06/03/17

Głos jeszcze do wyłowienia

Michał Domagalski

Strona cyklu

Re:cyklizacje
Michał Domagalski

Urodził się w Ostrzeszowie w 1982. Publicysta i krytyk. Redaktor prowadzący portalu Wywrota  w latach 2015-2016. Debiutował w almanachu Połów. Poetyckie debiuty 2014-2015, w 2018 roku ukazała się jego pierwsza książka poetycka - Poza sezonem. Mieszka w Poznaniu.

W Poło­wie inte­re­su­je mnie zde­rze­nie. Zde­rze­nie, z któ­re­go nie musi wca­le powstać wiel­ka lite­ra­tu­ra. Kolej­ne anto­lo­gie Poło­wu sta­ją się więc połą­cze­niem ele­men­tów, któ­re dotych­czas trud­no było­by ze sobą złą­czyć. W przy­pad­ko­wych tek­stach kil­ku – w tym roku dzie­wię­ciu, w poprzed­nim ośmiu – osób zagłę­bia­my się, nie do koń­ca wie­dząc, co nas cze­ka. Nie jest to zaba­wa dla ludzi, któ­rym podo­ba­ją się tyl­ko melo­die już sły­sza­ne. Zapew­ne nawet lepiej było­by dla per­cep­cji mło­dej poezji, aby lubu­ją­cy się w zja­wi­skach okre­ślo­nych, cza­sa­mi do bólu jed­no­znacz­nych, po Połów nie się­ga­li.

W Poło­wie docho­dzi – nie­mal z zało­że­nia – do mówie­nia wie­lo­ma języ­ka­mi. Cza­sa­mi to języ­ki racz­ku­ją­ce, budu­ją­ce wła­sną gra­ma­ty­kę w opar­ciu o kolej­ne gro­ma­dzo­ne przy­kła­dy uży­cia. Cza­sa­mi – wycho­dząc wresz­cie z tymi przy­kła­da­mi na zewnątrz – pro­szą­ce o uło­że­nie gra­ma­ty­ki przez nie­za­leż­nych obser­wa­to­rów. Czy nie tym po czę­ści jest anto­lo­gia każ­de­go kolej­ne­go Poło­wu? Czy rok rocz­nie wraz z towa­rzy­szą­cy­mi poła­wia­niu warsz­ta­ta­mi, wraz z moż­li­wo­ścią zde­rze­nia swo­ich wier­szy i prze­my­śleń z doświad­cze­niem redak­cyj­nym i twór­czym poła­wia­czy – w tym roku Mar­ta Pod­gór­nik, Tade­usz Dąbrow­ski, Kac­per Bart­czak – Połów nie sta­je się dla uczest­ni­ków nauką cho­dze­nia, a dla odbior­ców tych zma­gań, dla czy­tel­ni­ków alma­na­chu przy­glą­da­niem się, jak usta­wia­ją się gło­sy?

I dzi­wi, gdy Mar­cin Jurzy­sta – zabie­ra­jąc głos w deba­cie „Biu­ro­we książ­ki roku 2016” – pisze o zeszło­rocz­nym alma­na­chu: „Nie prze­ko­nu­ją mnie jed­nak alma­na­chy w sty­lu Połów. Poetyc­kie debiu­ty 2014–2015, bo widzę w nich jedy­nie zabieg mar­ke­tin­go­wy, mają­cy na celu pro­mo­wa­nie tyl­ko wła­snych auto­rów.”

Dzi­wi, bo żaden z nas – póki co – nie jest auto­rem Biu­ra, nie licząc wła­ści­wie tego alma­na­chu i kil­ku wier­szy na stro­nach „biBLio­te­ki”. W Poło­wie nie bra­li udzia­łu auto­rzy żad­ne­go wydaw­nic­twa, bo wszy­scy byli przed debiu­tem. Zaś ci wyła­wia­ni w latach poprzed­nich swe książ­ki skła­da­li nie­ko­niecz­nie w Biu­rze Lite­rac­kim, żeby wspo­mnieć choć Joan­ne Żab­nic­ką, któ­ra zade­biu­to­wa­ła nie­daw­no w Pozna­niu, a w 2011 w alma­na­chu Poło­wu opu­bli­ko­wa­ła zestaw Tym­cza­sem.

Prze­ko­na­nie zaś (wygła­sza­ne w mniej lub bar­dziej uda­nych recen­zjach), że będzie to zbiór wier­szy napi­sa­nych przez ludzi pra­gną­cych zgro­ma­dzić się pod jakimś szyl­dem – poko­le­nio­wym, wspól­nej spra­wy, czy cze­go tam sobie jesz­cze nie wymy­śli­my – jest prze­ko­na­niem, że taka zmia­na w Poło­wie jest potrzeb­na. Tym­cza­sem jeśli pra­gnie­my szyl­dów, może­my zaj­rzeć w inne miej­sca.

Nie­daw­no Biu­ro Lite­rac­kie wyda­ło Zebra­ło się śli­ny. Zbiór, któ­ry uło­żył obok sie­bie nazwi­ska róż­nych poetów, odnaj­du­jąc w ich twór­czo­ści ele­men­ty wystar­cza­ją­co wspól­ne, aby zamknąć wier­sze w jed­nym tomie.

