14/11/21

Kartoteka 25: Piosenki (16)

Filip Łobodziński

Strona cyklu

Kartoteka 25: Piosenki
Filip Łobodziński

Ur. w 1959 r. Iberysta, dziennikarz, muzyk i tłumacz z języków: angielskiego, francuskiego, hiszpańskiego, katalońskiego, portugalskiego oraz ladino. Laureat Nagrody Instytutu Cervantesa w Warszawie w 2005 r. za najlepszy przekład literacki. Przez lata pracował jako dziennikarz (TVP, Polsat News, Trójka, Inforadio, „Non Stop”, „Rock’n’Roll”, „Machina”, „Przekrój”, „Newsweek”), a obecnie współprowadzi program telewizyjny „Xięgarnia”. Współzałożyciel Zespołu Reprezentacyjnego (od 1983, sześć płyt) oraz dylan.pl (od 2014, jedna płyta), specjalizującego się w wykonywaniu przekładów piosenek Boba Dylana. W Biurze Literackim ukazały się przetłumaczone przez niego książki Dylana: Duszny kraj (2016) oraz Tarantula (2018), Patti Smith: Tańczę boso i Nie gódź się oraz Salvadora Espriu Skóra byka. Mieszka w Warszawie.

Zuzan­na Wroń­ska
STAROŚĆ
[2008]

I to będzie wte­dy, kie­dy będę taka malut­ka,
że pół chleb­ka i maseł­ka na cały dzio­nek mi wystar­czy.
I to będzie wte­dy, kie­dy led­wie będzie mi ząb­ków
wystar­cza­ło do pogry­zie­nia.

I to będzie wte­dy, kie­dy
rącz­ki do zie­mi się­gną mi same.
I to będzie wte­dy, kie­dy
bóg zapłać powiem na uli­cy.

I w ogó­le star­cza­ło mi wszyst­ko teraz.
I w ogó­le star­cza­ło mi wszyst­ko i zawsze.
I w ogó­le star­cza­ło mi wszyst­ko i na wie­ki.
I w ogó­le star­cza­ło mi.

I to będzie wte­dy, kie­dy będę taka malut­ka,
że pół chleb­ka i maseł­ka na cały dzio­nek mi wystar­czy.
I to będzie wte­dy, kie­dy led­wie cokol­wiek zoba­czę,
a potem, a potem już nic.

I w ogó­le star­cza­ło mi wszyst­ko teraz.
I w ogó­le star­cza­ło mi wszyst­ko i zawsze.
I w ogó­le star­cza­ło mi wszyst­ko i na wie­ki.
I w ogó­le star­cza­ło mi.

Sta­rość nie radość, szcze­rość nie war­tość.
Sta­rość nie radość, szcze­rość nie war­tość.
Sta­rość nie radość, szcze­rość nie war­tość.
Sta­rość nie radość.

„Star­czy” – syno­nim zara­zem „już dosyć” i „zgrzy­bia­ły”. Pio­se­nek o sta­ro­ści raczej w pol­skim pej­za­żu muzycz­nym nie­wie­le. Wroń­ska na potrze­by sio­strza­ne­go zespo­łu Bal­la­dy i Roman­se zde­cy­do­wa­ła się na napi­sa­nie o tym, jak z wie­kiem kur­czy się wszyst­ko – my, nasze moż­li­wo­ści, nasz świat, nasza siła per­swa­zji. Bio­lo­gia zawsze zwy­cię­ża.


Radek Łuka­sie­wicz
ŻAŁOBNIKI WYNOCHA!
[2008]

wyglą­dam zza firan­ki czu­ją że przyj­dziesz do mnie
na para­pe­cie para petów gra­ją w dwa ognie

w poko­ju bez dywa­nu bez woj­ny i bez bia­łych flag
tęsk­nię choć mi nie wol­no muszę posprzą­tać

per­ło­we żałob­ni­ki obsia­dły mój dach
nie lubię pła­kać więc kamień do ręki wyno­cha stąd

wie­czór jak poczu­cie wina z począt­ku gorz­ki a potem mdli
czy nauczę się zapo­mnieć myślę że wąt­pię

per­ło­we żałob­ni­ki obsia­dły mój dach
nie lubię pła­kać więc kamień do ręki wyno­cha stąd
per­ło­we żałob­ni­ki obsia­dły mój dach
nie lubię pła­kać więc kamień do ręki

wyno­cha stąd

Draż­li­wość – to mało powie­dzia­ne. Nar­ra­tor Łuka­sie­wi­cza z tru­dem trzy­ma się w ryzach. Świa­do­mość zbli­ża­ją­ce­go się fia­ska osią­ga masę kry­tycz­ną. Utwór jest jak foto­gra­fia super­no­wej na mili­se­kun­dę przed wybu­chem.


Zuzan­na Wroń­ska
TRUDNY
[2008]

Nawet jeśli lubi, to się nie przy­zna
kie­dy tań­czy, kości trą o sie­bie sztyw­no
zaczy­na mówić, wszy­scy milk­ną
zaczy­na mówić, wszy­scy milk­ną

Aż któ­re­goś dnia spoj­rzał w lustro
i zoba­czył, że ma fio­le­to­we usta
aż któ­re­goś dnia spoj­rzał w lustro
i zoba­czył, że ma fio­le­to­we usta

Hob­by ma tak trud­ne, że zdy­cha, jak upra­wia
nawet oddech ma cięż­ki i ołów w oku
kie­dy idzie uli­cą, wszyst­ko zwal­nia wokół
kie­dy idzie uli­cą, wszyst­ko zwal­nia wokół

Aż któ­re­goś dnia spoj­rzał w lustro
i zoba­czył, że ma fio­le­to­we usta
aż któ­re­goś dnia spoj­rzał w lustro
i zoba­czył, że ma fio­le­to­we usta

Nawet jeśli smut­no mu i źle
uśmie­cha się

Pije do spodu, pali do wyrzy­gu
kocha bar­dzo moc­no, przy­tu­la do bez­de­chu
kie­dy chce zabły­snąć, wszyst­kich strasz­nie męczy
kie­dy chce zabły­snąć, wszyst­kich strasz­nie męczy

Aż któ­re­goś dnia spoj­rzał w lustro
i zoba­czył, że ma fio­le­to­we usta
aż któ­re­goś dnia spoj­rzał w lustro
i zoba­czył, że ma fio­le­to­we usta

Aż któ­re­goś dnia spoj­rzał w lustro
i zoba­czył, że ma fio­le­to­we usta
aż któ­re­goś dnia spoj­rzał w lustro
i zoba­czył, że ma fio­le­to­we usto

Czło­wiek tak zapę­dzo­ny w obse­syj­ną doraź­ność, codzien­ność, teraź­niej­szość, że dopie­ro ponie­wcza­sie zauwa­ża, jak życie zeń prze­cie­kło. Minia­tu­ra Wroń­skiej jest prze­stro­gą dla wszyst­kich. Wszyst­kich nas – zanim sta­nie­my się mar­twi za życia. UWAGA: muzy­ka do tego utwo­ru oszu­ku­je!