26/07/21

Kartoteka 25: Debiuty (12)

Joanna Mueller

Strona cyklu

Kartoteka 25: Debiuty
Joanna Mueller

Urodzona w 1979 roku. Poetka, eseistka, redaktorka. Wydała tomy poetyckie: Somnambóle fantomowe (2003), Zagniazdowniki/Gniazdowniki (2007, nominacja do Nagrody Literackiej Gdynia), Wylinki (2010), intima thule (2015, nominacje do Nagrody Literackiej m.st. Warszawy i do Silesiusa), wspólnie z Joanną Łańcucką Waruj (2019, nominacje do Silesiusa i Nagrody im. W. Szymborskiej) oraz Hista & her sista (2021, nominacja do Silesiusa), dwie książki eseistyczne: Stratygrafie (2010, nagroda Warszawska Premiera Literacka) i Powlekać rosnące(2013) oraz zbiór wierszy dla dzieci Piraci dobrej roboty (2017). Redaktorka książek: Solistki. Antologia poezji kobiet (1989–2009) (2009, razem z Marią Cyranowicz i Justyną Radczyńską) oraz Warkoczami. Antologia nowej poezji (2016, wraz z Beatą Gulą i Sylwią Głuszak). Członkini grupy feministyczno-artystycznej Wspólny Pokój. Mieszka w Warszawie.

Michał Doma­gal­ski, Poza sezo­nem, Stro­nie Ślą­skie 2018

Debiu­tan­ci, któ­rzy są boha­te­ra­mi tego odcin­ka cyklu – Michał Doma­gal­ski i Jan Rojew­ski – zosta­ną zapa­mię­ta­ni nie tyl­ko z uwa­gi na same książ­ki, lecz tak­że ze wzglę­du na bez­pre­ce­den­so­wy gest wyko­na­ny w polu socjo­lo­gii lite­ra­tu­ry przez nich oraz Macie­ja Bobu­lę w maju 2019 roku, kie­dy to jako nomi­no­wa­ni w kate­go­rii debiut do Wro­cław­skiej Nagro­dy Poetyc­kiej Sile­sius oświad­czy­li, że bez wzglę­du na wer­dykt jury podzie­lą mię­dzy sie­bie nagro­dę. Osta­tecz­nie nagro­dzo­ny został Bobu­la, któ­ry pod­czas gali odczy­tał napi­sa­ne wcze­śniej oświad­cze­nie, poeci dotrzy­ma­li sło­wa, a pre­zy­dent Wro­cła­wia Jacek Sur­tyk zwięk­szył każ­de­mu z nich kwo­tę podzie­lo­nej nagro­dy o rów­no­war­tość media­ny zarob­ków w Pol­sce. Gest trzech debiu­tan­tów został przy­ję­ty jako pierw­sza z waż­nych zmian w śro­do­wi­sku poetyc­kim, któ­re coraz gło­śniej mówi o nie­spra­wie­dli­wym i szko­dli­wym sys­te­mie nagród w Pol­sce oraz o nie­po­trzeb­nym nakrę­ca­niu kon­ku­ren­cyj­no­ści w lite­rac­kich „tur­nie­jach gar­bu­sów”. Po Sile­siu­sie, któ­ry już w kolej­nej edy­cji zasto­so­wał zasa­dę wyna­gro­dze­nia finan­so­we­go dla wszyst­kich nomi­no­wa­nych, a nie tyl­ko dla oso­by nagro­dzo­nej, podob­ną regu­łę przy­ję­ła m.in. Nagro­da im. Wisła­wy Szym­bor­skiej. Bobu­la, Doma­gal­ski i Rojew­ski dowie­dli zatem, że w polu lite­rac­kim moż­na i trze­ba doko­ny­wać małych wyło­mów, któ­re real­nie pro­wa­dzą do dużych zmian (i oby one dalej postę­po­wa­ły!).

***

A jaką poetyc­ką zmia­nę przy­nio­sły same tomy dwóch wyda­nych w 2018 roku w Biu­rze Lite­rac­kim debiu­tan­tów?

