08/12/14

ASEMIC WRITING?

Grzegorz Wróblewski

Strona cyklu

Matrix
Grzegorz Wróblewski

Urodzony w 1962 roku w Gdańsku. Poeta, prozaik, dramatopisarz i artysta wizualny. Autor wielu książek (poezja, dramat, proza); ostatnio m.in. Miejsca styku (2018), Runy lunarne (2019), Pani Sześć Gier (2019), Tora! Tora! Tora! (2020), Cukinie (2021), Letnie rytuały (2022), Niebo i jointy (2023), książka asemic writing Shanty Town (2022), tłumaczony na kilkanaście języków, m.in. na język angielski (Our Flying Objects - selected poems (2007), A Marzipan Factory - new and selected poems (2010), Kopenhaga - prose poems(2013), Let's Go Back to the Mainland (2014), Zero Visibility (2017), Dear Beloved Humans (2023). Dwukrotnie wyróżniony w Konkursie na Brulion Poetycki (1990, 1992). Stypendysta Duńskiej Rady Literatury i Duńskiej Państwowej Fundacji Sztuki. Należy do Duńskiego Związku Pisarzy (Dansk Forfatterforening). Od 1985 roku mieszka w Kopenhadze.

Od lat osiem­dzie­sią­tych wysta­wiam malar­stwo, zaj­mu­jąc się jed­no­cze­śnie lite­ra­tu­rą. Czy te media wza­jem­nie się osła­bia­ją, powo­du­jąc, że zarów­no obra­zy jak i wier­sze tra­cą na swo­jej sile, a może wręcz prze­ciw­nie? Czy moż­na rów­no­le­gle dzia­łać w róż­nych tych świa­tach? Kil­ka razy zada­wa­no mi to pyta­nie. Woj­tek Wil­czyk napi­sał w fol­de­rze towa­rzy­szą­cym wysta­wie w Muzeum Lite­ra­tu­ry w War­sza­wie:

Pisa­ne obra­zy i rysun­ki auto­ra „Kopen­ha­gi” są znów, podob­nie jak jego wier­sze czy pro­zy moc­no osa­dzo­ne w realiach tego mia­sta nad Sun­dem, miesz­ka­nia w dziel­ni­cy na wyspie Ama­ger, w loka­lu przy uli­cy Elba­ga­de. Mówią o tym nie tyl­ko tytu­ły prac (oraz widocz­ny w poprzed­nim zda­niu ciąg akwa­tycz­nych sko­ja­rzeń), ale tak­że ich egzy­sten­cjal­ny, mrocz­ny kli­mat. Nie­mal sta­le obec­nym moty­wem na tych obra­zach jest szki­co­wo potrak­to­wa­na męska gło­wa, ryso­wa­na zawsze z pro­fi­lu. Ta powra­ca­ją­ca obse­syj­nie postać, przy­wo­dzić może na myśl powta­rza­ne rów­nie seryj­nie mniej lub bar­dziej fik­cyj­ne auto­por­tre­ty w gra­fi­kach Jerze­go Pan­ka, któ­re­go twór­czość Wró­blew­ski zna i ceni. Jed­nak­że figu­ra z jego prac to wyraź­nie „obser­wa­tor” i zara­zem uczest­nik tych zapi­sów, któ­rych autor – by przy­wo­łać zacy­to­wa­ny na począt­ku tych roz­wa­żań wiersz – „odwra­ca gło­wę w prze­ciw­nym kie­run­ku”, zaś obszar, jaki tam na nie­go cze­ka – przyj­rzyj­my się np. obra­zom „Deep Blue Adven­tu­res”, „Tan­go City”, „Exo­dus from Chri­stian­shavn” czy „Spa­ce, Silen­ce” – ma cha­rak­ter świa­ta o ewi­dent­nie… pod­wod­nych wła­ści­wo­ściach.

Jed­ną z tych prac zamiesz­czam poni­żej, dla orien­ta­cji. Pomysł o pod­wod­nych wła­ści­wo­ściach wydał mi się nie­zwy­kle cie­ka­wy. Ale­chin­sky mówiąc kie­dyś o swo­ich tuszach, porów­nał je wła­śnie do zanu­rza­nia się w oce­anicz­nych wodach, gdzie nigdy nie wia­do­mo, co moż­na zoba­czyć, jakie pod­stęp­ne syre­ny, nie­ocze­ki­wa­ne prze­strze­nie się tam nagle odkry­je… Moje obra­zy czę­sto wyko­ny­wa­ne są tech­ni­ką far­by akry­lo­wej, w połą­cze­niu z wodo­od­por­ny­mi tusza­mi. Widać w nich wyraź­nie ele­ment kali­gra­ficz­ny. Są więc rodza­jem zapi­su na płót­nie? Gło­wa, o któ­rej wspo­mi­na Woj­tek jest robio­na zazwy­czaj tuszem, towa­rzy­szą temu czę­sto frag­men­ty pisma, zapi­sy… O tych pra­cach nie­kie­dy mówio­no, że są jed­ną z odmian ase­mic wri­ting. W sie­ci moż­na zna­leźć defi­ni­cję:

Ase­mic wri­ting is a wor­dless open seman­tic form of wri­ting. The word ase­mic means „having no spe­ci­fic seman­tic con­tent”. With the non­spe­ci­fi­ci­ty of ase­mic wri­ting the­re comes a vacu­um of meaning which is left for the reader to fill in and inter­pret. All of this is simi­lar to the way one would dedu­ce meaning from an abs­tract work of art. The open natu­re of ase­mic works allows for meaning to occur trans-lin­gu­isti­cal­ly; an ase­mic text may be „read” in a simi­lar fashion regar­dless of the reade­r’s natu­ral lan­gu­age. Mul­ti­ple meanings for the same sym­bo­lism are ano­ther possi­bi­li­ty for an ase­mic work.

