Ćwiczenia z rezygnacji (1: cześć pracy!)
Krzysztof Sztafa
Strona cyklu
Ćwiczenia z rezygnacjiKrzysztof Sztafa
Urodzony w 1991 roku. Pochodzi z gór, mieszka w Krakowie. Publikuje w prasie i Internecie. Po godzinach trochę prozaik.
Cały świat już wie i, wiedząc, drży z niepokoju.
Albo niedowierzania. Cały świat, nastawiając antenki, już wie: po trzyletniej posłudze Przemek Rojek – niechaj na wstępie zostanie wspomniane, jak bardzo niezliczone są jego redaktorskie zasługi – żegna się z Biurem Literackim.
Żegna się i odchodzi, ale – szczęśliwie – nie na zawsze i nie aż tak daleko. Na stronie biBLioteki usłyszymy go jeszcze wielokrotnie. Niech jednak na wstępie zostanie powtórzone: niezliczone są redaktorskie zasługi Przemka. Po trzyletniej posłudze zostawia po sobie wszystkie sprawy domknięte, a na jego biurku panuje idealny porządek.
Żart, nie ma żadnego biurka. Zresztą w przejmująco szczerym i ciepłym Pożegnaniu każdy mógł sobie o tym przeczytać. Niemniej, wszyscy czytelnicy biBLoteki wiedzą doskonale, jak dobrze i sumiennie – z jaką dbałością i tytanicznym niemalże poświęceniem, o czym wielokrotnie mogłem się osobiście przekonać – Przemek wykonywał swoje zawodowe obowiązki. Trudno o lepszy bilans: poprzeczka, którą przez ten czas zawiesił, trzyma się solidnie na niezmierzonych wysokościach.
*
To teraz kilka słów o czymś, o czym świat z pewnością nie wie.
Ta poprzeczka będzie mi stałym punktem odniesienia. Jako nowy redaktor w Biurze Literackim chciałbym wygłosić krótkie i zwięzłe oświadczenie. Nade wszystko: z całego serduszka dziękuję za kredyt zaufania, którego udzielił mi Przemek, a wraz z nim Artur Burszta. Ponadto już teraz – na tym początkowym etapie – jestem zobowiązany wobec Marty Podgórnik za liczne wskazówki, jakich mi, radosnemu dyletantowi, udziela cierpliwie od pierwszych dni. Pracę, którą zaczynam oficjalnie wraz z dziewiętnastym numerem biBLioteki, traktuję nie tylko jako fascynującą przygodę, lecz również – a raczej przede wszystkim – jako ciekawe i jednocześnie wymagające wyzwanie.
Sam – skromnie uprzedzam nadwrażliwych (a, jak wiadomo z pewnej reklamy telewizyjnej, nadwrażliwość to ostry i nagły ból zęba) – mam dość kompromitującą skłonność do błaznowania, lubuję się też w nieszczególnie wyszukanych śmieszkach i suchych zgrywkach. W ramach swoich obowiązków zarządzam jednak żelazną dyscyplinę. Kwasy będę przelewał raczej tutaj, na łamach Ćwiczeń z rezygnacji, do lektury których serdecznie i gorąco zapraszam.
Raz jeszcze: jako świeży redaktor biBLioteki obiecuję wszystko plus coś jeszcze. Zwolnić więźniów politycznych. Otworzyć granicę i przyjąć tysiące uchodźców. Wprowadzić dochód podstawowy, choćby siłą. A tak naprawdę: obiecuję, wzorem Przemka, nie ustawać w wysiłkach na rzecz promocji wartościowej literatury. Jestem otwarty na współpracę z każdym, kto na temat tej ostatniej ma coś konstruktywnego do powiedzenia i szuka platformy, z której mógłby (kulturalnie) pokrzyczeć. Nie interesują mnie też wszelkie środowiskowe animozje i towarzyskie tarcia, jakieś tam podziały i napinki. Nie opowiadam się po żadnej ze stron (jakiekolwiek one są) i nie zamierzam z nikim zbijać taktycznych, lukratywnych piątek.
Niniejszą trybunę planuję natomiast jako odskocznię, miejsce, gdzie – już w mniej zobowiązującym, luźnym trybie – w nieodległej przyszłości ponarzekam sobie trochę na świat i życie. Tak po prostu, bez żadnego resentymentalnego zadęcia. Jesienno-zimowe Ćwiczenia z rezygnacji czas zacząć. Będę Was, drodzy czytelnicy, torpedował ślepakami i wygłaszał przed Wami dyletanckie tyrady na tematy przeróżne. Serdecznie zapraszam do lektury.
Obiecuję też, że w następnym odcinku nie będzie już tak sucho. Kłaniam się zatem i skromnie polecam uwadze. Cmok.