03/10/16

Ćwiczenia z rezygnacji (1: cześć pracy!)

Krzysztof Sztafa

Strona cyklu

Ćwiczenia z rezygnacji
Krzysztof Sztafa

Urodzony w 1991 roku. Pochodzi z gór, mieszka w Krakowie. Publikuje w prasie i Internecie. Po godzinach trochę prozaik.  

Cały świat już wie i, wie­dząc, drży z nie­po­ko­ju.

Albo nie­do­wie­rza­nia. Cały świat, nasta­wia­jąc anten­ki, już wie: po trzy­let­niej posłu­dze Prze­mek Rojek – nie­chaj na wstę­pie zosta­nie wspo­mnia­ne, jak bar­dzo nie­zli­czo­ne są jego redak­tor­skie zasłu­gi – żegna się z Biu­rem Lite­rac­kim.

Żegna się i odcho­dzi, ale – szczę­śli­wie – nie na zawsze i nie aż tak dale­ko. Na stro­nie biBLio­te­ki usły­szy­my go jesz­cze wie­lo­krot­nie. Niech jed­nak na wstę­pie zosta­nie powtó­rzo­ne: nie­zli­czo­ne są redak­tor­skie zasłu­gi Prze­mka. Po trzy­let­niej posłu­dze zosta­wia po sobie wszyst­kie spra­wy domknię­te, a na jego biur­ku panu­je ide­al­ny porzą­dek.

Żart, nie ma żad­ne­go biur­ka. Zresz­tą w przej­mu­ją­co szcze­rym i cie­płym Poże­gna­niu każ­dy mógł sobie o tym prze­czy­tać. Nie­mniej, wszy­scy czy­tel­ni­cy biBLo­te­ki wie­dzą dosko­na­le, jak dobrze i sumien­nie – z jaką dba­ło­ścią i tyta­nicz­nym nie­mal­że poświę­ce­niem, o czym wie­lo­krot­nie mogłem się oso­bi­ście prze­ko­nać – Prze­mek wyko­ny­wał swo­je zawo­do­we obo­wiąz­ki. Trud­no o lep­szy bilans: poprzecz­ka, któ­rą przez ten czas zawie­sił, trzy­ma się solid­nie na nie­zmie­rzo­nych wyso­ko­ściach.

*

To teraz kil­ka słów o czymś, o czym świat z pew­no­ścią nie wie.

Ta poprzecz­ka będzie mi sta­łym punk­tem odnie­sie­nia. Jako nowy redak­tor w Biu­rze Lite­rac­kim chciał­bym wygło­sić krót­kie i zwię­złe oświad­cze­nie. Nade wszyst­ko: z całe­go ser­dusz­ka dzię­ku­ję za kre­dyt zaufa­nia, któ­re­go udzie­lił mi Prze­mek, a wraz z nim Artur Bursz­ta. Ponad­to już teraz – na tym począt­ko­wym eta­pie – jestem zobo­wią­za­ny wobec Mar­ty Pod­gór­nik za licz­ne wska­zów­ki, jakich mi, rado­sne­mu dyle­tan­to­wi, udzie­la cier­pli­wie od pierw­szych dni. Pra­cę, któ­rą zaczy­nam ofi­cjal­nie wraz z dzie­więt­na­stym nume­rem biBLio­te­ki, trak­tu­ję nie tyl­ko jako fascy­nu­ją­cą przy­go­dę, lecz rów­nież – a raczej przede wszyst­kim – jako cie­ka­we i jed­no­cze­śnie wyma­ga­ją­ce wyzwa­nie.

Sam – skrom­nie uprze­dzam nad­wraż­li­wych (a, jak wia­do­mo z pew­nej rekla­my tele­wi­zyj­nej, nad­wraż­li­wość to ostry i nagły ból zęba) – mam dość kom­pro­mi­tu­ją­cą skłon­ność do bła­zno­wa­nia, lubu­ję się też w nie­szcze­gól­nie wyszu­ka­nych śmiesz­kach i suchych zgryw­kach. W ramach swo­ich obo­wiąz­ków zarzą­dzam jed­nak żela­zną dys­cy­pli­nę. Kwa­sy będę prze­le­wał raczej tutaj, na łamach Ćwi­czeń z rezy­gna­cji, do lek­tu­ry któ­rych ser­decz­nie i gorą­co zapra­szam.

Raz jesz­cze: jako świe­ży redak­tor biBLio­te­ki obie­cu­ję wszyst­ko plus coś jesz­cze. Zwol­nić więź­niów poli­tycz­nych. Otwo­rzyć gra­ni­cę i przy­jąć tysią­ce uchodź­ców. Wpro­wa­dzić dochód pod­sta­wo­wy, choć­by siłą. A tak napraw­dę: obie­cu­ję, wzo­rem Prze­mka, nie usta­wać w wysił­kach na rzecz pro­mo­cji war­to­ścio­wej lite­ra­tu­ry. Jestem otwar­ty na współ­pra­cę z każ­dym, kto na temat tej ostat­niej ma coś kon­struk­tyw­ne­go do powie­dze­nia i szu­ka plat­for­my, z któ­rej mógł­by (kul­tu­ral­nie) pokrzy­czeć. Nie inte­re­su­ją mnie też wszel­kie śro­do­wi­sko­we ani­mo­zje i towa­rzy­skie tar­cia, jakieś tam podzia­ły i napin­ki. Nie opo­wia­dam się po żad­nej ze stron (jakie­kol­wiek one są) i nie zamie­rzam z nikim zbi­jać tak­tycz­nych, lukra­tyw­nych pią­tek.

Niniej­szą try­bu­nę pla­nu­ję nato­miast jako odskocz­nię, miej­sce, gdzie – już w mniej zobo­wią­zu­ją­cym, luź­nym try­bie – w nie­od­le­głej przy­szło­ści pona­rze­kam sobie tro­chę na świat i życie. Tak po pro­stu, bez żad­ne­go resen­ty­men­tal­ne­go zadę­cia. Jesien­no-zimo­we Ćwi­cze­nia z rezy­gna­cji czas zacząć. Będę Was, dro­dzy czy­tel­ni­cy, tor­pe­do­wał śle­pa­ka­mi i wygła­szał przed Wami dyle­tanc­kie tyra­dy na tema­ty prze­róż­ne. Ser­decz­nie zapra­szam do lek­tu­ry.

Obie­cu­ję też, że w następ­nym odcin­ku nie będzie już tak sucho. Kła­niam się zatem i skrom­nie pole­cam uwa­dze. Cmok.