Ktoś, kto chciał­by zain­te­re­so­wać się tema­tem, musiał­by zająć się z miej­sca kali­gra­fią. Zba­dać jej histo­rię. Wang Xizhi… Wschód! Ale nie tyl­ko. Szyb­ko natra­fił­by tak­że na kon­kret­ne śla­dy w sztu­ce współ­cze­snej, zachod­niej (taszyzm itd.), zetknął­by się np. z takim arty­stą jak Cy Twom­bly. Oso­ba­mi, któ­re inten­syw­nie pro­mu­ją ase­mic wri­ting są obec­nie Tim Gaze oraz Micha­el Jacob­son. Wie­lo­krot­nie publi­ko­wa­li na swo­ich stro­nach moje rze­czy, uzna­jąc, ze jestem wła­śnie w jakiś spo­sób zwią­za­ny z tym nur­tem. Jed­na z moich prac, któ­rą poka­zu­ję obec­nie w Kato­wi­cach ma tytuł: Ase­mic wri­ting. Red. Jest tam zako­do­wa­ne pew­ne hasło, zda­nie. Zro­bi­łem to w odpo­wied­ni spo­sób… Raczej nie moż­na go odczy­tać. Te sło­wa zmie­ni­ły mi kie­dyś oddy­cha­nie i chcia­łem je w jakiś spo­sób utrwa­lić, zro­bi­łem to czer­wo­nym tuszem, potem pokry­łem całość akry­la­mi, a w trze­ciej powierzch­ni poja­wi­ły się kolej­ne ornamenty/figury, wyko­na­ne tym razem tuszem kolo­ru czar­ne­go. Jest to więc hybry­da. Rodzaj pra­cy eks­pre­syj­nej, typo­wej też dla ase­mic wri­ting, czy wier­sza zapi­sa­ne­go na płót­nie. Ase­mic wri­ting to świat w zasa­dzie niczym nie­ogra­ni­czo­ny. Mogą nim być foto­gra­ficz­ne sekwen­cje z natu­ry (układ fal, chmur, śla­dy na pla­żach), kom­pu­te­ro­we wykre­sy, zapi­sy tuszem, bar­dziej tra­dy­cyj­nie potrak­to­wa­ne obra­zy etc. Nie ma tutaj żad­nych barier. Nie wiem, czy mogę w ten spo­sób do koń­ca zde­fi­nio­wać moje pra­ce. Raczej nie jest to moż­li­we. Co zro­bić z histo­ria­mi czy­sto kon­cep­tu­al­ny­mi, z mixed media, któ­ry­mi się prze­cież rów­nie czę­sto zaj­mu­ję? Nigdy nie ilu­stro­wa­łem wier­szy, były to naj­wy­żej komen­ta­rze, ew. rodzaj dia­lo­gu z poezją. Na ostat­nich wysta­wach poka­zu­je m.in. osiem obra­zów, któ­re mają te same tytu­ły, co kon­kret­ne utwo­ry lite­rac­kie. Nie mogąc z róż­nych przy­czyn kon­ty­nu­ować pra­cy nad zapi­sa­mi, malo­wa­łem. Potem wra­ca­łem do wier­szy i nie myśla­łem o płót­nach. Rodzaj akcyj­no­ści. A naj­czę­ściej docho­dzi­łem do wnio­sku, że mój mózg pra­cu­je prze­cież w oby­dwu przy­pad­kach nad tym samym, nad roz­wią­za­niem zagad­ki cia­ła, del­fi­nów, kosmo­su, na któ­rą nie ma i tak nigdy żad­nej wyczer­pu­ją­cej odpo­wie­dzi. Wysta­wa w Cen­trum Kul­tu­ry Kato­wi­ce mia­ła być moją ostat­nią w Pol­sce. Taki był plan. Tym­cza­sem będzie kon­ty­nu­acja. W mie­ście, z któ­re­go pocho­dzę, gdzie na cmen­ta­rzu Sre­brzy­sku są pocho­wa­ni moi przod­ko­wie. W Gdań­skiej Gale­rii Gun­te­ra Gras­sa.

Acha, jesz­cze taki rodzy­nek. W Pol­sce dzia­ła obec­nie w sztu­ce młod­sza ode mnie oso­ba, któ­ra tak­że nazy­wa się Grze­gorz Wró­blew­ski. Zda­je mi się, że ten czło­wiek pra­cu­je bar­dziej w tech­ni­ce sza­blo­no­wej. I w koń­cu doszło do nie­po­ro­zu­mie­nia. Rita Baum w ostat­nim nume­rze pisma wypu­ści­ła jego rze­czy, myśląc, że cho­dzi o mnie! Rysun­ki są tego inne­go Grze­go­rza W., ale nota, któ­rą zamie­ści­li doty­czy mojej oso­by… Mam nadzie­ję, że nastą­pi jakieś spro­sto­wa­nie, bo tak prze­cież nie może być. Nie­ste­ty, nazy­wam się, jak się nazy­wam. W sie­ci moż­na natknąć się na masę ludzi, któ­rzy są Grze­go­rza­mi Wró­blew­ski­mi. Jacyś hodow­cy pie­cza­rek, pił­ka­rze, praw­ni­cy etc. Nie daj­cie się więc przy­pad­kiem nabrać!

Grze­gorz Wró­blew­ski, Exo­dus from Chri­stian­shavn, 30 x 30 cm, akryl i tusz na płót­nie