04/05/20

A czasami bywa tak [11]

Anna Adamowicz

Strona cyklu

Chrupiące oko
Anna Adamowicz

ur. w 1993 r. w Lubinie. Diagnosta laboratoryjny, poetka, autorka tomów Wątpia  i Animalia. Nominowana do Nagrody Literackiej Gdynia. Dwukrotna finalistka „Połowu” (2012, 2016), nominowana do nagrody głównej w XIX Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego im. Jacka Bierezina. Mieszka we Wrocławiu.

A cza­sa­mi bywa tak, że urlo­py, urlo­py, urlo­py, zastęp­stwa, zastęp­stwa, zastęp­stwa. Więc jeź­dzisz na zastęp­stwa, zwie­dzasz mia­sto, zwie­dzasz róż­ne auto­bu­sy i róż­ne tram­wa­je, dziel­nie uczysz się czy­tać książ­ki w dro­dze, mimo że auto­bu­sy koły­szą się łód­ką, pod­ska­ku­ją doroż­ką. A dzi­siaj aku­rat masz zastęp­stwo w przy­chod­ni, w któ­rej zawsze jest dużo pacjen­tów, więc już w tram­wa­ju się na to nasta­wiasz i taka nasta­wio­na jedziesz, taką nasta­wio­ną ści­ska­ją cię i przy­gnia­ta­ją ludzie ota­cza­ją­cy cię szczel­nie, napie­ra­ją­cy ze wszyst­kich stron, nasta­wio­ną i nie­wy­spa­ną, bo wczo­raj do pół­no­cy, a tak, tak, przy­znaj się, co robi­łaś wczo­raj do pół­no­cy, otóż wczo­raj do pół­no­cy oglą­da­łaś pierw­szy odci­nek nowe­go sezo­nu Top Model, jak­że­by ina­czej, każ­dy ma jakieś guil­ty ple­asu­re, nie­ste­ty.

Ale teraz już nie ma tram­wa­ju, nie ma ład­nych dziew­czyn i ład­nych chłop­ców z Top Model, teraz jest przy­chod­nia i w sumie ponad 30 osób w kolej­ce do cie­bie. Te wszyst­kie oso­by, wcho­dząc i po dwóch minu­tach wycho­dząc, zle­wa­ją się migiem w potęż­ny kon­glo­me­rat, w jed­ne­go wiel­kie­go Zbio­ro­we­go Pacjen­ta, Pacjent ten Zbio­ro­wy jest oboj­ga płci naraz, ma żyły jed­no­cze­śnie bar­dzo dobre i bar­dzo złe, jesz­cze wczo­raj był jed­no­cze­śnie na onko­lo­gii i kar­dio­lo­gii i jed­no­cze­śnie od pię­ciu lat nie był u żad­ne­go leka­rza, prócz tego naraz maru­dzi i nie maru­dzi, naraz boli go i nie boli. Z kil­ko­ma z pod­jed­no­stek tego ZP sobie roz­ma­wiasz, na przy­kład w któ­rymś momen­cie ZP odzy­wa się niskim męskim gło­sem: CZY PANI MA KONSZACHTY Z KOMARAMI? JEŚLI PANI NIE MA, TO MOŻE BYĆ CIĘŻKO. Ach, ileż razy już sły­sza­łaś, że to, że tam­to, że żył nie ma, że pęka­ją, że cięż­ko – ale koma­rów w tym kon­tek­ście jesz­cze nie sły­sza­łaś. ŻYŁY SĄ CIENKIE I GŁĘBOKO UKRYTE sły­szysz jesz­cze i uśmie­chasz się w śro­decz­ku, bo już na pierw­szy rzut oka i po pierw­szym dotknię­ciu pal­cem widzisz i czu­jesz, że owszem, cien­kie, ale wca­le nie głę­bo­ko, wręcz prze­ciw­nie – bar­dzo płyt­ko. Nie lubisz takich żył, ale i tak wolisz je od tych rze­czy­wi­ście głę­bo­ko ukry­tych, więc radzisz sobie dosko­na­le, a ZP patrzy na to z podzi­wem i uzna­niem.

W innym momen­cie inny kawa­łek ZP odzy­wa się kobie­cym gło­sem z leciut­kim ni to lwow­skim, ni to wiej­skim akcen­tem: A PANI TO MUSI BARDZO KOCHAĆ TEN ZAWÓD, SKORO GO SOBIE PANI OBRAŁA.

Umie­ra­ją­cym ludziom podob­no prze­la­tu­je przed ocza­mi całe życie. Ty teraz masz podob­nie: przed ocza­mi momen­tal­nie widzisz pięć lat cięż­kich stu­diów, któ­re tyle razy chcia­łaś rzu­cić; widzisz kolo­kwia i egza­mi­ny, i wszyst­kich naj­bar­dziej trau­ma­to­gen­nych pro­wa­dzą­cych, przez któ­rych nie mogłaś spać po nocach; widzisz naukę pobie­ra­nia krwi i obsłu­gi ana­li­za­to­rów już po stu­diach; widzisz swo­ją żało­śnie lichą pen­sję spły­wa­ją­cą co mie­siąc na kon­to; widzisz tabu­ny pacjen­tów, któ­rych musisz sama jed­na obsłu­żyć; widzisz pacjen­tów, któ­rzy cię nie sza­nu­ją, któ­rzy do cie­bie pysku­ją, któ­rzy na cie­bie krzy­czą, mimo że serio sta­rasz się niko­mu nie wadzić ani niko­mu nie robić krzyw­dy; widzisz swo­je ple­cy, któ­re cza­sa­mi fest bolą, bo pobie­rasz krew na sto­ją­co zamiast na sie­dzą­co, bo na sie­dzą­co nie umiesz, sta­rasz się nauczyć, ale nie wycho­dzi; widzisz odpo­wie­dzial­ność za pacjen­ta i za wynik; widzisz całą pol­ską ochro­nę zdro­wia, któ­ra leży i już nawet nie kwi­czy, tyl­ko w ciszy podry­gu­je kon­wul­syj­nie; widzisz to wszyst­ko w jed­nym ułam­ku sekun­dy, a już w ułam­ku następ­nym mówisz TAK, LUBIĘ CAŁKIEM. I, o dzi­wo, mówisz to szcze­rze.

Inne odłam­ki ZP mówią DZIEŃ DOBRY, ANIOŁKU (sic!), mówią SPOKOJNEJ PRACY, mówią MIŁEGO DNIA, mówią TAKA PANI MŁODA, A TAK DOBRZE PANI POBIERA, mówią NIC NIE POCZUŁAM, mówią BARDZO PANI DZIĘKUJĘ. Uśmie­chy, podzię­ko­wa­nia, pozdro­wie­nia.

Tak, lubisz cał­kiem tę pra­cę, serio ją lubisz.