17/05/16

Afekt efektu (1)

Paweł Tański

Strona cyklu

Śpiew języka
Paweł Tański

Urodzony w 1974 roku w Toruniu. Historyk literatury i krytyk literacki. Autor książek o literaturze, współredaktor prac zbiorowych. Mieszka w Toruniu.

nie on słu­cha, ale muzy­ka uży­cza mu słu­chu, cza­su, cier­pie­nia, wszyst­kie­go, co prze­wi­dzia­ła
(Sta­ni­sław Barań­czak, Kon­tra­punkt)

ten śpiew doko­nu­je odwe­tu
na mało­dusz­nym losie
(Sta­ni­sław Barań­czak, Teno­rzy)

Gdy­by moż­na było wyobra­zić sobie este­ty­kę przy­jem­no­ści tek­stu­al­nej, trze­ba by do niej włą­czyć pisa­nie na głos.
(Roland Bar­thes, Przy­jem­ność tek­stu, przeł. A. Lewań­ska, War­sza­wa 1997, s. 97)

niech głos, niech pisa­nie będą świe­że, swo­bod­ne, obśli­nio­ne, drob­no­ziar­ni­ste i drga­ją­ce jak pysk zwie­rzę­cia
(Roland Bar­thes, Przy­jem­ność tek­stu…, s. 99)

W niniej­szym tek­ście spró­bu­je­my zin­ter­pre­to­wać wybra­ne tek­sty utwo­rów słow­no-muzycz­nych z reper­tu­aru zespo­łu Popsy­sze, przy czym – ze wzglę­du na ogra­ni­czo­ną obję­tość tego stu­dium – inte­re­so­wać nas będą głów­nie doko­na­nia arty­stycz­ne tej for­ma­cji z dru­giej, ostat­niej jak dotąd, pły­ty – Popsu­te (2015, Nasio­no Records, łącz­ny czas – 50:14).

Gru­pa wyda­ła dwa krąż­ki, debiu­tanc­ki – Popsto­ry (2012, Nasio­no Records, 13 pio­se­nek, czas trwa­nia: 45:41) zawie­ra pio­sen­ki wyśpie­wa­ne w języ­ku angiel­skim (z jed­nym wyjąt­kiem, o któ­rym powie­my za chwi­lę), nato­miast Popsu­te – to jede­na­ście utwo­rów po pol­sku i dwa po angiel­sku.

By nadać naszym reflek­sjom porzą­dek, w niniej­szym arty­ku­le sku­pi­my się na tek­stach napi­sa­nych w języ­ku pol­skim, inter­pre­ta­cję pio­se­nek anglo­ję­zycz­nych pozo­sta­wia­jąc na inną oka­zję. Zaznacz­my tu jedy­nie, że Jaro­sław Mar­ci­szew­ski (ur. 1981) – autor tek­stów, uta­len­to­wa­ny gita­rzy­sta i zna­ko­mi­ty woka­li­sta – napi­sał w obu języ­kach świet­ne tek­sty, utwo­ry w języ­ku angiel­skim są rów­nie arty­stycz­nie i este­tycz­nie war­to­ścio­we jak te w języ­ku pol­skim. I wspa­nia­le się sta­ło, że zespół nie zamy­ka się w jed­nym języ­ku, to sta­no­wi o jego sile, ta róż­no­rod­ność wypo­wie­dzi lirycz­nej i śpie­wu bar­dzo mi odpo­wia­da. Pio­sen­ki gru­py Popsy­sze dosko­na­le brzmią w obu języ­kach, ta arty­stycz­na stra­te­gia budu­je bogac­two prze­ka­zu form słow­nych i muzycz­nych.

