18/02/19

Inne podejście

Artur Burszta

Strona cyklu

Misje niemożliwe
Artur Burszta

Menadżer kultury. Redaktor naczelny i właściciel Biura Literackiego. Wydawca blisko tysiąca książek, w tym m.in. utworów Tymoteusza Karpowicza, Krystyny Miłobędzkiej, Tadeusza Różewicza i Rafała Wojaczka, a także Boba Dylana, Nicka Cave'a i Patti Smith. W latach 1990-1998 działacz samorządowy. Realizator Niemiecko-Polskich Spotkań Pisarzy (1993-1995). Od 1996 roku dyrektor festiwalu literackiego organizowanego jako Fort Legnica, od 2004 – Port Literacki Wrocław, od 2016 – Stacja Literatura w Stroniu Śląskim, a od 2022 – TransPort Literacki w Kołobrzegu. Autor programów telewizyjnych w TVP Kultura: Poezjem (2008–2009) i Poeci (2015) oraz filmu dokumentalnego Dorzecze Różewicza (2011). Realizator w latach 1993–1995 wraz z Berliner Festspiele Niemiecko-Polskich Spotkań Pisarzy. Wybrany podczas I Kongresu Menedżerów Kultury w 1995 roku do Zarządu Stowarzyszenia Menedżerów Kultury w Polsce. Pomysłodawca Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej Silesius. Współtwórca Literary Europe Live – organizacji zrzeszającej europejskie instytucje kultury i festiwale literackie. Organizator Europejskiego Forum Literackiego (2016 i 2017). Inicjator krajowych i zagranicznych projektów, z których najbardziej znane to: Komiks wierszem, Krytyk z uczelni, Kurs na sztukę, Nakręć wiersz, Nowe głosy z Europy, Połów. Poetyckie i prozatorskie debiuty, Pracownie literackie, Szkoła z poezją. Wyróżniony m.in. nagrodą Sezonu Wydawniczo-Księgarskiego IKAR za „odwagę wydawania najnowszej poezji i umiejętność docierania z nią różnymi drogami do czytelnika” oraz nagrodą Biblioteki Raczyńskich „za działalność wydawniczą i żarliwą promocję poezji”.

Ile razy w cią­gu ostat­nich trzy­dzie­stu lat rzą­dzą­cy zauwa­ża­li pro­ble­my w obsza­rze lite­ra­tu­ry? Dość rzad­ko. Mogło­by się więc wyda­wać, że nowe ini­cja­ty­wy Mini­ster­stwa Kul­tu­ry i Dzie­dzic­twa Naro­do­we­go zosta­ną doce­nio­ne przez więk­szość śro­do­wi­ska. Że przy­kla­sną im zarów­no ci zade­kla­ro­wa­ni poli­tycz­nie, jak i ci, któ­rzy uzna­ją (podob­nie jak ja, naucze­ni przez wszyst­kie te lata współ­pra­cy z mini­stra­mi, woje­wo­da­mi, pre­zy­den­ta­mi, bur­mi­strza­mi, dyrek­to­ra­mi wszyst­kich moż­li­wych opcji), że kul­tu­ra, na tyle, na ile to moż­li­we, powin­na być wyłą­czo­na z dys­kur­su poli­tycz­ne­go. Dekla­ra­cja powo­ła­nia Insty­tu­tu Lite­ra­tu­ry, a wraz z nim kwar­tal­ni­ka „Napis” oraz zapo­wiedź orga­ni­za­cji Mię­dzy­na­ro­do­we­go Kon­gre­su Lite­ra­tu­ry Pol­skiej głę­bo­ko nas jed­nak podzie­li­ły. Nie na dwa, a na co naj­mniej kil­ka obo­zów. Na tych, któ­rzy są za, i tych, któ­rzy są prze­ciw, tych, któ­rzy nie mają zda­nia, tych, co boją się opo­wie­dzieć za któ­rąś ze stron, a tak­że tych, któ­rzy chcie­li­by zro­zu­mieć, o co tak napraw­dę w całej tej spra­wie cho­dzi.

