31/05/21

Kartoteka 25: Piosenki (10)

Filip Łobodziński

Strona cyklu

Kartoteka 25: Piosenki
Filip Łobodziński

Ur. w 1959 r. Iberysta, dziennikarz, muzyk i tłumacz z języków: angielskiego, francuskiego, hiszpańskiego, katalońskiego, portugalskiego oraz ladino. Laureat Nagrody Instytutu Cervantesa w Warszawie w 2005 r. za najlepszy przekład literacki. Przez lata pracował jako dziennikarz (TVP, Polsat News, Trójka, Inforadio, „Non Stop”, „Rock’n’Roll”, „Machina”, „Przekrój”, „Newsweek”), a obecnie współprowadzi program telewizyjny „Xięgarnia”. Współzałożyciel Zespołu Reprezentacyjnego (od 1983, sześć płyt) oraz dylan.pl (od 2014, jedna płyta), specjalizującego się w wykonywaniu przekładów piosenek Boba Dylana. W Biurze Literackim ukazały się przetłumaczone przez niego książki Dylana: Duszny kraj (2016) oraz Tarantula (2018), Patti Smith: Tańczę boso i Nie gódź się oraz Salvadora Espriu Skóra byka. Mieszka w Warszawie.

Jurij Andru­cho­wycz
Wolf Mes­sing: Wygna­nie gołę­bi
[Вольф Мессінґ. Вигнання голубів, 1989, przeł. Jacek Pod­sia­dło]

Mia­łem prze­pięk­ną zdol­ność (czy może wro­dzo­ną
wadę): dwa gołę­bię­ta w jamie czasz­ki.
Zaglą­da­li mi w gar­dło od krzy­ku czer­wo­ne
dok­to­ro­wie, wróż­bi­ci i pomniej­si znaw­cy.

Jak­że szczy­ci­łem się wami, me skrzy­dla­te skrza­ty,
zręcz­ni drę­czy­cie­le z daw­nych malo­wi­deł!
Tar­ły o mnie skrzy­dła­mi, gru­cha­ły całe lato,
zakła­da­jąc mi w czasz­ce mia­stecz­ko Gru­chli­da.

Jesie­nią spadł z nie­ba pre­sti­di­gi­ta­tor.
Wsza­wym ste­to­sko­pem słu­chał, jak tam drża­ły.
Pół mia­sta zle­cia­ło, by gapić się na to.
Wte­dy wyja­śni­łem: „Pole­cieć by chcia­ły”.

Wyla­ty­wa­ły z gło­wy przez ranę w cie­mie­niu
lub me trze­cie oko (nie zamkniesz go nijak).
A ten pies par­szy­wy brow­nin­ga z kie­sze­ni
wziął i jed­ną kulą oba poza­bi­jał…

Cał­kiem się uspo­ko­iłem, zamkną­łem się w sobie,
grzecz­ny, bez odchy­łów, wró­ci­ło mi zdro­wie.
Nie dla­te­go, że zabi­te me pocie­chy obie,
ale że ich jaj­ko cie­plut­kie mam w gło­wie.

Poja­wie­nie się Juri­ja Andru­cho­wy­cza w tym gro­nie pozor­nie jest błę­dem w matry­cy, napraw­dę jed­nak oczy­wi­stym następ­stwem. „Wolf Mes­sing: Wygna­nie gołę­bi”, otwie­ra­ją­ce w wer­sji muzycz­nej album poety z wro­cław­ską gru­pą Kar­bi­do Cyna­mon, to pro­sta, baśnio­wa przy­po­wieść o opre­sji i prze­ła­my­wa­niu logi­ki ter­ro­ru. Prze­bi­ja przez nią nie­mal nie­spo­ty­ka­na w pol­skim świe­cie poezji roc­ko­wej czu­łość niby-pro­stacz­ka, tak żywa w lite­ra­tu­rze zza wschod­nich gra­nic.


Maciej Maleń­czuk
Ach pro­szę pani
[1989]

Ach pro­szę pani, pro­szę pani
niech mnie pani wię­cej już nie rani
już dosyć, nie chcę, nie chcę za nic
niech nie rani mnie pani – nie pani
niech skoń­czy się już to ranie­nie
bo ja nie jestem do ranie­nia
co kie­dyś pięk­ne, teraz zwię­dłe
cyni­zmem prze­żar­te – sche­mat

Uli­ca śpie­wa hymn o dola­rze
a wol­ni graż­da­nie szcze­rzą szczer­by
i Pol­ska Pol­ska über alles
faszy­ści gru­pa­mi jak psy na uli­cach miast
pró­bu­ją noży na mej twa­rzy
Pol­ska Pol­ska ponad wszyst­ko
w klesz­czach mil­cze­nia pocią­giem jadę…