Posłu­chaj­my naj­pierw jedy­ne­go po pol­sku utwo­ru tria z Trój­mia­sta z debiu­tanc­kiej pły­ty, a następ­nie spró­buj­my doko­nać inter­pre­ta­cji tek­stu, jest to pio­sen­ka pod tytu­łem Rewol­wer (3:37, dzie­wią­ta pio­sen­ka w kolej­no­ści na krąż­ku):

Kla­ska­ła w dło­nie,
Kla­ska­ła w rytm.
Jecha­ła szyb­ciej,
Jecha­ła gdzieś.

Myśla­ła dłu­go,
Nim przy­szedł sen.
Pal­cem w powie­trzu
Kre­śli­ła coś.

To nie pierw­szy raz,
Tro­chę już to zna.
Teraz liże sierść,
Tak jak dzi­ki kot.

W dło­ni rewol­wer,
Zagra w rulet­kę,
Tak jak Luc­ky Luke,
Strze­la w ser­ce swe.

Pło­nie, pło­nie cały dom, całe mia­sto,
W pra­cy już nie speł­ni się.
Pło­nie, pło­nie cały dom, całe mia­sto,
Padre nie ura­tu­je.

Poka­że pal­cem,
Poka­że go,
Za brud­ne buty,
Za całe zło.

Za dłu­gie noce,
Za krót­kie sny,
Płon­ne roz­mo­wy
O niczym.

To nie pierw­szy raz,
Tro­chę już to zna.
Teraz węszy trop,
Tak jak dzi­ki pies.

W dło­ni rewol­wer,
Zagra w rulet­kę,
Tak jak Brud­ny Har­ry,
Strze­la w ser­ce swe.

Pło­nie, pło­nie cały dom, całe mia­sto,
W pra­cy już nie speł­ni się.
Pło­nie, pło­nie cały dom, całe mia­sto,
Padre nie ura­tu­je.

Pło­nie, pło­nie cały dom, całe mia­sto,
W pra­cy już nie speł­ni się.
Pło­nie, pło­nie cały dom, całe mia­sto,
Wino nie ura­tu­je.

Pło­nie, pło­nie cały dom, całe mia­sto,
W pra­cy już nie speł­ni się.
Pło­nie, pło­nie cały dom, całe mia­sto,
Padre nie ura­tu­je.
Pło­nie, pło­nie cały dom, całe mia­sto,
W pra­cy już nie speł­ni się.
Pło­nie, pło­nie cały dom, całe mia­sto,
Wino nie ura­tu­je. [1]

Tema­tem pio­sen­ki są rela­cje uczu­cio­we mię­dzy boha­ter­ką tek­stu a jej part­ne­rem, trau­ma­tycz­ne prze­ży­cia dziew­czy­ny, kobie­ty, któ­rą zra­nio­no, któ­ra nie znaj­du­je szczę­ścia w związ­ku, pró­bu­je wyle­czyć się z ura­zów zra­nio­nych emo­cji. Poczu­cie osa­mot­nie­nia, gorycz poraż­ki, nie­moż­ność zna­le­zie­nia sen­su w życiu z powo­du bra­ku miło­ści i nie­speł­nie­nia w niej, gniew – to krę­gi pro­ble­ma­ty­ki tego utwo­ru. Jego prze­sła­nie ma wymiar tera­peu­tycz­ny, ponie­waż w pio­sen­ce tej pie­śniarz pró­bu­je opo­wie­dzieć słu­cha­czom histo­rię z życia kobie­ty, z jej codzien­no­ści, histo­rię nie­szczę­śli­wej miło­ści, i poprzez tę opo­wieść pró­bu­je prze­zwy­cię­żyć poczu­cie melan­cho­lii, smut­ku, roz­pa­czy, bólu po stra­cie, wypo­wie­dzieć emo­cje, zwią­za­ne z przej­ściem przez ogień żało­by i „czar­ne­go słoń­ca” depre­sji. Pomoc­nym może stać się prze­ni­ka­ją­ce pio­sen­kę Rewol­wer poszu­ki­wa­nie wita­li­zmu, a więc ruchu, dyna­mi­ki, życia same­go w jego nie­skrę­po­wa­nej dyna­mi­ce zda­rzeń, któ­re to kate­go­rie mają być sprzy­mie­rzeń­ca­mi w tera­pii.