O DEKLARACJI PROGRAMOWEJ

W dekla­ra­cji pro­gra­mo­wej wię­cej jest ogól­ni­ków i dobrze brzmią­cych słów ani­że­li kon­kre­tów. To nie musi prze­szka­dzać. Taka jest spe­cy­fi­ka tego typu oświad­czeń. Mowa jest o „sze­ro­ko zakro­jo­nym pro­jek­cie o ogrom­nym walo­rze edu­ka­cyj­nym, któ­ry ma umoż­li­wić wszyst­kim zain­te­re­so­wa­nym dostęp do naj­now­szej war­to­ścio­wej lite­ra­tu­ry. Jego celem jest zapo­zna­nie z nowy­mi for­ma­mi lite­rac­ki­mi, współ­cze­sny­mi kon­wen­cja­mi oraz war­to­ścio­wy­mi inno­wa­cja­mi”. Mini­ster­stwo „podej­mu­je mece­nat nad auto­ra­mi, któ­rym trud­niej prze­bić się na ryn­ku, a któ­rych war­tość jest nie do prze­ce­nie­nia”, zaś kwar­tal­nik „Napis” „ma zazna­jo­mić sze­ro­ką publicz­ność z naj­now­szą pro­duk­cją lite­rac­ką”. Zda­niem pomy­sło­daw­ców „współ­cze­sna lite­ra­tu­ra ‘wyż­sze­go lotu’ jest nie­pro­mo­wa­na, na ryn­ku domi­nu­je ‘komer­cja’”. Z tak sfor­mu­ło­wa­ny­mi teza­mi trud­no pole­mi­zo­wać. Nie­któ­rym moż­na nawet przy­kla­snąć. Wszyst­kie zachę­ca­ją do dys­ku­sji. Sygna­li­zu­ją wie­le wąt­ków, więc i moje roz­wa­ża­nia takie będą.

O DOBRZE ROZUMIANEJ EDUKACJI

Przede wszyst­kim dostrze­żo­no, że bez dobrze rozu­mia­nej edu­ka­cji (dodał­bym od sie­bie – któ­ra swój począ­tek powin­na mieć w szko­łach, a zatem obję­ci nią powin­ni być przede wszyst­kim ci, któ­rzy dopie­ro zaczną czy­tać, a nie ci, któ­rzy już czy­ta­ją) nie uda się w Pol­sce zmie­nić pozio­mu czy­tel­nic­twa. Bądź­my szcze­rzy. Pro­wa­dzo­ne w ostat­nich dwóch deka­dach róż­ne­go rodza­ju akcje pro­pa­gu­ją­ce i pro­mu­ją­ce lite­ra­tu­rę czę­sto tra­fia­ły w próż­nię i w osta­tecz­nym roz­ra­chun­ku pod­trzy­my­wa­ły czy­tel­nic­two na podob­nym pozio­mie. Jeśli zatem nowa insty­tu­cja – dekla­ru­ją­ca, że oprze swe dzia­ła­nia na „walo­rach edu­ka­cyj­nych”, a więc zapew­ne zakła­da­ją­ca sze­ro­kie śro­do­wi­sko­we kon­sul­ta­cje i współ­pra­cę z insty­tu­cja­mi oświa­to­wy­mi – odpo­wia­dać będzie za stwo­rze­nie kom­plek­so­we­go pro­gra­mu takich wła­śnie zmian, to chy­ba nie ma powo­dów, żeby nego­wać powo­ła­nie pod­mio­tu z takim prio­ry­te­to­wym zada­niem. Po bli­sko trzy­dzie­stu latach zaj­mo­wa­nia się lite­ra­tu­rą stwier­dzam, że to jest naj­waż­niej­sze zagad­nie­nie, z jakim trze­ba się teraz zmie­rzyć.