Dyk­cja poetyc­ka Micha­ła Doma­gal­skie­go, któ­ry na co dzień uczy pol­skie­go w jed­nej z poznań­skich szkół, szli­fo­wa­ła się, jak sądzę, na wzor­cach nowo­fa­lo­wych. Poza sezo­nem, choć sty­lem zaan­ga­żo­wa­nia bliż­sze Barań­cza­ko­wi czy Korn­hau­se­ro­wi (senio­ro­wi) niż rówie­śni­kom auto­ra (rocz­nik 1982) i poetom od nie­go młod­szym – o co zresz­tą pytał Doma­gal­skie­go Tomasz Bąk w roz­mo­wie w Maga­zy­nie Lite­rac­kim biBLio­te­ka towa­rzy­szą­cej pre­mie­rze – sta­ra się wyzna­czać wła­sne ścież­ki „poza poko­le­nio­wy­mi sezo­na­mi”. Tym, co dla poety naj­bar­dziej swo­iste, jest fil­tro­wa­nie rze­czy­wi­sto­ści spo­łecz­no-poli­tycz­nej przez doświad­cze­nia lokal­ne (nie przy­pad­kiem dru­gi tom Doma­gal­skie­go nosi tytuł za lasem od pod­po­znań­skie­go Zala­se­wa, gdzie poeta miesz­ka) oraz „tacie­rzyń­skie”. Spoj­rze­nie mło­de­go rodzi­ca ujaw­nia się zwłasz­cza w debiu­cie, przy czym – co cie­ka­we – per­spek­ty­wa ojcow­ska nakła­da się tutaj na wyobra­żo­ną, czy raczej „głę­bo­ko wczu­tą”, rela­cję z punk­tu widze­nia naj­pierw cię­żar­nej kobie­ty, a potem mat­ki. Poeta nie uzur­pu­je sobie jed­nak pra­wa do mówie­nia w imie­niu matek, raczej pozwa­la temu, co mat­czy­ne, roz­my­wać czy roz­mięk­czać twar­dą i osa­dzo­ną w kano­nie „mowę ojców”. Dzię­ki temu usu­nię­ciu się „poza” (war­to zazna­czyć, że patrze­nie z dystan­su zosta­ło zapi­sa­ne w tytu­łach obu tomów) Doma­gal­ski pozwa­la w swo­ich wier­szach wybrzmieć temu, co zwy­kle usu­wa się w cień, prze­zro­czy­stość czy abiek­tal­ność. „Nie­wi­dzial­ne mat­ki” – figu­ra zna­na z XIX-wiecz­nych foto­gra­fii, na któ­rych trzy­ma­ją­ce dzie­ci do zdję­cia kobie­ty zakry­wa­ły wła­sne twa­rze cięż­ki­mi płach­ta­mi – w wier­szach Micha­ła Doma­gal­skie­go odzy­sku­ją twa­rze. Tutaj mogą być mat­ka­mi, a zara­zem pozo­sta­ją sobą, wbrew peł­ne­mu gory­czy, ale też głę­bo­ko praw­dzi­we­mu zda­niu z puen­ty poniż­sze­go wier­sza:

Naresz­cie

W tele­fo­nach do cie­bie, pyta­nia o nie­go.
W ogó­le: dzwo­nią. Bo naresz­cie jest
powód. Gło­sy z lat dzie­więć­dzie­sią­tych.
Teraz wresz­cie muszą nas odwie­dzić twa­rze
z rodzin­nych zdjęć. Cio­tecz­ki, kuzyn­ki dal­sze
niż smak wina pisa­ne­go paty­kiem, pite­go pod­czas
prze­rwy w szko­le prze­cięt­nej, śred­nio

zaawan­so­wa­nej. W ogó­le: pyta­ją. Co u cie­bie?
Połóg. Stan pod­wyż­szo­nej wyjąt­ko­wo­ści. U mnie?
Ale prze­cież nie ma mnie. W nie swo­ich
pier­siach, brzu­chu, noc­nych kar­mie­niach. Nie moż­na być
sobą, kie­dy się jest
mat­ką.


Jan Rojew­ski, Iko­no­klazm, Stro­nie Ślą­skie 2018

O ile Michał Doma­gal­ski sku­pia się w swo­im debiu­cie na doświad­cze­niu rodzi­ca, o tyle Jan Rojew­ski (rocz­nik 1994) eks­plo­ru­je fra­zy i obra­zy z lat pacho­lę­cych oraz mło­dzień­czych. Świa­do­mie (acz kpiar­sko) uży­wam tu ramot­ko­we­go sty­lu, bo tak­że Rojew­ski pogry­wa sobie z wzor­ca­mi poezji „korzen­nej” w spo­sób iro­nicz­ny, choć – przy­znaj­my – iro­nia ta nie­kie­dy pod­sią­ka nostal­gią. A pod­sią­ka nią dla­te­go, że autor wyko­nu­je w swo­ich wier­szach jed­no­cze­śnie prze­ciw­staw­ne gesty – przy­wo­łu­je mity hołu­bio­ne w dzie­ciń­stwie i nasto­lęc­twie, a zara­zem w obra­zo­bur­czy, wście­kły spo­sób te mity na naszych oczach roz­wa­la. Jed­no­cze­śnie wypie­ra się ich i za nimi tęsk­ni. Odtwa­rza rytu­ał i kpi z samej moż­li­wo­ści rytu­ału. Z tego roz­po­star­te­go w prze­ciw­staw­ne stro­ny ruchu wyni­ka bar­dzo auten­tycz­na – iko­no­kla­stycz­na – wizja poetyc­ka.