Pisa­łem kie­dyś o zespo­le Kim Nowak, iż głów­ną ten­den­cją wystę­pu­ją­cą w pio­sen­kach tej gru­py jest wła­śnie wita­lizm [2], w przy­pad­ku zespo­łu Popsy­sze jest podob­nie. Dla obu arty­stów – Bar­to­sza Waglew­skie­go, basi­sty i woka­li­sty Kim Nowak oraz dla Jaro­sła­wa Mar­ci­szew­skie­go z Popsy­sze – wita­lizm ma być tera­pią w ura­zach spo­wo­do­wa­nych spo­tka­nia­mi z nie­go­dzi­wo­ścią ludzi i świa­ta. I podob­nie jak o twór­czo­ści Kim Nowak, tak o muzy­ce i sło­wach Popsy­sze może­my myśleć, posłu­gu­jąc się kate­go­ria­mi nagło­ści i eks­ta­zy [3]. Przy­po­mnij­my:

Jak pisze Karl Heine Boh­rer, nagłość, Plöt­zlich­ke­it, to „dla nowo­cze­snej lite­rac­kiej świa­do­mo­ści […] cen­tral­na kate­go­ria rady­kal­ne­go ucza­so­wie­nia” […]. Nagłe jest to, co roz­ry­wa zna­ny hory­zont i co wypro­wa­dza pod­miot poza per­cep­cyj­ną oczy­wi­stość. Nagłość wska­zu­je na „nie­po­wta­rzal­ność” „pro­ce­su ist­nie­nia” […], a więc tym samym na wtar­gnię­cie żywio­łu jed­nost­ko­we­go i nie­przed­sta­wial­ne­go [4].

Takim sta­nem nagło­ści jest na pły­tach Popsy­sze wła­śnie miłość, w przy­pad­ku pio­sen­ki Rewol­wer nagłość prze­ja­wia się w nie­moż­no­ści odna­le­zie­nia speł­nie­nia i poczu­cia szczę­ścia w związ­ku z bli­skim czło­wie­kiem, z part­ne­rem. Za pomo­cą lek­sy­ki zna­nej z popkul­tu­ry (Luc­ky Luck, Brud­ny Har­ry, padre) opi­sa­no w tym tek­ście stan poczu­cia prze­gra­nej, samot­no­ści, żalu, cier­pie­nia, bra­ku wspar­cia. Nato­miast w innych  pio­sen­kach Popsy­sze znaj­dzie­my opis sta­nów eks­ta­zy. Podob­nie, jak u Schul­za czy Leśmia­na – boha­ter tek­stów Mar­ci­szew­skie­go:

szu­ka­jąc wła­snej toż­sa­mo­ści, wycho­dzi nie­ustan­nie z zaj­mo­wa­ne­go przez sie­bie miej­sca i wkra­cza w nie­od­gad­nio­ny nurt wła­snej egzy­sten­cji. „Zdol­ność do eks­ta­zy”, czy­li pod­da­wa­nie się nie­ustan­nej prze­mia­nie, jest też pod­sta­wo­wym warun­kiem egzy­sten­cjal­nym w świe­cie Leśmia­na [5].

W języ­ku utwo­rów tria Popsy­sze moż­na dopa­trzyć się reali­za­cji kon­cep­cji zna­nej z badań Micha­ła Gło­wiń­skie­go nad poezją Leśmia­na, mia­no­wi­cie – „poety jako czło­wie­ka pier­wot­ne­go”:

Poezji pier­wot­nej, tej począt­ko­wej wie­dzy o świe­cie, spe­cjal­nie nie two­rzo­no, jej dzie­dzi­ną był sam język, nie pod­le­gły jesz­cze sztyw­nym rygo­rom rozu­mo­wa­nia, będą­cy nie­ustan­ną twór­czo­ścią, nie­ustan­nym wyna­laz­kiem. Języ­ko­wi nie zna­na była jesz­cze wów­czas jaka­kol­wiek abs­trak­cja, pod­le­gał on wyobraź­ni i uczu­ciu. Rzą­dzi­ła nim swo­ista logi­ka poetyc­ka, w któ­rej figu­ra­mi myśle­nia były meta­fo­ry powsta­łe w spo­sób natu­ral­ny i poza­re­flek­syj­ny: czło­wiek pier­wot­ny to, co znał z doświad­cze­nia wewnętrz­ne­go, prze­no­sił na świat zewnętrz­ny, prze­no­śnia sta­no­wi­ła więc wynik nie­zdol­no­ści do myśle­nia abs­trak­cyj­ne­go oraz żywio­ło­we­go spoj­rze­nia antro­po­mor­ficz­ne­go. Język ten był dosłow­nie języ­kiem poetyc­kim, pierw­si ludzie mówi­li nie tyl­ko meta­fo­rycz­nie, ale tak­że ryt­micz­nie [6].

A to z kolei kie­ru­je nas ku wita­li­zmo­wi – język jako dzia­ła­nie „znaj­du­je się jak­by nie­ustan­nie w ruchu, nie­ustan­nie rodzi się od nowa” [7]. W dwu­dzie­stu sze­ściu pio­sen­kach z płyt Popsy­sze zawarł Mar­ci­szew­ski kon­cep­cję czło­wie­ka, dla któ­re­go

sło­wo upo­dab­nia się do środ­ka magicz­ne­go, jego dzia­ła­nie pole­ga na przy­wo­ły­wa­niu rze­czy
do ist­nie­nia. Za pomo­cą sło­wa nie tyl­ko opi­su­je się to, co jest, ale nada­je świa­tu byt. I tutaj wła­śnie ana­lo­gia języ­ka poetyc­kie­go i języ­ka czło­wie­ka pier­wot­ne­go, któ­ry każ­dym sło­wem dzi­wił się odkry­wa­ne­mu świa­tu, i zara­zem jak­by go kon­sty­tu­ował, uzy­sku­je swój punkt szczy­to­wy [8].

„Szyb­ko jestem, skła­dam syla­by”– śpie­wa woka­li­sta zespo­łu Popsy­sze w pierw­szych sło­wach utwo­ru roz­po­czy­na­ją­ce­go pły­tę Popsu­te Nie nadą­żam oraz „Teraz usły­szysz, co mówię” w pio­sen­ce W samo połu­dnie, co ozna­cza powrót do języ­ka czło­wie­ka pier­wot­ne­go, odkry­wa­ją­ce­go w zdu­mie­niu tegoż języ­ka „wiecz­ne two­rze­nie” [9]. To rów­nież odkry­cie antro­po­lo­gii gło­su – moż­li­wo­ści, jakie daje śpiew. A wyśpie­wa­ny utwór roc­ko­wy jest dzia­ła­niem, per­for­men­sem [10]: „Cza­so­wy i zda­rze­nio­wy cha­rak­ter sło­wa w sztu­ce oral­nej ozna­cza, że wystę­pu­je ono w peł­ni dźwię­ko­wej cie­le­sno­ści – jako  głos” [11]. Przy­po­mi­nij­my sło­wa wybit­ne­go bada­cza war­to­ści muzy­ki popu­lar­nej – Simo­na Fri­tha, któ­ry tak oto pisał:

Pod­sta­wo­wa jest tu przy­jem­ność, któ­rej źró­dłem jest głos, głos jako cia­ło, głos jako oso­ba. Klu­czo­wy gest – zaśpie­wa­na nuta – opie­ra się na tym samym napię­ciu mię­dzy tym, co wewnętrz­ne i zewnętrz­ne, co sztu­ka per­for­man­ce’u [12].

