20/02/17

Bunt wznieci słowo poety

Lynn Suh

Strona cyklu

Wytłumaczenia
Lynn Suh

Urodzony w 1982 roku w Bostonie, USA. Tłumacz współczesnej poezji polskiej. Były redaktor naczelny czasopisma poświęconego współczesnej poezji amerykańskiej i polskiej, WIDMA. Jego eseje, przekłady i wiersze są publikowane m.in. w "Berlin Quarterly", "biBLiotece", "Fence", "Kontencie" i "Versopolis". Obecnie mieszka w Seulu w Korei Południowej i jest doktorantem na Wydziale Polonistyki na Hankuk University of Foreign Studies.

#koba­ne (Szcze­pan Kopyt)

prze­wi­jam pasek ze zdję­cia­mi
odcię­tych głów dziew­czyn
któ­re nie mia­ły więk­sze­go wybo­ru
niż szyb­ko nauczyć się strze­lać
i ubrać mun­dur
z czer­wo­ną gwiaz­dą

trwa medial­na noc
ale pło­ną obla­ne ben­zy­ną
domy i uli­ce koba­ne
choć śpią lot­ni­cy boga­tych państw
kore­spon­den­ci jedzą rege­ne­ra­cyj­ne
posił­ki wol­ny świat mozol­nie
wal­czy z ter­ro­ry­zmem

ruchli­wy jest zwłasz­cza wir­tu­al­ny pasek
ale nie zerwie się na pomoc
męż­czy­znom i kobie­tom
sta­rusz­kom i dzie­ciom
oto­czo­nym przez ame­ry­kań­skie zdo­bycz­ne czoł­gi
leżą­cym na bary­ka­dach i
ubra­nym w nie­wła­ści­we mun­du­ry
z czer­wo­ną gwiaz­dą

czer­wo­na może być tyl­ko krew
bled­nie fla­ga turec­kiej wio­sny
kto wspo­mni przy­szłej jesie­ni
boha­ter­kę arin mir­kan
i tysią­ce bez­i­mien­nych
i nie­istot­nych
wal­czą­cych z ludź­mi wiel­kiej wia­ry

w naszych oczach rośnie w ciem­no­ści
finał drżą­cych kotłów ody do rado­ści
prze­raź­li­wie głu­chy pro­sto­kąt
odbi­te­go ekra­nu

tak bro­ni się koba­ne
pamię­taj
koba­ne

#koba­ne (by Szcze­pan Kopyt)

i’m scrol­ling down a page of pic­tu­res –
deca­pi­ta­ted heads of girls
who didn’t have much of a cho­ice
but to learn quic­kly how to sho­ot
and don uni­forms
display­ing the red star

the media is asle­ep
but doused with gaso­li­ne
the houses and stre­ets in koba­ne burn
the pilots of weal­thy nations sle­ep
cor­re­spon­dents eat for­ti­fy­ing
meals the free world with gre­at effort
fights ter­ro­rism

only the scroll bar is acti­ve
but it’s not going to rush in to help
the men and women
the elder­ly and young
who lie in bar­ri­ca­des
encirc­led by pira­ted tanks made in ame­ri­ca
clo­thed in ill-fit­ting uni­forms
display­ing the red star

what’s red might only be blo­od
the flag of the tur­kish spring fades
who’ll remem­ber next autumn
the hero arin mir­kan
or the tho­usands of ano­ny­mo­us
and unim­por­tant
figh­ters war­ring aga­inst tho­se of gre­at faith

the fina­le of the trem­bling tim­pa­ni from the ode to joy
mounts in our eyes in dark­ness
the fri­ght­ful­ly silent rec­tan­gle
of the cap­tu­red ima­ge

that’s how koba­ne defends itself
remem­ber
koba­ne

*

Nie­daw­no w księ­gar­ni Mas­so­lit pro­wa­dzi­łem roz­mo­wę ze sla­wist­ką Olą Woj­ta­szek, któ­ra przy­go­to­wa­ła wspa­nia­łą pre­zen­ta­cję o lite­ra­tu­rze chor­wac­kiej i mię­dzy inny­mi wie­le mówi­ła o zja­wi­sku dys­to­pii. Dys­to­pij­ne wizje roz­bu­dza­ją wyobraź­nię mło­dych pisa­rzy chor­wac­kich i dość czę­sto poja­wia­ją się nie tyl­ko w powie­ściach, ale też w pop-kul­tu­rze i lite­ra­tu­rze mło­dzie­żo­wej. Jed­na taka powieść ofe­ru­je wizję wiel­kie­go mia­sta zbu­do­wa­ne­go na nie­spra­wie­dli­wo­ści eko­no­micz­nej i spo­łecz­nej (podob­nie jak w fil­mie „Metro­po­lis” Frit­za Lan­ga), gdzie mury bro­nią bied­nym wstę­pu do mia­sta. W innej powie­ści zie­mia to Pla­ne­ta Fried­man, gdzie wła­dzę spra­wu­ją kor­po­ra­cje i to one kształ­tu­ją porzą­dek świa­ta. W takich powie­ściach i w tak urzą­dzo­nych rze­czy­wi­sto­ściach, któ­re prze­cież nie są tak róż­ne od naszej, Ola Woj­ta­szek widzi nie tyl­ko oczy­wi­stą kry­ty­kę póź­ne­go kapi­ta­li­zmu, ale też ducha filo­zo­fii Agam­be­na. Widzi przede wszyst­kim homo sacer jako jed­ne­go z głów­nych boha­te­rów tych powie­ści – kogoś, kto nie nale­ży do spo­łe­czeń­stwa, kto został ze wspól­no­ty wyklu­czo­ny i wie­dzie swo­ją egzy­sten­cję „poza mia­stem”, pomię­dzy życiem poli­tycz­nym a śmier­cią, nie­pew­nie i z dnia na dzień, odgro­dzo­ny murem od dorob­ku kul­tu­ry i cywi­li­za­cji – z dala od stre­fy kom­for­tu PaxA­me­ri­ca­na i glo­ba­li­za­cji.

