20/03/18

Diamentowy firm

Kamil Sipowicz

Strona cyklu

Roztoczańskie razgawory
Kamil Sipowicz

Urodzony w 1953 roku. Historyk filozofii, dziennikarz, poeta, rzeźbiarz, malarz. Jego prace były wystawiane w Monachium, Berlinie Zachodnim, Krakowie i Warszawie. Publikował w wielu czasopismach: „Jazz”, „Jazz Forum”, „Magazyn Muzyczny Jazz”, „Tylko Rock”, „Playboy”, „Polityka”, „The Warsaw Voice”. Mieszka na Roztoczu.

Śnieg chru­pie pod noga­mi. Jest minus 5. Śnieg wie­lo­krot­nie topił się tej zimy, potem zno­wu zama­rzał. Powstał firn – dia­men­to­we krysz­tał­ki śnie­go­lo­du. Lek­ka kruch sko­ru­pa, pod któ­rą jest też suchy śnieg .W słoń­cu firn lśni dia­men­to­wy­mi roz­bły­ska­mi. Krysz­ta­ły fir­nu mają kształt gra­nia­sto­słu­pów. Wyraź­nie widać ich płasz­czy­zny. Firn pokry­wa wzgó­rza i dro­gi wokół nas. Łatwo się po nim cho­dzi. Nie grzęź­nie­my już w śnie­gu ani w bło­cie. Firn jest twar­dy, zała­mu­je się, ale deli­kat­nie, tak że buty nie wpa­da­ją w głąb śnie­gu. Auta mogą do nas doje­chać po dro­dze, któ­ra już nie jest dia­bel­sko śli­ska. I nie trze­ba jej posy­py­wać popio­łem z nasze­go komin­ka. W tym roku spa­li­li­śmy drew­no z nasze­go wła­sne­go lasku. Sosno­wy las dusił się. Nie miał poszy­cia. Dużo cien­kich sose­nek nawza­jem zasła­nia­ło sobie dostęp do świa­tła. Prze­trze­bi­li­śmy nasz las. Wio­sną zaczął żyć, poja­wi­ły się krze­wy, papro­cie i mchy. Dużo grzy­bów. W tym smar­dze. Na spa­ce­rze: Ola, ja, Fri­da, Mila i Pikuś. Ramo­na w zgrab­nym czer­wo­nym kubracz­ku. Po dro­dze spo­ty­ka­my miej­sco­we­go zie­la­rza i hodow­cę psz­czół. Zapra­sza na her­bat­kę zio­ło­wą i wła­sny miód. W War­sza­wie i Olsz­ty­nie brud­no­sza­ro. U nas orgia bie­li i dia­men­tów. Opa­la­my się na słoń­cu. Wysta­wia­my ku jego gore­ją­cej kuli nasze bla­de twa­rze. Sia­da­my na let­niej wikli­no­wej kana­pie. Wska­ku­je Mila. Gdy Fri­da chce zro­bić to samo, Mila szcze­rzy kły. Każ­dy musi znać swo­je miej­sce w hie­rar­chii. Fri­da nie ma szans. Postę­pem jest już to, że Mila Fri­dy nie gry­zie.