30/12/19

Ewa Lipska, Ostatnie słowa

Tadeusz Dąbrowski

Strona cyklu

W metaforze
Tadeusz Dąbrowski

Urodzony w 1979 roku,  poeta, eseista, redaktor dwumiesięcznika literackiego „TOPOS”. Publikuje m.in. w „The New Yorker”, „Paris Review”, „Frankfurter Allgemeine Zeitung”. Ogłosił siedem tomów wierszy, ostatnio Środek wyrazu (a5, 2016), oraz powieść Bezbronna kreska (Biuro Literackie, 2016). Laureat m.in. Nagrody Fundacji Kościelskich (2009) oraz Nagrody Fundacji Kultury Polskiej, którą otrzymał od Tadeusza Różewicza. Tłumaczony na ponad dwadzieścia języków. Mieszka w Gdańsku.

Ewa Lip­ska
Ostat­nie sło­wa

Może lepiej
że nie zdą­ży­li­śmy
powie­dzieć sobie
tych ostat­nich słów.

Ostat­nie sło­wa
mogły­by nas zawieść.

Zbyt żywo
doty­czyć tema­tu.

Nie­ostroż­nie
zawa­dzić mogły
o czas przy­szły.

Przed­wcze­śnie pogrze­bać
coś w nas.

Mogły­by nie mieć
nic do powie­dze­nia.

Mogły­by mówić
ponad wszel­ką mia­rę.

Powie­dzieć do nas
o wie­le za wszyst­ko.

Jak czyn­ny wul­kan
pod twe­edo­wym nie­bem.

Może lepiej
że nie zdą­ży­li­śmy
powie­dzieć sobie
tych ostat­nich słów.

W ostat­nich sło­wach
zamknię­ty jest głu­szec.

„Głu­szec (Tetrao uro­gal­lus) jest jed­nym z naj­pięk­niej­szych pol­skich pta­ków. Kie­dyś był cen­nym gatun­kiem łow­nym. Zabi­ja­ny dla mię­sa, ale przede wszyst­kim dla nie­zwy­kle cen­ne­go tro­feum i doznań, jakie myśli­we­mu zapew­nia­ły polo­wa­nia na tokach” – infor­mu­je mnie por­tal ekologia.pl. W Wiki­pe­dii zaś doczy­tu­ję, że to naj­więk­szy ptak grze­bią­cy Euro­py.

Jak­że ten wiersz się iskrzy na obrze­żach słów i zapra­sza do ich wnę­trza. Kusi domnie­ma­ny­mi, ale sil­nie osa­dzo­ny­mi w ety­mo­lo­gii zna­cze­nia­mi: „Ostat­nie sło­wa mogły­by nas zawieść” – czy­tam, i choć oczy­wi­ste jest, że „zawieść” zna­czy w tym przy­pad­ku tyle, co „roz­cza­ro­wać”, to gdzieś w tle pobrzmie­wa mi „zawo­dzić”, a więc bez­oko­licz­nik od „zawieść”, któ­ry ma też swo­je bar­dziej nama­cal­ne, fizy­kal­ne, prze­strzen­ne zna­cze­nie. Coś mnie zawio­dło do tego lasu – mogli­by­śmy powie­dzieć. A od „zawo­dzić” już tak prze­cież bli­sko do „zwo­dzić”, co jesz­cze bar­dziej przy­da­je zmy­sło­wo­ści tej fra­zie. Poet­ka pięk­nie bawi się tym „zawo­dze­niem”, bo kil­ka lini­jek dalej uży­wa sło­wa „zawa­dzić”, któ­re brzmi tak podob­nie, choć zna­czy już coś zupeł­nie inne­go. I zno­wu sło­wo zapra­sza nas do swo­je­go wnę­trza, ponie­waż „zawa­dzić” wywo­łu­je sko­ja­rze­nie z „wadzić się” oraz z „wadą”.

Tym­cza­sem dwa kro­ki dalej w tym wier­szu:

Przed­wcze­śnie pogrze­bać
coś w nas.

Mnie się chce to „pogrze­bać” czy­tać zupeł­nie dosłow­nie, orga­nicz­nie: pogrze­bać jak we wnętrz­no­ściach cze­goś, jak w tor­bie, jak w urzą­dze­niu, pogrze­bać z mar­nym skut­kiem, pogrze­bać ozna­cza czę­sto: naba­ła­ga­nić lub popsuć. Bo i cały ten wiersz jest o psu­ciu, o tym, jak wie­le mogą popsuć w rela­cji dwoj­ga ludzi nie­opatrz­nie uży­te sło­wa, tytu­ło­we „ostat­nie sło­wa”.

Pamię­ta­cie pań­stwo, że głu­szec to ptak grze­bią­cy? Zostań­my przy głusz­cu, ponie­waż wła­śnie on mnie w tym wier­szu naj­bar­dziej inte­re­su­je. To szla­chet­ne leśne stwo­rze­nie, któ­re­mu gro­zi wygi­nię­cie, oka­zu­je się tajem­ni­czą ofia­rą „ostat­nich słów”, jest w nich zamknię­te jak w klat­ce. Ostat­nie sło­wa, tak czę­sto prze­peł­nio­ne wyrzu­tem, ura­zem, miło­ścią wła­sną, jadem – zabi­ja­ją w nas to, co dum­ne i szla­chet­ne, ale tak­że tajem­ni­cze, deli­kat­ne i pło­chli­we jak głu­szec.

Moż­li­wa jest też skraj­nie odmien­na inter­pre­ta­cja tej nie­zwy­kłej, zaska­ku­ją­cej i eks­tra­wa­ganc­kiej meta­fo­ry: nazwa „głu­szec” pocho­dzi od głu­cho­ty. Skąd ta głu­cho­ta? Ano stąd, że głu­szec wyda­je odgłos skła­da­ją­cy się z czte­rech czę­ści, ina­czej fraz, są to kolej­no: kla­pa­nie, tre­lo­wa­nie, kor­ko­wa­nie i szli­fo­wa­nie. Pod­czas szli­fo­wa­nia, trwa­ją­ce­go od 1 do 1,5 sekun­dy, ptak prze­sta­je reago­wać na bodź­ce zewnętrz­ne – głuch­nie. War­to pod­kre­ślić, że wyda­jąc te dźwię­ki, roz­kła­da wachla­rzo­wa­to ogon, wycią­ga gło­wę i stro­szy skrzy­dła. Czy nie tak wła­śnie zacho­wu­ją się ludzie, któ­rzy – roz­sta­jąc się –wypo­wia­da­ją w swo­ją stro­nę „ostat­nie sło­wa”?

Ale może być z nami jesz­cze gorzej: kie­dy zamie­nia­my się nie tyle w głusz­ca, co w strze­ko­ta. Już wyja­śniam: strze­kot to bez­płod­na krzy­żów­ka głusz­ca i cie­trze­wia. Sły­szą już pań­stwo, jakie zna­cze­nia cza­ją się w cie­trze­wiu?

War­to zwra­cać uwa­gę na wła­sne sło­wa, bo każ­de z nich może być ostat­nie. Oby nie były odgło­sem strze­ko­ta, bez­płod­nej krzy­żów­ki głu­cho­ty i zacie­trze­wie­nia.