11/01/21

Kartoteka 25: Piosenki (5)

Filip Łobodziński

Strona cyklu

Kartoteka 25: Piosenki
Filip Łobodziński

Ur. w 1959 r. Iberysta, dziennikarz, muzyk i tłumacz z języków: angielskiego, francuskiego, hiszpańskiego, katalońskiego, portugalskiego oraz ladino. Laureat Nagrody Instytutu Cervantesa w Warszawie w 2005 r. za najlepszy przekład literacki. Przez lata pracował jako dziennikarz (TVP, Polsat News, Trójka, Inforadio, „Non Stop”, „Rock’n’Roll”, „Machina”, „Przekrój”, „Newsweek”), a obecnie współprowadzi program telewizyjny „Xięgarnia”. Współzałożyciel Zespołu Reprezentacyjnego (od 1983, sześć płyt) oraz dylan.pl (od 2014, jedna płyta), specjalizującego się w wykonywaniu przekładów piosenek Boba Dylana. W Biurze Literackim ukazały się przetłumaczone przez niego książki Dylana: Duszny kraj (2016) oraz Tarantula (2018), Patti Smith: Tańczę boso i Nie gódź się oraz Salvadora Espriu Skóra byka. Mieszka w Warszawie.

Lech Janer­ka
Tutaj weso­ło
[1983]

Dzi­siaj wszyst­ko jest moż­li­we
u Nun­cju­sza wiel­ki bal
Fred Atle­ta przyj­dzie z żoną
Pięk­na Miki, Henio Kat
oprócz tań­ców demon­stra­cja
Fred wypi­je becz­kę snów
Pięk­na Miki da nam szpa­gat
Henio z wro­ga zro­bi dwóch

Pie­kło dalej lubi bale
ono wytrwa w swo­im sza­le
układ tań­ców się nie zmie­nia
już od bar­dzo wie­lu lat

Tutaj, tutaj
tutaj weso­ło
tutaj, tutaj
i naoko­ło

Ludzie mówią, mówią, mówią
oni mówią, że jest dobrze
że to zwy­kła noc przed koń­cem
i nie war­to kłaść się spać

Tutaj, tutaj
tutaj weso­ło
tutaj, tutaj
i na

Apo­ka­lip­tycz­ny bal, tro­chę na Tita­ni­cu, tro­chę u Wolan­da, tro­chę przed roz­puk­nię­ciem się świa­ta na kawał­ki. Janer­ka to wła­ści­wie syno­nim nie­za­leż­no­ści, jak Szul­kin w kinie czy Rybic­ki w poezji. Nie­któ­rzy mawia­ją, że total­na nie­za­leż­ność to tyle co chu­li­ga­ne­ria. Ale któ­ry chu­li­gan powie nam, że Fred wypi­je becz­kę snów i wywró­ży koniec nie tyl­ko nam, ale i sobie? Sło­wo „weso­ło” w tym tek­ście rezo­nu­je całą gory­czą i smut­kiem świa­ta.


Nick Cave, Ani­ta Lane
Z tą do wiecz­no­ści
[From Her to Eter­ni­ty, 1983]

O dziew­czy­nie tu opo­wiem wam, co miesz­ka pod 32
że co? Bo to nade mną, tyl­ko sufit dzie­li nas
ude­rzam w płacz, ude­rzam w płacz
sły­szę, jak cho­dzi, boso cho­dzi, klep­ki skrzy­pią tak
przez calut­ką smut­ną noc
i jej płacz sły­szę też, gło­śno dud­nią jej gorą­ce łzy
przez szpa­ry pły­ną tu
pro­sto mi na twarz
w usta łapię je
w usta łapię je!
Kro­ki – łzy
kro­ki – łzy

Z tą do wiecz­no­ści!
Z tą do wiecz­no­ści!
Z tą do wiecz­no­ści!

Ma dzien­nik, czy­ta­łem w jej poście­li go, spi­sa­ła każ­dy brud,
wyrwa­łem kart­kę i pod koszu­lą ją przy­nio­słem tu
przez okno dałem nura, gzym­sem szyb­ko peł­złem w dół
precz z jej kosz­ma­ru pro­sto z powro­tem w mój
w mój!
Tak, w mój!

Z tą do wiecz­no­ści!
Z tą do wiecz­no­ści!
Z tą do wiecz­no­ści!
W płacz!
Płacz!
Płacz!