O KONGRESIE I ZMIANIE PRIORYTETÓW 

Nie­do­sta­tecz­ne doce­nie­nie czy też wręcz wyklu­cza­nie nie­któ­rych twór­ców, szcze­gól­nie z obsza­ru ambit­nej lite­ra­tu­ry (a zwłasz­cza poezji – wyjąt­ko­wo boga­tej i róż­no­rod­nej), to jeden z naj­czę­ściej pod­no­szo­nych zarzu­tów wobec poprzed­niej dyrek­cji Insty­tu­tu Książ­ki. Orga­ni­zu­jąc wyda­rze­nia lite­rac­kie w kil­ku­na­stu kra­jach (od Bar­ce­lo­ny, Edyn­bur­ga, Ber­li­na, przez Kopen­ha­gę, Oslo, Rygę, Tal­linn, Moskwę, Niż­ny Nowo­gród, po New Del­hi), doświad­czy­łem nie raz, jak wyso­ko cenio­na jest współ­cze­sna poezja pol­ska, a jed­no­cze­śnie jak bar­dzo bra­ku­je takich wła­śnie wyda­rzeń na świe­cie. Zara­zem trze­ba obiek­tyw­nie przy­znać, że zna­jo­mość na świe­cie współ­cze­snej lite­ra­tu­ry pol­skiej jest napraw­dę duża. Pro­cen­tu­ją przede wszyst­kim Kon­gre­sy Tłu­ma­czy (trans­la­to­rzy to naj­lep­si amba­sa­do­rzy pol­skiej lite­ra­tu­ry!) orga­ni­zo­wa­ne przez Insty­tut Książ­ki, a tak­że sze­reg mię­dzy­na­ro­do­wych pro­jek­tów, w któ­rych uczest­ni­czą pol­scy wydaw­cy i nie­za­leż­ne orga­ni­za­cje – dodaj­my: zazwy­czaj bez zaan­ga­żo­wa­nia i rzą­do­wej pomo­cy. War­to pod­kre­ślić, że sie­ci współ­pra­cy (Biu­ro Lite­rac­kie nale­ży do kil­ku takich orga­ni­za­cji) są coraz bar­dziej sku­tecz­ną for­mą pro­mo­wa­nia twór­ców i lite­ra­tu­ry z poszcze­gól­nych kra­jów.

Cze­go zatem mia­ła­by doty­czyć zapo­wiedź zmian w tym zakre­sie? Mię­dzy­na­ro­do­wy Kon­gres Lite­ra­tu­ry Pol­skiej ma być kon­fe­ren­cją nauko­wą czy czymś wię­cej? Kon­fe­ren­cje to dzia­ła­nia dobre dla śro­do­wisk aka­de­mic­kich. Te raczej nie potrze­bu­ją takie­go wspar­cia. Co z tymi, któ­rzy mają real­ny wpływ na pro­mo­wa­nie lite­ra­tu­ry pol­skiej w swo­ich kra­jach? Czy Kon­gres uwzględ­ni wyda­rze­nia kie­ro­wa­ne do zagra­nicz­nych agen­tów, wydaw­ców, dyrek­to­rów festi­wa­li i insty­tu­cji lite­rac­kich? Czy upad­nie tym samym bar­dzo dobry pomysł orga­ni­za­cji Kon­gre­su Tłu­ma­czy w cyklu dwu­let­nim? I wresz­cie chy­ba naj­waż­niej­sza kwe­stia, któ­rą żywo zain­te­re­so­wa­ne są róż­ne pod­mio­ty zaj­mu­ją­ce się lite­ra­tu­rą. Czy zmie­nią są też mini­ste­rial­ne prio­ry­te­ty? Czy zosta­ną w koń­cu wydzie­lo­ne środ­ki na dzia­ła­nia pro­mu­ją­ce lite­ra­tu­rę pol­ską za gra­ni­cą? Teraz nie moż­na wnio­sko­wać o nie w pro­gra­mie „Pro­mo­cja czy­tel­nic­twa”, a jedy­nie w ramach „Pro­mo­cji kul­tu­ry pol­skiej za gra­ni­cą”, gdzie lite­ra­tu­ra na tyle innych pro­jek­tów jest zwy­czaj­nie mało kon­ku­ren­cyj­na i spek­ta­ku­lar­na.