Spójrz­my teraz na dwa utwo­ry, w któ­rym znaj­dzie­my pró­bę uchwy­ce­nia sta­nu eks­ta­zy. Pierw­szy nosi tytuł Sukien­ka (zamiesz­czo­ny na pły­cie Popsu­te jako czwar­ty, czas pio­sen­ki wyno­si 2:41):

Tro­chę pod górę,
Powo­li idę,
Nie spie­szę się,
Spo­koj­nie cze­kam.

Na sta­rym moście,
Dziu­ra­wej dro­dze,
Spo­glą­dam w dół,
Zno­wu tam jesteś.

Widzę cię w let­niej sukien­ce,
Żół­tą w ręku masz toreb­kę,
W dół idę sto­pień po stop­niu,
Widzę cię w let­niej sukien­ce.

Wagon ruszył się,
W środ­ku dusz­no jest,
Ja mówię coś,
Ty też coś mówisz.

Czte­ry przy­stan­ki,
Wol­no jedzie­my,
Postój w tune­lu,
Połu­dnie, lipiec.

Widzę cię w let­niej sukien­ce,
Żół­tą w ręku masz toreb­kę,
W dół idę sto­pień po stop­niu,
Szyb­ciej bije moje ser­ce.

Widzę cię w let­niej sukien­ce,
Żół­tą w ręku masz toreb­kę,
W dół idę sto­pień po stop­niu,
Widzę cię w let­niej sukien­ce.

Opi­sa­ny w tej krót­kiej pio­sen­ce stan eks­ta­zy wyni­ka z rado­ści zoba­cze­nia bli­skiej oso­by, kobie­ty,  któ­rą spo­ty­ka mówią­cy w tek­ście, spę­dza z nią let­ni czas („Połu­dnie, lipiec”, „w let­niej sukien­ce”). Jej widok daje mu poczu­cie przy­jem­no­ści, odczu­wa dobre emo­cje („Szyb­ciej bije moje ser­ce”, „Spo­koj­nie cze­kam”). Na uwa­gę zasłu­gu­je spo­sób obra­zo­wa­nia w tym utwo­rze – pod­kre­ślo­ny został kolor toreb­ki dziew­czy­ny (żół­ty), nato­miast bar­wa sukien­ki nie zosta­ła nazwa­na, co pozwa­la słu­cha­czo­wi same­mu wyobra­zić sobie, skon­kre­ty­zo­wać jej kolor. Jest to bar­dzo dobry zabieg poetyc­ki, prze­mil­cza­no to, co może­my sobie sami na wła­sny uży­tek przy­wo­łać w myślach, nato­miast dzię­ki temu na plan pierw­szy wysu­wa się żół­ta bar­wa toreb­ki. Sku­pie­nie na tym szcze­gó­le dam­skiej gar­de­ro­by koja­rzyć się może oczy­wi­ście z malar­stwem lub po pro­stu z takim spo­so­bem spo­strze­ga­nia, w któ­rym mówią­cy w tek­ście zauwa­żył jak­że istot­ny detal. To wła­śnie bar­wa toreb­ki jest tu zna­czą­ca – żół­ty jako kolor cie­pły, dają­cy radość oku, przy­jem­ność zmy­sło­wi wzro­ku. Waż­ny jest czas sytu­acji lirycz­nej tej pio­sen­ki – lip­co­wy, w któ­rym jest „dusz­no” pod­czas jaz­dy wago­nem (tram­wa­ju?), uchwy­co­na zosta­ła w utwo­rze let­nia chwi­la spo­tka­nia kobie­ty i męż­czy­zny, któ­ry snu­je opo­wieść o swo­ich emo­cjach w miło­snym mono­lo­gu („Widzę cię w let­niej sukien­ce”). Sło­wa woka­li­sty upo­dab­nia­ją się do środ­ka magicz­ne­go, ich dzia­ła­nie ma przy­wo­łać rze­czy do ist­nie­nia. Wita­lizm muzy­ki i gło­su zna­ko­mi­cie odda­je stan eks­ta­zy, wyni­ka­ją­cy z rado­ści spo­tka­nia dziew­czy­ny w let­niej sukien­ce.

