debaty / wydarzenia i inicjatywy

Na przekór niedowiarkom i sceptykom

Katarzyna Filipczak

Głos Katarzyny Filipczak w debacie "10 lat Portu i Biura we Wrocławiu".

strona debaty

10 lat Portu i Biura we Wrocławiu

Jakiś czas temu, na jed­nym ze spo­tkań lite­rac­kich, pewien męż­czy­zna ze spoj­rze­niem nie­do­wiar­ka spy­tał moje­go kole­gę (pew­nie wydał mu się bliż­szy jego poglą­dam): I w zasa­dzie po co to wszyst­ko? Zupeł­nie nie wie­dział, dla­cze­go znaj­du­je się w miej­scu, w któ­rym stoi. Zga­du­ję, że przy­szedł z powo­du nudy. I pew­nie było­by cudow­nie, gdy­by to spo­tka­nie ją prze­zwy­cię­ża­ło. Jego pyta­nie świad­czy­ło jed­nak prze­ciw nie­mu. Jako już zmu­mi­fi­ko­wa­ny, nie mógł liczyć na zmar­twych­wsta­nie. Takie­go zmar­twych­wsta­nia życzą też sobie, tak myślę, orga­ni­za­to­rzy i uczest­ni­cy corocz­ne­go Por­tu Wro­cław. Zjeż­dża­ją się ludzie z całej Pol­ski, a tak­że ze świa­ta, by wspól­nie uczest­ni­czyć w inte­lek­tu­al­nych dys­kur­sach, spo­ty­kać się z wiel­ki­mi oso­bo­wo­ścia­mi, sma­ko­wać lite­ra­tu­rę wraz z tra­dy­cja­mi i zwy­cza­ja­mi innych kra­jów. Jed­nym sło­wem spo­ty­ka­ją się, by żyć i cie­szyć się życiem.

W czym tkwi zatem naj­więk­sze osią­gnię­cie Biu­ra Lite­rac­kie­go? Jak powie­dział kie­dyś Jim Mor­ri­son „Jeśli moja poezja ma jakiś cel, to jest nim oca­le­nie ludzi od postrze­ga­nia i czu­cia w ogra­ni­czo­ny spo­sób”. Przez dzie­sięć lat swo­jej „dzia­łal­no­ści” Biu­ro Lite­rac­kie udo­wad­nia, że war­to. War­to „robić” rze­czy wiel­kie, pomi­mo bra­ku sił, sprze­ci­wu scep­ty­ków i racjo­na­li­stów oraz wie­lu innych tru­dów. War­to, ponie­waż satys­fak­cja, radość na twa­rzach uczest­ni­ków sta­je się war­to­ścią w tym przy­pad­ku bez­cen­ną. Dla mnie momen­tem prze­bu­dze­nia wraz z Biu­rem Lite­rac­kim były warsz­ta­ty krytcz­no­li­te­rac­kie, w któ­rych uczest­ni­czy­łam. Julia Fie­dor­czuk mówi­ła wte­dy o eko­kry­ty­ce. Pomy­śla­łam sobie: sko­ro ludzie jedzą mię­so, po czę­ści są też zabój­ca­mi (przy­ro­dy, zwie­rząt). I tak się zaczę­ło. Potem było już tyl­ko „gorzej”. Poja­wi­ły się pyta­nia o spór mię­dzy racjo­na­li­zmem a wia­rą, o sens ist­nie­nia, o wraż­li­wość este­tycz­ną, pięk­no, cier­pie­nie, itd. Naj­pro­ściej mówiąc, o wszyst­ko, co moż­na odna­leźć prze­wra­ca­jąc kolej­ną stro­ni­cę cie­ka­wej i inte­li­gent­nej książ­ki.

Mor­ri­son zwró­cił uwa­gę, że od ogra­ni­czeń umy­sło­wych oca­la nas poezją. A prze­cież wła­śnie ona sta­ła się dome­ną Biu­ra. „Ta mura­wa, wychma­rzo­na z rosy,/Mym się oczom tak narzu­ca, jak dzi­wo­ta.” – opi­su­je Bole­sław Leśmian. Biu­ro Lite­rac­kie wyda­je nie tyl­ko poetów zna­nych i sław­nych, ale tak­że debiu­tu­ją­cych oraz tych, któ­rych oca­la się w ten spo­sób przed zapo­mnie­niem poprzez odkry­wa­nie ich na nowo. Rafał Woja­czek, Wła­dy­sław Seby­ła, Ludvik Kun­de­ra, Jor­ge Louis Bor­gez… Oka­zu­je się rów­nież, że moż­na roz­ma­wiać, wbrew powszech­ne­mu prze­ko­na­niu, o poezji z lice­ali­sta­mi czy gim­na­zja­li­sta­mi. I moż­na uczyć inter­pre­to­wać poezję cho­ciaż­by przez pre­zen­ta­cję jej w for­mie fil­mu (kon­kurs „Nakręć wiersz”).

Wie­le się zmie­ni­ło od począt­ków Biu­ra oraz od legnic­kie­go festi­wa­lu Fort. Chęć twór­cze­go myśle­nia i twór­czych dzia­łań jed­nak pozo­sta­ła. I tego życzy­ła­bym zarów­no Biu­ro­wi, jego przy­ja­cio­łom i zwo­len­ni­kom, a tak­że samej sob­bie na kolej­ne dzie­sięć lat. No może jesz­cze jed­ne­go – tego „prze­bu­dze­nia” i „zmar­twych­wsta­nia” dla przy­naj­mniej dwu­krot­nie więk­szej licz­by osób.