15/12/14

GORYLE

Grzegorz Wróblewski

Strona cyklu

Matrix
Grzegorz Wróblewski

Urodzony w 1962 roku w Gdańsku. Poeta, prozaik, dramatopisarz i artysta wizualny. Autor wielu książek (poezja, dramat, proza); ostatnio m.in. Miejsca styku (2018), Runy lunarne (2019), Pani Sześć Gier (2019), Tora! Tora! Tora! (2020), Cukinie (2021), Letnie rytuały (2022), Niebo i jointy (2023), książka asemic writing Shanty Town (2022), tłumaczony na kilkanaście języków, m.in. na język angielski (Our Flying Objects - selected poems (2007), A Marzipan Factory - new and selected poems (2010), Kopenhaga - prose poems(2013), Let's Go Back to the Mainland (2014), Zero Visibility (2017), Dear Beloved Humans (2023). Dwukrotnie wyróżniony w Konkursie na Brulion Poetycki (1990, 1992). Stypendysta Duńskiej Rady Literatury i Duńskiej Państwowej Fundacji Sztuki. Należy do Duńskiego Związku Pisarzy (Dansk Forfatterforening). Od 1985 roku mieszka w Kopenhadze.

Typo­wa w sumie sytu­acja. Każ­da oso­ba dzia­ła­ją­ca na polu poezji (zresz­tą nie­ko­niecz­nie tyl­ko poezji) ma zapew­ne podob­ny dyle­mat – co zro­bić z utwo­ra­mi, któ­re z róż­nych powo­dów nie pasu­ją do danej książ­ki, a jed­nak szko­da takie­go tek­stu likwi­do­wać, gdyż ma się do nie­go jakiś rodzaj sen­ty­men­tu itd. Nie­kie­dy może nale­ży spo­koj­nie pocze­kać, tak się sta­ło np. z wier­szem Anar­chia i tuń­czyk, któ­ry po kil­ku­na­stu latach od cza­su napi­sa­nia umie­ści­łem w książ­ce… Tak było tak­że z wie­lo­ma moimi inny­mi rze­cza­mi. Mia­łem też czę­ste przy­pad­ki, że naj­pierw publi­ko­wa­ne były prze­kła­dy (na jęz. duń­ski czy angiel­ski), a dopie­ro potem, po napraw­dę dłu­gim cza­sie, ory­gi­nal­ne pol­skie wer­sje. Ostat­nio natkną­łem się wła­śnie na taki zapis, jak robi­łem rema­nent w biur­ku. Oca­li­łem go i wysła­łem do Pio­tra Gwiaz­dy, byłem cie­kaw jego reak­cji, oka­za­ło się, że mu się podo­ba. Wkle­jam go poni­żej. Jest to fron­to­wy rejestr, stwo­rzo­ny chy­ba nie­daw­no (gdyż czu­ję w nim echo prze­róż­nych kopen­ha­skich zawi­ro­wań). Nie pamię­tam jed­nak dokład­nej daty.

Robiąc ten wpis, zaj­rza­łem do sie­ci i prze­dziw­nym tra­fem z miej­sca natkną­łem się na nastę­pu­ją­ce hasło: Gen­der może dopro­wa­dzić do związ­ków inter­ge­ne­tycz­nych, typu zwią­zek czło­wie­ka z mał­pą – ostrze­ga Kry­sty­na Paw­ło­wicz. Waria­ci wyta­cza­ją jak zwy­kle swo­je arma­ty. Peter Høeg, autor filo­zo­ficz­ne­go zoo­th­ril­le­ra Kobie­ta i mał­pa, prze­krę­cił­by się tutaj ze śmie­chu…

Na począt­ku 2013 roku wyda­łem książ­kę Gen­der. Moja wizja była chy­ba zbyt zaawan­so­wa­na, dla­te­go nie zdą­żo­no mi nawet za nią doko­pać. Rzecz prze­pa­dła nie­zau­wa­żo­na. Może dobrze się sta­ło. Grun­wald mnie tym razem omi­nął. Doty­czy­ła świa­ta przy­szło­ści. W tym zbio­rze pro­zy umie­ści­łem tak­że jed­no­ak­tów­kę, opo­wia­da o hiber­na­cji i podzia­łach w świe­cie dam­sko-męskim… Oczy­wi­ście wąt­pię, że kie­dy­kol­wiek ode­rwie­my sie­dze­nie od naszej ponu­rej  klat­ki. Ale tro­chę się jed­nak zaba­wi­łem. Poka­za­łem jak to może mniej wię­cej prze­bie­gać w zamknię­tym śro­do­wi­sku na kosmicz­nym stat­ku, za jakieś sto lat 🙂 W prze­ci­wień­stwie do zapi­su poni­żej, cho­dzi­ło mi tam o lot jak naj­bar­dziej zało­go­wy.

ŚPIEWNIK ZAWIERA WSZYSTKIE DOTYCHCZASOWE PIOSENKI

Tutej­sze kobie­ty wca­le nie mia­ły wie­lo­ry­bich cipek,
to był zawsze sza­lo­ny wymysł ame­ry­kań­skich
pro­za­ików.
Nikt nie ści­gał mnie za krew i pocho­dze­nie.
Loty sta­ły się bez­za­ło­go­we.
Mogłem być nie­mo­wą.
A teraz

Rodzaj pod­su­mo­wa­nia -
Nie wycho­dzi­łem na zewnątrz
(co może potwier­dzić Pan Hen­ning,
tubylec/sąsiad, jeśli coś takie­go jak Pan Hen­ning
nie prze­mie­ni­ło się jesz­cze w kawa­łek cuch­ną­cej parów­ki,
Pan Hen­ning też nie wycho­dził, więc, sor­ry,
zero dowo­dów):
Hero­ina zże­ra fał­dy tak samo na Pacy­fi­ku: JEDYNA PRAWDA JEST NA
ULICY, nie­ak­tu­al­ne, popu­lar­ne hasło…

A tak­że:
Gory­le prze­nie­sio­no do jutlandz­kie­go par­ku,

Ponie­waż
klat­ka była kolo­nial­ną nie­ostroż­no­ścią,
Pan Hen­ning jedzie na any­żów­ce – mamy tu do czy­nie­nia z mądrym,
prag­ma­tycz­nym naro­dem.
(Każ­dy naród posia­da tajem­ną meto­dę na osob­ni­ków
nie­spusz­cza­ją­cych po sobie wody.)

Acha (nie­zbęd­na powtór­ka) -
Przy­jeż­dżaj­cie, zanim nadej­dzie lodo­wiec i poda­dzą zupę z
napro­mie­nio­wa­nych moty­li.
Mogę was opro­wa­dzić…
Poka­zać bro­da­tych, psy­cho­de­licz­nych polar­ni­ków,
a w Tivo­li kacz­kę, zako­cha­ną w gęsi,
co sta­ło się wiel­ką sen­sa­cją bada­czy świa­ta much.

Przy­jeż­dżaj­cie!

Loty sta­ły się bez­za­ło­go­we.
(Ponow­ne czy­ta­nie tego auto­ra nie daje nam satys­fak­cji.)
Angiel­skie kra­ny są zde­cy­do­wa­nie naj­lep­sze -
każ­dy naród posia­da tajem­ną meto­dę na
osob­ni­ków nie­spusz­cza­ją­cych po sobie wody.

Star­szy już osob­nik, goryl Sam­son (rocz­nik 1972), mój dobry zna­jo­my, swe­go cza­su miesz­ka­niec kopen­ha­skie­go zoo, obec­nie z adre­sem na Jutlan­dii