O ZASADNOŚCI POWOŁYWANIA INSTYTUCJI

Zasad­ni­czo nie mam nic prze­ciw­ko powsta­wa­niu nowych insty­tu­cji, jeśli zacho­dzi waż­ny inte­res publicz­ny uza­sad­nia­ją­cy ich powo­ła­nie. Takim inte­re­sem jest na pew­no reali­za­cja zadań i celów, któ­re nie były jak dotąd podej­mo­wa­ne przez inne pod­mio­ty. O ile nie ma moż­li­wo­ści, by takie zada­nia powie­rzyć ist­nie­ją­cym jed­nost­kom lub fir­mom, o tyle moż­na roz­wa­żyć powsta­nie nowej insty­tu­cji. Głów­ny zarzut, jaki poja­wił się wobec Insty­tu­tu Lite­ra­tu­ry, to wła­śnie powo­ła­nie tej insty­tu­cji w sytu­acji ist­nie­nia Insty­tu­tu Książ­ki. Jest to bar­dzo zasad­ny zarzut. Nie usły­sze­li­śmy, co prze­ma­wia za tym, żeby nie powie­rzać tych zadań dzia­ła­ją­cej rów­nież w Kra­ko­wie od pięt­na­stu lat insty­tu­cji. Przez wszyst­kie te lata to wła­śnie Insty­tut Książ­ki przej­mo­wa­ła wszyst­kie obo­wiąz­ki zwią­za­ne z „popu­la­ry­za­cją ksią­żek i czy­tel­nic­twa oraz pro­mo­cją pol­skiej lite­ra­tu­ry i języ­ka pol­skie­go na świe­cie”. Za uda­ną refor­mę nale­ży uznać np. prze­nie­sie­nie w 2010 roku cza­so­pism patro­nac­kich do Insty­tu­tu Książ­ki. Dla­cze­go „Napis” nie może dzia­łać na podob­nej zasa­dzie? Czy dzia­ła­nia edu­ka­cyj­ne i orga­ni­za­cja Mię­dzy­na­ro­do­we­go Kon­gre­su Lite­ra­tu­ry Pol­skiej też nie mogą być czę­ścią zadań Insty­tu­tu Książ­ki? Dopó­ki nie pozna­my podzia­łu zadań mię­dzy obie insty­tu­cje, dopó­ty trud­no będzie śro­do­wi­sku lite­rac­kie­mu oce­nić zasad­ność powo­ła­nia nowe­go insty­tu­tu. Sam Insty­tut Książ­ki, to oczy­wi­ście temat na osob­ne roz­wa­ża­nia.

Mogę się mylić, ale odno­szę wra­że­nie, że pomysł powo­ła­nia i zde­fi­nio­wa­nie naj­waż­niej­szych dzia­łań Insty­tu­tu Lite­ra­tu­ry ma autor­ski cha­rak­ter. Za każ­dą kon­cep­cją zawsze ktoś stoi. Naro­do­wy Insty­tut Audio­wi­zu­al­ny to w dużym stop­niu pomysł Micha­ła Mer­czyń­skie­go. Nie ma w tym oczy­wi­ście nicze­go złe­go. Osta­tecz­nie jed­nak tego typu insty­tu­cje powo­łu­je i nada­je im sta­tu­to­wy cha­rak­ter odpo­wied­nia jed­nost­ka admi­ni­stra­cji publicz­nej.

O „NAPISIE”, A NAWET DWÓCH „NAPISACH”

Czy współ­cze­sna lite­ra­tu­ra „wyż­sze­go lotu” jest fak­tycz­nie w Pol­sce zanie­dby­wa­na? Przez dłu­gie lata na pew­no zanie­dby­wał ją pań­stwo­wy mece­nat. Moż­na jed­nak mno­żyć przy­kła­dy wydaw­nictw, cza­so­pism, pro­jek­tów inter­ne­to­wych, festi­wa­li i wyda­rzeń, któ­re mimo bar­dzo skrom­nych środ­ków (o tym z jaki­mi pro­ble­ma­mi muszą bory­kać się ofi­cy­ny zaj­mu­ją­ce się ambit­ną lite­ra­tu­rą napi­szę w jed­nym z kolej­nych tek­stów) zaj­mu­ją się nie­mal wyłącz­nie takim obsza­rem lite­ra­tu­ry. Czym zatem mia­ło­by się zaj­mo­wać nowe pismo, cze­go nie robią inni? Dla­cze­go „Napis” (war­to zauwa­żyć, że mamy już jed­no pismo o takim tytu­le, wydaw­cą jest Insty­tut Badań Lite­rac­kich Pol­skiej Aka­de­mii Nauk, i nie zdzi­wię się, jeśli za chwi­lę wybuch­nie kon­flikt tak­że z tego powo­du) ma być kwar­tal­ni­kiem papie­ro­wym? Mamy rok 2019, a nie 1999! Naj­waż­niej­sze pro­jek­ty czy­tel­ni­cze (pole­cam np. lyri­kli­ne reali­zo­wa­ny przez Haus für Poesie z Ber­li­na – pro­sty, a jak­że sku­tecz­ny pomysł na pro­pa­go­wa­nie poezji) już daw­no prze­nio­sły się do sie­ci. Przez co naj­mniej dwie deka­dy powra­cał w śro­do­wi­sku pomysł uru­cho­mie­nia dwu­ty­go­dni­ka lite­rac­kie­go. Pamię­ta­my, jak zna­czą­cą rolę w latach 90. ode­grał „Nowy Nurt”. Mogło­by się zatem wyda­wać, że jeśli ma powstać wspie­ra­ne przez pań­stwo cza­so­pi­smo, to będzie to wła­śnie powrót do tego pomy­słu.

