04/08/13

14 lipca 2010

Tadeusz Pióro

Strona cyklu

Osobista historia języka
Tadeusz Pióro

Urodzony 15 marca 1960 roku w Warszawie. Poeta, tłumacz, felietonista. W roku 1993 obronił doktorat na Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley (o twórczości Jamesa Joyce'a i Ezry Pounda). Do roku 1997 wykładał na Southern Methodist University w Dallas, obecnie adiunkt anglistyki w Instytucie Anglistyki. W latach 2000-2005 felietonista kulinarny „Przekroju”, oraz miesięcznika „Pani” (w latach 2005-2013). Redaktor naczelny „Dwukropka” (2002-2003). Mieszka w Warszawie.

Wio­sną 1980 roku Mały opo­wie­dział mi o zda­rze­niu drob­nym, a jed­no­cze­śnie donio­słym dla jego odczu­wa­nia języ­ka, godze­nia tego, co wyniósł z domu i pod­sta­wów­ki (do szko­ły śred­niej tra­fił na krót­ko) jak rów­nież z publi­ka­to­rów (mediów jesz­cze nie było), z tym, co sły­szał na co dzień, obra­ca­jąc się w krę­gach cał­kiem zwy­czaj­nych ludzi – intro­li­ga­to­rów, ube­ków, sko­rum­po­wa­nych leka­rzy woj­sko­wych, dile­rów.  Miał wte­dy 21 lat. Jechał auto­bu­sem z Wald­kiem, stu­den­tem archi­tek­tu­ry na  Poli­tech­ni­ce War­szaw­skiej, zna­nym roz­ra­bia­ką, na spo­tka­nie z kole­gą Wald­ka, któ­ry był zawo­do­wym spor­tow­cem. Wal­dek przy­ga­dał w auto­bu­sie jakąś dziew­czy­nę, któ­ra poszła z nimi do miesz­ka­nia spor­tow­ca. Po wypi­ciu sto­sow­nej ilo­ści wód­ki, spor­to­wiec roze­brał się do naga i tań­czył ero­tycz­nie, łypiąc na dziew­czy­nę, by w koń­cu zapro­po­no­wać jej sto­su­nek płcio­wy. Odpar­ła: wiesz, sła­bo się łoję. Odparł: nie szko­dzi, zro­bisz mi laskę. I do tego doszło, na oczach Małe­go i Wald­ka.

Wzbu­rze­nia Małe­go nie spo­wo­do­wał seks jako taki, tyl­ko spo­sób, w jaki spor­to­wiec i dziew­czy­na się w tej spra­wie doga­da­li. Po pro­stu nigdy nie był świad­kiem cze­goś tak wul­gar­ne­go, choć od kil­ku lat w jego śro­do­wi­sku sło­wo „kur­wa” funk­cjo­no­wa­ło jako znak prze­stan­ko­wy, naj­czę­ściej prze­ci­nek (  kie­dy zastę­po­wa­ło krop­kę, słu­cha­cze dłu­go się namy­śla­li, zanim powie­dzie­li coś za lub prze­ciw tak zakoń­czo­ne­mu zda­niu). Nie cho­dzi­ło tu zatem o język jako język, tyl­ko jego rela­cję z fizycz­ną, widocz­ną, poten­cjal­nie nama­cal­ną rze­czy­wi­sto­ścią, rela­cję w któ­rej sło­wo „kur­wa” z powo­dze­niem może być zna­kiem prze­stan­ko­wym – lecz w tym co Mały usły­szał, w ogó­le go nie było. Było za to cza­sow­nik „łoję”, któ­ry dziś naj­czę­ściej ozna­cza grę na gita­rze baso­wej, bądź innych ele­men­tach meta­lo­we­go instru­men­ta­rium, jed­nak wów­czas był szo­ku­ją­cą, eks­hi­bi­cjo­ni­stycz­ną mani­fe­sta­cją naj­in­tym­niej­szej sfe­ry cie­le­sno­ści, wypo­wie­dzia­ną – jak sądzę – w dobrej wie­rze, nie­win­nie, bez wul­gar­nych zamia­rów. Dziew­czy­na dała do zro­zu­mie­nia, że woli spor­tow­co­wi „zro­bić laskę”, sko­ro tak szar­manc­ko poczę­sto­wał ją wód­ką i atle­tycz­ne cia­ło zapre­zen­to­wał w tań­cu, niż anga­żo­wać się w coitus na oczach męż­czyzn postron­nych. Spor­to­wiec uchwy­cił to w lot i jej zastrze­że­niu nadał wydźwięk pozy­tyw­ny. Lecz to jej sło­wa, nie spor­tow­ca, tak dogłęb­nie wstrzą­snę­ły Małym, jego rozu­mie­niem związ­ku języ­ka i oby­cza­jów. Że dziew­czy­na mogła tak powie­dzieć przy ludziach.

Opo­wieść Małe­go prze­ka­zy­wa­łem dalej, i po pew­nym cza­sie jej echo zabrzmia­ło w nie­pu­bli­ko­wa­nym wier­szu żyją­ce­go poety, któ­re­go nazwi­ska nie ujaw­nię, ponie­waż wier­sza nie podał do dru­ku. „Panie narze­ka­ją na ską­pe lubri­ca­tio, z gra­cją wyko­nu­ją ulgo­we fel­la­tio”.

Nawia­sem mówiąc, kie­dy sły­szę, co w ostat­nich dniach wyga­du­ją pol­scy poli­ty­cy, chciał­bym zło­ić im skó­rę.