Diamentowy firm
Kamil Sipowicz
Strona cyklu
Roztoczańskie razgaworyKamil Sipowicz
Urodzony w 1953 roku. Historyk filozofii, dziennikarz, poeta, rzeźbiarz, malarz. Jego prace były wystawiane w Monachium, Berlinie Zachodnim, Krakowie i Warszawie. Publikował w wielu czasopismach: „Jazz”, „Jazz Forum”, „Magazyn Muzyczny Jazz”, „Tylko Rock”, „Playboy”, „Polityka”, „The Warsaw Voice”. Mieszka na Roztoczu.
Śnieg chrupie pod nogami. Jest minus 5. Śnieg wielokrotnie topił się tej zimy, potem znowu zamarzał. Powstał firn – diamentowe kryształki śniegolodu. Lekka kruch skorupa, pod którą jest też suchy śnieg .W słońcu firn lśni diamentowymi rozbłyskami. Kryształy firnu mają kształt graniastosłupów. Wyraźnie widać ich płaszczyzny. Firn pokrywa wzgórza i drogi wokół nas. Łatwo się po nim chodzi. Nie grzęźniemy już w śniegu ani w błocie. Firn jest twardy, załamuje się, ale delikatnie, tak że buty nie wpadają w głąb śniegu. Auta mogą do nas dojechać po drodze, która już nie jest diabelsko śliska. I nie trzeba jej posypywać popiołem z naszego kominka. W tym roku spaliliśmy drewno z naszego własnego lasku. Sosnowy las dusił się. Nie miał poszycia. Dużo cienkich sosenek nawzajem zasłaniało sobie dostęp do światła. Przetrzebiliśmy nasz las. Wiosną zaczął żyć, pojawiły się krzewy, paprocie i mchy. Dużo grzybów. W tym smardze. Na spacerze: Ola, ja, Frida, Mila i Pikuś. Ramona w zgrabnym czerwonym kubraczku. Po drodze spotykamy miejscowego zielarza i hodowcę pszczół. Zaprasza na herbatkę ziołową i własny miód. W Warszawie i Olsztynie brudnoszaro. U nas orgia bieli i diamentów. Opalamy się na słońcu. Wystawiamy ku jego gorejącej kuli nasze blade twarze. Siadamy na letniej wiklinowej kanapie. Wskakuje Mila. Gdy Frida chce zrobić to samo, Mila szczerzy kły. Każdy musi znać swoje miejsce w hierarchii. Frida nie ma szans. Postępem jest już to, że Mila Fridy nie gryzie.