Cza­sy dla papie­ro­wych cza­so­pism lite­rac­kich są bar­dzo trud­ne. W pierw­szej kolej­no­ści nale­ży więc wzmac­niać, prze­kształ­cać i roz­wi­jać (szcze­gól­nie w sie­ci) „Akcent”, „Dia­log”, „Lite­ra­tu­rę na Świe­cie”, „Nowe Książ­ki”, „Odrę” czy „Twór­czość” (czy­li cza­so­pi­sma patro­nac­kie), bo, nie­za­leż­nie od ich obec­ne­go pozio­mu, to poten­cjał, któ­rym już dys­po­nu­je­my. Każ­dy z tych tytu­łów to kapi­tał wie­dzy i doświad­cze­nia, bogac­two i róż­no­rod­ność tre­ści (tak­że lite­ra­tu­ry „wyż­sze­go lotu”) a przede wszyst­kim nie­tu­zin­ko­wi ludzie, któ­rzy je two­rzą. Nasu­wa się więc pod­sta­wo­we pyta­nie. Sko­ro mamy już tyle wspie­ra­nych przez pań­stwo cza­so­pism, to czy rze­czy­wi­ście potrze­bu­je­my następ­ne­go? Czy na pew­no znaj­dzie­my czy­tel­ni­ków dla tego perio­dy­ku? Czy też skoń­czy się na biblio­tecz­nym roz­daw­nic­twie? Ci, któ­rzy oduczy­li się czy­tać papie­ro­wą pra­sę, raczej do niej nie wró­cą. Ci, któ­rzy mie­li­by ją czy­tać (a zatem tak­że „Napis”), muszą do tego zostać odpo­wied­nio przy­go­to­wa­ni. Cenię papie­ro­we cza­so­pi­sma. Zwra­cam jedy­nie uwa­gę, że nie są one dzi­siaj naj­sku­tecz­niej­szym narzę­dziem w „zazna­ja­mia­niu publicz­no­ści z naj­now­szą pro­duk­cją lite­rac­ką”.

500+ ZA JEDEN WIERSZ

Przy­czyn­kiem do dys­ku­sji na temat „Napi­su” sta­ło się tak­że „500+ za jeden wiersz”. Gigan­tycz­na staw­ka jak na pol­skie, ale i euro­pej­skie warun­ki. Pięć opu­bli­ko­wa­nych wier­szy to 2,5 tysią­ca zło­tych. Łatwo poli­czyć, że gdy­by autor miał dostać takie wyna­gro­dze­nie z tytu­łu zysków ze sprze­da­ży swo­jej książ­ki, to musiał­by zna­leźć co naj­mniej tysiąc czy­tel­ni­ków. Takie nakła­dy osią­ga w Pol­sce led­wie kil­ku poetów. Śred­nia sprze­daż tomi­ku to 300–500 egzem­pla­rzy. Jeże­li „500+ za jeden wiersz” sta­ło­by się obo­wiąz­ko­wym mini­mum w każ­dym cza­so­pi­śmie, to kwo­ty dota­cji na cza­so­pi­sma musia­ły­by wzro­snąć wie­lo­krot­nie. Gdy­by pójść dalej i ure­gu­lo­wać staw­ki za tłu­ma­cze­nia, redak­cję, korek­tę i spo­tka­nia autor­skie, one tak­że wymu­si­ły­by zwięk­sze­nie dota­cji w innych pro­gra­mach. Czy „500+ za jeden wiersz” zapo­cząt­ku­je takie sys­te­mo­we zmia­ny? Czy też będzie zare­zer­wo­wa­ne dla jed­ne­go pisma? Jeśli tak, to stwo­rzy się z tego bar­dzo nie­bez­piecz­ny pre­ce­dens. Dla­cze­go? Ano dla­te­go, że więk­szość cza­so­pism (tak­że reali­zu­ją­cych waż­ne spo­łecz­nie cele) pła­ci przy­sło­wio­we 100 zł za tekst lub nie pła­ci wca­le, bo nie ma z cze­go. Jak „500+ za jeden wiersz” wpły­nie na ich dzia­ła­nie? Szcze­gól­nie na tych, któ­rzy reali­zu­ją swo­je pro­jek­ty cał­ko­wi­cie spo­łecz­nie?