A oto dru­ga pio­sen­ka, będą­ca zapi­sem eks­ta­tycz­nych doświad­czeń – Rita (czas: 2:21, siód­ma na pły­cie Popsu­te). Pora w tym momen­cie wyja­śnić meta­fo­rę uży­tą w tytu­le niniej­sze­go arty­ku­łu. Otóż „afekt efek­tu” ozna­cza emo­cje zwią­za­ne ze słu­cha­niem gło­su woka­li­sty, muzy­ki i słów zespo­łu Popsy­sze, ale i w ogó­le utwo­rów słow­no-muzycz­nych, ozna­cza rów­nież emo­cje zwią­za­ne z pro­ce­sem twór­czym – pisa­niem słów pio­se­nek, kom­po­no­wa­niem muzy­ki, gra­niem w zespo­le, wresz­cie – śpie­wa­niem. To wszyst­ko sil­ne emo­cje wywo­ła­ne „efek­tem” – obco­wa­niem z dzie­łem sztu­ki, w tym przy­pad­ku sztu­ki słow­no-muzycz­nych splo­tów. Ale chcia­łem wyzy­skać w tej meta­fo­rze rów­nież grę słów – bo wszak­że „efekt” to skró­to­we, slan­go­we okre­śle­nie efek­tu gita­ro­we­go, czy­li urzą­dze­nia elek­tro­nicz­ne­go prze­twa­rza­ją­ce­go i mody­fi­ku­ją­ce­go dźwięk, sto­so­wa­ne­go prze­waż­nie do gita­ry elek­trycz­nej, jak rów­nież nazwa efek­tu dzia­ła­nia takie­go urzą­dze­nia. A zatem „afekt efek­tu” to rów­nież meta­fo­ra ozna­cza­ją­ca emo­cje słu­cha­cza, wywo­ła­ne słu­cha­niem dźwię­ków gita­ry Jaro­sła­wa Mar­ci­szew­skie­go, korzy­sta­ją­ce­go z takie­go wła­śnie urzą­dze­nia oraz meta­fo­ra ozna­cza­ją­ca emo­cje same­go muzy­ka z gru­py Popsy­sze, któ­ry korzy­sta z gita­ro­wych efek­tów, by spra­wić przy­jem­ność sobie i słu­cha­czo­wi. Eks­pre­sja emo­cji w muzy­ce Popsy­sze, gło­sie woka­li­sty, sło­wach pio­se­nek przy­nio­sła efekt w posta­ci płyt, a ich słu­cha­nie daje efekt w emo­cjach słu­cha­czy – rodzi przy­jem­ność este­tycz­ną i radość z obco­wa­nia ze sztu­ką.

Mówi­my o tym wła­śnie w tym momen­cie, ponie­waż sądzę, że pio­sen­ka Rita to szczy­to­we osią­gnię­cie zespo­łu z Wybrze­ża, sku­mu­lo­wa­ły się w niej owe eks­pre­sje emo­cji, o któ­rych przed chwi­lą pisa­łem. Posłu­chaj­my:

Bum bum, uja­da­ją tram­wa­je,
Bum bum, linia jeden, dwa, jede­na­ście,
Bum bum, uli­ce zapar­ko­wa­ne,
Bum bum, po dachach peł­za świa­tło.

Bum bum, uty­li­zu­je broń,
Bum bum, Rita ura­tu­je mia­sto.
I znów mogę spo­koj­nie zasnąć.
Bum bum, Rita ura­tu­je mia­sto.

Bum bum, na gór­ce wyją psy,
Bum bum, pod wyku­szem straż­ni­cy,
Bum bum, za zakrę­tem Salva­tor,
Bum bum, słoń­ce, upał, zło­to.

