Andrzej Sosnowski, Wiersz (trackless)
Tadeusz Dąbrowski
Strona cyklu
W metaforzeTadeusz Dąbrowski
Urodzony w 1979 roku, poeta, eseista, redaktor dwumiesięcznika literackiego „TOPOS”. Publikuje m.in. w „The New Yorker”, „Paris Review”, „Frankfurter Allgemeine Zeitung”. Ogłosił siedem tomów wierszy, ostatnio Środek wyrazu (a5, 2016), oraz powieść Bezbronna kreska (Biuro Literackie, 2016). Laureat m.in. Nagrody Fundacji Kościelskich (2009) oraz Nagrody Fundacji Kultury Polskiej, którą otrzymał od Tadeusza Różewicza. Tłumaczony na ponad dwadzieścia języków. Mieszka w Gdańsku.
Andrzej Sosnowski
Wiersz (trackless)
Wiersz traci pamięć za rogiem ulicy
W czarnym powietrzu brzmią wołania straży
Szukałem siostry i nie mogłem znaleźć
Nie miałem siostry więc nie mogłem szukać
Nie miałem siostry jak sięgnąć pamięcią
Wstecz wzdłuż ulicy której dawno nie ma
W naszej okolicy zgubi się w podwórkach
Nie zna białego ranka Pije w suterenach
Marzy godzinami przy murku śmietnika
Moje ciemne powieki ciężkie są od wina
Wiersz wychodzi z domu i nigdy nie wraca
Wiersz nie pamięta domu którego nie było
Dla tej ciemnej miłości dzikiego gatunku
Wstecz wzdłuż ulicy której dawno nie ma
Idzie bez pamięci i znika bez śladu
Nie ma wiersza pamięci siostry ani domu
„Wiersz wychodzi z domu i nigdy nie wraca” to jedna z tych fraz poezji współczesnej, które przeszły już do legendy. Wybrali ją sobie na niepisane motto poeci przekonani o prymacie tego, co się mówi, nad tym, co j e s t, albo inaczej: autorzy, dla których wiersz sam się pisze, a następne rozwija w umyśle czytelnika wedle sobie tylko znanych reguł, lub bardziej metaforycznie: wisi w próżni niczym galaktyka lub mgławica w niewidzialnej sieci tekstów, w tej ciemnej materii, która umożliwia im rozwój, lecz której nie sposób jednoznacznie namierzyć, a tym bardziej policzyć.
„Wiersz traci pamięć za rogiem ulicy” – jak rozumieć ten wers? Ja go czytam w ten sposób: utwór, który wychodzi spod pióra czy klawiatury poety, natychmiast zaczyna żyć własnym życiem, mogą go spotkać rozkosze, ale i bóle związane z tym, jak będzie interpretowany. Przy czym trudno tutaj odróżnić rozkosz od bólu, bo skoro wiersz nie ma pamięci, a więc określonej tożsamości, nie ma też żadnych oczekiwań wobec tych, którzy będą go uważnie słuchać bądź dla zabawy obracać. Wiersz uwolniony od autora, żyje na własną odpowiedzialność, dostosowuje się do okoliczności, daje każdemu tyle, na ile ten ktoś zasługuje.
Więc po co wiersz wychodzi z domu, skoro nie ma ani pamięci, ani konkretnego pomysłu na życie? Wychodzi, bo musi. Bo czuje potrzebę zerwania z tym, co było, zanegowania swojego ojcostwa, by dać ‒ być może ‒ życie innych tekstom, które z kolei od niego oderwą się i pobiegną w świat.
Czy zatem nie ma znaczenia dla zrozumienia wiersza, z jakiej tradycji się on wywodzi, i co autor miał na myśli? Nie bardzo. Powiedziało się to, co powiedzieć się musiało, język eksplodował, rozsadził dotychczasowe formy, mleko się wylało, i ktoś – literaturoznawcy? poeci? socjologowie kultury? – będzie je musiał zlizać.
Lecz zaraz, zaraz: „Wiersz traci pamięć”? Przecież nie ma czego tracić, bo – jak czytamy dalej – „domu nie było”. W końcu – gnany jakimś niejasnym instynktem bądź „ciemną miłością dzikiego gatunku” – zaczyna się cofać, w stronę siostry i domu (robi się nostalgiczny, egzystencjalny, chce wejrzeć w siebie) – w wyniku czego zapada się w niebyt razem z nimi. Nie było domu, ale zaistniał w nieuświadomionej tęsknocie błądzącego po mieście wiersza, zaistniał w przestrzeni Tekstu, a potem przepadł wraz z nim.
Realne jest tylko to, co dzieje się w rozbłysku mowy, w tułaczce między domem, którego nie było, i domem którego nie będzie. Kolejne wiersze, kolejne teksty kultury są po to, by pamięć tej tułaczki ocalić w kolejnym metatekście – tak ja rozumiem ten niewesoły wiersz Andrzeja Sosnowskiego.
Tekst wejdzie do tomu szkiców Tadeusza Dąbrowskiego pt. W metaforze, który ukaże się wiosną 2021 r. nakładem wydawnictwa „słowo / obraz terytoria”.