O „DWUTYGODNIKU”

Infor­ma­cja o powo­ła­niu „Napi­su” zbie­gła się też w cza­sie z zawie­sze­niem dzia­łal­no­ści dwutygodnika.com. Potra­fię zro­zu­mieć, że po powsta­niu Fil­mo­te­ki Naro­do­wej – Insty­tu­tu Audio­wi­zu­al­ne­go pismo nie mie­ści się w sta­tu­to­wych zada­niach ten insty­tu­cji. Kto jed­nak odpo­wia­da za to, że nie zna­le­zio­no zawcza­su nowe­go miej­sca dla naj­waż­niej­sze­go sie­cio­we­go cza­so­pi­sma poświę­co­ne­go kul­tu­rze? Infor­ma­cja o zawieszeniu/likwidacji „Dwu­ty­go­dni­ka” zbie­gła się z uru­cho­mie­niem „Napi­su”, co mia­ło pra­wo wytwo­rzyć zły kli­mat wokół Insty­tu­tu Lite­ra­tu­ry i atmos­fe­rę podejrz­li­wo­ści, że to dru­gie będzie dzia­łać dzię­ki środ­kom tego pierw­sze­go. Praw­da jest pew­nie bar­dziej zło­żo­na i chy­ba nie ma już dzi­siaj zna­cze­nia. Nie znam niko­go, kto by nie liczył, że „Dwu­ty­go­dnik” wzno­wi nie­ba­wem swo­ją dzia­łal­ność.

PYTANIE O MODEL ZARZĄDZANIA KULTURĄ W POLSCE

I wresz­cie naj­waż­niej­sze. War­to zauwa­żyć, że ten­den­cja do insty­tu­cjo­na­li­zo­wa­nia wie­lu dzia­łań sta­je się ostat­nio nie­bez­piecz­ną nor­mą, tak­że na pozio­mie lokal­nych samo­rzą­dów. Real­nym pro­ble­mem jest zatem tak­że pyta­nie o model zarzą­dza­nia kul­tu­rą w Pol­sce. Czy rzą­do­we i samo­rzą­do­we insty­tu­cje fak­tycz­nie powin­ny być głów­ną siłą napę­dza­ją­cą pro­jek­ty kul­tu­ral­ne i misje spo­łecz­ne? Naj­bar­dziej uda­ne ini­cja­ty­wy z ostat­nich trzy­dzie­stu lat mia­ły raczej oddol­ny cha­rak­ter. Poja­wi­ło się w Pol­sce wie­le osób i pro­jek­tów, któ­re dzia­ła­ją spraw­niej, efek­tyw­niej, sku­tecz­niej i kosz­tu­ją znacz­nie mniej ani­że­li samo­rzą­do­we czy rzą­do­we insty­tu­cje od podob­nych zadań. Wie­le z nich mogło­by dzia­łać jesz­cze lepiej, gdy­by dys­po­no­wa­ło więk­szy­mi zaso­ba­mi. Ile­kroć więc środ­ki publicz­ne są anga­żo­wa­ne w nowe ini­cja­ty­wy, tyle­kroć nale­ży zadać sobie pyta­nie, czy gdy­by te finan­se zosta­ły prze­kie­ro­wa­ne na zwięk­sze­nie wspar­cia dla już ist­nie­ją­cych pod­mio­tów, to nie był­by z tego znacz­nie więk­szy poży­tek.

