14 lipca 2010
Tadeusz Pióro
Strona cyklu
Osobista historia językaTadeusz Pióro
Urodzony 15 marca 1960 roku w Warszawie. Poeta, tłumacz, felietonista. W roku 1993 obronił doktorat na Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley (o twórczości Jamesa Joyce'a i Ezry Pounda). Do roku 1997 wykładał na Southern Methodist University w Dallas, obecnie adiunkt anglistyki w Instytucie Anglistyki. W latach 2000-2005 felietonista kulinarny „Przekroju”, oraz miesięcznika „Pani” (w latach 2005-2013). Redaktor naczelny „Dwukropka” (2002-2003). Mieszka w Warszawie.
Wiosną 1980 roku Mały opowiedział mi o zdarzeniu drobnym, a jednocześnie doniosłym dla jego odczuwania języka, godzenia tego, co wyniósł z domu i podstawówki (do szkoły średniej trafił na krótko) jak również z publikatorów (mediów jeszcze nie było), z tym, co słyszał na co dzień, obracając się w kręgach całkiem zwyczajnych ludzi – introligatorów, ubeków, skorumpowanych lekarzy wojskowych, dilerów. Miał wtedy 21 lat. Jechał autobusem z Waldkiem, studentem architektury na Politechnice Warszawskiej, znanym rozrabiaką, na spotkanie z kolegą Waldka, który był zawodowym sportowcem. Waldek przygadał w autobusie jakąś dziewczynę, która poszła z nimi do mieszkania sportowca. Po wypiciu stosownej ilości wódki, sportowiec rozebrał się do naga i tańczył erotycznie, łypiąc na dziewczynę, by w końcu zaproponować jej stosunek płciowy. Odparła: wiesz, słabo się łoję. Odparł: nie szkodzi, zrobisz mi laskę. I do tego doszło, na oczach Małego i Waldka.
Wzburzenia Małego nie spowodował seks jako taki, tylko sposób, w jaki sportowiec i dziewczyna się w tej sprawie dogadali. Po prostu nigdy nie był świadkiem czegoś tak wulgarnego, choć od kilku lat w jego środowisku słowo „kurwa” funkcjonowało jako znak przestankowy, najczęściej przecinek ( kiedy zastępowało kropkę, słuchacze długo się namyślali, zanim powiedzieli coś za lub przeciw tak zakończonemu zdaniu). Nie chodziło tu zatem o język jako język, tylko jego relację z fizyczną, widoczną, potencjalnie namacalną rzeczywistością, relację w której słowo „kurwa” z powodzeniem może być znakiem przestankowym – lecz w tym co Mały usłyszał, w ogóle go nie było. Było za to czasownik „łoję”, który dziś najczęściej oznacza grę na gitarze basowej, bądź innych elementach metalowego instrumentarium, jednak wówczas był szokującą, ekshibicjonistyczną manifestacją najintymniejszej sfery cielesności, wypowiedzianą – jak sądzę – w dobrej wierze, niewinnie, bez wulgarnych zamiarów. Dziewczyna dała do zrozumienia, że woli sportowcowi „zrobić laskę”, skoro tak szarmancko poczęstował ją wódką i atletyczne ciało zaprezentował w tańcu, niż angażować się w coitus na oczach mężczyzn postronnych. Sportowiec uchwycił to w lot i jej zastrzeżeniu nadał wydźwięk pozytywny. Lecz to jej słowa, nie sportowca, tak dogłębnie wstrząsnęły Małym, jego rozumieniem związku języka i obyczajów. Że dziewczyna mogła tak powiedzieć przy ludziach.
Opowieść Małego przekazywałem dalej, i po pewnym czasie jej echo zabrzmiało w niepublikowanym wierszu żyjącego poety, którego nazwiska nie ujawnię, ponieważ wiersza nie podał do druku. „Panie narzekają na skąpe lubricatio, z gracją wykonują ulgowe fellatio”.
Nawiasem mówiąc, kiedy słyszę, co w ostatnich dniach wygadują polscy politycy, chciałbym złoić im skórę.