04/11/13

5 września 2010

Tadeusz Pióro

Strona cyklu

Osobista historia języka
Tadeusz Pióro

Urodzony 15 marca 1960 roku w Warszawie. Poeta, tłumacz, felietonista. W roku 1993 obronił doktorat na Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley (o twórczości Jamesa Joyce'a i Ezry Pounda). Do roku 1997 wykładał na Southern Methodist University w Dallas, obecnie adiunkt anglistyki w Instytucie Anglistyki. W latach 2000-2005 felietonista kulinarny „Przekroju”, oraz miesięcznika „Pani” (w latach 2005-2013). Redaktor naczelny „Dwukropka” (2002-2003). Mieszka w Warszawie.

Wio­sną 1973 roku piłem oran­ża­dę przed skle­pi­kiem vis a vis Szko­ły Pod­sta­wo­wej nr. 18 im. Mar­ce­le­go Nowot­ki przy uli­cy Polnej w War­sza­wie. Zastaw za butel­kę sta­no­wił rów­no­war­tość roga­la z pie­kar­ni obok,  więc mogłem jeść roga­la w warzyw­nia­ku śmier­dzą­cym kiszo­ną kapu­stą i popi­jać go oran­ża­dą, albo jeść roga­la bez popit­ki na ław­ce na szkol­nym boisku, albo stać tuz przed wej­ściem do warzyw­nia­ka i pod okiem skle­pi­ka­rza cie­szyć się oby­dwo­ma źró­dła­mi szczę­ścia na raz. Ale tego dnia nie mia­łem dość pie­nię­dzy na oran­ża­dę (bez zasta­wu) i roga­la, więc wybra­łem sam napój, bez zagry­chy. Pod­szedł do mnie o kil­ka lat star­szy chło­pak i zapy­tał: Jesteś czło­wiek? Zro­zu­mia­łem to jako proś­bę o jał­muż­nę: jeśli jestem czło­wie­kiem, podzie­lę się z nim oran­ża­dą. Chcia­łem to zro­bić, lecz on nie wziął ode mnie butel­ki – kla­sycz­nej, szkla­nej, z kra­chlą, jak na okład­ce książ­ki Jerze­go Jar­nie­wi­cza – tyl­ko powtó­rzył: Jesteś czło­wiek? Powie­dzia­łem, że jestem, a on patrzył mi w oczy dobre dzie­sięć sekund, zanim odszedł.

Póź­niej zapy­ta­łem kole­gę z kla­sy, któ­re­go ojciec grał w Legii, o co mogło cho­dzić z tym czło­wie­czeń­stwem, i Pio­trek wyja­śnił, że to gryps, sys­tem haseł i odze­wów umoż­li­wia­ją­cy roz­po­zna­nie „swo­ich”, czy­li git ludzi. Przede wszyst­kim w wię­zie­niach i popraw­cza­kach, lecz coraz czę­ściej tak­że na wol­no­ści. Wię­zien­na sub­kul­tu­ra roz­prze­strze­ni­ła się w War­sza­wie i nie­któ­rych innych mia­stach, i już wśród trzy­na­sto­lat­ków znaj­do­wa­li się chu­li­ga­ni aspi­ru­ją­cy do mia­na git czło­wie­ka oraz sym­pa­ty­cy gitow­skie­go kodek­su etycz­no-języ­ko­we­go. W zakła­dach kar­nych wro­ga­mi gitów byli „feści”, o któ­rych nic nie wiem, nato­miast na wol­no­ści kon­flikt ide­olo­gicz­no-este­tycz­ny roz­gry­wał się mię­dzy gita­mi i „hipi­sa­mi”. Tak nazy­wa­no chłop­ców, któ­rzy mie­li dłu­gie wło­sy, chęt­niej słu­cha­li Uriah Heep i Pink Floyd niż Abby i Glit­te­ra, a co naj­waż­niej­sze – nie gryp­so­wa­li. Ludz­kość podzie­li­li gici na sie­bie samych, hipów, i  apro­pa­gów, czy­li tych, któ­rzy chcie­li zacho­wać neu­tral­ność –  nie gryp­su­ją, lecz słu­cha­ją Glit­te­ra i noszą dłu­gie piór­ska, albo słu­cha­ją Floy­dów i strzy­gą się na jeża. Rok po wyda­rze­niu, któ­re zaraz opi­szę, podział ten uległ rady­ka­li­za­cji. O ile wcze­śniej byli ludzie, chu­je (czy­li hipi­si i mili­cja), oraz apro­paż­ki, nasi­le­nie kon­flik­tu spo­wo­do­wa­ło likwi­da­cję tej ostat­niej kate­go­rii. Zosta­li tyl­ko ludzie i chu­je.