Wspo­mi­nam o tym, bo potrzeb­ne jest zacho­wa­nie rów­no­wa­gi mię­dzy tym, co „oddol­ne”, a tym, co „przy­cho­dzi z góry”. Tym, co eta­to­we, a tym, co doraź­ne. Tym, co reali­zo­wa­ne przez pań­stwo, a tym, co przez pry­wat­ne fir­my. Na począt­ku swo­jej dzia­łal­no­ści Insty­tut Kul­tu­ry orga­ni­zo­wał festi­wa­le lite­rac­kie. Na szczę­ście szyb­ko wyco­fa­no się z tego pomy­słu, a środ­ki zosta­ły prze­kie­ro­wa­ne na dota­cje dla innych wyda­rzeń i imprez w całej Pol­sce. Wie­my, z jak pozy­tyw­nym skut­kiem. Trze­ba rato­wać takie ini­cja­ty­wy jak Pań­stwo­wy Insty­tut Wydaw­ni­czy, ale nale­ży unik­nąć sytu­acji, w któ­rej potem takie insty­tu­cje, wyko­rzy­stu­jąc swo­ją uprzy­wi­le­jo­wa­ną sytu­ację, będą przej­mo­wać dzia­ła­nia, któ­re z powo­dze­niem były dotąd reali­zo­wa­ne przez inne pod­mio­ty zmu­szo­ne do samo­dziel­nej wal­ki o prze­trwa­nie na ryn­ku.

IMPULS DO ZMIAN

Kolej­ne waż­ne zagad­nie­nie to defi­nio­wa­nie real­nych pro­ble­mów i potrzeb. Kil­ka lat temu opra­co­wa­łem w ramach wro­cław­skiej kon­kur­so­wej apli­ka­cji ESK pro­jekt wie­lo­mie­sięcz­nych debat i dys­ku­sji zakoń­czo­nych Kon­gre­sem Lite­rac­kim, któ­ry zaan­ga­żo­wał­by całe nasze śro­do­wi­sko w szu­ka­nie kon­kret­nych roz­wią­zań dla roz­wo­ju czy­tel­nic­twa, sku­tecz­ne­go mece­na­tu i wła­ści­wej opie­ki nad twór­ca­mi. Wyso­ko oce­nia­ny pomysł, mimo że był czę­ścią zwy­cię­skiej apli­ka­cji, nie doszedł do skut­ku. Potem bez­sku­tecz­nie nama­wia­łem jesz­cze na jego reali­za­cję ówcze­sną dyrek­cję Insty­tu­tu Książ­ki, a tak­że kil­ka samo­rzą­dów, któ­re roz­wi­ja­ły wła­śnie ener­gicz­nie dzia­ła­nia lite­rac­kie. Mija­ją lata, a pro­ble­my nie zni­ka­ją. Moim zda­niem wła­śnie dla­te­go, że wciąż nie zosta­ły dogłęb­nie zdia­gno­zo­wa­ne.

Naro­do­wy Pro­gram Roz­wo­ju Czy­tel­nic­twa koń­czy się w 2020 roku. Nie przy­niósł zbyt wie­lu spek­ta­ku­lar­nych efek­tów. Podob­ne gło­sy sły­chać o nagro­dach i nie­któ­rych festi­wa­lach orga­ni­zo­wa­nych przez lokal­ne samo­rzą­dy. Potrzeb­ne jest więc inne podej­ście. Wie­rzę, że w śro­do­wi­sku, któ­re docze­ka­ło się tylu wspa­nia­łych mene­dże­rów, redak­to­rów, wydaw­ców i twór­ców, uda­ło­by się takie podej­ście wypra­co­wać. Jeśli zatem powo­ły­wać nową naro­do­wą insty­tu­cję, to chy­ba wła­śnie po to, żeby dać impuls do zmian. Co nam po cza­so­pi­smach, festi­wa­lach, kon­fe­ren­cjach czy monu­men­tal­nych mono­gra­fiach, jeśli nie zadba­my zawcza­su o to, byśmy nie czy­ta­li i nie uczest­ni­czy­li w tych wyda­rze­niach tyl­ko my sami?

4 lute­go 2019