Bum bum, uty­li­zu­je broń,
Bum bum, Rita ura­tu­je mia­sto.
I znów mogę spo­koj­nie zasnąć.
Bum bum, Rita ura­tu­je mia­sto.

Bum bum, uty­li­zu­je broń,
Bum bum, Rita ura­tu­je mia­sto.
I znów mogę spo­koj­nie zasnąć.
Bum bum, Rita ura­tu­je mia­sto.

War­tość tego tek­stu pole­ga na arty­stycz­nym wyko­rzy­sta­niu dźwię­ko­na­śla­dow­czych słów „bum bum” w zesta­wie­niu z opi­sem mia­sta i wyko­ny­wa­nych czyn­no­ści przez mówią­ce­go w tym utwo­rze, wyra­zy te pod­kre­śla­ją ów wita­lizm, o któ­rym wcze­śniej była mowa, pró­bę okre­śle­nia dyna­mi­ki i prze­pły­wu zja­wisk, stan eks­ta­zy, wyni­ka­ją­cej ze spo­tka­nia z bogac­twem i dziw­no­ścią świa­ta. Zde­rze­nie tych ono­ma­to­pei z resz­tą języ­ko­we­go ukształ­to­wa­nia tek­stu pod­kre­śla rów­nież nagłość, któ­rą przy­wo­ły­wa­li­śmy wcze­śniej, tu mamy do czy­nie­nia z nagło­ścią gnie­wu, nagło­ścią bun­tu, nagło­ścią wędrów­ki boha­te­ra tek­stu przez mia­sto, przez rze­czy­wi­stość, przez życie. Tema­tem pio­sen­ki Rita jest też wygra­na z agre­sją, rezy­gna­cja z nie­po­trzeb­ne­go wku­rze­nia na świat, odzy­ska­nie spo­ko­ju
i rado­ści z prze­ży­wa­ne­go cza­su, dnia, momen­tu („słoń­ce, upał, zło­to”). Podob­nie jak w innych utwo­rach Popsy­sze – rów­nież ten ma wymiar tera­peu­tycz­ny, pole­ga­ją­cy na pró­bie odda­nia za pomo­cą języ­ka dystan­su do rze­czy­wi­sto­ści, prze­ni­ka ów tekst dobro­tli­wa iro­nia, humor, żart, szczyp­ta komi­zmu, zaba­wa sło­wem i gło­sem, muzy­ką, ryt­mem. Afekt efek­tu wyj­ścia na mia­sto to eks­ta­tycz­ne doświad­cze­nie roz­ry­wa­nia hory­zon­tu doświad­czeń, nie­po­wta­rzal­no­ści bycia, wtar­gnię­cia żywio­łów ist­nień, jed­nost­ko­wych doznań, emo­cji, spo­strze­żeń, to przy­go­da zmy­słów, uczta instynk­tów, spo­tka­nie z nie­zna­nym i tajem­ni­czym świa­tem, kosmo­sem cza­su.

Poja­wia­ją­cy się w pio­sen­ce Rita motyw wal­ki i wygra­nej z nie­go­dzi­wo­ścią czło­wie­ka i przez to – nisz­czo­ne­go prze­zeń świa­ta, poja­wia się rów­nież w tek­ście Bia­ły szum (4:54, to dzie­sią­ty utwór na pły­cie), zresz­tą tak­że tytuł pły­ty – Popsu­te – odno­si się do tej pro­ble­ma­ty­ki, ozna­cza wszyst­ko to, co ska­żo­ne ludz­ką ręką, co jest spar­ta­czo­ne, nie­na­pra­wio­ne, nisz­czo­ne, to świat zepsu­ty przez czło­wie­ka. W utwo­rze Bia­ły szum znaj­dzie­my odmo­wę uczest­ni­cze­nia w tym, co pod­łe w takim nie­po­ję­tym i okrut­nym z powo­du ludz­kich roz­gry­wek świe­cie. Meta­fo­ra bia­łe­go szu­mu ozna­cza odcię­cie się od takiej rze­czy­wi­sto­ści, nie­przy­ję­cie do świa­do­mo­ści bycia w takim oto­cze­niu, ukry­cie się w swo­im wewnętrz­nym azy­lu spraw waż­nych dla sie­bie:

Ja nie gram w tej grze,
Któ­rej coraz wię­cej wokół mnie.
I nigdzie nie idę,
A jestem w środ­ku.