Zało­żę się, że wyzwo­lo­na jest i nosi się swo­bod­nie
i robi róż­ne rze­czy, gdy ja mam ucho przy sufi­cie
uzna­cie, że to absurd, ale ja tam swo­je wiem
sły­szę naj­bar­dziej melan­cho­lij­ny w świe­cie dźwięk!
Kro­ki – łzy
klęcz­ki – łzy!

Z tą do wiecz­no­ści!
Z tą do wiecz­no­ści!

Cze­mu tak jest? Cze­mu? Cze­mu?
Cze­mu sufit się tak trzę­sie wciąż?
Cze­mu każ­dy sprzęt zacho­wu­je się jak wąż?
ta żądza, by ją posiąść, rani mnie
jak zoł­za drę­czy, gro­zi jak nad gło­wą miecz
ale wiem, że żeby posiąść ją
muszę się wyzbyć wszel­kich żądz

O, w takim razie nie ma co
ta dziew­czy­necz­ka, trze­ba skoń­czyć z nią
z nią!
Z nią!
Z tą do wiecz­no­ści!

Ówcze­sna part­ner­ka życio­wa Cave’a Ani­ta Lane mia­ła ponoć spo­ry udział w two­rze­niu tego zło­wro­gie­go tek­stu jak­by żyw­cem z Chi­me­rycz­ne­go loka­to­ra Rolan­da Topo­ra. Nar­ra­tor szpie­gu­je sąsiad­kę z góry i czy­ni to znacz­nie posęp­niej niż nar­ra­tor wiel­kie­go hitu The Poli­ce Every Bre­ath You Take. To opo­wieść o obse­sji aż po grób. Szczę­śli­wie w pol­skiej wer­sji uda­ło się zacho­wać grę z tytu­łem słyn­nej powie­ści Jame­sa Jone­sa From Here to Eter­ni­ty.


Grze­gorz Cie­chow­ski
Nie­ustan­ne tan­go
[1983]

ile dni od ilu dni tań­czy­my tan­go
ile lat nie mija nic – tań­czy­my tan­go
oto pięk­na for­dan­ser­ka
któ­ra daw­no zmar­ła w moich rękach
tań­czę z nią bo taniec trwa – tań­czy­my tan­go
nie zosta­nę prze­cież sam bo tań­czę tan­go
obok ktoś wiru­je z lustrem
inny ktoś przy­tu­la suk­nię pustą

dalej w tan orkie­stra gra
dalej w tan orkie­stra gra
dalej w tan orkie­stra gra
dalej tańcz­my tan­go… tan­go… tan­go… tan­go…
nie­ustan­ne tan­go
tan­go… tan­go… tan­go… tan­go…
nie­ustan­ne tan­go

kon­kurs trwa kto dłu­żej z nas wytrzy­ma tan­go
któ­ry z nas i któ­ra z was upad­nie nagle
każ­dy chce part­ne­ra mieć i każ­dy kła­mie
nie ma par do tań­ca nikt nie pro­si ład­nie
nie strze­laj­cie do orkie­stry
jeśli oni zgi­ną – przyj­dą lep­si

dalej w tan orkie­stra gra
dalej tańcz­my tan­go… tan­go… tan­go… tan­go…
nie­ustan­ne tan­go
tan­go… tan­go… tan­go… tan­go…
nie­ustan­ne tan­go

tan­go… tan­go… tan­go
tan­go… tan­go… tan­go
tan­go… tan­go… tan­go
tan­go… tan­go… tan­go
tan­go… tan­go
nie­ustan­ne tan­go
tan­go… tan­go…

Czyż nie dobi­ja się koni? – chcia­ło­by się zapy­tać. Tan­go jest tań­cem roz­pacz­li­wej namięt­no­ści, maska­ra­dą wal­ki na noże, pier­wot­nie tań­czo­ną w bona­ireń­skich lupa­na­rach przez pary męskie. Jest więc w tan­gu coś z fatum, z zapo­wie­dzi zagła­dy. Cie­chow­ski dosko­na­le wyczuł ten zapach. Być może „Nie­ustan­ny walc” albo „Nie­ustan­ny gawot” były­by też upior­ne. Ale to do tan­ga trze­ba śmier­ci. Nie­ustan­nej śmier­ci.