A czasami bywa tak [9]
Anna Adamowicz
Strona cyklu
Chrupiące okoAnna Adamowicz
ur. w 1993 r. w Lubinie. Diagnosta laboratoryjny, poetka, autorka tomów Wątpia i Animalia. Nominowana do Nagrody Literackiej Gdynia. Dwukrotna finalistka „Połowu” (2012, 2016), nominowana do nagrody głównej w XIX Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego im. Jacka Bierezina. Mieszka we Wrocławiu.
A czasami bywa tak, że jeździsz sobie dwa razy w tygodniu do małej przychodni na końcu świata, masz tam pana, który mówi na ciebie WAMPIR, masz tam panią, która zamiast DZIEŃ DOBRY mówi zawsze UWAGA, ŁAMAGA IDZIE, jest spokój, nie ma problemów, bawisz się świetnie, ale też nie masz za bardzo o czym opowiadać, więc milczysz.
Ale czasami bywa też tak, że musisz pojechać na zastępstwo. I masz w tej zastępstwowej przychodni przekrój przez wiele grup społecznych: jest pan na wózku, jest pani z chodzikiem (kłujesz ją dwa razy, niestety), jest niewidomy pan stukający białą laską, jest pani, która lubi mdleć podczas pobierania, więc trzeba jej pobierać na leżąco (A W TAMTEJ I TAMTEJ PRZYCHODNI TO NIE CERTOLĄ SIĘ ZE MNĄ Z JAKIMŚ POBIERANIEM NA KOZETCE, mówi, na co ty odpowiadasz, że WIE PANI, JA TO WOLĘ PACJENTA POŁOŻYĆ NIŻ GO PÓŹNIEJ ZBIERAĆ Z PODŁOGI, LUDZIE SĄ JEDNAK CIĘŻCY), jest wystraszony dziesięciolatek, jest anglojęzyczna pani, przy której robi ci się bardzo wstyd za twój sztywny, zardzewiały, od lat nieużywany angielski (choć i jak jesteś lepsza niż pielęgniarki w rejestracji i ich wypowiadane powoli, dobitnie i oczywiście po polsku KOLEJKA. TAM. ZAPYTAĆ SIĘ KTO OSTATNI). Jest też pani, która rozczula się nad tobą, że pobierasz na stojąco, schylona, co z kręgosłupem, teraz pewnie dobrze, ale na starość? A ty, poruszona tą troską, w przypływie szczerości mówisz, że z kręgosłupem to od dziecka źle, że operacja, że coś tam, ale nie umiesz pobierać na siedząco, przez dwa lata się nie nauczyłaś, to już się nie nauczysz. I mimowolnie sięgasz myślami do tego nieznośnego kręgosłupa zastygłego w falę, który rzeczywiście boli od nieustannego pochylania się nad przedramionami. Wzdychasz sobie wewnętrznie, bo cóż ci pozostało, no nic nie pozostało.
Ale nie smuć się, no weź, przestań. Nie ma co się smucić, albowiem okazuje się, że tak ogólnie to masz bardzo dobry dzień, najlepszy od dawna, dawno nie usłyszałaś tylu pochwał, że za pierwszym razem, że bezboleśnie, że gdzie indziej to zawsze problemy, ojej, jak pani to robi, przecież tej żyły tu wcale nie widać, jaka pani sprytna, jaką pani ma wprawę, och, ach, ojej. Prujesz przez pacjentów i pacjentki niczym rozpędzona motorówka przez wzburzone morze, masz wrażenie, że bardzo sprawnie ci to idzie, co jest kłamstwem, bo kończysz po czasie, po teoretycznym zamknięciu gabinetu, a pacjentek i pacjentów w sumie było ledwie nieco ponad trzydziestu. Ale nic tam jakieś kończenie po czasie. Rośniesz w środeczku, jakże rośniesz, jakże bardzo jesteś królową świata dziś.
Dopóki nie przyjdzie dziewczynka z zespołem Downa, która nie ma żył. No nie ma. Nie ma i już. Nigdzie, z żadnej strony, ani w zgięciu łokcia, ani z boku, ani na przedramieniu, ani na nadgarstku, ani na dłoni.
Wzbiera w tobie bezradna złość – na siebie, że głupiego naczynia krwionośnego nie jesteś w stanie odnaleźć i sięgnąć go igłą. Na ciało dziewczynki, że tak uparcie te naczynia krwionośne chowa. Na cały świat, że cię rzucił do tej przychodni akurat w dniu, w którym rzucił do niej tę dziewczynkę. Spinasz się cała w środku, kłujesz ją w sumie trzy razy, jedna z przychodnianych pielęgniarek dwa razy – i nic. Druga z pielęgniarek pobiera jej krew z palca – co trwa wieczność, a to dopiero pierwsza mała probóweczka, trzeba jeszcze jedną. Matka dziewczynki nieśmiało mówi, żeby może jeszcze raz spróbować z żyły. Druga z pielęgniarek wzdycha i mówi, że okej, ale widać, że jest średnio przekonana do tego pomysłu. Wbija się w to samo miejsce, w które wcześniej ty wbijałaś się dwa razy, a pierwsza z pielęgniarek raz. Pociąga za tłok strzykawki – i krew płynie. Z pięciu gardeł – ty, obie pielęgniarki, matka, dziewczynka – wydobywa się pełne ulgi i szczęścia OOOOOOOOOCH. Ponadto gdzieś z twojego wnętrza dobiega myśl, że jeszcze wiele przed tobą i wiele musisz się nauczyć.
Ale to nie dzisiaj. Dzisiaj jesteś zmęczona, pouczysz się jutro.