Pio­trek powie­dział, że na pyta­nie: jesteś czło­wiek? odpo­wia­da­my: spy­taj się ludzi. Na kolej­ne hasło: a gdzie żyją ludzie? odzew brzmi: tam, gdzie i ty żyjesz. Więc myśla­łem, że już wiem, jak się zacho­wać, kie­dy jakiś koleś o zie­mi­stej cerze, z wyta­tu­owa­ny­mi na twa­rzy i rękach krop­ka­mi, zapy­ta, czy „jestem czło­wiek”. Lecz tydzień póź­niej Pio­trek powie­dział mi, że ludzie chcą ze mną poroz­ma­wiać na dużej prze­rwie. O czym? Nie wia­do­mo. Jak mam się zacho­wać? Powiedz, że obi­jasz się z lud­ka­mi, ale ogól­nie jesteś apro­pa­żek.

Roz­mo­wa była egza­mi­nem z gryp­se­ry, o któ­rej wie­dzia­łem to tyl­ko, co zdra­dził mi Pio­trek (rok póź­niej na kolo­niach git, z któ­rym byłem w dobrych sto­sun­kach, narze­kał, że cią­gle są roz­pra­co­wy­wa­ni przez chu­jów wszel­kiej maści, więc cią­gle ten gryps zmie­nia­ją, ale zawsze się znaj­dzie jakaś chu­jo­za, co go sprze­da). Gitów było trzech, a Pio­trek asy­sto­wał, i chy­ba był bar­dziej po ich stro­nie, niż po mojej, choć twier­dził póź­niej, że już po zakoń­cze­niu egza­mi­nu wziął mnie w obro­nę. Posta­wio­no mi zarzut sprze­da­wa­nia lewe­go kopy­ta. Nie przy­zna­łem się do winy, ponie­waż nie wie­dzia­łem, o co cho­dzi. Bąk­ną­łem, że obi­jam się z lud­ka­mi, wzbu­dza­jąc tym gniew­ną reak­cję.

- Chuj ci nasrał na chuj. Któ­ry to chu­jow­nik?
– Nie rozu­miem.
– Chuj ci nasrał na chuj, czy ty chu­jo­wi nasra­łeś na chuj?
Po krót­kim namy­śle zde­cy­do­wa­łem, że chy­ba lepiej, iżbym to ja srał na chu­ja, niż on na mnie, i tak powie­dzia­łem.
– Czy­li on cię pier­do­lił w dupę! A ty pier­do­lisz, że się z lud­ka­mi obi­jasz! Masz cięż­ki wpier­dol! Albo sta­wiasz dwie lalecz­ki… Wybra­łem lalecz­ki, czy­li alpa­gi. Naza­jutrz mia­łem prze­ka­zać moim egza­mi­na­to­rom sto­sow­ną kwo­tę gotów­ką. Ostrze­gli mnie, że chuj ich obcho­dzi, jeśli jarec­cy nie kop­sną flo­ty – wów­czas będę miał cięż­ki wpier­dol dubel­to­wy. Opróż­ni­łem skar­bon­kę, prze­ka­za­łem pie­nią­dze, odwró­ci­łem się i chcia­łem odejść, ale kaza­li zacze­kać. Odby­ło się rytu­al­ne przy­bi­cie piąt­ki oraz wygło­sze­nie for­muł­ki, ze już mam w porząd­ku. Czy­li unie­win­nie­nie, któ­re­mu towa­rzy­szy­ło szcze­rze­nie zębów. Póź­niej Pio­trek powie­dział, że odwiódł ich od zamia­ru wzię­cia pie­nię­dzy i zażą­da­nia kolej­nej dani­ny na dodat­ko­we trzy lalecz­ki, powo­łu­jąc się na trud­ną sytu­ację mate­rial­ną mojej rodzi­ny. Dodał, że gdy­bym wybrał wpier­dol, i tak musiał­bym co naj­mniej jed­ną lalecz­kę przy­spon­so­ro­wać swo­im katom. Brzmia­ło to tak, jak kupo­wa­nie pre­zen­tu na koniec roku szkol­ne­go naszej wycho­waw­czy­ni, będą­cej zara­zem panią od pol­skie­go.

Powró­cę jesz­cze do tej pani, ale naj­pierw do tego gita z kolo­nii, któ­ry narze­kał na sprze­da­ją­ce gryps chu­jo­zy. Po jed­nym piwie powie­dział mi w zaufa­niu, że pyta­nie „jesteś czło­wiek?” to już ana­chro­nizm. Teraz mówi się tonem pro­ku­ra­tor­skim: „Chuj two­jej ciot­ce w dupę!” Odzew brzmi: „A two­jej dwa na kupę!”