Podob­nie jak Doma­gal­ski, autor Iko­no­kla­zmu – na co dzień dzien­ni­karz – nie stro­ni w swo­im debiu­cie od tema­tów pod­pa­da­ją­cych pod wyświech­ta­ne już (ale w 2018 roku jesz­cze cał­kiem nośne) kry­te­rium „anga­żu”. Zanim Rojew­ski wydał książ­kę, czy­li kie­dy był dopie­ro lau­re­atem Poło­wu, w alma­na­chu towa­rzy­szą­cym temu pro­jek­to­wi o Jan­ko­wym mode­lu zaan­ga­żo­wa­nia pisa­łam w lau­da­cji tak:

Jest bowiem poezja Jana Rojew­skie­go „zaan­ga­żo­wa­na” – ale zaan­ga­żo­wa­na cwa­no i mądrze. A w dodat­ku – wia­ry­god­nie, bo poeta nawet gdy wypi­su­je bun­tow­ni­cze hasła „na pohy­bel mał­pim gajom/ zbio­ro­wej pamię­ci”, to jed­no­cze­śnie anga­żu­je w to wszyst­ko pry­wat­ną opo­wieść. Wcho­dzi w pisa­nie w spo­sób ryzy­kow­ny, bez try­bu inco­gni­to, za to z per­for­ma­tyw­nym „teraz” (któ­rym to sło­wem zaczy­na się nie­mal każ­dy wiersz zesta­wu) – nie usu­wa śla­dów aktyw­no­ści, nie czy­ści histo­rii prze­glą­dań, pró­bu­je odzy­skać z archi­wal­nych pli­ków nawet te wspo­mnie­nia, któ­re się nie zapi­sa­ły.

W zakoń­cze­niu poło­wo­wej lau­da­cji życzy­łam Jan­ko­wi, żeby wydał peł­no­praw­ną, „obra­zo­bur­czą” książ­kę – i to życze­nie się speł­ni­ło. Pamię­tam, że naj­bar­dziej w Iko­no­kla­zmie – pod­czas kolej­nych lek­tur na eta­pie redak­cyj­nym – podo­ba­ła mi się uświa­do­mio­na bez­rad­ność wpi­sa­na w każ­dy poetyc­ki akt nisz­cze­nia „świę­tych obra­zów”. Te chło­pac­kie iko­no­kla­stycz­ne roz­wał­ki, spię­te man­trycz­nie powta­rza­nym w tytu­le sło­wem „teraz”, nie wyczer­pa­ły swo­jej anar­chi­stycz­nej mocy tak­że w tej chwi­li, kie­dy się­gam do debiu­tu Rojew­skie­go po trzech latach od wyda­nia. Cóż mi zatem pozo­sta­je, zanim zapro­szę czy­tel­ni­ków biBLio­te­ki do lek­tu­ry jed­ne­go z wier­szy z Iko­no­kla­zmu? Chy­ba tyl­ko życzyć sobie, czytelnikom/czytelniczkom i przede wszyst­kim Jan­ko­wi, żeby „teraz zaraz” wydał (że spa­ra­fra­zu­ję swo­ją daw­ną lau­da­cję) wypo­wie­dzia­ną peł­nym gło­sem kolej­ną obra­zo­bur­czą książ­kę.

Teraz koń­czę wiek ucznia. Gdzie się podzia­ły obra­zy z tam­tych lat?

Ale jaka to wie­dza sko­ro już zapo­mnia­łem
wido­ku kobiet i męż­czyzn
prze­ci­ska­ją­cych się przez obrę­cze
kil­ku pod­sta­wo­wych dat
oraz w któ­rej szu­fla­dzie trzy­ma­ła cukier­ki

W ogro­dzie pło­nę­ło drze­wo pozna­nia
pan­na usia­dła pod koro­ną
ojciec zabrał syna na wzgó­rze
wier­ci­ła się cze­ka­ła na ich powrót

do sto­łu poda­no owsian­kę i chleb

zabrał bara­na żeby mło­dy się nie domy­ślił
pro­sił żeby coś go przed tym powstrzy­ma­ło
nie­bo było czar­ne mil­cza­ło
następ­ne­go dnia pisa­ły o tym gaze­ty

ale jaka to wie­dza sko­ro nie wiem co z nią zro­bić
ale jaka to wie­dza sko­ro nie umiem jej wyko­rzy­stać
bez­rad­nie walę ręko­ma w rysun­ki na ścia­nie
w myśli­wych Kos­sa­ka i w świę­tą rodzi­nę