Nie moje są fajer­wer­ki,
Nie moje są ser­pen­ty­ny,
Nie sły­szę nic nie rozu­miem.
Ide­al­ny bia­ły szum.

Ja nie gram w tej grze,
Nikt nawet nie zapro­sił mnie.
I nie mam bile­tu.
Nie wiem, ile kosz­tu­je wstęp.

Nie moje są fajer­wer­ki,
Nie moje są ser­pen­ty­ny,
Nie sły­szę nic nie rozu­miem.
Ide­al­ny bia­ły szum.

Nie moje są fajer­wer­ki,
Nie moje są ser­pen­ty­ny,
Nie sły­szę nic nie rozu­miem.
Ide­al­ny bia­ły szum.

Nie moje są fajer­wer­ki,
Nie moje są ser­pen­ty­ny,
Nie sły­szę nic nie rozu­miem.
Ide­al­ny bia­ły szum.


Przy­pi­sy:
[1] Jako że do płyt Popsy­sze nie dołą­czo­no ksią­że­czek z tek­sta­mi ani nie są one dostęp­ne w inter­ne­cie, korzy­stam z wła­snych zapi­sów ze słu­chu, dla­te­go też spo­sób ukształ­to­wa­nia for­my tek­stu może się róż­nić od autor­skie­go. Uzna­łem, że taki podział na stro­fy wyni­ka ze spo­so­bu śpie­wa­nia woka­li­sty. Już po napi­sa­niu tego arty­ku­łu otrzy­ma­łem od Jaro­sła­wa Mar­ci­szew­skie­go jego tek­sty, za co mu w tym miej­scu naj­ser­decz­niej dzię­ku­ję. Pomo­gło mi to w paru miej­scach sko­ry­go­wać moje zapi­sy i to, cze­go nie „wysły­sza­łem”.
[2] Zob. P. Tań­ski, Wita­lizm to duch roc­ka (na przy­kła­dzie debiu­tanc­kie­go albu­mu Kim Nowak), [w:] Uni­so­no w wie­lo­gło­sie 3. Rock a kore­spon­den­cja sztuk, pod red. R. Mar­cin­kie­wi­cza, Sosno­wiec 2012, s. 287–290.
[3] Tam­że.
[4] M. P. Mar­kow­ski, Pol­ska lite­ra­tu­ra nowo­cze­sna. Leśmian, Schulz, Wit­ka­cy, Kra­ków 2007, s. 113–114.
[5] Tam­że, s. 49.
[6] M. Gło­wiń­ski, Leśmian, czy­li poeta jako czło­wiek pier­wot­ny, [w:] tegoż, Zaświat przed­sta­wio­ny. Szki­ce o poezji Bole­sła­wa Leśmia­na, Kra­ków 1998 (tom czwar­ty Prac wybra­nych Micha­ła Gło­wiń­skie­go, pod red. R. Nycza), s. 16–17.
[7] Tam­że, s. 30.
[8] Tam­że, s. 32.
[9] Tam­że, s. 29.
[10] Por. G. Godlew­ski, Sło­wo – pismo – sztu­ka sło­wa. Per­spek­ty­wy antro­po­lo­gicz­ne, War­sza­wa 2008, s. 333.
[11] Tam­że, s. 334.
[12] Simon Frith, Sce­nicz­ne rytu­ały. O war­to­ści muzy­ki popu­lar­nej, prze­kład Marek Król, Kra­ków 2011, s. 286.