Pani bar­dziej samo­lo­ta­mi
któ­rych się pani tro­chę boi
tak cią­gle się odda­la­my zbli­ża­my
taki życio­wy es-flo­res
na pani miej­scu już daw­no bym go rzu­cił
dał­bym roz­sąd­ko­wi głos
i miłą melo­dię zanu­cił

Zima – któ­ra to już zima
dopraw­dy zbyt dobrą mam pamięć
wina – któ­ra to już wina
dla­cze­go tak dobrze pamię­ta się
to co złe
a prze­cież tak dobrze cię przy­tu­lić
i miłą melo­dię zanu­cić

Ono seti­ne seti maria
dana eli­to ne pa er
ono seti­ne seti maria
iri­ja sino desi­de
szan­te szan­te dana eli­to
iri­ja dan­te maj
simon simon ida­ri­neo
ride vau ride vau

Majer repi­jas
tiar­ra botisz ri siva­non
se mori del le par
iri­da­mon iri­da­mon
szan­te szan­te dana eli­to
iri­ja date maj
simon simo da fe
ride vau ride vau

Moż­na ten utwór, wła­ści­wie szla­gier, Maleń­czu­ka nazwać odpo­wied­ni­kiem „Nie pytaj o Pol­skę” Cie­chow­skie­go na cza­sy przej­ścio­we. Wraz z odzy­ska­niem suwe­ren­no­ści z dziur wypeł­zły roz­ma­ite dzie­ci wol­no­ści z nie­pra­we­go łoża. Nie­któ­re są tyl­ko strasz­ne i głu­pie, nie­któ­re głu­pie i groź­ne. Pomysł koń­cze­nia pio­sen­ki czymś w rodza­ju Maleń­czu­ko­we­go espe­ran­to był jesz­cze eks­plo­ato­wa­ny przez arty­stę kil­ka­krot­nie.


Lech Janer­ka
Szk­syp­cze
[1990]

Mina obe­lży­wa jest to
jed­na z wie­lu min
wszyst­kich się uży­wa by
zbo­czon­ko skrzęt­nie ukryć
ryju malo­wa­ny
spró­buj nazwać nie­na­zwa­ne
ock­nij się i nie mów
że ta pią­cha to są zmia­ny

O mama, a mia­ło już nie być scen

Bły­snąć by się chcia­ło
bo spo­so­by to się zna
moż­na tak na przy­kład
na cudacz­nych zagrać skrzyp­cach
wszyst­ko jest dla ludzi
więc przy­rzą­dzik bie­rzesz w dło­nie
coś tu jed­nak nie wycho­dzi
i odra­zę budzi

O mama, a mia­ło być jak we śnie

A dalej jest jak­by nigdy nic
i znów nie wszyst­kim jest źle
a dalej jest jak­by nigdy nic

Kochaj swój bul­do­żer
bo on nie wie co to dno
kie­dy jest nie­do­brze
i nie mają sen­su skrzyp­ce
bie­rzesz swą maszy­nę
ona nigdy nie zawie­dzie
wsia­dasz w takie cac­ko
i po pro­stu sobie jedziesz

Mina obe­lży­wa jest to
jed­na z wie­lu min
wszyst­kich się uży­wa
by zbo­czon­ko skrzęt­nie ukryć
ryju malo­wa­ny
spró­buj nazwać nie­na­zwa­ne
ock­nij się i nie mów
że ta pią­cha to są zmia­ny

O mama, a mia­ło być jak we śnie

A dalej jest jak­by nigdy nic
i znów nie wszę­dzie jest źle
a dalej jest jak­by nigdy nic

Bły­snąć by się chcia­ło bo spo­so­by na to są
od lat wciąż te same

Komu bije dzwon
a komu bije dzwo­nek
komu wiel­ki zgon
a komu tyl­ko zgo­nek

więc komu bije dzwon
a komu bije dzwo­nek
komu wiel­ki zgon
a komu tyl­ko zgo­nek

Zwier­cia­dło, jakie przy­sta­wia nam od zawsze Janer­ka, jest zara­zem naj­gor­szym i naj­lep­szym z moż­li­wych. Jeśli czym­kol­wiek krze­pi, to rze­tel­ną, acz gorz­ką nauką. Zresz­tą obec­ne tu prze­stro­gi wca­le nie są nowe, sam Janer­ka wypo­wia­dał je wcze­śniej. Tu jed­nak, wobec świe­żo odzy­ska­nej wol­no­ści, nabra­ły nowe­go wymia­ru.