Inte­re­su­ją­ce? O tyle, o ile lubi się poszu­ki­wa­nie wspól­ne­go pier­wiast­ka. Inte­re­su­ją­ce? Choć wolę wier­sze Toma­sza Bąka, Szcze­pa­na Kopy­ta czy Kon­ra­da Góry w osob­nych wyda­niach, któ­re jed­nak nie ukie­run­ko­wy­wa­ły moje­go czy­ta­nia tak bar­dzo, to chęt­nie zaj­rza­łem i do Zebra­ło się śli­ny. W lek­tu­rze i tak szu­ka­jąc tego, co tych poetów róż­ni.

Nie chciał­bym zostać źle zro­zu­mia­ny. Nie war­to­ściu­ję. Dostrze­gam potrze­bę ist­nie­nia tej anto­lo­gii – zapre­zen­to­wa­nia w niej cze­goś, co dla nie­któ­rych sta­ło się ukształ­to­wa­nym śro­do­wi­skiem. Podob­nie jak dostrze­gam potrze­bę róż­no­rod­no­ści w alma­na­chu Połów. I chy­ba w zgo­dzie będzie to z myślą Jaku­ba Skur­ty­sa zawar­tą w jed­nym z pierw­szych aka­pi­tów arty­ku­łu ”Dys­fa­gi­cy i dys­fa­gan­ci”. Ist­nie­nie obu tych zbio­rów pozwa­la nam na wybra­nie tego, co nam bliż­sze, z czym sym­pa­ty­zu­je­my. I afir­muj­my to.

Zebra­ło się śli­ny to dla nie­któ­rych to dowód, że – jak okre­ślił to Krzysz­tof Szta­fa – rocz­ni­ki dzie­więć­dzie­sią­te widzą cał­kiem wyraź­nie. W wywia­dzie z Mar­tą Pod­gór­nik, w pierw­szym przy­dłu­gim pyta­niu, któ­re raczej sta­ło się wygła­sza­niem swo­je­go poglą­du, stwier­dza on, że ukształ­to­wa­ła się już jakaś for­ma­cja poetyc­ka (for­ma­cje poetyc­kie) spod zna­ku rocz­ni­ków dzie­więć­dzie­sią­tych i że doko­na­ła się już restau­ra­cja kry­ty­ki towa­rzy­szą­cej i nowych języ­ków, jaki­mi ona mówi. Wszyst­ko już pousta­wia­ne? Doko­na­ło się?

Wyda­wa­nie wier­szy dzie­wię­ciu osób przed debiu­tem książ­ko­wym zda­je się z tej per­spek­ty­wy czymś odsu­nię­tym, wyau­to­wa­nym. Tym bar­dziej trze­ba jed­nak doce­nić odwa­gę, że po raz kolej­ny z nade­sła­nych zesta­wów na Połów wybie­ra się te, któ­re mogą sta­no­wić nową war­tość. Czy będą? To się jesz­cze oka­że.

Dosta­je­my mimo wszyst­ko dowód na to, że nie tyl­ko rocz­ni­ki dzie­więć­dzie­sią­te się już wyra­zi­ły, ale że cza­sa­mi nawet nie usły­sze­li­śmy wszyst­kich gło­sów z wcze­śniej­szej deka­dy. Może restau­ra­cja języ­ka się jesz­cze nie zakoń­czy­ła? Może trze­ba doko­nać odna­wia­nia restau­ra­cji?

Zresz­tą łatwo zauwa­żyć, że wie­lu czy­tel­ni­ków nie odnaj­du­je się w doko­na­nych usta­wie­niach. War­to zasta­no­wić się tak­że, jakie gło­sy wyklu­cza takie usta­wia­nie gło­sów współ­cze­snej poezji.

I nie chcę powie­dzieć przez to, że poezja zaan­ga­żo­wa­na nie jest potrzeb­na. Poezja zawsze jest jakoś zaan­ga­żo­wa­na, mówiąc nazbyt pew­nie gór­no­lot­nie, w spra­wy tego świa­ta. Czy to będzie zaan­ga­żo­wa­nie poli­tycz­ne? To będzie zale­ża­ło od tego, jak dale­ko prze­su­nie­my gra­ni­cę poli­tycz­no­ści. I – co ostat­nio aż nazbyt aktu­al­ne – jak dale­ko poli­ty­ka chce wcho­dzić w to, co uzna­my za pry­wat­ne. Jeśli wszyst­kie nasze decy­zje są poli­tycz­ne, to nie­po­trzeb­nie two­rzy­my kate­go­rię zaan­ga­żo­wa­nia. Wte­dy cała dys­ku­sja sta­je się tyl­ko zaba­wą kry­tycz­ną. Chy­ba że mia­nem zaan­ga­żo­wa­nej mie­li­by­śmy ozna­czać tyl­ko poezję – para­fra­zu­ję skrzy­deł­ko Zebra­ło się śli­ny – szcze­gól­nie wraż­li­wą na kwe­stie spo­łecz­ne, zain­te­re­so­wa­ną socjo­eko­no­micz­ny­mi pro­ble­ma­mi współ­cze­sno­ści.

Może kie­dyś Paweł Biliń­ski, Seba­stian Brej­nak, Pau­la Gotsz­lich, Robert Jóź­wik, Kuba Kira­ga, Julia Mika, Adrian­na Ole­jar­ka, Jakub Pszo­niak, Bar­tek Zdu­nek znaj­dą się w anto­lo­gii poezji zaan­ga­żo­wa­nej. A może pój­dą dro­gą, któ­rej na razie w poezji rocz­ni­ków osiemdziesiątych/dziewięćdziesiątych nie zna­my. Nie usta­wiaj­my im jesz­cze świa­ta. Nie usta­wiaj­my go tak­że tym, któ­rych – miej­my nadzie­ję – redak­to­rzy wyło­wią za rok.