ma­cze­nia wra­żeń jed­ne­go zmy­słu na inny – oka­zu­je się, że to jest moż­li­we, cho­ciaż nigdy nie jest to pro­ces dosko­na­ły. Podob­nie jak dwa poprzed­nie tytu­ły cha­rak­te­ry­zu­je ją pew­na nostal­gia, pró­ba wpa­so­wa­nia się w oto­cze­nie – tym razem zna­czą­ca tyle, co zapo­mnie­nie w jaki spo­sób się widzi.

Nie są to jedy­ne papie­ry, któ­re ujaw­ni­ły swo­ją war­tość w tym roku, ale nie ma chy­ba sen­su kon­stru­ować mini­re­cen­zji, któ­re ubo­ga­ca­ły­by temat, a poza mno­że­niem liter nie wpro­wa­dza­ły­by nic poza cha­osem. Niczym dobrzy makle­rzy zacho­wuj­my czuj­ność i tak­że w przy­szłym roku pil­nie śle­dzić kur­sy, żeby na pod jego koniec nie musieć posił­ko­wać się pod­su­mo­wu­ją­cy­mi „ogól­ni­ka­mi”, nie zostać z niczym. Żeby móc okre­ślić, co jest naj­bar­dziej prze­czy­ta­nia war­te.