recenzje / ESEJE

Poza konstytucją

Dawid Kasiarz

Recenzja Dawida Kasiarza z książki 49 wierszy o wódce i papierosach Marcina Świetlickiego.

Biuro Literackie

49 wier­szy o wód­ce i papie­ro­sach jed­no­cze­śnie było­by, z dużą dozą praw­do­po­do­bień­stwa, nie do znie­sie­nia dla czy­tel­ni­ka i ta, wyda­na w 2004 roku, ksią­żecz­ka nie dała­by się czy­tać, gdy­by to rze­czy­wi­ście były wier­sze o wód­ce i papie­ro­sach.

Mar­cin Świe­tlic­ki do per­fek­cji opa­no­wał sztu­kę pro­wo­ka­cji i gry z czy­tel­ni­kiem już daw­no, daw­no temu, praw­do­po­dob­nie w pre­hi­sto­rii, dla­te­go bio­rąc do rąk tomik zaty­tu­ło­wa­ny wła­śnie w taki, a nie inny spo­sób, może­my być pew­ni, że otrzy­ma­my od kra­kow­skie­go poety coś zgo­ła inne­go, niż suge­ru­je napis na okład­ce. I te 49 wier­szy o wód­ce i papie­ro­sach to przede wszyst­kim tom o umie­ra­ją­cej (tak, tak) miło­ści (zasko­cze­nie?) i umie­ra­ją­cej wszel­kiej nadziei na tę miłość. Żar­li­wość, z któ­rą boha­ter tych wier­szy prze­ży­wał roz­sta­nie w Schi­zmie, tutaj zosta­je wypar­ta poprzez rezy­gna­cję, abne­ga­cję i brak wia­ry w jakie­kol­wiek szczę­śli­we zakoń­cze­nia.

Już w pierw­szym wier­szu dosta­je­my infor­ma­cję, że mamy do czy­nie­nia z boha­te­rem prze­gra­nym, któ­ry wła­ści­wie już nie pró­bu­je wal­czyć, nie ma żad­nej pre­ten­sji do świa­ta (ani sie­bie), że ta miłość się koń­czy – nawet nie miłość (nigdzie nie­na­zwa­na w ten sposób),to ochła­py jakieś, reszt­ki, któ­re zosta­ły temu ostat­nie­mu praw­dzi­we­mu boha­te­ro­wi poezji pol­skiej. On już nie rości sobie do niej praw – do tej funk­cjo­nu­ją­cej (podob­nie jak boha­ter) i pró­bu­ją­cej nie­śmia­ło zaist­nieć na przy­pad­ko­wych mate­ra­cach, w przy­pad­ko­wych miej­scach; tej, któ­rej śla­da­mi mogą być tyl­ko wło­sy odna­le­zio­ne na tap­cza­nie. Ta, któ­ra wła­ści­wie jest tyl­ko cho­rą, nie­peł­ną rodzi­ną (Urbi et Orbi), funk­cjo­nu­je zupeł­nie poza roz­kła­dem i naj­praw­do­po­dob­niej naj­moc­niej do tej pory, poza wszel­ki­mi nor­ma­mi spo­łecz­ny­mi, pierw­szy raz tak bar­dzo poza (wsze­la­ko rozu­mia­ną) kon­sty­tu­cją. Być może tam jest jej miej­sce, podob­nie jak tego boha­te­ra, któ­ry swo­ją nie­przy­na­leż­ność, nie­przy­sta­wal­ność i „nie­kon­sty­tu­cyj­ność” w tym tomie pod­kre­śla naj­moc­niej do tej pory. A co się dzie­ję, kie­dy w koń­cu (jak zawsze) docho­dzi do roz­sta­nia?

U mnie to prze­bie­gło
nie w wier­szach. Poza pla­nem kart­ki.
W zale­d­wie kil­ku nowych siwych wło­sach,
w kil­ku­na­stu dresz­czach.

(„Gdzieś tak począ­tek 1993, War­sza­wa”)

I tyl­ko tyle. Kolej­na zmia­na kobie­ty nie wyma­ga już cele­bry jak w Schi­zmie. Przy­cho­dzi do boha­te­ra nie­mal nie­zau­wa­że­nie i nie wzbu­dza w nim już więk­szych emo­cji. I być może, dzie­je się to wszyst­ko zgod­nie z pla­nem i zapo­wie­dzią z pierw­sze­go wier­sza z debiu­tanc­kich Zim­nych kra­jów: Będzie­my obser­wo­wać postę­py ciem­no­ści – obie­cy­wał Mar­cin Świe­tlic­ki w pierw­szym wier­szu, pierw­sze­go tomu. Książ­ka 49 wier­szy o wód­ce i papie­ro­sach jest, być może, naj­peł­niej­szą reali­za­cją tej zapo­wie­dzi (groź­by?).

Nie zaska­ku­je Świe­tlic­ki języ­ko­wo, dosta­je­my dobrze zna­ną z poprzed­nich ksią­żek topi­kę, tę samą iro­nię, tyl­ko jesz­cze bar­dziej gorz­ką i nie dają­cą nadziei na szczę­śli­we roz­wią­za­nia. Dosta­je­my w tej ksią­żecz­ce rów­nież sztan­da­ro­we prze­bo­je Świe­tli­ków jak Oplu­ty, Pogo, czy Nie­przy­sia­dal­ność. To jed­nak­że jedy­ny zry­wy żar­li­wo­ści, albo­wiem boha­ter tej książ­ki jest, przede wszyst­kim, zmę­czo­ny, boha­ter ma zde­cy­do­wa­nie dosyć, zma­ga się z depre­sją i to głów­nie ona go doty­czy i zaj­mu­je. Po raz kolej­ny ten żyją­cy dłu­żej, niż wszy­scy mło­do zmar­li poeci zauwa­ża absur­dal­ność swo­jej pozy­cji, co kwi­tu­je w wier­szu Kró­ciut­ka pijac­ka pio­sen­ka

Post się gry­zie z kar­na­wa­łem.
Mia­łem umrzeć, nie umia­łem.
Mia­łem umrzeć, nie zdą­ży­łem.
Mia­łem umrzeć, nie tra­fi­łem.

I tak, wyda­wać by się mogło, będzie już zawsze, jed­nak­że na samym koń­cu dosta­je­my wyraź­ne nawią­za­nie, do przy­wo­ły­wa­ne­go wcze­śniej wer­su z wier­sza Wstęp. Ostat­nie zda­nie 49 wier­szy o wód­ce i papie­ro­sach brzmi bowiem

I obser­wo­wać jak nara­sta jasność.

Może kie­dyś. Tym­cza­sem dosta­je­my sta­re­go, dobre­go Świe­tlic­kie­go, nie dają­ce­go nadziei na nic. I bar­dzo dobrze, od dawa­nia nadziei są prze­cież kobie­ty.

Powiązania

Wiersze dla gorszego samopoczucia

recenzje / ESEJE Dawid Kasiarz

Recen­zja Dawi­da Kasia­rza z książ­ki Kona ostat­ni czło­wiek Anny Świrsz­czyń­skiej w wybo­rze Kon­ra­da Góry.

Więcej