Cristina Peri Rossi
Małgorzata Kolankowska
Strona cyklu
Ogród kobietyMałgorzata Kolankowska
Hispanistka, medioznawca, tłumacz przysięgły. Doktor nauk humanistycznych w zakresie literaturoznawstwa. Adiunkt w Instytucie Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Wrocławskiego.
Starsza pani. Nie, to do niej nie pasuje. Bardziej mi odpowiada określenie „kobieta dojrzała”. Mój pierwszy kontakt z nią to wiersze, które dawno temu przywiozła pewna pani profesor z Salamanki. Pamiętam, że szokowały, zwłaszcza kiedy powiedziała, że to o zbliżeniach między dwiema kobietami. Był kiedyś taki nie do końca legalny podręcznik pt. Literatura polska źle obecna w szkole. Ta Cristiny też była „źle obecna”, bo nieobecna. Tak jak gdyby kobiety nie pisały, nie miały głosu albo zamieniły się w przezroczyste ciała z opowiadania Mariny Mayoral. Minęło parę lat zanim powróciłam do Peri Rossi. Napisałam e‑mail – odpisała ciepło, chociaż po paru tygodniach, tłumacząc, że miała wypadek. Ucieszyła się, że chciałam przetłumaczyć jedno z jej ulubionych opowiadań. Po jakimś czasie dostałam tomik – jak zwykle niepokojący.
W korespondencji dużo mówi o sobie. Widać, że lubi pisać, a przy tym celebruje każde słowo. Właściwie każdy e‑mail to krótka forma literacka. Jaka jest? Mówi, że „nic, co ludzkie, nie jest jej obce”. Zaznacza, że w niektórych kwestiach jest bardzo nowoczesna, a w innych bardzo staroświecka. Jako kobieta czuje się przede wszystkim feministką.
Pisanie nie zajmuje jej dużo czasu, bo ma lekkie pióro; nigdy nie poprawia tego, co napisze. Jej życie to pisanie: „Niewiele jest chwil, kiedy moja głowa nie pisze, kiedy moje zmysły nie piszą do tego stopnia, że rozdwajam się: żyję i patrzę, jak żyję”. Wyjątek stanowi czas gry. Cristina jest uzależniona od gier – od samotnego układania pasjansa po gry komputerowe. Poza tym uwielbia kino, czytanie, spacery, muzykę. Kino jest jej pasją od jedenastego roku życia. Lubi tę kinową atmosferę: duża sala, wielki ekran, magia obrazu. I chociaż kocha filmy, właściwie nie ogląda telewizji. Muzyka jest jej równie bliska: „Chopin zasmuca moje serce, znam go na pamięć, ale cierpię wraz z nim, podobnie jak cierpię, słuchając Erika Satiego czy bluesa. Lubi także operę, piosenki Miny, niemiecki kabaret.
Przyjaźń traktuje niczym religię. Niechętnie udziela się towarzysko, ostrożnie dobiera przyjaciół. Można powiedzieć, że czuje emocjonalną, bliską więź z dwiema, trzema osobami.
Uwielbia słodycze: czekoladę, karmel, desery, ciasta. I w tym jest mi bliska. Nie wyobrażam sobie życia bez słodkości. Cristina wyznaje, że większość z tych rozkoszy podniebienia znajduje się na jej liście produktów zakazanych ze względu na problemy z cholesterolem. Z drobnych przyjemności lubi też patrzeć w kalejdoskop, kolekcjonować znaczki i piękne przedmioty, ale, jak zaznacza, nie ma w niej potrzeby posiadania. Potrafi cieszyć się kontemplowaniem piękna – widokiem zachodu słońca, morza, krajobrazu. Kocha zwierzęta, przede wszystkim psy, niedźwiedzie i szympansy karłowate. Interesuje się ich zwyczajami, czyta na temat ich zachowań i zwyczajów.
Peri Rossi, podobnie jak jej dziewięćdziesięciosiedmioletnia matka, nie lubi prac domowych. Zwykle robi tylko to, co musi. Ze swoimi partnerkami zawsze dzieliła się sprawiedliwie obowiązkami – ona zakupy i gotowanie, one – reszta.
Trudno ją jednoznacznie sklasyfikować. Jest pisarką, poetką, dziennikarką, komentatorką. Rzadko zdarza się, aby jedna osoba łączyła w sobie tyle talentów i poruszała się swobodnie w różnych gatunkach. Ona nie potrafi powiedzieć, który z nich najbardziej jej odpowiada. Pisze, bo coś w środku nie pozwala jej żyć inaczej. Pisze o tym, co widzi, co nie daje jej spać, o tym, co ją gdzieś zafascynuje. O miłości, cierpieniu, hipokryzji, pragnieniu, niezrozumieniu. Pisze o kobietach i mężczyznach. Nie wierzy w płciowość literatury. Pisanie to jej życie. Ona to pisanie.