Lecz dla­cze­go tak roz­ga­du­ję się we wstę­pie o lite­ra­tu­rze chor­wac­kiej, dys­to­pii i homo sacer? Dokąd zmie­rza ta wyciecz­ka? Myślę, że podob­ne prze­my­śle­nia o dys­to­pii, o bolącz­kach porząd­ku spo­łecz­no-poli­tycz­ne­go, moż­na dostrzec w poezji pol­skiej, a kon­kret­nie w pol­skiej poezji zaan­ga­żo­wa­nej. Auto­rzy tacy jak Kon­rad Góra, Kira Pie­trek, czy Szcze­pan Kopyt pre­zen­tu­ją per­spek­ty­wę ludzi wyob­co­wa­nych, spo­za stre­fy spo­łecz­ne­go kom­for­tu, któ­rzy żyją na mar­gi­ne­sie wspól­no­ty, w lim­bo mię­dzy życiem poli­tycz­nym i śmier­cią. Ich wier­sze są zazwy­czaj rady­kal­ne, cza­sem agre­syw­ne, ale zawsze lirycz­ne, w sty­lu… w sty­lu tak nie­po­dob­nym do nicze­go, co zna­łem nim prze­pro­wa­dzi­łem się do Pol­ski i nim zda­łem sobie spra­wę, że dzi­siej­si pol­scy poeci zwy­kle nie piszą jak Miłosz, Her­bert, lub Szym­bor­ska, że nie będą wiecz­nie pisać o obło­kach nad Fer­ra­rą, o Lwo­wie, o kotach w pustych domach, o Kró­lu Popie­lu; raczej będą pisać o blo­ko­wych przed­mie­ściach, kole­żan­kach, któ­re poni­ża­ją się przed pra­co­daw­cą, bra­ciach robot­ni­kach, o maje­sta­tycz­nym prze­pły­wie kapi­ta­łu; suro­wym okiem spo­glą­dać będą na rze­czy­wi­stość rodzi­mą i glo­bal­ną, ocza­mi nie­uprzy­wi­le­jo­wa­nych Pola­ków, ocza­mi więk­szo­ści ludzi na świe­cie.

Nie byłem zasko­czo­ny, gdy trzy lata temu Szcze­pan napi­sał wiersz o Koba­ne, w odpo­wie­dzi na otwar­ty kon­flikt, jaki wybuchł tam mię­dzy Kur­da­mi i Pań­stwem Islam­skim. Tłu­ma­czy­łem ten wiersz dla „Kry­ty­ki Poli­tycz­nej”, a Szcze­pan powie­dział mi wte­dy, że był on jakąś misją, jego misją, naszą misją skie­ro­wa­nia uwa­gi poza euro­pej­ski ogró­dek i wyka­za­nia się empa­tią, zamiast por­no­gra­ficz­ną fascy­na­cją zaspo­ka­ja­ną za pośred­nic­twem ekra­nu tele­wi­zo­ra „w pogod­ny wie­czór wio­sen­ny”. Tłu­ma­cze­nie „#koba­ne” sta­ło się dla mnie ćwi­cze­niem w posze­rza­niu świa­do­mo­ści i pogłę­bia­niu wraż­li­wo­ści. Przy tym zaczą­łem się zasta­na­wiać, jak here­tyk jakiś, że prze­cież nie ma wiel­kiej róż­ni­cy mię­dzy poezją Szcze­pa­na, a na ten przy­kład poezją Cze­sła­wa Miło­sza. U oboj­ga prze­ja­wia się powo­ła­nie do bycia świad­ka­mi warun­ków życia i, ośmie­lę się dodać, histo­rii. Czy­ta­jąc i tłu­ma­cząc „#koba­ne” wte­dy, a i teraz myśląc o pol­skiej poezji zaan­ga­żo­wa­nej, przy­po­mi­nam sobie te linij­ki star­sze­go poety:

I ci giną­cy, samot­ni,
Już zapo­mnia­ni od świa­ta,
Język nasz stał się im obcy
Jak język daw­nej pla­ne­ty.
Aż wszyst­ko będzie legen­dą
I wte­dy po wie­lu latach
Na nowym Cam­po di Fio­ri
Bunt wznie­ci sło­wo poety.